26.01.2024
Nic o byłych posłach i byłych ministrach prawomocnie skazanych, ale skutecznie ułaskawianych przez Andrzeja Dudę – ich przyjaciela, ale jeszcze prezydenta, nic też o nim, prezydencie pełniącym funkcję posłusznego urzędnika prezesa wszystkich prezesów, budującego przez osiem ostatnich lat swoją satrapię w środku Europy, w państwie będącym członkiem UE i NATO.
Czas na niego, byłego premiera i obecnego prezesa partii PiS, człowieka zagubionego i głęboko nieszczęśliwego, bez rodziny i przyjaciół, żyjącego w bańce ochronnej za którą wszyscy płacimy wielkie pieniądze, człowieka budującego od lat mit własnej genialności i przebiegłości politycznej, przewidującego wszystkie ruchy swoich politycznych przeciwników nazywanych konsekwentnie wrogami Polski, zdrajcami i agentami obcych państw. Czas na Jarosława Kaczyńskiego, który jest posłem niepełniącym żadnej sejmowej i, co teraz oczywiste, żadnej państwowej funkcji, będącego jednak nadal prezesem największej partii opozycyjnej w polskim sejmie.
Przyglądając się zachowaniu prezesa, słuchając tego, co prezes mówi, odnoszę wrażenie, że jest on teraz jeszcze bardziej niebezpiecznym człowiekiem niż wtedy gdy był premierem swojego rządu czy wicepremierem ds. bezpieczeństwa w rządzie Mateusza Morawieckiego. To jak on się zachowuje, co mówi pytany na sejmowych korytarzach przez dziennikarzy, których nie od odganiają już ochroniarze prezesa otaczający go kiedyś szczelnym murem, nawet w sejmie, od innych ludzi – każdy znający się choć trochę na tym teatrze, jakim jest polityka musi dojść do wniosku, że prezes doszedł do kresu, wie, że stoi na krawędzi, że za nim jest już tylko przepaść, polityczny niebyt, a nawet perspektywa procesów i wyroków skazujących z perspektywą odbycia kary w zakładach karnych, z ich regulaminem i podkulturą budowaną przez więźniów. To straszna perspektywa – zostać skazanym i odbyć karę więzienia, a nie być emerytowanym zbawcą polskiego narodu – tego nie zniesie nikt, a tym bardziej ktoś taki, jak Jarosław Kaczyński.
Mówiąc, że to może być jeszcze bardziej niebezpieczne dla nas, dla polskiego państwa, mam na myśli te przykłady z historii, gdy tacy władcy mówili wprost – „a po mnie choćby potop”, gdy rozkazywali niszczyć wszystko tylko po to, by nie dostało się w ręce tych, których uznawali oni za wrogów.
Gdy Jarosław Kaczyński mówi do mikrofonu, że w Polsce potrzebny jest teraz jakiś rząd przejściowy i nowe wybory: to znaczy – trzeba, mając posłusznego jeszcze prezydenta, wprowadzić jakiś stan nadzwyczajny, zawiesić funkcjonowanie państwa – przejąć władzę i tak przygotować wybory by przyniosły one zwycięstwo prezesowi i jego partii.
Tylko tyle i aż tyle !
Jeżeli nie chcemy przyjąć takiej interpretacji, zostaje już tylko wezwanie pomocy służb – zdrowia i porządku publicznego, celem zbadania poczytalności pacjenta głoszącego takie treści w budynku polskiego sejmu.
Trzeba coś zrobić zanim będzie za późno. Zaniechanie to nie tylko grzech, to przestępstwo.
Jeżeli ktoś mówi, że przesadzam, że demonizuję, to pewnie ma rację. Nieustanny festiwal dywagacji na temat tego, co zrobi Wąsik i Kamiński, musi wywołać efekt znużenia. Ludzie mają swoje troski i swoje problemy, takich, którzy żyją polityką, jest niewielu. Prawda jest jednak taka, że to polityka, gdy będą ją „robić” ludzie chorzy albo szaleńcy, zdeterminuje życie wszystkich – i tych, którzy mówią, że to ich nie interesuje, że mają swoje życie poza polityką, i tych, którzy znają starą prawdę – „nawet jeżeli nie interesujesz się polityką wiedz, że polityka zainteresuje się tobą”.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
JK jak Cezar celowo spalił mosty i ze swojej wojny z całą klasa polityczną nie ma już odwrotu. Na szczęście Duda jest za słaby zarówno w sensie politycznym jak i charaktertologicznym aby podpalić Polskę. JK płaci cene za swoje awanturnictwo i anarchie polityczną. I musi tę cenę zapłacic do końca, podobnie jak Ziobro i szereg innych szkodników.
“JK płaci cenę za swoje awanturnictwo i anarchie polityczną.”
Jak na razie, to nic nie płaci. Stracił kilku ochroniarzy, którzy nie dopuszczali reporterów do jaśnie wielmożnego pana. Kilku jego znajomych pogoniono z intratnych synekur, ale wielka ich liczba pozostała. Pan Prezydęt robi miny i sam siebie podziwia. Tu się nic nie zmieniło. Premier, ministrowie, i marszałek Sejmu już się nie meldują na dywanik. Ale wielka cena, ale wielka trauma. Prezes jest wkurzony i daje temu wyraz. Ale zawsze tak było. Ja tu nie widzę żadnej ceny. Widzę kontynuację warcholstwa, bezczelności, zajadłości, hucpy, i bezhołowia.
Najwyższą ceną jaką zapłacił JK za swoje awanturnictwo była utrata władzy i ta dokonała sie 15 października. Dla przeciętnego człowieka cena taka wydaje się mało istotna. Dla JK jest swojego rodzaju końcem jego świata. Kontynuacja “…warcholstwa, bezczelności, zajadłości, hucpy, i bezhołowia.” trwa nadal, ale jest tylko metodą politycznej egzystencji tej formacji. Innej nie znają i nie potrafią zastosować. Cena w postaci odpowiedzialności za konkretne naruszenia prawa przyjdzie z czasem i dziś jak mało kiedy wydaje się ona nieuchronna. Najgorszym więzieniem dla JK byłaby samotność na jego Żóliborzu i brak jakichkolwiek kontaktów z innymi ludźmi.