2017-04-14.
Jedną z największych korzyścią bycia księdzem jest możliwość niesłuchania kazań – z tego prostego powodu, że się je samemu głosi. Gdy przestałem być księdzem z tej korzyści nadal czerpię przyjemność bo nie chodzę do kościoła.
Jednak moja przyjemność niesłuchania kazań jest w okresach różnych świąt zakłócana dość skrupulatnym odnotowywaniem przez media różnych kaznodziejskich pomysłów. Mimo wysiłków – nie udaje mi się ich całkowicie zignorować. Już mnie bowiem doszły słuchy o troskliwym kazaniu metropolity poznańskiego. Obawiam się, że najbliższe dni dostarczą mi więcej materiału do irytacji.
Znalazłem jednak na to utrapienie sposób. Czytam sobie, jak to miałem zresztą w zwyczaju od wczesnego dzieciństwa, książki, które stanowią znakomitą odtrutkę na księże gadanie. Pozwalam sobie w polecić – dla szukających alternatyw – książki autora, który przynosi ożywcze tchnienie w nasze dość przewidywalne propozycje duchowe płynące z katolickich ambon. To autor bardzo płodny i przywracający takim pojęciom jak wolność, prawda i szczerość aż do bólu – ich pierwotny blask.


Czytelnicy SO już pewnie wiedzą, że mam na myśli Christophera Hitchensa. Polecę książki wydane w polskim tłumaczeniu. Zacząć bym radził od Thomas Paine. Prawa człowieka. To biografia jednego z najważniejszych, a niesłuchanie zapomnianych myślicieli amerykańskich. Thomas Paine nauczył Amerykanów samodzielności myślenia i miał odwagę ogłosić, że jego umysł jest jego kościołem.
Ważna jest też jego rozprawa z wszelkimi religiami i wiarą. To niezwykle błyskotliwa zachęta to myślenia na własny rachunek. Tytuł jest celowo prowokacyjny (tytułowy bóg jest celowo pisany z małej litery) bóg nie jest wielki. Jak religia wszystko zatruwa. To ta książka przyniosła Hitchensowi zaszczytny tytuł jednego z czterech jeźdźców Apokalipsy nowego ateizmu. Pożyteczną może być też demaskatorska biografia św. Teresy z Kalkuty (za takową ogłoszoną w 2016 roku przez papieża Franciszka: Misjonarska miłość. Matka Teresa w teorii i w praktyce. Warto ją czytać, by przekonać się, że i święci maja swoje mniej znane oblicza.
No i najnowsza przekorna książeczka (tzn. ostatnio wydana po polsku bo napisana już w 2001) Listy do młodego kontestatora. Czyta się z przyjemnością jako błyskotliwe i demaskatorskie spojrzenie na współczesność. Bardzo przydatne w okresie racji nazbyt pewnych siebie,
które zmieniają się niepokojąco często. Hitchens wskazuje powody dlaczego tak się dzieje – nie oszczędzając samego siebie.
Kolega, któremu podsyłam moje tekściki ostatnio kwaśno stwierdził, że nazbyt wierzę w postęp i zbyt gorliwie atakuję religię w duchu oświeceniowych filozofów. A ja mu odpowiedziałem, że bardzo wierzę w możliwość zbliżenia ludzi wierzących i niewierzących, a zwłaszcza w pożytki płynące z poznania racji stojących za naszymi życiowymi, ideowymi i religijnymi (bądź ateistycznymi) wyborami.
Książki Christophera Hitchensa mnie w tym przekonaniu utwierdzają. Pokazują bowiem, że przejście ze śmierci do życia jest czymś rzeczywistym. Oto zmarły na raka w 2011 roku Hitchens nadal żyje w swoich książkach i uczy nas przechodzenia z zatęchłego zakłamania do życia w prawdzie.
