Kiedy dłoń Zdzisława Maklakiewicza wyciągała się w kierunku blatu stolika, otoczenie pogrążało się w pełnej oczekiwania ciszy: pojawiała się szansa, że aktor i poeta po zażyciu kolejnej porcji nektaru bogów wygłosi jedną ze słynnych opowieści…
Biały domek nad brzegiem morza. Ogród, taras, basen, szum palm. Przez szeroko otwarte drzwi tarasu widać przestronny pokój o wysmakowanym wnętrzu. W przytulnym fotelu siedzi wielkiej urody młodzieniec, jego bujna czupryna przetykana jest pasemkami słońca, muskularny tors połyskuje złocistą opalenizną, długie nogi robią wrażenie, jakby nie starczało dla nich miejsca. Do pokoju wchodzą dwie piękne dziewczyny: brunetka i blondynka. Ich piersi ostro rysują się pod delikatną tkaniną sukienek, zwiewne spódniczki unosi ożywczy przeciąg. Na widok młodzieńca stają jak wryte.
– Kto to jest? – pyta jedna w zachwycie.
– Jak to, nie wiesz? – oburza się druga – To Zdzisio Maklakiewicz!
* * *
„Lecha i Jarosława – tych dwóch chłopców, którzy siedzieli na żoliborskim murku i pijąc wodę z sokiem z saturatora doszli do wniosku, że koniecznie chcą żyć w niepodległej Polsce – podziwiam. Ja też w pewnej chwili doszedłem do wniosku, że mogę żyć tylko w niepodległej Polsce – i zacząłem ją wokół siebie budować”.
Tę maklakiewiczowską wizję objawił w wywiadzie dla „Newsweeka” poeta Jarosław Marek Rymkiewicz. Następnie wyjaśnił reporterce, jak rozumie budowaną wokół siebie niepodległość:
„Niech się pani przyjrzy, pani Joasiu, moim kotom i moim dereniom – one są całkowicie niepodległe. (…) Kiedy zawoła pani któregoś z nich, to uda, że tego nie słyszy, i odejdzie, pogardliwie unosząc w górę swój ogon. Jak pani widzi, Psotka ma tylko pół ogona, bo została przejechana przez samochód, kiedy, jako wolny kot, siedziała na środku jezdni”.
Nie posądzajmy poety, że ogranicza swoje widzenie piękna do skracania ogonów. Dostrzega je wszędzie nawet w narodowej tragedii bardziej krwawej, niż dramat Psotki:
„Ale ta straszna katastrofa także staje się już piękna. Szczątki tupolewa są piękne. Piękne jest to okropne pole i połamane drzewa w pobliżu smoleńskiego lotniska. W historii Polski wydarzyło się coś wielkiego, strasznego i pięknego. Trzeba na to spojrzeć z perspektywy stuleci, bo polska opowieść o tym, co się wydarzyło pod Smoleńskiem, będzie opowiadana także i za tysiąc lat. Dlatego szczątki samolotu są piękne – jak nasze narodowe dzieje”.
Ta wizja koresponduje z obrazem, przedstawionym przez innego artystę.
Na pytanie, czy nie obawia się że popełnia świętokradztwo, artysta ów odpowiedział: „Na początku tak, ale potem powiedziałem sobie: a gdzie tu świętokradztwo, skoro to jest namalowane na kolanach, z szacunkiem”. Taka choreografia przypomina objawienie, jakiego doznał Jan Styka zwróciwszy się do Boga:
– Będę Cię malował na kolanach, Panie.
– Ty mnie nie maluj na kolanach, synu. Ty mnie namaluj dobrze.
Obraz „Hołd Smoleński” został bezrozumnie wykpiony, jednak poeta Rymkiewicz zabezpiecza się przed podobnym niebezpieczeństwem:
„Upubliczniane, w sposób niemal totalny, są takie opinie, które są na rękę reżimowi. Ja mogę się wprawdzie odezwać i mogę nawet liczyć, że zostanie to opublikowane. Ale czy zostanę wysłuchany, to już inna sprawa. W tym sensie nie ma w Polsce żadnej wolności słowa. Zamiast wolności słowa jest przemoc medialna. To jest przemoc gorsza niż fizyczna, gorsza niż miażdżenie palców i wybijanie zębów. Przemoc medialna jest czymś wyjątkowo ohydnym”.
