nathan gurfinkiel: geneza czegoś, czego nie ma8 min czytania

natan sepia2014-02-19.

kiedy czytałem na naszym portalu esej jarosława dudycza „prości ludzie” – tok rozumowania autora wydał mi się tak sugestywny, że uległem argumentacji i musiała upłynąć spora chwila nim luki wywodu stały się dla mnie widoczne.

zachowanie tłumu jest irracjonalne i obawiam się, że próby ogarnięcia go rozumem nie mogą do końca się powieść.  uznanie tego faktu czyni jednak tak wielkie spustoszenie w psyche niejednego człowieka, że znalezienie wytłumaczenia staje się odruchową reakcją obronną. pominę już prosty fakt, że nie tylko polska rzeczywistość generuje sytuacje jak ta z warszawskiego autobusu. czytałem mnóstwo opisów na temat napadów na pasażerów w nowojorskim subwayu nawet przez samotnego bandziora. można go było łatwo obezwładnić, ale pasażerowie zachowywali się tak samo jak w warszawskim autobusie. mimo to w nowojorskim metrze chasydzi  czują się bezpiecznie w swoich tradycyjnych strojach. ich widok na nikim nie robi wrażenia, bo są wtopieni w miejski krajobraz. w warszawie mało który pobożny żyd odważyłby się wsiąść do autobusu (tramwaju, metra) nawet w samej kipie na głowie. to samo byłoby z arabską galabiją, lub hidżabem muzułmanek.

a teraz wyobraźmy sobie, że opisany epizod w autobusie nie skończył się na słownych zaczepkach, bo któremuś z kiboli rączka mogła się omsknąć i nóż lub kij bejsbolowy sam się w nią wcisnął przed wykonaniem zbyt zamaszystego ruchu.

kto byłby wówczas odpowiedzialny – konkretny sprawca, czy społeczeństwo i jego elity które najpierw  zbyt długo gloryfikowały „prostego człowieka” a potem wystawiły go do wiatru?

gdyby nawet dałoby się odziać sprawstwo  mitycznego społeczeństwa, narodu, elit w paragrafy kodeksu karnego, to przecież antysemityzm jest tylko figurą retoryczną, a nie realnie istniejącym zjawiskiem.

znam osobiście  kilkunastu co najmniej młodych ludzi z gdańskiego blokowiska, w którym mieszka  rodzina mego brata. deklarują się oni jako antysemici, choć nigdy nie widzieli na oczy żyda i nawet nie bardzo wiedzą co to takiego; ale nic to, antysemityzm może świetnie obejść się bez żydów, bo z równą niechęcią traktują ruskich, ukraińców, niemców, emerytów, niepełnosprawnych, a już zwłaszcza kibiców innych drużyn niż ta, której sami kibicują.

znakomity rosyjski pisarz i publicysta – więzień sumienia w ZSRR, a potem emigrant, andriej siniawski napisał kiedyś esej na temat antysemityzmu. jak wynika z tekstu, prosty człowiek w rosji ma niezachwianą wiarę, że ówcześni przywódcy radzieccy: breżniew, kosygin i cała elita władzy władzy to żydzi, bo  żaden rosjanin nie jest  aż tak nikczemny.

jeżeli wierzy się w zamach smoleński, to równie dobrze można uznać że jest on dziełem żyda tuska i judaissimusa wszechrosji putina, bo polacy nie są, a  rosjanie bywają wprawdzie nikczemni, ale nie aż tak.

przecież nie naśladowali hitlera w zorganizowanym na kształt fabryk śmierci dziele eksterminacji żydów. stworzyli system obozów – nie powiem – w którym zginęło może nawet więcej ludzi niż w trzecim rajchu, ale ofiarami systemu były osoby dowolnej narodowości, a przyczyną zejścia nie było uśmiercanie, lecz  głód i praca ponad siły. ten humanitaryzm  zasłużył sobie na  łagodny wyrok historii. miliony ofiar gułagu traktuje się niemal na  równi z tymi, których pochłonęło wznoszenie piramid i innych obiektów, które podziwiamy. a jeżeli kogoś rażą takie porównania, to może się ze mną potargować, a wówczas ustąpię z piramid na rzecz zbudowania petersburga przez pierwotnego piotra.

sytuacja w trzecim rajchu była o wiele bardziej klarowna i żeby ją jeszcze lepiej zilustrować przytoczę fragment mego nieopublikowanego tekstu:

