10.05.2023
Fajny film wczoraj widziałam… Momenty? Nie, nie było. I dobrze.
Moją kolejną quasi-recenzję, nazwijmy ją cykliczną, zacznę jednak dość nietypowo, bo od odnalezionej w sieci sentencji:
„W psach znajdujemy prawdziwych przyjaciół. One nas kochają bez wygłaszania opinii i bez próśb o pożyczkę”.
Scenariusz amerykańskiego filmu fabularnego „Pies” powstał na kanwie prawdziwej historii. Tragicznej, smutnej, z tłem, w zasadzie z podtekstem związanym z toczącymi się na naszych oczach wojnami, konfliktami zbrojnymi i akcjami specjalnymi amerykańskich rangersów. To taka powstała podczas II wojny światowej elitarna formacja lekkiej piechoty Armii USA, przeznaczona do operacji specjalnych na terenie całego globu. Ich motto brzmi „Rangers Lead The Way!”.
Z dawnego oddziału zostaje paru żołnierzy i szkolona do zadań specjalnych suka Lulu (belgijski owczarek Malinois), powierzona pod opiekę Briggsowi (Channing Tatum) po śmierci jej długoletniego opiekuna. Ostatnia „misja” psiny polega na długiej podróży na pogrzeb swojego ukochanego pana.

Cóż. Ten film jest … dziwny. Niejednoznaczny, zastanawiający. Co wcale nie znaczy, że okropny, beznadziejny albo nie do strawienia.
Przede wszystkim jest mało amerykański. Chwilami nawet nudny, zwłaszcza dla widza czekającego na dynamiczną akcję, efekty specjalne, pokaz aktorskich umiejętności tak modnego obecnie Chaninga Tatum. Przystojnego, umięśnionego faceta stającego (na ekranie) przeciwko złu całego świata, walczącego z ludzkimi demonami, jednak nie zawsze po właściwej stronie.
Tu nie chodzi o jednak o zabawę. Ja, jako osoba mająca za sobą kawałek przeszłości mundurowej, patrzę na ten film jako na opowieść o walce ze sobą po służbie. I o siebie. O swoje „tu i teraz”, o „co dalej”. Opowieść traktuje o traumie, syndromie PTSD (nazbyt często występującym u byłych żołnierzy, też policjantów, strażaków itp.) i tęsknocie za czymś, co już nigdy nie wróci i nigdy już nie będzie takie samo. O konieczności poradzenia sobie z chorobliwie skrzywioną psychiką, o rozpaczliwym usiłowaniu powrotu do swojej nienormalnej codzienności.
To także obcowanie widza z rozumnym zwierzęciem, które tęskni, czuje, także zmaga się ze swoją traumą, co może być najskuteczniejszą metodą psychoterapii. To (tu: dogoterapia) jest naukowo potwierdzoną metodą w walce z ciężkimi schorzeniami. Skutecznie leczy się nią dzieci z problemami psychicznymi, uszkodzeniami neurologicznymi, wycofane. Tu trafiło na amerykańskiego żołnierza.
Podczas oglądania tego obrazu przyszło mi na myśl, że prawdziwa przyjaźń jest darem. Nie bójmy się zaufać, ofiarować komuś serce, powierzyć tajemnice. Człowiekowi lub chociażby tylko psu. W końcu nie wzdragajmy się przed zaspokojeniem jednej z podstawowych potrzeb socjologicznych. Warto nad tym popracować.
Przyjaźń potrafi zmienić naszą perspektywę, sposób postrzegania świata. Otworzyć serce, wyzwolić uśpione (stłamszone, zatracone) człowieczeństwo i empatię.
Wracając do odnalezionych opinii i recenzji, były skrajnie różne:
„To jest okropny film. To mogło być trochę urocze, ale zostało zrujnowane przez fabułę, która nie miała sensu w połowie filmu. Jeszcze nie widziałem filmu z Channingiem Tatumem, który nie wydawałby się wymyślony i dziwnie ucięty ze scenami, które nie wydają się do siebie pasować”.
