Jerzy Łukaszewski: Marszałkińcy bez kasztanek6 min czytania


11.02.2024

Zdarza mi się bywać na uroczystościach o charakterze państwowym, czasem poplątanych z religijnymi do tego stopnia, że trudno odróżnić jeden przekaz od drugiego.

Od lat kilkunastu na takich zgromadzeniach widuję osoby poprzebierane za legionistów Piłsudskiego i jak zauważyłem – traktujących to przebranie nadzwyczaj serio. Trudno normalnemu człowiekowi uwierzyć, ale to prawda. Okazało się, że traktowanie serio zaszło już tak daleko, że … nadają sobie stopnie wojskowe i nadal nie widzą powodu, by się zarumienić ze wstydu. Przypomnę – mowa o osobach urodzonych już po II wojnie światowej. Ostatnio przymilający się do „piłsudczyków” proboszcz z Gdyni został … generałem!

Wszystko to można by potraktować jako nieszkodliwe dziwactwo, gdyby było ono rzeczywiście nieszkodliwe. A jest inaczej.

Przykład: jedna z wielu uroczystości. Zaproszono na nią ostatnich już członków AK, sześć osób, wszystkie grubo po 90tce.
Sadzamy ich w pierwszym rzędzie w sali. Nagle wpada chmara „legionistów” i oświadcza, że „pierwszy rząd jest dla nich!” i AKowcy muszą się usunąć.
Skandal? Jasne, że skandal, ale … nikt nie reaguje. Wszyscy potulnie znoszą to chamstwo farbowanych piłsudczyków, bo … no właśnie – bo co?

Jeszcze za życia Piłsudski mawiał, że gdyby miał w legionach tylu ludzi ilu teraz mieni się „kombatantami” to sam by wojnę wygrał.
Do dzisiejszych „piłsudczyków” te słowa widać nie dotarły. Jak zresztą i parę innych rzeczy.

Legenda „marszałka” budowana przed wojną na siłę przez jego obóz dla doraźnej politycznej korzyści dziś stałą się „prawdą historyczną” nie podlegającą dyskusji. Obóz sanacyjny nie był złożony z naiwniaków. Budując legendę „wodza” budował jednocześnie własną pozycję, tak polityczną jak i materialną.

Skądś to znamy? No przecież nie przypadkiem wśród zwolenników PiS najwięcej jest tych, dla których „marszałek” jest wzorem, któremu dorównuje jedynie Kaczyński.

Co kieruje ludźmi odgrzebującymi tę sztuczną legendę dziś? Potrzeba utopienia niskiej samooceny, kompleksów, podparcia pełzającego ego?
Nie jest żadnym zaskoczeniem brak elementarnej wiedzy historycznej, która w takich wypadkach mogłaby przeszkodzić osiąganiu zamierzonego celu.

Np. mało kto dziś wspomni, że Legiony Polskie nie były żadnym „polskim wojskiem”, a jednostkami armii austriackiej. O tyle szczególnymi, że nie podlegały bezpośrednio dowództwu polowemu, a … wywiadowi wojskowemu armii.

Za trudna dla wielbicieli wodza jest prawda, że w czasie negocjacji w Wersalu po I wojnie Dmowski i towarzysze mieli problem z poruszaniem „sprawy polskiej”, ponieważ większość aliantów uważała, że Polacy walczyli przeciw nim szeregach wrogiej im armii, więc niby dlaczego mieliby godzić się na jakieś ukłony wobec Polski. Fakt istnienia Legionów utrudniał więc, a nie ułatwiał negocjacje, które decydowały o odzyskaniu przez Polskę niepodległości i jej finalnym kształcie.
Co ciekawe, armia Hallera, która była argumentem „za”, w Wersalu, w Polsce nie była mile widziana przez „marszałka”.

Jak dziś przyjmiemy prawdę, że punkt Wilsona o dostępie Polski do morza był przez Piłsudskiego rozumiany „swoiście”? Nie interesowało go Pomorze, on widział morze … w Inflantach. Później był jednym z niewielu polskich polityków wyrażających się źle, wręcz pogardliwie o budowie Gdyni. Pewnie dlatego władze tego miasta dziś zafundowały mu pomnik w centralnym punkcie grodu.