Słusznie: w Polsce nie ma wolności słowa w sensie obowiązku wysłuchiwania poety Rymkiewicza. Choć może wybicie wieszczowi choćby jednego zęba że nie wspomnę o zmiażdżeniu palca (zaznaczam, że do uległości wobec żadnej z tych pokus nie nawołuję) być może uświadomiłoby mu, że jednak niewysłuchanie jest przyjemniejsze w odbiorze.
Podobieństwa między autorem obrazu i poetą nie kończą się na niezrozumieniu przez odbiorców: łączy ich również więź z wielkimi poprzednikami. Pierwszy z nich na zadane sobie samemu pytanie „czy Matejko, gdyby żył, namalowałby katastrofę smoleńską”, odpowiedział twierdząco: „Tak. Gdyż Matejko na pewno oddałby swym talentem hołd patriotom, którzy zginęli w trakcie tamtego tragicznego lotu”. Drugi, poeta, zdołał przybliżyć współczesnym prawdziwą myśl wieszcza Adama:
„Jest teraz dokładnie tak, jak było wtedy, kiedy Mickiewicz pisał III część „Dziadów”. Naród jest jak lawa, z wierzchu jest skorupa, a ogień jest w głębi. Trzeba docenić geniusz Mickiewicza, który opisał naszą obecną sytuację”.
Doceńmy więc geniusz mistrza, który przewidział niezadowolenie narodu z powodu przegrywanych przez PiS wyborów parlamentarnych. Jednak przyznajmy wyższość mistrzowi Jarosławowi, który – w przeciwieństwie do poprzednika – zniża się do kojenia trapiących Naród przyziemnych fobii:
„– Przecież mamy swój ideał życia, ukształtowany przez I Rzeczpospolitą, i to jest ideał życia w wolności, z pewną skłonnością do anarchii. Taka anarchiczna wolność jest absolutnym przeciwieństwem niemieckiego porządku. Ów niemiecki Ordnung powinien więc nas raczej śmieszyć jako coś podrzędnego wobec naszego wspaniałego ideału życia w wolności, jako coś godnego lekceważenia czy politowania. Tymczasem u nas Ordnung się podziwia. A jednocześnie trochę się go boimy, bo przewidujemy, że Ordnung może się nam objawić w porządku maszerujących pułków SS. Oraz sztandarów ze swastyką w skolonizowanej Warszawie.
– Ale z drugiej strony, przyjemnie jest, gdy pociąg przyjeżdża punktualnie.
– Anarchiczna wolność może nie sprzyja punktualnemu przyjeżdżaniu pociągów, ale też mu szczególnie nie przeszkadza”.
I tego właśnie: punktualnego przyjeżdżania pociągów – Czytelnikom i sobie życzę.
Cezary Bryka



A najbardziej to mi się podobała mgła na tym ślicznym obrazie.
Tym sztandarom ze swastyką pewnie chętnie by poeta przeciwstawił sztandary z mieczykiem, a potem wprowadził by Ordnung w mediach i złagodził dzisiejszą, wyjątkowo ohydną przemoc medialną, wprowadzając bardziej humanitarne miażdżenie palców i wybijanie zębów.
Taki łagodny staruszek? Z marzeniami o chłopcach, wodzie z sokiem i połowie ogona?!
Leczyć, albo nie leczyć oto jest pytanie…
Przypadki beznadziejne leczy się paliatywnie…
Przydałby się jakiś dyżurny wykwalifikowany psycholog w SO. Serio. Naprawdę chciałbym przeczytać fachową diagnozę tego i innych przypadków tu prezentowanych. Nic się nie dzieje bez przyczyny, a więc i takie postawy muszą mieć swoje źródło.
My je oceniamy po swojemu, na ogół dość jednoznacznie, ale jednak po amatorsku i nie bez emocji. Mnie to nie wystarcza.
całkowita zgoda
Też o tym marzymy. Niestety, nie chcą pod nazwiskiem. A bez nazwiska to nasi oponenci powiedzą, żeśmy sobie zmyślili – bo opinie tych paru, z którymi rozmawialiśmy, były dla tzw. klasy politycznej straszliwe.
Mnie też fascynuje możliwość medycznego uporządkowania przypadków politycznych. Zasięgałam opinii znajomych fachowców z wyż. wzmiankowanej dziedziny – diagnozy bywały dość konkretne, z nazwami chorób włącznie. Paranoja powtarzała się dość często, narcyzm i różne mało przyjemne socjopatie.
Poraza ta „troche anarchiczna” wolnosc szanownego JK… Juz jej zakosztowalismy raz