w wykonaniu premiera Morawieckiego
02.05.2023
Długi weekend majowy to nie jest dobra pora na poważne traktowanie tego, co wokół nas. Nawet tak kompetentne teksty, jak Jarosława Kapsy „Szczypta patriotyzmu” zamieszczony na stronie SO nie wzbudził większych reakcji, a szkoda!
Dlatego też, trzymając się tego, co tu i teraz, zaproponuję nieco żartobliwe spojrzenie na wystąpienia Mateusza Morawieckiego – premiera rządu RP, który ruszył w Polskę z kampanią mówiącą wprost o tym jaki to jest dobry rząd, jak dba on o obywateli. Premier, rządowe media i duże tablice we wszystkich zakątkach kraju, informują o tym, że rząd oddaje obywatelom ich pieniądze pobrane wcześniej w formie podatków, jakie ten rząd na obywateli nałożył.
Zabrał za dużo ale oddał – a mógł nie oddać!
Rząd wymyślił Polski ład – bardzo skomplikowany i niesprawiedliwy system podatkowy, premier reklamował go jako wielkie osiągniecie. Ten sam premier i jego ministrowie przepraszali publicznie za ów Polski ład, gdy okazał się on katastrofą. Minister odpowiedzialny stracił posadę, do ministerstwa finansów wszedł nowy wice, który miał naprawić ten cały bałagan. Polacy żyli w chaosie prawnym, nikt nie wiedział, jak rozliczyć się z fiskusem; nawet najbardziej biegli w tym fachu byli bezradni. Państwo pobrało więcej niż mu się należało, budżet państwa zyskał nienależne mu środki, inflacja i wysokie ceny, od których państwo pobiera należne mu podatki to kolejne źródło sukcesów finansowych państwa w trudnych czasach –pandemii, wojny i inflacji – kiedy, w przeciwieństwie do obywateli, budżet państwa ma się dobrze.
Gdy słucham premiera mówiącego nam, że państwo pomaga swoim obywatelom, bo oddaje im ich pieniądze, gdy nowy wiceminister wylicza, że to 20 miliardów złotych, przypomina mi się taki stary kabaretowy numer, w którym dialog pomiędzy dwoma aktorami przebiega tak:
Pożycz mi tysiąc złotych… albo zrobimy to tak – daj mi pięćset złotych, pięćset będziesz mi winien – więc jesteśmy kwita.
To były numery kabaretowe, dla rozbawienia publiczności. Premier robi to jednak jako premier i nie w kabarecie a na publicznej scenie, mówi po to, abyśmy byli mu wdzięczni – oddał nam nasze pieniądze a mógł przecież nie oddać.
Nie oddałby i co mu byśmy zrobili? Za nim stoi cały aparat państwa, wszystkie służby, policja, wojsko…
Przyglądając się tej hucpie, intensywności i skali użytych środków do propagowania „dobroci rządu” muszę postawić gorzki wniosek – rząd zrobił swoje badania i wie, że ten „ciemny lud” to kupi, bo premier, rządowe media i bilbordy wiszące w małych miastach mówią do tych ludzi, do których sam prezes na jak zawsze perfekcyjnie przygotowanym spotkaniu powiedział ostatnio, że byli oni zapomniani przez państwo – ale teraz to się zmieni. Te inwestycje to wielki czek z namalowaną kwotą pieniędzy jakie to miasteczko czy gmina od rządu dostanie.
I będą to nasze, polskie pieniądze – a nie te z Unii, która Polski nie lubi.
Rząd takie papierowo-tekturowe czeki wręcza, a lud ma się cieszyć. Role zostały rozpisane, aktorzy i publiczność grają, a nad wszystkim czuwa on – reżyser spektaklu, prezes wszystkich prezesów.
Od dawna wiemy: PiS nie jest partią masową, nie jest też partią kadrową. PiS jest partią klientowską, partią rządzoną przez jej prezesa, który ją wymyślił, napisał jej statut i ma władzę absolutną. Siła i sprawczość PiS opiera się na wielkiej grupie ludzi będącej jej klientami, którzy wiedzą, że ich pozycja i ich pieniądze zależą wyłącznie od tego, czy PiS będzie nadal rządzić. Utrata władzy PiS oznacza dla nich koniec świata, koniec w dosłownym sensie.
Proces tworzenia grupy klientów partii rządzącej trwa już od kilku ładnych lat. Klienci partii to szeroka grupa beneficjentów, od najniższych szczebli we władzy lokalnej, urzędów gmin i powiatów, poprzez instytucje i urzędy państwowe, spółki czy różne instytuty powoływane przez państwo i jego ministerstwa. W tej nadzwyczaj licznej grupie zachodzą, co naturalne, procesy różnicowania co do wielkości i skali zawłaszczenia władzy i pieniędzy. Mamy już polskich oligarchów – patrz prezes Orlenu, który dysponuje majątkiem porównywalnym do oligarchów węgierskich, ukraińskich, a nawet niektórych rosyjskich. Prezes Orlenu to tylko przykład; w polskich warunkach, na początku budowy satrapii, warto poszukać innych jeszcze ludzi, którzy na „służbie” publicznej dorobili się majątków odbiegających od tego, co daje i co gwarantuje ta służba.
Za kilka dni skończy się majówka i szaleństwo wyjazdów do znanych miejsc, gdzie w warunkach będących całkowitym zaprzeczeniem pojęcia wypoczynku tłumy ludzi przeżywają swoje rozumienie święta.
Za kilka miesięcy pewnie odbędą się wybory, od których wyniku zależeć będzie co stanie się z Polską i z jej obywatelami.
Warto postawić pytanie o klimat i samopoczucie Polaków w dni majowych świąt 2024 roku.
Ma ktoś jakieś prognozy?

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