Nikt nigdy dokładnie nie przeanalizował prostego pytania: dlaczego Piłsudski został wypuszczony z więzienia w Magdeburgu? Odpowiedź wydaje się prosta ze względu na wydarzenia w Berlinie, ale czy na pewno? Wygląda to na niemal natychmiastową reakcję pruskich władz, wystarczy porównać sobie daty. Nawet nie próbuję porównywać tego z przejazdem Lenina przez Niemcy choć znajdą się i tacy, którzy to zrobią.

Wódz, który później obnosił się z faktem swego uwięzienia akurat w Magdeburgu, gdzie nie sadzano „byle kogo”, też musi budzić uśmiech politowania nad takim dowartościowywaniem się na siłę. Nie u wszystkich, jak się okazuje. Mimo że ślady tych proniemieckich sympatii u Piłsudskiego widoczne były do końca życia (po śmierci którego hitlerowskie Niemcy urządziły państwowe uroczystości upamiętniające „marszałka”.) Hitlerowscy decydenci jeździli na polowania nie do Francji czy Hiszpanii, ale do Puszczy Białowieskiej. Nie dziwne?

Żadna oparta na źródłach wiedza historyczna nie odwiodła jego zwolenników od twierdzeń, że to on przyniósł Polsce niepodległość i to on wygrał wojnę z ZSRR. Wszystkie dane mówiące coś zupełnie innego o wojnie 1920 roku są a priori odrzucane przez wyznawców.

Legendzie Piłsudskiego nie zaszkodził nawet, i nie szkodzi po dziś dzień, zamach majowy, w którym jego zwolennicy zamordowali większą liczbę Polaków, niż to zrobił stan wojenny. Bereza Kartuska? E tam, nic takiego, wszystko w porządku.

I dziwić się, że PiSowcy tak zapatrzeni są w tę „gwiazdę”?

Powstanie Wielkopolskie.
Dysponuję materiałami dotyczącymi wizyty przedstawicieli dowództwa powstańczego w Warszawie gdzie prosili o pomoc.
„Generał Piłsudski” (bo tak o nim pisali później) odmówił tłumacząc się tym, że „alianci uważają granice Niemiec za nie omówione, więc nie można wysyłać na nie polskiego wojska”.
Wielkopolanie długo mu tego nie zapomnieli. Tym bardziej, że jednocześnie wysłał do Poznania oficerów, których zadaniem był … werbunek powstańców do armii walczącej o Lwów! Poznaniacy uważali to wręcz za zdradę.
Stąd, w czasie zamachu majowego, wojska z poznańskiego szykowały się do jazdy na Warszawę w obronie legalnego rządu. Przeszkodzili im w tym PPSowscy kolejarze zablokowawszy tory.
Do końca swoich dni „marszałek” mścił się na poznaniakach. To były garnizony, do których najrzadziej trafiały awanse itp. Taka sobie małość „wielkiego” człowieka.

To, co może zdumiewać, to to, że dziś taka postać wciąż bywa dla niektórych wzorem, a u niektórych powoduje chęć błaznowania i ubierania się w mundurki bez świadomości, że plamią właśnie ten mundur swoimi dziwactwami, dodawania sobie ważności udawanymi stopniami wojskowymi itp.

To wszystko pewnie da się jakoś wytłumaczyć, można nawet pogodzić się z tymi zjawiskami, bo są czasem i zabawne i ubarwiają obraz życia.

Jeśli jednak ci, którzy naprawdę narażali życie, muszą ustępować miejsca przebierańcom, to chyba coś jest z nami nie w porządku, n’est-ce pas?

Jeszcze jedna ze współczesnych anomalii społecznych, która ma swoje źródło w historii.

Jerzy Łukaszewski

 

5 komentarzy

  1. wdrw 11.02.2024
    • j.Luk 11.02.2024
      • wdrw 11.02.2024
  2. wiesiek 12.02.2024
  3. slawek 12.02.2024