Stanisław Obirek


Nie rozumiem jednej tezy. Dlaczego autor uważa, a co najmniej pośrednio sugeruje, że w obrębie religii nie można myśleć na własny rachunek? Czy uważa, że człowiek wierzący wierzy we wszystko co powie lokalny biskup (zwłaszcza Flaszka), w sensie, że nie podchodzi do tego krytycznie. Radziłbym przeczytać nie tylko nowych ateistów, ale i Tomasza wykład o rozumnie praktycznym i sumieniu. To jako pokutę za zbyt proste widzenie sprawy relacji między obiema dziedzinami. A co powiesz na to koteczku?
http://www.dziennikpolski24.pl/magazyny/magazyn-piatek/a/prof-heller-kazdy-czlowiek-ktory-mysli-jest-teologiem-nawet-ateista,11986426/
Nie rozumiem jednej tezy. Dlaczego autor uważa, a co najmniej pośrednio sugeruje, że w obrębie religii nie można myśleć na własny rachunek? Czy uważa, że człowiek wierzący wierzy we wszystko co powie lokalny biskup (zwłaszcza Flaszka), w sensie, że nie podchodzi do tego krytycznie. Radziłbym przeczytać nie tylko nowych ateistów, ale i Tomasza wykład o rozumnie praktycznym i sumieniu.
To jako pokutę za zbyt proste widzenie sprawy relacji między obiema dziedzinami. A co powiesz na to koteczku?
„Nauka pokazuje nam, jaki świat jest. Ale nie daje odpowiedzi, jaki jest sens istnienia świata, a w nim człowieka. A to jest niezwykle ważne pytanie, bez którego racjonalność jest zawieszona w próżni. Częściową odpowiedź na nie może udzielić filozofia a pełniejszą teologia i religia” – uważa ks. prof. Michał Heller, kosmolog, filozof, teolog, laureat Nagrody Templetona. W rozmowie z Włodzimierzem Knapem, opublikowanej w dzisiejszym wydaniu „Dziennika Polskiego” opowiada o relacji nauki i religii i poszukiwaniach sensu istnienia.
http://www.dziennikpolski24.pl/magazyny/magazyn-piatek/a/prof-heller-kazdy-czlowiek-ktory-mysli-jest-teologiem-nawet-ateista,11986426/
@ Euzebiusz
Podobno nie ma głupich pytań, a tylko głupie odpowiedzi, ale to nie do końca prawda. Możemy spytać: „Jakiego koloru jest sumienie?”, albo „W jaki sposób powiela swoje geny podłoga ceramiczna?”. Są to dokładnie takie same pytania, jak to o sens istnienia świata. Profesor Heller nie przyzna się, że Jego organizacja kit ludziom wstawia ciągnąc z tego profity materialne. Dlatego stawia nonsensowne pytanie, na które jedyną logiczną odpowiedzią jest to, że „Bóg tak chce”. Niestety, przy nonsensownym pytaniu, logiczna odpowiedź jest niewiele warta.
