ECHA WYDARZEŃ: Nie napisać – nie wolno, bo wydarzenie było. Napisać w wielu zdaniach – trudno, bo dramat daje powód do żalu i zadumy, nie do malowania obrazu. Zwłaszcza, gdy nie wiemy, jaki on w szczegółach był… I może nigdy się wszystkiego nie dowiemy, bo góry chronią swe tajemnice.
Nie żyje Artur Hajzer, kolejny z naszych wielkich wspinaczy. Jest wieść, nie ma dementi. Czyli – jeszcze jeden z tych, którzy góry pokonywali, został prze górę zwyciężony… Za często dochodzą takie wieści, stanowczo za często, żebym ja – jako laik – bezdyskusyjnie mógł przyjąć tezę o wypadkach przy pracy…
Nie wdaję się w filozofię wspinania, ani w analizę wydarzenia. Nie odpowiem też na pytanie laika: czy takie nadryzyko, jakie ludzie sportu wspinaczkowego podejmują ma sto procent sensu? I – czy stoi za tym komplet argumentów, że „warto”, że „trzeba”… Za mało wiem, a teoretyzować z oddali nie chcę. Ani to mądre, ani taktowne – wobec utraty życia… Zresztą wśród Czytelników mam osoby znające temat z własnych przeżyć oraz dokonań. Zapewne swoje zdanie dorzucą… Liczę na nich.
Echa Wimbledonu. Głośne, bardzo głośne. Mocniejsze nawet niż medalowo – olimpijskie. Mimo, iż sukces zamknął się udziałem w półfinale. Turnieju wielkiego, sławnego, ale… jednego z kilku najbardziej firmowych. Serial zwany Wielkim Szlemem, to dopiero coś jak Liga Mistrzów w piłce, czy Liga Światowa w siatkówce…
Tęsknota za sukcesem tam, gdzie dziesiątkami lat bywały aspiracje – zawsze niesie tendencje do „nadobiektywizmu”. Czyli – także do przesady.
Do tego – świat wielkiej polityki kocha pogrzać się przy ognisku każdego osiągnięcia. Nawet, jeśli drewka do tego ognia wcześniej nie dorzucił. Lepiej pokazać się z czymś, co naród uradowało, niż pocieszać zmartwionych. A że wewnątrz świata sportu będzie dyskusja, czy np. w porównaniu z fetowaniem osiągnięć podczas igrzysk, mistrzostw świata itp. proporcja jest logiczna – to już inna sprawa. A Wimbledonem ja też się raduję. Bo dawniejszy „biały sport” częściej jednak jest dla nas polem marzeń niż sukcesów… Coś, jak z Formułą 1… No, podobnie…
Nie mam, więc za złe, że radość weszła nie tylko pod strzechy. Ba, radość dzielę! Jeśli się uśmiecham, to tylko, gdy czytam, że nawet kontaktowi na linii: minister sportu – wimbledończycy nadaje się też publiczny wymiar ceremonialny. Toż przecież dla pani minister powinność zawodowa, by być zawsze blisko sportu oraz jego ludzi. Z sukcesami, ale też – z kłopotami. Gdy medalista zapasów nie ma gdzie trenować… A już rozbawiają mnie koniunkturalne „strategie inwestycyjne”. Będziemy wszędzie budowali hale dla tenisa. Jak Polska długa i szeroka…
Toż coś podobnego, ale w stylistyce tamtych czasów, już było! Prawie kort w każdej wsi, za sprawą kariery pana Fibaka… Ile zostało, a ile zarosło trawą? Jaka była zależność tamtej akcji i tego, co nasza trójka zdziałała teraz w Wimbledonie? Nawiasem, gwiazdy tego sportu zaczynają „w domu”, ale potem to do domu tylko wpadają, by odzipnąć i garderobę zmienić… A „szkoła podstawowa” i „średnia” oraz stan powszechności to w tym sporcie w ogóle strategia, nie same korty i hale…
I jeszcze jedno w pamięci zostało. Coś podobnego. Gdy panna Otylia brzęczała medalami, a w ogóle pływanie wypłynęło nam na światową powierzchnię – inny minister, ale też sportu, obiecał związkowi i narodowi: zbudujemy pływalnie 50- metrowe; w Warszawie – prawie zaraz… Ministra nie ma, obiecanka przestała obowiązywać… Warszawska 50- metrówka w lesie…
…Czytam o innym wymiarze sukcesu. Cytuję:
„Zarobki Polaków w Wimbledonie 2013 ( w funtach):
- Jerzy Janowicz 400 000;
- Agnieszka Radwańska 400 000;
- Łukasz Kubot 205 000…
I bardzo dobrze, że zarobili. Oni, jako oni, i oni, jako przedsiębiorstwa, które najpierw musiały zainwestować. Panu Jerzemu dałbym nawet więcej niż koleżance, bo on dzielnie się zmagał z późniejszym zwycięzcą, zaś ona „tylko” z finalistką, która ostatni pojedynek łatwo przegrała… A że sukces jest opłacalny – bardzo dobrze. Niezależnie od tego, że media cytując liczby nie piszą – z podatkiem, czy bez, gdzie podatek itp.
