Andrzej Markowski-Wedelstett: Kłopot19 min czytania


20.10.2025

W jednym z ostatnich wydań gazety Rzeczpospolita Michał Szułdrzyński, znany dziennikarz, w rozmowie z Marzeną Tabor-Olszewską stwierdził: „(…) uważam że Adam Szłapka jest dobrym rzecznikiem rządu. Na pewno nie ma na koncie żadnych wpadek, a biorąc pod uwagę jak ciężki był to czas dla rządu, to wielki sukces.” Ponadto Szułdrzyński podkreślił, że „problem komunikacyjny nie był kluczową bolączką rządu, a powołanie rzecznika nie rozwiązuje wszystkich problemów”. Bolączek i wszystkich problemów rządu? Jego, rzecznika? Problemów, państwa? Bolączek, kluczowych, czyich, może premiera?…

Nie zgadzam się z red. Szułdrzyńskim. Pan Adam Szłapka nie jest dobrym rzecznikiem. Twierdzę nawet radykalniej: jest szkodnikiem w działalności propagandowej prawodawców swojego urzędu, więcej: kompromitacją tego stanowiska. W żadnej mierze nie potrafił spacyfikować procedury informacyjnej, generowanej w Urzędzie Rady Ministrów. Jak dotąd bowiem nie okazał zdolności zapanowania nad niagarą nadmiernych słowotoków wydobywających się z często nieprzemyślanych i niezbyt rozsądnych enuncjacji ministrów, raz za razem się pojedynkujących między sobą treściami własnych, jak często twierdzą, prywatnych wynurzeń. Rzecznik rządu… Właściwie rząd Tuska ma dziesiątki rzeczników, nieopanowanych w jakości publicznie generowanego słowotwórstwa: ministrów, ich wice i rzeszę posłów Koalicji. Każdy z tych „rzeczników” w sposób dowolny opiniuje, radzi, oświadcza, dowodzi, sądzi… Mniemając o swoich nadzwyczajnych zdolnościach wynikłych z „pozjadania wszystkich rozumów”. Twierdząc na dodatek, że mądrość, którą wyplata, wynika z jego „własnego zdania” o poruszanej sprawie. Owszem, popierają, zgadzają się, są ogólnie za!, za przyjętymi prerogatywami, sprecyzowanymi w umowie koalicyjnej, ale… „Moim zdaniem…”. I to we wszystkich kluczowych, istotnych dla egzystencji państwa kwestiach, gospodarczych, ekonomicznych, wojskowych, oświatowych, ideologicznych, prawnych, dotyczących zdrowia, religii, klimatu itp…, itp… Kompletny „misz-masz” propagandowy, właściwie antypropagandowy. I obok, albo nawet na czele tego bałaganu, szafującego skąpymi, miernymi w treści przekazami, ale i częstokroć dezinformacją, stoi pan Adam Szłapka, który z racji powierzonej mu funkcji powinien stanowić główną tubę propagandową obecnej „siły przewodniej” w kraju. Nasuwa się tu od razu spojrzenie na sprawę wynikającą z możliwościami rozumienia przez obecnego premiera pojęcia propagandy i sposobów jej prowadzenia… A tak w ogóle: mimo dających się słyczeć na publicznych forach głosów kierowników resortów, dziennikarze ostatnio jednak gremialnie narzekają, twierdząc, że wiedzę o pracach poszczególnych ministerstw zdobywają najczęśiej z pogłosek, przecieków, plotek…