Pytanie o sens można rozumieć dwojako, jako pytanie o charakterze metafizycznym oraz jako pytanie o charakterze aksjologiczno-podmotowym. W pierwszym znaczeniu odpowiedź usiłują znaleść różne systemy maksymalistycznie pojętej metafizyki. Twoje podejście przypomina skrajny wiedeński weryfikacjonizm spod znaku św. Rudolfa Carnapa i spółki, która po latach musiała trochę zmodyfikować swoje zapatrywania. Nie mniej jednak w tym samym czasie pytań o sens, czy to wymiarze pozytywnym, że jest (Husserl, Heidegger, Ingarden), czy też negatywnym, że niestety ten czas przeminął (Weber) padło i nie były to pytania w duchu, które formułujesz. W drugim sensie, jest to pytanie egzystencjalne jakie jest moje miejsce w świecie i jakie jest znaczenie mojego indywidualnego życia. Moja odpowiedź jest moją odpowiedzią chociażby w tym sensie, że nikt inny nie ma dostępu do „ostatecznego ja” – nawet w bliskiej przyjaźni. Ale jest to pytanie poważne. Z mojej perspektywy wydawało się że czas wiedeńskich pozytywistycznych ZMP’owców przeminął, ale okazuje się, że dobrze się mają. Zatem wesołego jaja, bo o sens krzyża i o Zmartwychwstanie nie będziemy się kłócić, lepiej słuchać J. S. Bacha lub Pergosesiego -;)
Mnie się ks. Heller i jego pogodne łączenie wiary i nauki bardzo podoba, choć nie widzę tutaj możliwości (podobnie jak w przypadku Aquinaty) zarażeniem tym optymizmem ludzi, którzy do reprezentowanej przez obu myślicieli mają podejście sceptyczne. W przypadku Hitchensa sprawa jest prostsza bo on nie próbuje łączyć wody z ogniem (religii z nauką) tylko wskazuje na powody niemożności tego pogodzenia. Można oczywiście przyjmować obie (ja tak robię na przykład ale staram się nie mieszać obu porządków), ale nie można tego wymagać od innych. Dlatego zachwalanie Hitchensa i krytykowanie księżowskich czy biskupich bajdurzeń nie wyklucza szacunku dla samodzielnie myślących wierzących. Oby ich było jak najwięcej. Nadzieja, że będzie ich coraz więcej to jeden z powodów moich SO-owskich zaczepek teologicznych.
Hitchens ma prawo nie przyjmować perspektywy religijnej. Wielu inteligentnych i wybitnych ludzi jest
„Religiös unmusikalisch” – a jeśli mają coś do powiedzenia to i Panzekardinal Ratzinger będzie z nimi debatował. Gorzej gdy niektórzy z pozycji unmusikalisch przejdą na pozycję musikalsich, jak to trafiło się śp. Jakubowi Karpińskiemu, to potem niektórzy mają mu to po dzień dzisiejszy za złe, nomina sunt odiosa, zatem nie będę im tego wypominał.
Rozumiem zatem, że przyznajesz – mimo zalecenia neo-wolteriańskich przypowiastek Hitchens’a – że ci, którzy poszukują transcendencji sind noch nitch schon imer Schrott gewesen, co jest pocieszające -;)
Szanowny Euzebiuszu – już wiemy, że jesteś za pan-brat z językiem niemieckim. To świetnie. Wiemy, że jesteś również za brat-pan z myślą filozoficzną. I cóż z tego wynika????? Ano wynika, że zmarnowano kupę kasy na usiłowanie zrobienia brylantu z polnego kamienia. Szlif wykształcenia nic w twoim przypadku nie pomoże. Jesteś do tego stopnia unmusikalisch, że nie rozumiesz, że na portalu, gdzie używa się języka polskiego nie powinno się używać obcych językowo wtrętów, kiedy sytuacja tego nie wymaga. Moja Żona ma wykształcenie klasyczne (język francuski i łacina) i niestety musiałem jej przetłumaczyć te twoje niemieckie pierdy. Bezmyślne – bo zupełnie nic nie wnoszące. Na dokładkę walisz okropne błędy w języku, którym się chwalisz – może się przerzuć na suahili? Osobiście serdecznie Ci dziękuję, że …cycat….”o sens krzyża i o Zmartwychwstanie nie będziemy się kłócić”
Złośliwie tylko dorzucę – że jeśli z Bachem jesteś tak samo za pan-brat jak z językiem niemieckim to raczej powinieneś zostać przy disco-polo.
Na temat filozoficznych aspektów sikania przez krasnoludki do mleka nie mam żadnego zdania.
Pozdrawiam Pana Profesora (Obirka) – to mądry tekst.
