15.07.2024
Nieudany zamach na Donalda Trumpa i medialna wrzawa jak się toczy wokół tego wydarzenia i możliwych skutków takich zdarzeń, stawia raz jeszcze pytanie o to, jak to jest z tą naszą demokracją.
Ameryka to podobno najstarsza demokracja współczesnego świata, kraj który jako pierwszy przyjął konstytucję i system elekcyjny wybierania prezydenta. Ale to również kraj, w którym pierwszy prezydent zginął w zamachu, zginęli też inni prezydenci, w tym JFK, próbowano zabić Regana, zabito Martina Lutera Kinga… W tym kraju starej demokracji morderstwa polityczne są częste, a strzelanie do przeciwników jest normą.
Niedawno strzelano do premiera sąsiedniego kraju, premier Słowacji przeżył, ale niewiele brakowało. Kilka lat temu zginął na oczach milionowej widowni prezydent Gdańska – mojego miasta – Paweł Adamowicz.
Zabójstwa polityczne zdarzają się na całym świecie, różna jest ich częstotliwość w różnych kulturach i czasie, ale jedno jest niezmienne – wybrany przedstawiciel części wyborców, który nie ma akceptacji tej drugiej części, która głosowała na „swojego” kandydata, pada ofiarą jakiegoś szaleńca albo grupy spiskowej nie zgadzającej się z werdyktem wyborczym.
Zostawmy na boku te wszystkie szczegóły, a skoncentrujmy się na meritum – na systemie wybierania, w którym elektorat w głosowaniu przekazuje swoje prawo do decydowania o wszystkich sprawach dotyczących swojego życia, jego warunków i szans rozwojowych, pokoju czy wojny i innych równie fundamentalnych problemów w ręce jednego człowieka, człowieka, o którym wie bardzo niewiele, a czasami nic, człowieka, który w kampanii wyborczej mówi tylko to, co podpowiedzą mu sztaby wyborcze mające jeden cel – wygrać, zdobyć głosy wyborców.
Coś, co kiedyś, w starożytności, sprawdzało się w miastach państwach o kilkutysięcznej populacji wolnych obywateli mających prawo wybierania, nie może działać we współczesnym świecie, wielomiliardowym, zanurzonym w sieci mediów społecznościowych, zróżnicowanym cywilizacyjnie i kulturowo. Tradycyjne wybory, to nie jest święto demokracji – to targowisko próżności i kpina z demokracji. Nie ma żadnego merytorycznego uzasadnienia dla sytuacji, w której to wola jednego człowieka tak wybranego decyduje w tak wielu sprawach ważnych dla wszystkich obywateli – patrz przypadek Andrzeja Dudy wybranego kilka lat temu na urząd Prezydenta RP, który dla swoich osobistych celów decyduje, które ustawy podpisać, a które nie – ustawy przeprocedowane i przyjęte przez wybrany demokratycznie parlament.
Zderzenie racji jednego człowieka z racją wyrażoną w decyzji parlamentu nie można uznać za prawo – to jest patologia w czystej postaci.
Dla dalszego przetrwania naszej cywilizacji trzeba zmienić system, w którym jeden człowiek otrzymuje uprawnienia decydowania o życiu lub śmierci milionów.
Koniec tak pomyślanej demokracji – czas na merytokrację, czas na zmianę tego chorego systemu.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.

Marcin Król pisał, że demokracja jest dobrem z dwóch powodów. Daje satysfakcję i poczucie sensu z powodu bycia podmiotem w polityce. Zapobiega najgorszej z wojen – wojnie domowej. Chyba nie bardzo daje, i na pewno nie zapobiega, niestety…
„Dla dalszego przetrwania naszej cywilizacji trzeba zmienić system, w którym jeden człowiek otrzymuje uprawnienia decydowania o życiu lub śmierci milionów.”
*
Myśl bardzo racjonalna i słuszna w swojej głębi. Tymczasem świat zdecydowanie zmierza do modelu w którym ponownie jak w czasach Hitlera i Stalina to jednostki beda decydowały o zyciu i smierci milionów, a dyskusja intelektualistów bedzie występować w charkterze listka figowego w procesie grzebania mrzonek demokratycznych, tak samo jak mrzonek merytorycznych.