16.04.2024

Nie był tęgiego zdrowia, ale wiadomość, jaka dzisiaj do mnie dotarła, była zaskoczeniem. Wiele nas łączyło. Chyba najbardziej niechęć do Jarosława Kaczyńskiego i jego formacji. Ten mały człowiek, który skupił wokół siebie ludzi jeszcze mniejszych, potrafił zainfekować bakcylem zawiści i zemsty niemal wszystkich. Również tych, którzy z nim walczyli i walczą. Jego obecność w polityce, a zwłaszcza 8 lat rządów PiS-u, uważaliśmy za zapaść cywilizacyjną, z której będzie nam bardzo trudno wyjść. Dzisiaj widzimy, jak bardzo nasza diagnoza jest słuszna, gdy niemal wszystkie dziedziny życia wymagają naprawy. Aż dziw, że sprawczość destrukcyjna może sięgać tak daleko, od sądów poczynając, a na różnych instytutach z nazwy kulturalnych czy historycznych kończąc.
Ale polityka to był zawsze tylko drobny wycinek naszych rozmów. Ważny i znacznie istotniejszy w tych rozmowach to był nasz surowy osąd katolicyzmu polskiego, któremu zarzucaliśmy brak powagi i skrajne upolitycznienie, zwłaszcza po 1989 roku. Również krytyczne podejście do pontyfikatu Jana Pawła II było nam wspólne.
Jego odejście oznacza dla mnie odejście bratniej duszy. Podobne odczucia miałem, gdy odszedł Zygmunt Bauman na początku 2017 roku. Jednak Bauman dożył sędziwego wieku. Mikołejko odszedł zdecydowanie za wcześnie. Trudno myśleć o świecie nie mając nadziei, że jeszcze posłucham, co Zbyszek ma na taki czy inny temat do powiedzenia. Tym bardziej, że w wielu sprawach mieliśmy zdania odmienne. On był urodzonym pesymistą, ja pozostaję niepoprawnym optymistą.
Był obecny w mediach. Często i chętnie. Budził mocne emocje, czasem wręcz skrajne. Ale zawsze było wiadomo, że chodzi mu o sprawy społecznie istotne.
Ale przecież pozostanie jego imponujący dorobek. Zupełnie osobny i z niczym nieporównywalny. Zbigniew Mikołejko uczęszczał po szlakach rzadko nawiedzanych, często wytyczał też nowe drogi. O tym chcę więcej napisać. Bo polityka mija, kościół przechodzi do lamusa historii, a głęboki nurt ludzkiej myśli toczy się swoim rytmem niezależnym od medialnego, politycznego i kościelnego szumu.
Oto jego portret naukowy.
Zbigniew Mikołejko po uzyskaniu stopnia doktora habilitowanego w 1998 i po opublikowaniu książki będącej podstawą kolokwium habilitacyjnego Mity tradycjonalizmu integralnego. Julius Evola i kultura religijno-filozoficzna prawicy, podjął wysiłek systematycznego (choć niezaplanowanego) oryginalnego przemyślenia niektórych kluczowych kategorii kultury Zachodu. Jego pierwszą odsłoną była książka poświęcona węzłowym zagadnieniom obecnym w Biblii i to zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie. Emaus oraz inne spojrzenia do wnętrza Pisma, to przykład nowego, antropologicznego stylu czytania tekstów uznanych za święte i kanoniczne. W ten sposób religia przestaje być dla niego tylko nobliwą i zarezerwowaną tylko dla „wtajemniczonych” rzeczywistością, ale prowokującym do myślenia i pełnym sprzeczności punktem wyjścia do zaskakujących niekiedy wniosków. Chodzi tu o nowe odczytanie takich scen z Nowego Testamentu jak spotkania uczniów z Jezusem w Emaus, przeklętego przez Jezusa drzewa figowego, czy rzezi niewiniątek. Zaś z Biblii Hebrajskiej wskazanie na ukryte znaczenia historii bohaterskich kobiet jak Jael i Debora, żony Samsona – Dalili, czy bezimiennej żony równie bezimiennego lewity. Odczytywanie przez Mikołejkę pozornie tylko znanych toposów biblijnych prowokuje do myślenia, niekiedy zachęca do sporu, a zawsze ożywia przeszłość jako splot sprzecznych i niemożliwych do uzgodnienia raz na zawsze racji.