Wydaje się więc, że premier jakby nie dostrzegał mankamentów powołanego niedawno na stanowisko rzecznika p. Szłapki. Pomijam fakt, fatalnej w skutkach, tej zbyt późnej – od czasu utworzenia w 2023 r. nowego rządu – desygnacji . Nie rozumie znaczenia tego urzędu? A może uważa, co w typowych polskich układach pracowniczych między pryncypałem a podwładnym jest nagminnie dostrzegane, że szef nie toleruje obok swojej magnificencji kogoś mądrzejszego od siebie w koniecznej w sprawnym prowadzeniu przedsiębiorstwa specjalności? Kierownik, obdarzony wyjątkowo zręcznie operatywną erudycją i sprawnym intelektem, powinien chyba umieć korzystać ze specjalistycznych możliwości doradców, a do współpracy dobierać ich nie kierując się własnym ego, by na ich tle błyszczeć. Zgoda. Ruchliwość premiera Tuska w komunikacjach medialnych wydaje się dość zręczna i wyrazista, nawet bardziej widoczna i propagandowo o wiele sprawniejsza niż jego rzecznika. Ale czy propaganda powinna przeważać w domenie obowiązków premiera? Owszem, niech jest na forach widoczny, jest to wskazane, nie wystarczy jednak, że w jakichś naprawdę wyjątkowych, znaczniejszych tylko dla państwa, narodu sytuacjach? Premier zaś uczestniczy na łamach mediów także w drobnych, personalnych utarczkach natury plotkarskiej lub prowokowanych hejtami opozycji. Taki stan rzeczy oddaje – co publicznie, spektakularnie się dzieje – szerokie pole oponentom do ich, w nawale ilości informacyjnej sprawnego i co gorsze – skutecznego w odbiorze, choć fałszywego w ich enuncjacjach, działania propagandowego.

Premier Tusk ma wyjątkowo trudną sytuację: kieruje rządem, składanką o różnych kolorach ideologicznych, mijających się często interesów, i – co jest epidemią wśród polityków, tych obdarzonych skromniejszym zasobem IQ, o barwach nadmiernych ambicji, kolidującą, bywa, z nadrzędną racją stanu państwa. Składankę tę dodatkowo pogorszył kryzys w szeregach Polski 2050. A po wymianie Dudy na Nawrockiego koalicja rządowa wpadła z deszczu pod rynnę, co się stało głównym problemem zagrażającym jej sprawczości. Bez prezydenta można administrować, ale niewiele da się zrobić przy takiej instytucji, która otwarcie dąży do upadku rządu. Tym bardziej więc premier powinien posługiwać się skonsolidowanym, efektywnym i spektakularnie operatywnym aparatem marketingu politycznego. A to wymaga: po pierwsze, stworzenie takiego aparatu, składającego się z wyselekcjonowanych fachowców z różnych dziedzin wiedzy, od ekonomistów po z wybranych specjalności psychologów i politologów do nawet grafików, czy stylistów mody, mających umiejętności w tworzeniu wizualnych formatów politycznych; po drugie – postawienie na czele takiego zespołu człowieka rozumiejącego stopnie wartości doradztwa ekspertów, obdarzonego umiejętnością współpracy z takim gremium i potrafiącego trafnie z jego konglomeratu instrukcji wybrać te najtrafniejsze. Przysłuchując się prawie sennym wystąpieniom Adama Szłapki nie sądzę aby posiłkował się radami takich pomocników. Czy w ogóle ich ma? Jego enuncjacje nie potrafią audytorium zainteresować, wzbudzić emocji, zadziałać na percepcję przez podśwadomość, przysporzyć najważniejszych aspektów wiedzy o przedstawianych przez niego aktualnościach, problemach, nie mówiąc już o formatowaniu postaw… Jest wprawdzie kształcony w zawodzie politologa, ale rzecznik rządu powinien poza przyswojonym zasobem wiedzy zawodowej posiadać jeszcze zdolność kreacji słowa i mieć charyzmę. Wartość dyplomu, czy konieczność przynależności do ugrupowania politycznego, jakie ma się reprezentować instytucją rzecznika nie powinny stanowić najważniejszego kryterium jego wyboru. Polityka zna wiele przykładów rzeczników rządów, sprawnych marketingowo i błyskotliwych w swoich funkcjach, a słabo wyedukowanych lub wykształconych w niepolitycznych zawodach, którzy z powodzeniem potrafili swoimi wystąpieniami radykalnie formatować całe społeczeństwa w oczekiwanych ideologiach. I nie jest ważne żeby rzecznicy byli koniecznie lubiani. Niech będą nawet znienawidzeni, aby tylko w swojej pracy skuteczni.

