27.04.2025
Tamtejsi padlinożercy z wyżyn władzy.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że te służebne inaczej amerykańskie sępy i hieny “padlinę” pragną potraktować w komercyjny sposób i dostarczyć ją na tacy agresorowi próbującemu militarnie rozgrywać partię w odległej dla nich części świata, bo wschodnich rubieżach Europy. Czymże innym jest to, jak nie najobrzydliwszą formą politycznego wazeliniarstwa i cynizmu? Bluff pokerzysty? – wybaczcie. Przy jednoczesnym odwróceniu ról sprawca-ofiara i bezkrytycznej aprobacie kremlowskiego kunktatorstwa. I to w sytuacji, kiedy tamtejszy kandydat na hegemona, nic to, że upadłego pseudo imperium, ale z niebotycznie chorymi ambicjami cara-odnowiciela, jest na tyle słaby, że łatwo by go przydusić, aż sam zaproponuje rozejm. I z honorem ugrać przy tym swoje. Ukraina w tej zabawie nie ma żadnego znaczenia, nawet negocjacyjnego, chociaż to o jej wolność i obszary toczy się gra. I niech tu główny zaatlantycki rozgrywający z przymróżonymi oczętami i ustami w ciup nie mówi, że tak bardzo mu zależy, by konflikt nie mnożył ludzkich strat po obu stronach. Ludzki pan! Wrażliwiec, cholera.
Jak duże byłoby święte oburzenie, poparte startem wszystkich rodzajów wojsk, gdyby tak w przyszłości Rosja, dziś wyklepana z dołka przez natrumpowane stany rozpląsania, stwierdziła, że car właściwie nie miał prawa zbywać Alaski, i to w dodatku za tak śmiesznie niską cenę, i że Rosja chce renegocjować nieważną dziś według niej umowę, najeżdżając wprzódy przedmiotowe terytorium w celu ustalenia wygodnej dla siebie pozycji do targu. Że niemożliwe? Z Rosją Putina?! Z jej od wieków zachłanną ekspansjonistyczną polityką? Tylko w XX w. próbowali od chwili rewolucyjnego bolszewickiego zwycięstwa z krajami ościennymi, z różnym skutkiem. Pomogła Druga Wojna Światowa i geopolityczny układ w Europie i na Dalekim Wschodzie (Kuryle). I pomocny w utrzymaniu zdobyczy zimnowojenny atomowy szantaż. Posypało się wszystko w ósmej dekadzie zeszłego wieku, zbyt duża była to odwilż dla kremlowskich jastrzębi, no i wielkorosyjskość na glinianych nogach powróciła czkawką Putina; powróciła ta chęć trzymania łapy na jak największym kawałku świata.
Nie dla fantazji Anglicy przez prawie pół globu gnali armadę w celu utrzymania swojego status quo na Falklandach-Malwinach. Punkt geopolityczny. Dla tego samego pragną dokonać zbiorowego gwałtu na Grenlandii jankesi, kombinują też po swojemu przy niezależności Panamy i skutecznie naciskają na niesforne inne kraje latynoamerykańskie. Ale już strachy na lachy w kierunku Kanady, to czysty polityczny surrealizm, delikatnie określając. Takie łapaj złodzieja w wyrafinowanej formie.
Z Chinami to już całkiem inna para kaloszy. Przeciwnik trudny, niebojaźliwy, z nienadmuchanymi ambicjami, realizujący politykę światowej hegemonii drobnymi krokami i bez czynienia wrzasku. I rozmaicie uzbrojonych czapek tam ci tyle, by grubą warstwą nakryć trumpoidalnych oszołomów. No i na podorędziu kilka ziejących odpowiednim ogniem łódek jako wsparcie najważniejszego współcześnie arsenału, którego również są dysponentem. W dodatku Chiny trzymają w garści sporo amerykańskich papierów, gdyby je zechciały rzucić na rynek… Poza tym to partner, który uwielbia grę na dwa fronty. Albo i na trzy, jeśli się daje. Powody wyłącznie koniunkturalne, żadne tam francuskie wolność, równość i braterstwo. Dlatego też od lat opanowują wschodnią Syberię metodą na zasiedlanie i inwestowanie w działalność gospodarczą, mając nadal w pamięci fiasko osiągnięć w wyniku zapomnianych już przez innych walk nad rzeką Ussuri, gdzie zapachniało nawet konfliktem nuklearnym. Dlatego świadomie nie spieszą się z rozwiązaniem problemu z Tajwanem osaczając ofiarę militarnie i wykorzystując polityczną zasłonę dymną. Dlatego przywaliły solidną ripostę Stanom Zjednoczonym. Chiny nie zmiękną.
Jak na razie w kontekście MAGA świat dostrzega nie wizjonera-cudotwórcę, tylko politycznego łamagę. Ale jak może być inaczej, gdy w menażerii najsilniejszego światowego rozgrywającego znajdują się takie jednostki, jak: negocjator w konflikcie Ukraina-Rosja, robiący za pożytecznego idiotę, słodziutki szalikowiec Putina, Steve Witkoff; pełniący rolę siewcy fermentu, fasadowy katolik i jednocześnie polityczny hultaj bez skrupułów, J.D. Vance; do niedawna też panoszący się po Białym Domu ze swoimi traconymi w kosmicznym tempie miliardami, zausznik Trumpa, Elon Musk. Niezła trupa w tym politycznym cyrku, niezły to cyrk politycznych trupów (miejmy nadzieję).
A co z całą resztą w Trumpa nabitych czyniących Amerykę znów wielką? Wielką przegraną, jak tak dalej pójdzie.
No cóż, Trump łupie ich po kieszeni, zwłaszcza tych najbogatszych, liczących na wzrost znaczenia i olbrzymie profity, będących fundamentem każdego autorytarnego zamierzenia, rodzimych oligarchów. Nic tak nie przemawia do rozsądku, jak wypływy z konta i brak bieżących wpływów, utracone kontrakty i marginalizowanie osobistej pozycji. Przebudzili się też przeciętniacy namiętnie studiujący napływające rachunki za towary i usługi. Będzie rewolucja? W przyrodzie ludzkiej niczego wykluczyć nie można. Ani impeachmentu, ani nawet tego, że Trump idąc w ślady Władimira, “załatwi” sobie trzecią kadencję. W jaki sposób, różne chodzą słuchy. Może wjedzie na barana wykorzystując Vance’a? A może sam oficjalnie już zostanie baranem bez pośredników?
Wiadomość z ostatniej chwili:
Ogłoszono cud watykański po kilkunastominutowej rozmowie w cztery oczy prezydentów Trumpa i Zełenskiego, przed uroczystościami pogrzebowymi Franciszka. Trump zaczął beczeć na inną nutę. Już nie czastuszki dały się słyszeć, bynajmniej nie były to zaśpiewki kazaczoka, bo ten bardziej z nieulubioną Ukrainą się kojarzy, ale pojawiły się niesłyszane do tej pory frazy ni to Marsylianki, ni to God Save the King. I enigmatyczne deklaracje w przejaskrawionym medialnie stylu trumpowym. Co z tego wyniknie przy niepodlegającym dyskusji uporze Zełenskiego w sprawie zagarniętych ukraińskich ziem, zobaczymy. Same apele typu to musi się natychmiast skończyć sprawy nie załatwią.
WaszeR d. Londyński