„Bycie największym miłośnikiem psów… dla mnie nielubienie filmu o psach wiele mówi. Słabo zrobiony, kiepska gra aktorska… ale pies był uroczy!”
„Ten film to po prostu bezmyślny i samolubny weteran armii przez 90% filmu”.
Albo:
„(…) ale solidna narracja i dobrze wyszkolona praca współreżysera/gwiazdy Channinga Tatuma sprawiają, że oglądanie jest wciągające”.
„Elegancko i oszczędnie napisany film, opowiedziany w dość prosty, liniowy sposób, o człowieku i jego psie, nawet jeśli ten człowiek i ten pies przeżyli traumę, którzy ledwo tolerują się nawzajem przez większą część filmu”.
„To po prostu jeden z tych filmów, który ma dość serca, by być zabawnym w tej chwili, ale zapomnisz o nim w ciągu miesiąca. Jeśli lubisz Channinga Tatuma i urocze psy, prawdopodobnie spodoba ci się”.
Na koniec przeglądu przytoczę opinię najbliższą mojemu postrzeganiu tego filmu:
„Pies” jest tak serdeczny, jak można by się spodziewać, ale opowiada też delikatną historię o długiej drodze do uzdrowienia po doświadczeniu okropności wojny”.
Właśnie. Coraz bardziej brakuje nam serdeczności. Zrozumienia. Wrażliwości. Coraz bardziej ulegamy wyścigowi szczurów, konsumpcjonizmowi, ulotnej, chwilowej modzie. Na coś lub na kogoś. Mordujemy w sobie te resztki człowieczeństwa, jak też okruchy wartości wpajanych nam przez boleśnie doświadczonych przodków.
Pędzimy za czymś, czego nie potrzebujemy. Może byśmy jednak zwolnili na chwilę, by odzyskać równowagę psychiczną? Tak po prostu?
Niczego nie chcę Państwu narzucać. Uważam, co poniekąd także wynika z moich postfilmowych refleksji, że my, ludzie, zbyt mało siebie słuchamy, zbyt mało ze sobą rozmawiamy. Zatracamy umiejętność nazywania naszych emocji. Tłumimy w sobie szczerość, delikatność, wstydzimy naszej wrażliwości, boimy się otworzyć. Nie dziękujemy, nie przepraszamy. Nie umiemy prosić. Przestaliśmy uśmiechać się do siebie, częstować przyjaznym gestem. Czasami wystarczy razem pomilczeć, czego także nie robimy. Koncentrujemy się na ocenach, krytyce, nadmuchiwaniu własnego ego. Dlaczego właściwie?
O, ja naiwna…
Tak, szanowni Państwo. Przyjaźń uzdrawia, koi rany, pomaga odchodzić, pomaga przetrwać. Problemy wydają się wtedy dużo mniejsze, radości można pomnożyć. Przyjaźń (też miłość, bliskość) zmienia nas na lepsze. To najdoskonalsza psychoterapia. I bywa wierna … jak pies.
Film „Pies” może być także o tym. Może być o nas.
Dziękuję, pozdrawiam.

Aneta Wybieralska
Dziennikarka – freelancerka, autorka kilku powieści
W wielu miastach są pomniki psów, tych najbardziej lojalnych i wiernych przyjaciół człowieka. Psy sprawdziły się w wielu ekstremalnych sytuacjach jako przewodnicy niewidomych, ratujący zasypanych lawiną, wykrywający narkotyki, obrońcy swoich właścicieli przed atakiem jakiegoś bandziora. I przede wszystkim jako ulubieńcy dzieci, które z całą ufnością przytulają się do nawet największego psa.
Filmu nie widziałam jeszcze, ale z przyjemnością obejrzę i skonfrontuję swoje zdanie z wypowiedziami przytoczonymi przez Panią.
O drugiej stronie medalu, czyli o bestialstwie wobec porzuconych, zamęczonych, zagłodzonych zwierząt nie chcę pisać. Przyjaciół nie wolno zadręczać na śmierć.