„Wojsko  wyczuło, że beze mnie w zielonym drelichu równowaga strategiczna mogłaby zostać poważnie zachwiana na korzyść mrocznych sił imperializmu. Ale w owych czasach nie miałem żadnego rozeznania sytuacji – zupełnie jak ów żydowski chuligan z miasta Bromberg w Pommern, który jeszcze we wczesnych latach trzydziestych pogryzł niemieckiego owczarka,  o czym można było dowiedzieć się z lektury „Obserwatora Ludowego” i co później, pomijając tylko geograficzną lokalizację występku, przytoczył Viktor Klemperer w swym znakomitym dziele  „LTI”. Nieszczęsny sprawca nie mógł przecież wiedzieć, że człowiek, który wkrótce  miał   stanąć na czele państwa niemieckiego  był zapamiętałym miłośnikiem zwierząt i posiadaczem psa tej właśnie rasy. Oburzony dogłębnie nikczemnością chuligana i dowiedziawszy się o jego nagannym pochodzeniu, po kilku latach najechał Polskę, by odbić starą germańską prowincję i na zawsze uchronić niemieckie psy przed napaściami zdegenerowanych rasowo elementów. Ten żydowski chuligan cudownym zrządzeniem losu przetrwał zagładę i ogłosił potem w Izraelu swe pamiętniki. „Kochani moi współżydzi – pisał – serdecznie was przepraszam. Wywoływanie Drugiej Wojny Światowej nigdy nie było moim zamiarem, a gdybym tylko mógł przewidzieć na jakie narażę was cierpienia, prędzej ugryzłbym w łydkę swego rabina, niż tego nieszczęsnego niemieckiego owczarka. Choć z drugiej strony, drodzy moi, nie przesadzajmy z ekspiacją. Wojny wybuchają przecież z byle powodu, a przeważnie nawet bez powodu, lub z przyczyn całkowicie wyimaginowanych. Nie istnieje bowiem żadne naturalne prawo, które zapewniałoby narodom życie w pokoju. Pokój jest co najwyżej możliwością, a w naszym zakątku świata wręcz niemożliwością. Dlatego – upominał skruszony chuligan  swych izraelskich rodaków – dziwię się  bardzo tym, którzy zdzierają sobie gardła w jego obronie. Nie da się  go wywalczyć, bo jak tylko zaczynamy walczyć o pokój, od razu robi się z tego wojna, a wówczas   nasi chłopcy mogą sobie wreszcie postrzelać. I niech mi nikt nie wmawia, że tego nie lubią. Wojna Sześciodniowa może nawet  toczyła się w imię ocalenia ojczyzny i różnych szczytnych ideałów, ale tak w tej zabawie zasmakowaliśmy, że zwycięstwo okraszone było nutą smutku. Inaczej być nawet nie mogło, bo kiedy dajemy naszym dzielnym chłopcom coraz doskonalsze zabawki, to  po jakimś czasie zaczynają przebierać nogami, by jak najszybciej wypróbować tę kupę żelastwa. Nie na darmo w moim dawnym kraju, Polsce, jedna z najpopularniejszych pieśni nazywa się: „Jak to na wojence ładnie” i choć na pozór słowa wyszydzają militaryzm, fascynacja wojną jest łatwo wyczuwalna.”

Chuligan, choć od lat trzydziestych nieco się postarzał, nie uronił nic ze swej nieokiełznanej fantazji i tylko jego ruchy nabrały nieco większej dostojności. Sposób formułowania myśli urągał  jednak powadze statecznego męża, jakim powinien być człowiek, który nie potrafił już szybko przejść przez jezdnię. Walka o pokój, drodzy moi, to zupełnie coś takiego jak screwing  w celu przywrócenia dziewictwa. Dzięki tej maksymie, która w otoczeniu  wielu innych soczystych sformułowań prezentowała się jak koronny klejnot, pamiętnik wywołał w Izraelu skandal. Wydany pod tytułem „Jak sprowokowałem wielką wojnę” został wyprzedany na pniu i drukarnia ledwo nadążała z uzupełnianiem nakładu. Wszyscy udawali, że są oburzeni posądzeniem Izraelczyków o militaryzm i prześcigali się w potępianiu książki, z którą nie wypadało się obnosić, czytali ją więc  z wypiekami na policzkach, owijając okładkę gazetą, gdy nawet w autobusie nie mogli oderwać się od lektury. „Autor zachowuje się tak, jakby koniecznie chciał udowodnić, że nazistowski szmatławiec miał rację, gdy piętnował jego chuligański postępek” – pisał jeden z recenzentów pamiętnika.

Ślady skandalu odbijały się echem jeszcze na początku lat siedemdziesiątych. Gdy po wyjeździe z Polski  znalazłem się w Londynie zauważyłem w tunelu tube wymalowane farbą grafitto : Fighting for peace is the same as fucking for virginity. Hasło, uznane za arcydzieło kunsztu ściennego bazgrania, obiegło później cały świat i nikt nie pamiętał już o izraelskim pierwowzorze”…

nie doszukujmy się genezy antysemityzmu, bo czegoś takiego nie ma jak polska długa i szeroka i tylko kilku zakompleksionych polonofonów usiłuje wmówić nam podpalenie jakiejś stodoły, do której zapędzono sąsiadów. jest to wierutne kłamstwo, bo nie mogliśmy być aż tak nikczemni. oni podpalili się sami żeby zrzucić winę na sąsiadów, bo ich perfidia nie zna granic, podobnie jak tradycja sporów sąsiedzkich na ziemiach polskich…

a zatem, kochani przyjaciele z gdańskiego blokowiska, gadacie bzdury o tej waszej  żydofobii. nigdy w to nie uwierzę, bo po pierwsze nie ma żadnego antysemityzmu, a po drugie u schyłku sezonu policja zatrzymała kilku stadionowych antysemitów, a gdy niebawem zacznie się nowy sezon, wyłapie ich  jeszcze więcej, bo nic nie jest w stanie położyć tamę rwącemu nurtowi postępu…

nathan gurfinkiel

 

 

6 komentarzy

  1. lehoo 19.02.2014
  2. Jerzy Łukaszewski 19.02.2014
  3. jmp eip 20.02.2014
  4. nathan gurfinkiel 20.02.2014
    • A. Goryński 21.02.2014
      • BM 21.02.2014