…Jest mała burza dyskusji w związku z udziałem panny Isi z sesji zdjęciowej. Jak Pan stworzył… Ona, i inni znani sportowcy. Obejrzałem fotkę. Nie mam nic przeciw. Dyskretna, smaczna… Jest „co” pokazać, i owo „coś” zostało pokazane taktownie. Przepraszam, ale bardziej mi przypadło do gustu niż … niektóre grymasy na korcie. I uśmiech, wreszcie taki prawdziwy… Czym się oburzać? A co robił Fidiasz, a jak przedstawił mężczyznę mistrz Mitoraj w rzeźbie przyozdabiającej wejście do PKOl? Ze swej strony gwarantuję – za to, co zobaczyłem, raczej podziękuję niż przyganię… Żeby tak więcej tego uroku przenieść na kort… Zamiast plastrów.
Andrzej Lewandowski


Z tym polskims sportem jest jak z polską ekonomią. Rozwija się, radzi sobie, mamy osiągnięcia latem i zimą. Wychodzimy z cienia. Można się czepiać jak ktoś chce. Agnieszka Radwańska pokazała przecież brak klasy i fochy. A ekonomia montowni powinna ulec sprzedarzy własnych technologii. Ale do tego potrzebny kapitał. Nad tym nie zastanawia się nasza „prawa” opozycja. A jak się czyta polityczne komentarze z prawej, to Polska tonie w łapach zdrajców i sprzedawczyków i wszystko się marnuje… Myślę, że jak ci wspaniali sportowcy Polacy po prostu robią swoje i tak trzymać.
No i czy taka sesja nie jest lepsza, niż korty w każdej wsi?
Na pewno łatwiej naśladować, bo koszty mniejsze. To może jakaś nowa akcja? 🙂 W dobie kryzysu jak znalazł!
@JK: sesja jest jak najbardziej OK. dziewczyna zgrabna, co lubię:) ale jak będą korty w każdej wsi, będzie więcej tych zgrabnych, czyż nie?
@andrzej Pokonos, przekonał mnie pan 🙂 Idę tłuc cegłę na nawierzchnię 🙂
Na czym polega to „kłamstwo” nie wiem, ale może ktoś zrozumie.
http://www.fronda.pl/a/ks-robert-skrzypczak-pokazywanie-intymnych-zdjec-jest-klamstwem-i-egzystencjalnym-grzechem-moze-na-slajder,29396.html
@JŁ: fronda lubi kazania, pouczać owieczki, a kobieta powinna mieć chustkę na głowie i do garów. A tu goła … Co za zgorszenie. Bo celebryci pełnią rolę bogów. I wyszło szydło z worka. Kościół zamknął się w bizantyjskich szatach i z góry spogląda na owieczki. A zamiast posłania wiary zamienił się sam w bałwochwalczy cyrk… To kościołowi brak umiaru i skromności. Zamiast pokazywać dobro pokazuje arogancję. I Fronda to popiera. To muzeum.
Na marginesie: jak ogólnie wiadomo, nie należę do fanów tej damy, ale to głównie ze względow socjologiczno-polityczno-ideologicznych. Nie zachwycam się też jej zaciętą na ogół buźką i oczkami-szpareczkami. Ale muszę przyznać: całość niczego sobie. Jest na czym oko zawiesić. Trochę u mnie tym zdjęciem zyskała sympatii jednak. Umie już być na lekkim luzie, może jeszcze przyswoi sobie kindersztubę. W każdym razie: większa radość z jednej nawróconej na libertynizm, niż ze stu przemiłych łajdaków od urodzenia…
Ciekawostka z portalu Polonia Christiana. Oraz żałościwy komentarz…
No i wywalili bidulę z akcji „Nie wstydzę się Jezusa” 🙁
Bardzo mi się to zamieszanie podoba, bo pokazuje sposób myślenia niektórych środowisk. Świat/człowiek/COŚ może być albo czarne, albo białe. Żadnych odcieni. A taki rabbi Jeshua to i do celników chodził. Dzisiejsi katolicy też by go wyrzucili.
Całkiem niezła lekcja dla panny A.R.
Mam wrażenie, że tym od katolickiej moralności sperma we łbach gejzerem wybucha.
A taki rabbi Jeshua to i do celników chodził. Z ladacznicami się zadawał. Winko dobre lubił i olejki do smarowania wonne też. I miał swego ukochanego chłopczyka jak opowiadają badacze Nowego Testamentu….