Podobne zabiegi interpretacyjne są obecne w opublikowanych w 2001 roku Żywotach świętych poprawionych, proponujących inny wgląd w nazbyt udomowione hagiograficzną wersją (w istocie jest ona wcale nieukrytym celem polemiki, a niekiedy zgryźliwej wręcz ironii) biografie kanonicznych świętych Kościoła katolickiego w Polsce. W istocie mamy tu do czynienia z głębokim wglądem w mechanizm kształtowania mentalności społeczeństwa katolickiego, a zwłaszcza powstania uproszczonych i stereotypowych kalek myślowych odległych od faktycznych procesów historycznych (znakomite rekonstrukcje żywota i dziejów beatyfikacji i kanonizacji św. Jana z Kęt splecionych z dziejami Akademii Krakowskiej).
Jednocześnie z Żywotami pojawiła się książka Śmierć i tekst. Sytuacja ostateczna w perspektywie słowa, zapowiadająca dwutomowe dzieło, do którego wrócę pod koniec kreślenia tego portretu. Już ten tryptyk tworzy zwartą, wzajemnie odsyłającą do siebie całość stwarzającą okazję do radykalnego przemyślenia tematów rzadko podejmowanych przez refleksję humanistyczną.
Warto przy tym podkreślić, że ich autor przekracza dziedziny filozofii, religioznawstwa i antropologii w jakich zakorzeniona była jego praca habilitacyjna. Właśnie owo zadomowienie w różnych obszarach humanistyki umożliwia Mikołejce wejście w twórczy spór z ustaloną wykładnią tekstów biblijnych i postaci z historii Polski. Jego zdolność śledzenia pęknięć i aporii w tradycyjnym wykładzie stała się znakiem rozpoznawczym stylu autora. Wznowienia, tłumaczenie na języki obce Żywotów świętych poprawionych wskazują na potrzebę takiego ożywczego fermentu intelektualnego w Polsce. Ważna jest też umiejętność przystępnego wykładania zawiłych dziejów historii filozofii, czego przykładem jest podręcznik Elementy filozofii (siedmiokrotnie wznawiany w latach 1998-2008) wyrosły z praktyki dydaktycznej na kilku uczelniach wyższych. Z około pięćdziesięciu ważniejszych artykułów zwracają uwagę te poświęcone religijności polskiej i jakości polskiego katolicyzmu oraz miejscu ludzi niewierzących w aktualnej debacie światopoglądowej: Eros, seks i aborcja w ocenie katolicyzmu krytycznego z 2000 r., Mózg i wiara: tekst, który nie ja powinienem napisać, opublikowany w 2011 r., Nadzieja – beznadzieja: wyznanie mistycznego agnostyka z 2012 r., Ateizm po przejściach. W stronę myśli niepewnej z 2013 r., Agnostycyzm – światopogląd nieteistyczny z 2015 r. Warto też podkreślić, że większość z nich ukazała się w czasopismach katolickich, spełniających jednak kryteria publikacji naukowej, a więc są przykładem obustronnej otwartości na odmienne pojmowanie religii.
