Artur Nowak: Filipiny – kraj piękna, sprzeczności i nieukończonych rewolucji3 min czytania


11.11.2025

Filipiny fascynują i niepokoją jednocześnie. Archipelag ponad siedmiu tysięcy wysp zachwyca plażami, muzyką, serdecznością ludzi – ale pod tą powierzchnią pulsuje napięcie: polityczne, społeczne, historyczne. Kolonialne dziedzictwo miesza się z brutalnym realizmem XXI wieku. Manila – zatłoczona, głośna, chaotyczna – żyje tempem metropolii, ale kilkadziesiąt kilometrów dalej czas płynie tak, jakby świat o tym kraju zapomniał.

Tu bogaci mieszkają w strzeżonych osiedlach, a biedni – tuż za murami, w barakach z blachy falistej. Tu korupcja bywa równie oczywista jak słońce w zenicie. A władza? Częściej pochodzi z nazwiska niż z wyborów.

Duterte i „szwadrony śmierci” – populizm, który uwiódł naród

Gdy Rodrigo Duterte objął władzę w 2016 roku, obiecał jedno: rozprawić się z narkotykami. Słowa zamienił w czyny. Policja oraz tajemnicze oddziały – nazwane później „szwadronami śmierci” – zaczęły działać nocą. Strzał w ciemnej uliczce, ciało przykryte gazetą, karton z napisem „diler narkotykowy” obok.

Na początku wielu ludzi biło brawo. Zmęczeni przestępczością i bezsilnością państwa, uznali, że Duterte wreszcie „zrobił porządek”. Populistyczne hasła trafiały do serc: „zabierzemy kraj z rąk bandytów”. W talk-showach mówiono o nim: „wreszcie ktoś się odważył”.

Tyle że lista „handlarzy narkotyków” zaczęła dziwnie rosnąć. Trafiali na nią nie tylko przestępcy – ale też aktywiści, dziennikarze, lokalni urzędnicy, a nawet politycy krytykujący Duterte. Raporty organizacji praw człowieka mówiły: w tej wojnie ginęli również niewinni. Mechanizm był brutalnie prosty – kto przeszkadzał, stawał się wrogiem publicznym.

To właśnie działania tych grup były jednym z powodów, dla których Trybunał w Hadze wystawił międzynarodowy nakaz aresztowania Duterte. Zarzut: zbrodnie przeciwko ludzkości.

Korupcja – system, nie incydent

— Bo wszyscy są tu skorumpowani — powie mi gubernator. I trudno się z nim nie zgodzić.

Korupcja na Filipinach nie jest wyjątkiem. Jest regułą. Od najmniejszego urzędnika po najwyższe szczeble władzy. Łapówki nie są „dodatkiem do systemu” – ale jego częścią.

Jeśli chcesz szybciej dostać paszport — płacisz. Jeśli chcesz uniknąć mandatu — płacisz. Jeśli chcesz uniknąć wyroku — płacisz więcej.

Ci, którzy mają pieniądze, rzadko trafiają do więzienia. Ci, którzy mają wpływy, nie pojawiają się w sądach. Na Filipinach mówi się, że „prawo jest dla biednych, wolność – dla bogatych”.

Gubernator Tamayo widzi to każdego dnia. Jego zdaniem państwo nie upadło jeszcze tylko dlatego, że ludzie przyzwyczaili się żyć obok prawa. — System nie działa, bo został zbudowany tak, by nie działał bez pieniędzy — mówi.

Rozmowa

Nie jest to polityk z drugiego planu. To gubernator prowincji South Cotabato, lider partii, człowiek z nazwiskiem, które coraz częściej pojawia się w rozmowach o przyszłości kraju. Najbliższy doradca prezydenta Marcosa.

Reynaldo Tamayo Jr. – chłodny w słowach, zdecydowany w tonie.

Po joggingu i prysznicu wraca do salonu. Siada naprzeciwko mnie. Patrzy spokojnie.

— Rozmawiajmy o wszystkim. Bez ograniczeń.

Pytam o aresztowanie Rodrigo Duterte.

— To była decyzja trybunału. Musiał zostać aresztowany.

— Skoro tak, dlaczego nie zrobiła tego filipińska policja? Dlaczego sądy milczały? — pytam.

— Bo wszyscy są skorumpowani. Policja, sądy, instytucje. Dopóki system nie zostanie zmieniony, sprawiedliwość nie będzie działać.

— Więc co trzeba zrobić? Zmobilizować ludzi? Wyprowadzić ich na ulice?

Kręci głową.

— Ludzie to efekt, nie przyczyna. Najpierw trzeba zmienić system. Scentralizować władzę. Zbudować coś, co będzie silniejsze niż układy rodzinne i pieniądze oligarchów. To jest projekt na pokolenie.

Za oknem popołudniowe słońce rozlewa się nad palmami. W jego głosie nie ma wątpliwości, tylko twarde przekonanie, że państwo można uratować tylko siłą konsekwentnego porządku.

Artur Nowak

 

Odpowiedz

wp-puzzle.com logo