Chaliera – napisałem Żona prze duże „Ż” ????? Co strach może zrobić z człowiekiem….:)
Dorzucę (w ramach życia po śmierci) również nieśmiertelnego Carlina….: https://www.youtube.com/watch?v=g5s6alhXtHA
Pozdrawiam
Tak Carlin jest nieśmiertelny i pamiętam z jaką przyjemnością wysłuchiwałem jego satyr (nie tylko zresztą religijnych) gdy jeden ze studentów pisał u mnie o nim pracę. Obawiam się jednak, że jego życie w dzisiejszej Polsce byłoby utrudnione pewnym, nader rozciągliwym artykułem KK, które TK uznał, za zgodny z Konstytucją RP. Dla przypomnienia: art. 196 kodeksu karnego — przewidujący karę nawet 2 lat więzienia za obrazę uczuć religijnych — nie narusza konstytucji (wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 6 października 2015 r., SK 54/13). A pewno i biskup Ignacy Krasicki nie miałby łatwego życia przy dzisiejszej wrażliwości religijnej polskich sędziów.
@Sir J
Nie denerwuj się. „Szrot” każdy powinien zrozumieć. Dwie literówki to jeszcze nie tragedia. Problem jest w żonglowaniu pojęciami, których ani Czytelnik, ani Autor , nie rozumieją. 🙂
Oj tam….denerwuj…..ale nie wiem czy zauważyłeś Hazelhardzie jak mnie poniesło w poezję……….”Na dokładkę walisz
okropne błędy w języku, którym się chwalisz”……że aż się z ukontentowaniem zacytuję.
Chyba pójdę w tym kierunku.
Pozdrawiam
P.S. Wszystkim Autorom i Komentującym – Wszystkiego najlepszego z okazji nadciągającego Śmigusa Dyngusa.
Mnie bardziej zafrapowało zdanie: „Osobiście serdecznie Ci dziękuję, że …cycat….”o sens krzyża i o Zmartwychwstanie nie będziemy się kłócić”. Cycate są baby, ale „cycat” to chyba w pierwszej osobie w staropolskim? Ja żem cycat.
Hazelhardzie – przez „pomarańczowny” się mało nie rozwiodłem…”cycat” nie jest moim największym przestępstwem językowym….:-)
o! widze, ze Eusèbe de Césarée jest wiecznie zywy! Mon Dieu…
kumpel cesarza Constantin, ktorzy we dwoje wyrocili do gory nogami nauki Jezusa i stworzyli relige chrzescijanska wedlug swojej ideologii..
a tutejszy Euzebiusz z Cérarei chce rowniez nas zaprowadzic na manowce..
merci, nawet Malpa mysli samodzielnie 😉
Wszystkie książki Hitchensa przeczytałem z wielką przyjemnością. Niestety, nie spotkały się z żadnym odzewem w naszej umiłowanej ojczyźnie (podobnie było z książkami Dawkinsa, Benetta czy Sama Harrisa). Strona „katolicko-niepodległościowa” potrafi tylko o dżenderze, aborcji i wyklętych. Ot i całe życie umysłowe Polski na początku XXI wieku.
W sumie się zgadzam, ale nie do końca bo przecież katolickie wydawnictwo Copernicus Center Press wydało jedną z najważniejszych książek Dennetta „Dźwignie wyobraźni” nie wspominając o cyklu uroczych książek Fransa de Waala i nader inspirujących dwóch książek Willema B. Dreesa. Piszę o tym bo niektóre z nich recenzowałem i muszę przyznać, że stanowią nader pożyteczną alternatywę dla „specjalistów od gender” w stylu niezmordowanego doprawdy i nader szkodliwego nie tylko dla religii ks. Oko.
Oczywiście Dennett, Panie Profesorze. Dzięki za sprostowanie.
Wierzę, że toczy się dyskusja, niestety akademicka tylko. To, o czym piszą nowi ateiści, dociera do nad wyraz nielicznych. Oni nie są zwalczani ani dyskutowani w publicznej debacie. Są przemilczani. A poruszają sprawy fundamentalne, zwłaszcza dla wierzących, a ci podobno są większością w Polsce. Miał rację Gombrowicz, żeśmy nie przerobili ani lekcji chrześcijaństwa, ani marksizmu. I ma rację Szymborska pisząc, że nie większej rozpusty niż myślenie. W Polsce na pewno. Pozdrawiam.