12.06.2024
Wybory do europarlamentu odbyły się, przez Europę przeszedł wiatr historii, wszędzie, we wszystkich krajach duży sukces uzyskały partie populistyczne, nacjonalistyczne a nawet postfaszystowskie, czy postkomunistyczne – patrz doskonały przegląd powyborczych wyników jakie prezentuje na tej stronie redaktor Jacek Pałasiński.
I to jest coś co powinno nas martwić i mobilizować, bo to jest naprawdę problem, a nie to, że Obajtek, Kamiński czy Wąsik zdobyli mandat i będą nas kompromitować przez kolejne lata w Brukseli. Ci „wybitni” europarlamentarzyści wymienili równie „wybitnych” europosłów takich jak Beata Kępa czy Ryszard Czarnecki i wielu podobnych. Lista tych, którzy się nie dostali jest długa i nie w tym leży problem.
Polski problem, moim zdaniem, leży w tym, że nadal w Polsce blisko połowa wyborców, którzy poszli głosować 9 czerwca to zwolennicy PiS i Konfederacji, a więc partii eurosceptycznych a nawet wrogich Unii Europejskiej będącej naszą szansą by zostać w orbicie kultury zachodniej, a nie wschodniej, by nadal rozwijać się tak jak przez te ostatnie dwadzieścia lat.
Łączna suma głosów oddanych na te partie to prawie połowa wszystkich oddanych głosów przy frekwencji niskiej, ale nie śladowo niskiej. I to jest fatalna prognoza tego, co może się w Polsce wydarzyć. Zaś to, że w grupie młodych wyborców, którzy w wyborach 15 października masowo zagłosowali za zmianą tym razem nie było mobilizacji, to jeszcze gorzej. W wyborach 9 czerwca frekwencja wyborcza w tej grupie była zdecydowanie poniżej średniej krajowej. Ci młodzi, którzy poszli, w ogromnej większości oddali swe głosy na Konfederację.
Można się łudzić, że gdyby znów oddało się politykom zmobilizować ludzi do udziału w wyborach, tak jak było to 15 października 2023, sytuacja była by inna. Ale jest jak jest.
Wybory do europarlamentu są trudne, skomplikowana jest ordynacja wyborcza, znajomość tego co dzieje się w Brukseli jest niska, przez lata kształtowały ją media kierowane przez Jacka Kurskiego i to nadal widać w rozkładzie poparcia w poszczególnych częściach naszego kraju – różnica pomiędzy tym jakie wyniki uzyskali kandydaci PiS w na podkarpaciu i w pomorskim pokazuje, że to są dwa różne kraje, a przecież to jest ta sama Polska.
Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji?
Oczywiście, że jest, ale to nie jest proste. Złe czasy mogą wrócić, zwłaszcza, gdy wielkie ego liderów tworzących koalicję 15 października będzie przeważać nad interesem Polski, kraju, który po ośmiu latach budowania satrapii zadziwił świat i w wielkim zrywie powiedział dość tego, pozbawiając PiS władzy.
W wyborach 9 czerwca PiS nie wygrał, Jarosław Kaczyński nie mógł powiedzieć tego co bardzo chciał – wygraliśmy dziesiąte z rzędu wybory.
Te wybory Kaczyński przegrał, ale nieznacznie.
I na koniec – czy to co się stało 9 czerwca nie jest kolejnym argumentem za tym, by rozważyć całkowitą zmianę tego co jest. Wybieranie posłów do europarlamentu przez ludzi, którzy w ogromnej większości, szacuje że w ponad 90%, nic nie wiedzą o Parlamencie Europejskim, o formacjach politycznych jakie w nim rządzą, jest nielogiczne. Pozostawienie tego mitu wyborów jako święta demokracji skazuje nas na to, co widzieliśmy – Obajtka, który z Budapesztu „prowadzi” kampanię wyborczą na podkarpaciu i dostaje tak wiele głosów, skazanych Wąsika i Kamińskiego – „wybitnych znawców europejskich procedur i prawa” robi europosłami – to jest przecież cyrk na użytek wewnętrzny, za tym cyrkiem stoi prezes i to on decyduje kto, gdzie i dlaczego.
Czy to jest demokracja ?
Czy to jest święto demokracji ?
Ja chyba inaczej pojmuje te pojęcia.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Sprawa nie tylko w Polsce wymaga analizy, ale robionej nie przez polityków, bo ich interesują jedynie korzyści natychmiastowe, ale fachowców.
Dlaczego ludzie głosowali tak jak głosowali? Fakt, że “na oko” wygląda to co najmniej dziwnie. Dlaczego np. tyle młodych kobiet głosowało na Konfederację? Przecież musi być jakiś powód.
Dlaczego np. poległa lewica? Słychać głosy o kryzysie przywództwa. A może nie potrafili odczytać potrzeb społecznych. Może nie dla wszystkich najważniejszym problemem życia jest to, czy jakaś pani jest ministrem czy ministrą. Wydzieranie się np. Zandberga o to, że nie ma nadal legalnej aborcji zasługuje chyba tylko na popukanie się w głowę. Jeszcze się dziwią? No to dziwmy się dalej.
Najogólniej rzecz biorąc mało która partia trafiła w autentyczne potrzeby wyborców.
Od tego zacząłbym dyskusję. Wszystko inne dopiero potem.
Ja do tych potrzeb wyborców – to było kiedyś fundamentalne pojęcie w naukach społecznych, teoria potrzeb, piramida Maslova itd.
W naszych czasach potrzeby są produktem, potrzeby kształtują wynajęte firmy, potrzeby są zmienne tak jak zmienne są nastroje. To jest inny świat, inni ludzie a pytanie jak go rozumieć, jak zmieniać, to naprawdę poważne pytanie
Święte słowa, ale patrząc na niektórych polityków można odnieść wrażenie, że o tym nic nie słyszeli.
Druga rzecz, że te “tworzone” potrzeby sprawdzają się tylko w pewnym stopniu i w określonym czasie.
Od jakiegoś czasu widać gołym okiem, że tzw. “poprawność polityczna” stała się bardziej ciężarem, niż pomocą w dyskusji z kimkolwiek. To może trochę wyjaśniać sukcesy europejskich partii typu Konfa (nie wdając się w szczegóły)
Zjawisko przesytu jest przecież znane. Jestem strasznym łasuchem i uwielbiam chałwę, ale po zjedzeniu 2 kg bym womitował, że się tak posłużę Fredrą 🙂