Adam Szłapka, jako rzecznik rządu, jest przedłużeniem ułomności prowadzenia przez Platformę Obywatelską działań propagandowych z czasu kampanii wyborczej przed październikiem 2023 r. Ale i wszystkich innych zespołów politycznych wchodzących w skład koalicji. Kontynuacją nieudolności, jakiej nie dostrzegano, a która owocuje od dwóch lat miernym wizerunkiem tych formacji, ogólnie warunkujących przyszłość jakości gabinetu Donalda Tuska. Daje się zauważyć brak dokonania w kierownictwie PO energicznej i fachowo przeprowadzonej analizy przyczyn – przyznajmy to szczerze – słabego wyniku uzyskanego w wyborach ’23 r. i wyciągnięcie z takiego raportu stosownego wniosku z zaleceniami natychmiastowego wdrożenia koniecznych modyfikacji rekonstruujących funkcje marketingu politycznego, co zaowocowało spektakularną – nie waham się użyć tego określenia – kompromitacją wyborczą, dotyczącą powołania nowego prezydenta kraju, w roku bieżącym.

Do najważniejszych przyczyn warunkujących dzisiejszą, w opinii publicznej wyborców Platformy, wielce ułomną rzeczywistość sprawczości rządu polskiego, jakim powinno się zapobiec natychmiast po wyborach ’23 r. zaliczam, w pierwszej kolejności, opieszałość w przywracaniu w kraju praworządności w instytucjach ją nadzorujących, z powinnościami egzekucyjnymi. Były opinie prawne, niestety nazbyt nieśmiałe, z jakich wynikało, że można było uczynić to niemal natychmiast po ukonstytuowaniu się nowego składu sejmu, przywracając Polsce, nawet w sposób politycznie drastyczny, stan prawny sprzed dnia dojścia do władzy formacji Kaczyńskiego. Choćby na podstawie wyroków poprzednich, właściwie wybranych obsad Trybunału Konstytucyjnego i sądów Unii Europejskich. Drastycznie? Czasem chorobę leczy się stosując środki ogólnie toksyczne, przywracające jednak pacjentowi dobrą kondycję. Czy jest więc coś w takiej terapii nieetycznego? Byłaby podstawa do delegalizacji PiS-u, jako zorganizowanej grupy przestępczej i szybkie postawienie przed Trybunałem Stanu wszystkich przestępców konstytucyjnych, a jest ich sporo, łącznie z byłym prezydentem, Dudą. Niestety, mamy dzisiaj w dziedzinie praworządności bałagan, w dalszej przyszłości – przy obrazie sposobów i tempa dzisiejszego jego niwelowania – nie wróżący jakiegokolwiek stopnia poprawy, a może nawet skutkującym dalszym zapętlaniem. Wszystko jest możliwe przy totalnym oddawaniu pola medialno-propagandowego opozycji.