Okres po osiągnięciu samodzielności naukowej, to nie tylko własna twórczość naukowa, ale równie intensywna działalność wykładowcza na różnych uczelniach i w szkołach średnich. Warto wspomnieć o wypromowaniu stu pięciu licencjatów oraz trzydziestu prac magisterskich w Warszawskiej Wyższej Szkole Humanistycznej im. Bolesława Prusa, oraz ośmiorga doktorów w IFiS PAN w latach 2005-2014. W tym czasie recenzował sześć prac habilitacyjnych i czternaście doktoratów. Równie ważna jest popularyzacja wiedzy humanistycznej w mediach, gdzie był częstym i chętnie zapraszanym gościem i partnerem dyskusji. Ostatnie lata przyniosły publikacje, w których autor łączy namysł nad tekstami z przeszłości z aktualnymi wydarzeniami, często związanym wręcz z kroniką policyjną. Przykładem poruszająca książka z 2009 roku W świecie wszechmogącym. O przemocy, śmierci i Bogu, gdzie obok tematów znanych z poprzednich publikacji pojawiły się nawiązania do niepokojących zachowań społecznych w Polsce w XXI wieku. Jednak najważniejszą książką, w moim przekonaniu, jest zagadkowe, ale też niepozbawione ponurych akcentów, dwutomowe dzieło opublikowane w latach 2014 i 2015: We władzy wisielca, t. 1: Z dziejów wyobraźni Zachodu i We władzy wisielca, t. 2: Ciemne moce, okrutne liturgie. Oba tomy też były wielokrotnie recenzowane, omawiane i dyskutowane. Jest to w pełni zrozumiałe, gdyż książka dostarcza istotnego klucza hermeneutycznego pozwalającego na nowo zinterpretować cywilizację Zachodu. Jest to przy tym klucz interdyscyplinarny, czerpiący z różnych dziedzin humanistycznych. Od mitologii poczynając, poprzez historię sztuki (oba tomy zostały wzbogacone niezwykle bogatą ikonografią, która stanowi ich integralną część), filozofii i religii, a na kronikach sądowych kończąc. Nie ma w tej metodzie nieporządku czy przypadkowości. Wprost przeciwnie, te wszystkie, na pierwszy rzut oka niemające ze sobą wiele wspólnego, wymiary ludzkiej obecności w historii, układają się w intrygującą mozaikę. W jej zarysie czai się zaś figura czy archetyp wisielca-Judasza: „Domniemana śmierć wisielca Judasza zdrajcy wykreowanego skutecznie gdzieś między rokiem 70 a IV stuleciem na najczarniejszą figurę chrystianizmu, na swego rodzaju ‘antychrysta’ oraz zaprzeczenie wszelkiej godności i prawości człowieczej, stanie się zatem paradygmatem każdej śmierci hańbiącej, jej rdzeniem”. W istocie tak jest, a konsekwencje pozwalają dojrzeć mroczną i niechcianą twarz Zachodu. Jednak We władzy wisielca to nie jest tylko mroczny katalog ludzkiej przewrotności, ale też przykłady jej przezwyciężania. Chciałoby się przywołać biblijny topos św. Pawła: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20).
Poza tym Zbigniew Mikołejko posiadał rzadki dar twórczego rozwijania intuicji wybitnych badaczy z przeszłości. Nawet więcej, potrafił wykorzystać wypracowane przez nich pojęcia do nowych, często zaskakujących, ale zawsze hermeneutycznie płodnych interpretacji. Przykładem zastosowanie niesłusznie zapomnianego tekstu Stefana Czarnowskiego do mistrzowskich wręcz rozważań nad obecnością wisielca w kulturze Zachodu: „Rewelacyjny esej Stefana Czarnowskiego Podział przestrzeni i jej ograniczenie w religii i magii, opublikowany kilka dziesiątków lat temu, jest wciąż doskonałym narzędziem do rozbioru i rozjaśniania takich mroków i takich zawikłań. Do ukazania – również – przedziwnej gry i przedziwnej łączności, tożsamości nawet, między centrum a obrzeżami. W tym wypadku, w całej tej wisielczej historii, będzie tu grała czarna struna, a wiązanie środka i peryferii zadzierzgnie się niczym porządny, doprawdy porządny, sznur szubieniczny”. Takich twórczych nawiązań jest naturalnie cała masa. Przywołując ten jeden przypadek chciałem jedynie wskazać na metodę Autora (nawiasem mówiąc wcale chętnie i często uciekającego się do obfitych cytowań) pozostawania w twórczym dialogu z mistrzami przeszłości. Jest to przykład humanistycznej odwagi i wiary w łączącą wartość słowa i tekstu przywoływanego. Jest to przy tym często słowo i tekst wielojęzyczny, skrupulatnie usytuowany w kontekście historycznym i w życiu jego autora. Mówiąc krótko, Mikołejko jest rzadkim przykładem zadomowienia w wielu kręgach kulturowych, w których porusza się z rzadką swobodą i suwerennością. Korzysta przy tym z tych elementów kultury, które pozwalają lepiej i pełniej rozumieć przeszłość.
