WaszeR d. Londyński: Przyjaciel mojego wroga powinien być moim wrogiem?4 min czytania


01.03.2025

Może to i dobrze, że światowe agencje miały możliwość pokazania mieszkańcom globu, nie tylko tym interesującym się polityką, stylu tejże na najwyższym szczeblu, prowadzonej przez ludzi nieobeznanych z dyplomatycznymi subtelnościami i ogólnie przyjętą kulturą. W świetle jupiterów i przed obiektywami kamer, w owalnej jaskini trumpo-vance’owe hieny próbowały rozszarpać przypartego do muru człowieka. Choć już wszyscy poznali ten obowiązujący od ponad miesiąca amerykański dryl, zobaczyć to on live na własne oczy, to zupełnie co innego. 

Ukraina nie jest anielska, jak też nie jest stadem baranów prowadzonych na rzeź. Ukraińcy mają za uszami sporo tego, co odkładało im się przez dziesięciolecia. Tego buntu i pragnienia zemsty, tej od czasu do czasu zrywami zemsty realizowanej i brutalnie tłumionej. Tego poczucia niesprawiedliwości powodowanego tym, co otrzymywali od ruskich carów, polskich kresowych panów, kohort najeźdźców ze wszystkich stron, a w XX w. proletariackich fundamentalistów spod znaku Lenina, Stalina i następnych czci niegodnych kontynuatorów socjalistyczno-komunistycznej awanturniczej polityki. Tego wynaradawiania i masowego fizycznego wyniszczania. Jednego tylko Ukraińcy nie mieli: własnej państwowości we własnych granicach i możliwości określenia narodowości ukraińskiej. Dopiero pierestrojka i geopolityczne zmiany przez nią sprowokowane dały Ukraińcom możliwość samostanowienia. Też nie bez problemów i kosztów. Wielkich kosztów, na wagę pozbycia się najsilniejszego we współczesnym świecie argumentu, jakim było pozbycie się nuklearnego arsenału w zamian za zrzucenie ruskich pęt i ustanowienie granic. Ukraina stała się samodzielną jednostką na mapie Europy. Z zagwarantowaną nienaruszalnością granic fizycznych i wygaszonymi problemami roszczeniowymi. Tak było do 2014 roku. 

Świat zdaje się przyspieszył ostatnio, przynajmniej po obu stronach północnego Atlantyku. Pierwsza – spektakularna – oficjalna wizyta ukraińskiego prezydenta u amerykańskiego żandarma, ta negocjacyjna, ta niekoniecznie dotycząca spraw europejskiego (światowego) pokoju i bezpieczeństwa, w rzeczywistości zaś drapieżnie handlowa, przez Trumpa założona jako wystrychnięcie Zełenskiego na dudka, zakończyła się fiaskiem. Ten gość z Ukrainy nie mógł się zgodzić na tak jawne złodziejstwo bez żadnych gwarancji partnerstwa i bezpieczeństwa. Ukraina nie darowałaby mu przehandlowania Ojczyzny. Równie dobrze mógłby udać się prosto na Łubiankę, żeby Putinowi oszczędzić kłopotów. 

Jak długo będzie trwała cisza dyplomatyczna, tego nie wiedzą najwięksi polityczni wieszcze. Pytań, bez odpowiedzi na razie, jest więcej. Co dalej z Ukrainą mającą jako takie środki do walki zaledwie na trzy miesiące? Co w takiej sytuacji zjednoczona (teoretycznie w kwestii pomocowej) Europa? Podobno Zełenski prosto z USA skierował się do Londynu, ma tam sprzymierzeńca przecież. Zwołane ma być forum europejskie. I chociaż spodziewana była możliwość waszyngtońskiej klapy, przepuszczenie efektu przez ten pryzmat stworzyło inny, poważniejszy obraz zagrożeń, tak dla Ukrainy, jak i dla wspomagających ją europejskich przyjaciół. Polityczne sprawy zbliżają się do punktu wrzenia. 

A Zełenskiego negocjacyjny partner? Krótkowzroczny. I zbyt pewny siebie, bo nadal z asami w rękawie. Z podobnymi za rogiem czają się Chińczycy i Turcy. Niech uważa. Ukraińcom długo pewnie nie daruje, napotkał opór, a tego nie lubi. Na Macrona publiczne sprostowanie klepanych przez siebie bzdur, machnął ręką, za silny przeciwnik. Ale już brytyjskiego premiera wprowadził w zakłopotanie pytaniem o zdolności obronne, a naszego prezydenta potraktował jak przybysza z kosmosu, przed kamerami opowiadając jak to on kocha, lubi i szanuje obce cywilizacje. 

Trafił bajarz na bajarza – 
jeden ma włodarza władzę, 
drugiemu się nie zdarza. 

W wolnych chwilach ten amerykański mega narcyz pierze pobidenowskie brudy we własnym obejściu. Już przeprowadził czystki na najwyższych stanowiskach związanych z obronnością i federalną administracją, czym sprowokował protest pięciu byłych sekretarzy obrony, którzy napisali w liście otwartym: Działania prezydenta Trumpa godzą w naszą ochotniczą armię i osłabiają narodowe bezpieczeństwo i poprosili Kongres o ocenę prezydenckich decyzji. W tej sprawie, oczywiście, odzewu zero. Ale zachęcony sukcesami pralniczymi Trump wpadł na pomysł jak podreperować kasę. Zdaje się niekoniecznie wyłącznie państwową. Zamierza otóż lada dzień zorganizować pralnię brudnych pieniędzy w formie złotej karty imigracyjnej o wartości 5 mln dolarów, dającej prawo do osiedlenia się w USA dowolnemu jej posiadaczowi, w zamierzeniu mającej przyciągnąć do kraju krezusów biznesu. Znawcy twierdzą, że będzie to jednak ruska, Trumpa, pralnia brudnych rubli. Rosyjscy oligarchowie, to według niego, tacy mili ludzie. 

Pecunia non olet

WaszeR d. Londyński 

 

One Response

  1. slawek 02.03.2025 Odpowiedz

Odpowiedz

wp-puzzle.com logo