Kolejną genezę dzisiejszych perturbacji rządu Donalda Tuska dostrzegam w konkordacie. Gdyby nie przez PO prowadzona amatorsko kampania wyborcza przed wyborami ’23 r., które mogły temu ugrupowaniu przynieść zdecydowaną większość w sejmie, zapewne mogłoby dojść – i to w sposób niewątpliwy – do zerwania, a przynajmniej renegocjowania z Watykanem tej bardzo niesprawiedliwej i nieadekwatnej w zobowiązaniach Polski w stosunku do jej Konstytucji. A tak mamy właściwie dwie ustawy zasadnicze, w wielu miejscach ich zapisów się wykluczające, chociaż dokładniej się zastanawiając, to konkordat wydaje się aktem prawnym nadrzędnym do poziomu Konstytucji RP. Dochodzi więc do tak kuriozalnych wydarzeń, jak np. obecnie trwający proces sądowy przeciwko burmistrzowi, czy prezydentowi jednego z miast o obrazę przez niego uczuć religijnych miejscowych katolików, w związku z wydaniem przez niego polecenia usunięcia ich symbolu religijnego z publicznej auli urzędu. W kraju, którego status laickości jest określony w Konstytucji wyraźnym potwierdzeniem rozdzielności państwa od Kościoła i jego – państwa – bezstronności w sprawach światopoglądowych i religijnych zapewniającej równość wszystkich wyznań. Mamy do czynienia z wieloma takimi sprawami prowadzonymi przez sądy. Szkoły państwowe, wszelkie urzędy są obwieszone symbolami religii katolickiej i tylko tej religii. Dotyczy to również zajmowania przez podobne atrybuty przestrzeni publicznej. A nie mogąca dojść ustawowego rozwiązania sprawa osiągnięcia równości względem ogółu społeczności niektórych jej grup będących do niego w mniejszości (LGBT)? A kwestia obecności religii w szkołach? A trwający obecnie, żenujący spór z hierarchią kościelną o wprowadzane w szkole programy naukowe? A pomoc, a właściwie ustawiczne finansowanie z budżetu państwa najbogatszej w Polsce instytucji, jaką jest Kościół katolicki z jego rzeszą funkcjonariuszy i urzędników, zawodowo podległym innemu państwu? Cło, podatki, edukacja, sądy, ekonomia, handel, aborcja… – trudno wskazać jakąś sferę w usiłującym sprawnie funkcjonować państwie, która może być uregulowana zgodnie z oczekiwaniami racjonalnie myślącej większości, bez uwzględniania biskupich postulatów. Niestety, niekorzystny wynik wyborów z ’23 r. musiał Platformie Obywatelskiej zaowocować – aby sformować jako taką większość w sejmie – przyjęciem przez nią przystawek, z których dwie, PSL i Polska 2025, swoje istnienie głównie zawdzięczają nikłemu elektoratowi, wywodzącemu się z marginesu niezdecydowanego do wyraźnego zidentyfikowania się z PiS-em, czy też z Konfederacją , a więc wyraźnie korzystającego z oparcia o ramię episkopatu. Z takimi kulami u nóg tuskowców, jak to już widać po dwóch latach, pełnego powodzenia obiecanych przez nich reform, jednych – nie da się przeprowadzić, inne – będą przy dźwięku dzwonów kościelnych grzęzły w bagnie partykularyzmów, co zdecydowanie wróży tylko klęskę formacji politycznych, trzymających obecnie władzę. Dowodami tego choćby chorągiewka na wietrze kombinacji osoby marszałka sejmu i jego – ze sporą energią mącącą w umowie koalicyjnej – zastępczyni w kierownictwie ich ugrupowania politycznego, czy ministrant, balansujący między Kościołem a nawet marginesem konserwatywnej wsi, nieporozumienie powołane na stanowisko ministra obrony.

Niezrozumienie znaczenia i skutecznej wartości poprawnie prowadzonego marketingu politycznego była, jak zasygnalizowałem wyżej, efektowna w kompromitującym ją finale klęska wyborcza Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich. Jak również wyżej stwierdziłem, jedną z zasadniczych przyczyn tej katastrofy PO dostrzegam w braku analizy wyniku wyborów parlamentarnych i wyciągnięcia z niej wniosków na rzecz kolejnych działań propagandowych tej formacji politycznej. Tak, jak skład sztabu wyborczego prowadzący PO do wyborów ’23 r. nie był dobrany profesjonalnie (Kidawa-Błońska, Nowacka?…), tak i drużyna prowadząca Trzaskowskiego w kierunku zdobycia pałacu przy warszawskim Krakowskim Przedmieściu, zamiast kreować rzeczowo wizerunek i treść wystąpień kandydata, bardziej przypominała gromadkę rozbawionych dzieci grających w zgadywankę, pozwalając mu na erupcję dowolności banalnego słowotoku, w jakim zgubnie się zapętlił. Sztab wyborczy Trzaskowskiego przyczynił się swoją nieznajomością podjętego zadania nie tylko do kompromitacji pretendenta, ale i uwidocznił brak swojej kompetencji, co się fatalnie sfinalizowało w publicznym spektaklu euforii w finale wieczoru dnia wyborów, przedwcześnie wieszczącym zwycięstwo… A już truizmem będzie przytoczenie tutaj faktu roztrwonienia głosów, zmarnowania ich, oddanych na kandydatury wytypowanych przez lewicę i Trzecią Drogę (Hołownia i Kosiniak-Kamysz), które mogły przyczynić się do powstania dodatkowego, w pełni sprawnego ośrodka władzy wykonawczej, a nie, jak się to ma obecnie, brużdżącemu w działaniach rządu. Nie zawaham się podjęcia takiej decyzji kierownictw składu tej chwilowej małej koalicji nazwać dywersją wymierzoną we własny rząd. Czy i po tej swojej klęsce, kierownictwo Platformy Obywatelskiej dokonało jakiejkolwiek formy rozeznania jej przyczyn? Nawet pierwszy lepszy sklepikarz zdaje sobie dobrze sprawę, że bez stosowania odpowiednich technik marketingowych nie zdoła uchronić się przed plajtą w pobliżu korzystających z nich konkurentów. Chyba jednak premier nie docenia reklamy.

Chyba jednak nie, no, bo czym Polacy są karmieni przez media na codzień… Kierownictwo PiS-u, skupione wokół schyłkowego Kaczyńskiego, łapiąc przez nowego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego (chyba głównie werbalnie) lekko nadwerężony oddech, może nie tyle ze szczerego uczucia, ale co najmniej z konieczności, energiczniej stara się przytulać frakcje wyraźnie faszystowskie, które coraz sprawniej radykalnie i – nieograniczane obowiązującym prawem – swobodnie rozwijają bojowe skrzydła. Jak tonący, który nawet w brzytwie będzie szukać ratunku… Już zorganizowanej grupie przestępczej nie wystarcza w ratowaniu lukratywnych interesów i własnych skór wspomaganie purpurowego oręża biskupów. Od czasu Brauna, niszczącego w sejmie menorę, do wystąpienia na kuriozalnym wiecu kaczyńskich sprzed kilku dni innego rycerza Maryi i obrońcy polskich granic, minęły dwa lata. Za czasów premierostwa Morawieckiego policja podczas legalnych manifestacji skraplała gazem łzawiącym posłanki i waliła pałkami teleskopowymi kobiety, nawet łamała im r ęce. Za Tuska, Bodnara i Żurka, w czasie niby przywracania Polsce praworządności, od dwóch lat łobuzów traktuje się gabinetowo, dyplomatycznie, demokratycznie, „praworządnie”, umożliwiając im afiszowanie się przed kamerami i mikrofonami, zapraszając na wywiady do nawet prestiżowych programów… I co? Eskalacja ich pomysłów rozkwita i znajduje w motłochu poparcie. Ta ich bezkarność i możliwość wszechobecności medialnej są zastanawiające… Na tle podobnych zdarzeń wizerunek propagandowy rządu przedstawia się – twierdząc łagodnie – bardzo niekorzystnie. A tuba URM-u, instytucja jego rzecznika na linii informacyjnej w kierunku do społeczeństwa?… Jak pęknięta fujarka, zdziwiona tematem, przypadkiem zagubiona w gąszczu struktury dźwięków atonalnych i nadzwyczaj nieśmiałych… zaledwie usiłuje delikatnym dyszkancikiem tłumić wzniecające się prestissimo… Już także koktaili Mołotowa…

W lipcu bieżącego roku został w kancelarii premiera utworzony nowy gabinet, nadzorujący ponoć wdrażanie polityki rządu, władzy, złożonej z aliansu, partykularnie i ideologicznie dość skomplikowanego. Rozumiem, że to biuro ma nie tylko nadzorować kierowane przez ministerstwa ich projekty i pilnować, by trafiały pod właściwe adresy, biernie się tym ruchom zaledwie przyglądając. Czyżby powstało w URM coś na kształt ministerstwa propagandy? Wydawałoby się więc, że może premier jakieś wnioski z półtorarocznego (od wyborów ’23 r. do lipca br.) oddawania pola informacyjnego opozycji jednak wywiódł. No, bo – chciałbym wierzyć – że doświadczony zawodowo i politycznie minister Berek stoi na czele zespołu, który również rozwija stosowne działania marketingowe w skoordynowanej projekcji informacjyjnej, dotyczącej tworzonych inicjatyw resortowych projektów, wyprzedzające i przynajmniej niwelujące wszechobecne w mediach malkontenctwa, fałsze i kłamstwa opozycji. Na razie trudno się doszukać takich projektów. Rzecznik rządu, ale właściwie wszyscy „rzecznicy ” tej instytucji (vide: drugi akapit od góry tekstu) występują w mediach zaledwie jako strażacy, na ogół nieumiejętnie potrafiący gasić gęsto wzniecane przez opozycję pożary, a zatruwające percepcję opinii publicznej. Przy tym niechają prawnego ścigania podpalaczy. Mijają dwa lata od października ’23 r., względem płotek raptem toczą się jakieś dociekania i zapowiedzi w prokuraturach, a wieloryby zorganizowanej grupy przestępczej mają się znakomicie. Pławiąc się w sowitych apnażach dalej błyszczą w mętach absurdalnych kłamstw i krętactw coraz silniej polaryzujących społeczeństwo. Błogosławieni gestami biskupów, spokojnie czekając na jakieś uchylanie immunitetów, wytupują czas końca kadencji obecnego składu parlamentu. I brylują w mediach rodzaju wszelkiego, bezczelnie atakując raz po raz koalicję i jej usiłowania naprawy Rzeczpospolitej, wygrażając coraz głośniej, coraz butniejszymi słowami zapowiadają za te próby reperacji srogie sankcje karne.

Czy urząd ministra Berka potrafi umiejętnie trzymać rękę na pulsie marketingu politycznego własnego rządu? Jak więc rozumieć np. niedawne wystąpienie ministra Sikorskiego przed forum ONZ, w którym zapowiedział – po rosyjskiej prowokacji nad Estonią – zestrzeliwanie rosyjskich dronów i samolotów wlatujących w przestrzeń powietrzną Unii Europejskiej? Czy ta wypowiedź była uprzednio uzgodniona z sojusznikami w NATO, ze stosowną Komisją UE w Brukseli, czy może było to prywatne stanowisko lub decyzja samego ministra? Po tym jego oświadczeniu dało się zauważyć w Europie opadnięcie kilku zdziwionych szczęk ze zdziwienia… Brak precyzji w podobnych enuncjacjach, w ich koniecznym przygotowaniu, jest nie tylko błędem propagandowym na niwie polityki państwa, takie podknięcie może spowodować daleko idące skutki międzynarodowe. A inne oświadczenie ministra Sikorskiego, dotyczące działań o charakterze ludobójczym w stosunku do ludności palestyńskiej w operacji wojskowej Izraela w strefie Gazy, które wznieciło ze strony opozycji natychmiastowy huragan paszkwilów nie tylko w jego, ministra, osobiste relacje, ale i skierowanych niemal w cały konglomerat polityki rządu premiera Tuska?… Czy więc resort ministra Berka w jakiejś mierze nadzorował przygotowanie p. Sikorskiego do wystąpienia w ONZ? Czy w ogóle istnieje jakaś koordynacja funkcji propagandowych między państwami zorganizowanymi w NATO i w Unii Europejskiej? Czy pytań mediów nie daje się przewidywać (też np. przy pomocy AI) i w odpowiednim czasie przygotowywać na nie stosowne szablony informacyjne, dyplomatycznie wyważone, takie, by opozycja nie mogła z ich treści czynić kolejnych uderzeń w swojego przeciwnika? A przynajmniej ciosy te ograniczyć? Można by przytoczyć bardzo wiele podobnych przykładów, kiedy to szefowie resortów, ich zastępcy, wielu posłów Koalicji sami, bezmyślnie, podsuwają opozycji świetne materiały do wzniecania na siebie ataków, czy do produkcji oszczerstw godzących w działania rządu.