Oryginalna próba reinterpretacji istotnych wymiarów kultury Polski (katolicka hagiografia w Polsce, dialog między wierzącymi i niewierzącymi w katolickim kraju po zmianie systemu politycznego w 1989 r.) i w ogóle Zachodu (recepcja tekstów biblijnych, problematyczność eurocentrycznej wizji chrześcijaństwa, destrukcyjne konsekwencje stereotypu Żyda) podjęta przez Mikołejkę wpisuje w podobne próby podejmowane przez licznych badaczy w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych od wielu lat. Jednak pozostał badaczem głęboko zanurzonym w tym, co się działo i dzieje nad Wisłą, by wspomnieć jego książki z ostatnich lat jak Między zbawieniem a Smoleńskiem. Studia i szkice o katolicyzmie polskim ostatnich lat (2017), czy Prowincje ciemności. Eseje przygodne (2018). Ciekawy też jest głos w tomie przygotowanym przez ks. Kazimierza Sowę, Niewierni wierni. Rozmowy o prawdziwym Kościele (2023).
Był też Zbigniew Mikołejko poetą. Wydał kilka tomików poetyckich. Chętnie wracał do swoich rodzinnych stron i bardzo sobie cenił otrzymany w ubiegłym roku ł tytuł Honorowego Obywatela Lidzbarka Warmińskiego.


Znakomity 'portret trumienny’ wielkiego uczonego! Zbyt późno zacząłem go czytać (najczęściej w gazetach) i słuchać (w jakimś radio czy telewizji). Potrafił tak przenicować polski katolicyzm, że nie nadaje się już do użytku. Czas szukać innych szat liturgicznych – luźnych, nie krępujących ruchów ani uciskających głowę. Teraz albo nigdy…
Tak to prawda był jednym z najbardziej przenikliwych krytyków katolicyzmu jarmarcznego w wydaniu toruńskiego biznesmena i skrajnie upolitycznionego i homofobicznego w wydaniu niektórych hierarchów, zwłaszcza panującego się na niezasłużona wcale emeryturę abpa krakowskiego.
Czytałem p. Mikołejko sporo rzeczy, ale ostatnio zaskoczyła mnie pozycja rzadka na naszym rynku. „Ahat Ili. Siostra bogów” – libretto Olgi Tokarczuk do opery A.Nowaka z komentarzami p. Mikołejko. Absolutna rewelacja pod każdym względem!
Zaiste. Książka świetna w treści i oprawie graficznej. Komentarze Z. Mikołejki do poetycko – mitycznego libretta Olgi Tokarczuka zilustrowane zdjęciami starożytnych i przedstarożytnych figurek, obrazów, posążków i inskrypcji to lektura obowiązkowa dla wszystkich.
Wielka strata dla Polski myślącej…
Warto, by nie umknęła niezauważona i odeszła w zapomnienie Jego olśniewająca krytyka J. J. Rousseau – jednego z największych oszustów w historii, autora modelu umowy społecznej, na którym oparte jest między innymi polskie prawodawstwo. Ze wszystkimi konsekwencjami dla pokoleń…
Napisałem wczoraj krótki komentarz w nawiązaniu do słów Senexa, ale jakoś przepadł w czeluściach cyberprzestrzeni, więc piszę jeszcze raz, że diagnoza śp. Z. Mikołejki na temat jarmarcznego katolicyzmu Rydzyka i pseudointelektualisty Jędraszewskiego jest potrzebna jak nigdy by się wreszcie z obu tych form karykatury chrześcijaństwa otrząsnąć.
Dzisiaj 7 maja o godz. 13.00 odbyła się uroczystość pożegnania w tym samym domu przedpogrzebowym, w którym żegnaliśmy Bogdana Misia. Było ponad 20 osób żegnających, którym na końcu podziękowała małżonka, tez wybitna religioznawczyni, zajmująca się głównie polskim katolicyzmem prof. Anna Mikolejko. Zmarłego urna spoczęła w alei zasłużonych. Byłem tam pierwszy raz w życiu. Uroczystość była podniosła i godna. W ostatnich latach coraz częściej uczestniczę w pożegnaniach zmarłych bez udziału kleru. Uroczystości na tym nic nie tracą, wprost przeciwnie. Maja charakter głęboko ludzki, a firmy zajmujące się pochówkami maja ustalone cenniki i w ten sposób unika się niepotrzebnych napięć związanych z „co łaska”. W praktyce oznacza to ceny wygórowane.