wieloletni minister spraw zagranicznych ZSRR, wiaczesław mołotow cytowany był często ze swych bon mots. w czasie bankietu miał przywołać kelnera, a gdy ten zjawił się przy stole, rozporządził się:
– oficjant, szampanskoje i frukty, poczym dodał ściszonym głosem: stakan wodki i małosolnyj oguriec…
historyjka odżyła mi w pamięci w związku z aferą podsłuchową. w jej wczesnej fazie zadzwonił do mnie z warszawy mój zaniepokojony przyjaciel mariusz.
– jak sądzisz, co z tego wyniknie?
– na mój gust nic.
-ale przecież tym razem to wielka sprawa. czy od czegoś takiego nie wywracają się rządy w starych krajach unii?
– nie
– to od czego się wywracają?
– od prawdziwych afer. ta, która cię tak niepokoi to wydmuszka. poczekaj kilka dni, może nawet tydzień lub dwa i uważnie jak dotąd patrz na to, co się będzie działo.
przyjaciel mój, skądinąd bardzo bystry obserwator sceny politycznej, jest informatykiem i jego wiedza na temat mechanizmów kuchni politycznej jest nader powierzchowna, nic więc dziwnego, że ogłuszony medialnym larum wokół sprawy jest zaniepokojony o dalszy bieg wydarzeń.
gdy jednak grand old man polskiej branży dziennikarskiej pisze o aferze taśmowej, że jest to „największy skandal od lat” i „jedno z najważniejszych wydarzeń w wolnej Polsce, tj. po 1989 roku” i że „nikt nie wychodzi z niej obronną ręką”, trudno nie posądzić go o egzaltację, której nie powinien przecież ulegać. nie tylko jego, ale wszystkich niemal dziennikarzy ogarnęła drżączka – przedziwny koktajl histerii, kiczu i megalomanii. w tej atmosferze media, zamiast przywołać polityków do opamiętania, gdy ci opowiadają duby smalone o zamachu stanu i możliwej ingerencji (wmieszatielstwie) obcych (czużich) tajnych służb w aferę, jedzą im z ręki.
„taśmy”, które miały zmiażdżyć tuska i stać się dla kaczyńskiego kobiercem, po którym dziarskim krokiem pomaszeruje do władzy, jak dotąd nie zawierają nic, prócz kilku obscenizmów w ustach ludzi ze szczytów polityki. jak wiadomo politykom nawet w prywatnych rozmowach nie wolno posługiwać się klejnotami mowy, bez których życie zwykłego polaka byłoby niezmiernie uciążliwe. a przecież już sam rozbiór etymologiczny nazwy obecnej afery wskazuje na to kim byli ludzie, którzy mieli interes w kryminalnym procederze poznawania i utrwalania rozmów. wystarczy tylko skoniugować bezokolicznik „podsłuchiwać” i przeczytać drugi człon utworzonego od niego czasownika w trzeciej osobie liczby pojedynczej.
Któż by jednak w tym szacownym zgromadzeniu chciał się wgłębiać w odmęty polskiej gramatyki. jak można się przekonać słuchając obrad parlamentu, jest ona nieznana dużej części sejmowników i „nie licytuje z godnościo posła”…
tak więc więc zamiast skrupulatnego policyjnego dochodzenia bez politycznej ingerencji, do wyświetlenia kto kogo podsłu…(excusez le mot) zostanie prawdopodobnie powołana parlamentarna komisja śledcza.
jak śpiewał niegdyś wojciech młynarski, chleba jest dosyć, ale wzrasta popyt na igrzyska…
natan gurfinkiel


„taśmy”, które miały zmiażdżyć tuska i stać się dla kaczyńskiego kobiercem, po którym dziarskim krokiem pomaszeruje do władzy” To by mialo sens, gdyby to PIS stal za afera tasmowa.Czekam kto i gdzie rzuci takie haslo. To ze jeszcze nie padlo, to jedyny maly plusik tej afery. Zmiazdzony Tusk nikomu nie jest potrzebny. To co nam dotychczas pokazano, to jest wiadomosc dla pana premiera, nie dla nas. On wie teraz kto za tym stoi, i czego sie moze jeszcze spodziewac. Jezeli sie poda do dymisji, bedzie swiadczylo, ze nie ulegl szantazowi. Obojetnie jak to sie skonczy, wiecej tasm nie bedzie. Nie poznamy tez prawdziwych sprawcow tej afery. Jacys kelnerzy posiedza pare lat do sprawy, ktorej nie bedzie.
Ciekawostka, dlaczego te „taśmy” pokazały się dokładnie w chwili, którą PiSowscy PRowcy wskazali ponad miesiąc wcześniej jako „początek trzęsienia ziemi dla PO”…
Cui bono ???