Warto przypomnieć akademicką charakterystykę pojęcia bardzo ważnego składnika marketingu politycznego, Po prostu: co to jest ta propaganda? A więc jest to, powinien być, ogół świadomych i zamierzonych działań, podejmowanych w celu przekazania, upowszechniania i uzyskania poparcia dla określonych poglądów, ocen, wartości i symboli, przy użyciu różnorodnych metod przekonywania intelektualnego i wzbudzania reakcji emocjonalnych. Propaganda powinna stosować różne techniki – manipulacji, ukrywając informacje uznane za niepożądane, też – w zależności od okoliczności – fałszując istniejący obraz rzeczywistości, albo go spektakularnie konstruować w prawdzie. Powinna wykorzystywać także metody reklamy, od której różni się zaledwie przedmiotem działalności (ideologia w roli towaru) oraz nieujawnianiem swojego statusu, bowiem usiłuje uchodzić za obiektywną informację. Cyniczne hasła? No, cóż… Polityka, to zabawa często rugująca zasady etyki, też moralności. Bywa, że popełnia się kłamstwo, by ratować prawdę. Polityka, w zależności od ideologii, jaką uznaje za swojego boga, ustawicznie wybiera między złem a dobrem… A pomiędzy dobrem i złem jasno można zauważyć znaczące i bardzo ważne różnice; wydaje się, że granica między tymi pojęciami jest niewyraźna, nawet zatarta i zdecydowanie trudno ją określić… W zależności od… Czy instytucja, którą reprezentuje Adam Szłapka sprawnie pławi się w założeniach przytoczonych terminów? Adam Szłapka, który jest działaczem odrębnej partii, chociaż wchodzącej w skład rządzącej koalicji, ale jednak różniącej się politycznie, może być bezstronnym informacyjnie rzecznikiem rządu? Jednym z opiekunów działań marketingu politycznego i nośnikiem informacyjnym obecnego zlepka rządowego? Rzecznikiem, który wielekroć w przedstawiane z urzędu relacje wtrąca swoje… prywatne, własne przeświadczenia?

Instytucja rzecznika rządu? Jaka? Skupienie na konkretach, faktach i realiach, a także umiejętność komunikowania się w sposób jasny, precyzyjny i bezpośredni, pragmatyczny. Zdolność do ukazywania opinii opartych na logicznych i obiektywnych kryteriach. Trzymanie uczuć, uprzedzeń i osobistych preferencji z dala od własnych decyzji i osądów. Nie uleganie impulsom chwili. Analiza dostępnych, specjalistycznych informacji, z jakich się wybiera najbardziej efektywne sposoby na osiągnięcie zamierzonych celów. Zaplanowana i logicznie uzasadniona aktywność, w jakiej prym powinien brać rozum, a nie emocje. Przewidywanie konsekwencji działań, zwiększające prawdopodobieństwo sukcesu. Patrzenie na sytuacje z dystansu, obiektywne ocenianie wszystkiego za i przeciw. Wykorzystywanie logiki do podejmowania decyzji. Charyzma – wyjątkowość charakteryzująca się kombinacją cech – wyglądu, zachowania, umiejętnością kreacji słowa – jakie sprawiają unikalność wśród odbiorców przekazywanych informacji… Mniej więcej…

Andrzej Markowski-Wedelstett

 

5 komentarzy

    • Izydor 21.10.2025 Odpowiedz
  1. Darek 20.10.2025 Odpowiedz
  2. Senex 20.10.2025 Odpowiedz
  3. slawek 20.10.2025 Odpowiedz

Skomentuj Izydor Anuluj pisanie odpowiedzi

wp-puzzle.com logo