Andrzej Lewandowski: Plecy panadawidowe5 min czytania

24.02.2023

ECHA WYDARZEŃ:

Taka powtarzalność obrazów, że układają się one w serial – na zasadzie: dzień podobny do dnia – wcale nie musi oznaczać monotonii. Jeśli te obrazy maluje Iga Świątek – mają wciąż od nowa kształtowaną urodę.

To, jaki tenis przenosi z Raszyna do tzw. wielkiego świata jest czymś niebywałym. Zwycięstwo goni zwycięstwo. Setów nie oddaje; ba nawet gemów…

Jest w tej damie sportowa arcyklasa, jest siła fizyczna godna atlety, a przecież obleczona wciąż dziewczęcą sylwetką; jest precyzja neurochirurga i jest pasja o temperaturze topienia szlachetnych metali.

Wygrać! Więcej – wygrać najefektowniej jak się tylko da. Żadnego odpuszczania, zero litości dla rywalki, oczywiście w sportowym rozumieniu tego określenia. Pochwalić po pojedynku, ale w jego trakcie- uparcie wojować o przewagę w każdej akcji.

Jest – „serialowo I westernowo”, przeważnie ze sceną finałowa łatwą do przewidzenia. Ba, choć przecież tenis nie boks, i przegrana akcja to nie ból fizyczny, jest zgoła ringowy obrazek – „RZUCENIE RĘCZNIKA”, gdy widać, że szans nie ma. Jeśli niedawno dwakroć zdarzyło, że świetna rywalka oddała pole bez walki, sygnalizuje więcej niż chwilowe zmęczenie, grypę; raczej strach przed liderką tego czasu…

Ten czas – podkreślam, żeby z radości dni i miesięcy nie robić sobie pewności, że inaczej być nie może. Tym, którzy łatwo betonują – zamiast logiki – skrajny optymizm, zadam pytanie: A jaką mieli wiedzę i opinię o dzisiejszej arcymistrzyni 2-3 lata temu? Pamiętają ile lat trwał jej atak i wędrówka po rankingowej drabinie? Jak długo trzeba było przebijać się, być w tle, inwestować, by dziś robić fortunę?

Dziś podobnie „wędrujących”, z nadziejami na klasę i kasę też nie brakuje. A kolejne się pojawią…

Skuteczna i efektowna obrona – przez kontynuację własnego ataku – jest urzekająca. Mam nadzieję, że jutro i pojutrze będzie podobnie, ale – czuj duch – gwarancję przyjdzie odnawiać… A wiem, że w kręgach kibicowsko-średniofachowych pęta się pytanie, czy przypadkiem nasza gwiazda nie za bardzo sobą szafuje? Przecież, żeby wygrywać i awansować może nie trzeba rzucać aż tyle energii.

Tu akurat nie mam wątpliwości – jeśli pasja starań o wykazywanie wyższości mieszka w młodej damie, w jej psychice i jest tak silna, to, spokojnie – da radę. Niech nie myśli, że można przejść przez mecz „na świeżaka”, niech z własnego grania ma frajdę. I – jeszcze- przy okazji – kolejną dawkę treningową. Nowe szablony, pomysły… sprawdzanie ręki, oka, ciągłe doskonalenie reakcji w obronie i ataku… 6:0, 6:1, 6;2…to nie tylko bilans, to w tle jeszcze tzw. jednostka treningowa,

Narciarze będą skakali w mistrzostwach świata. Czy rodacy skoczą po medale? Czy norweski arcymistrz sezonu – też będzie jak Panna Iga, czyli znów da konkurentom popalić?

Drugie pytanie jawi mi się jako ważne, ale mniej pasjonujące od pierwszego. Bo przecież historia naucza, że my mamy prawo, a nawet „obowiązek”, zgłaszać aspiracje do miejsc na podium.

Gdyby nie te zawirowania w poprzedzającej części sezonu. Że przyszło reagować doraźnymi zmianami w BPS (bezpośrednie przygotowanie startowe), spróbować przepędzić znużenie itp. Teraz okaże się, czy animusz wrócił, bo klasa mistrzowskiego wyszkolenia przecież dyskusji nie podlegała.

Podbuduję znak zapytania, z którym przedstartowo mamy do czynienia.

-„U starszych skoczków potrzeba więcej czasu na regenerację po treningu czy zawodach i bardziej muszą bazować na rutynie, doświadczeniu niż na spontaniczności przypisanej młodym skoczkom – mówił na łamach WP SportoweFakty fizjolog, profesor Jerzy Żołądź, współtwórca sukcesów Adama Małysza

Na początku sezonu, gdy naszym skoczkom szło więcej niż dobrze, profesor ostrzegał, że tym najbardziej doświadczonym trudno będzie utrzymać przez cały sezon dobrą formę. Nie mylił się.

– Wiek 35 lat stanowi pewną granicę w karierze skoczka. Po przekroczeniu tego wieku poziom sportowy zawodnika zaczyna się chwiać. Po 35. roku życia znacznie maleje zdolność człowieka do wysiłków krótkotrwałych o mocy maksymalnej. Mięśnie sportowca generują mniej mocy niż wcześniej, obniża się maksymalna szybkość skurczu oraz pogarsza koordynacja nerwowo-mięśniowa. Z tych powodów zaburza się technika skoku oraz powtarzalność wysokich osiągnięć. Wkrada się zagubienie i niepewność, które utrudniają oddawanie skoków na mistrzowskim poziomie.

Czyli – w pewnym sensie metryka, choć pewnie jeszcze też lata życia na walizkach, w podróży, w tej samej grupce; coraz bardziej – z czasem – męczące adaptacje i aklimatyzacje…

Przed mistrzostwami hasło wypocząć, odświeżyć głowy, przywrócić luz i przepędzić myśl – jeśli taka jest – że metryka sama przez się coś z możliwości sportowych zabiera było zgodne ze stanem wiedzy o skakaniu. I że teraz metryka każe poćwiczyć ciut inaczej, niż drzewiej, gdy junackość niosła.

Pierwsze próby treningowe na skoczni mistrzostw jakby zapowiadały, że może będą to dni wymazywania znaków zapytania. Ale z fusów nie wróżę, choć nadzieję i ja mam. Martwi tylko wieść, że Dawid Kubacki ostatnimi czasy najbliższy norweskiego lidera, nie trenował. Jakiś ból pleców, zabiegi zamiast skakania. Pomogą? W piątek eliminacyjne skakanie przed pierwszym konkursem. Wszystko w rękach… masażysty.

Wieść radosna, bo o medalach;

Wielki sukces polskich zawodników w mistrzostwach świata seniorów w Bakuriani – Oskar Kwiatkowski i Aleksandra Król wywalczyli dla naszego kraju pierwsze w historii medale seniorskiego czempionatu w snowboardzie alpejskim. Kwiatkowski w pięknym stylu sięgnął po tytuł mistrza świata w slalomie gigancie równoległym, natomiast Król – w rywalizacji kobiet – zdobyła brąz.

Wyznam; nie jestem biegły w tym sporcie, ale radość dzielę, i gratuluję. Uczę się wciąż i ja…

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego „Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii