Alina Kwapisz-Kulińska: Między młotem a krzyżem4 min czytania

AKK_Międzymłotem062015-09-14.

Sobota pogodowo była taka sobie. Ale bogata w wydarzenia. Może dlatego w Saskim Ogrodzie koło fontanny i na prawie wszystkich alejkach były pustki. Ale może i dlatego, że Marszałkowską, wzdłuż parkowych alejek, ciągnął bardzo głośny tłum. Huk odpalanych raz po raz petard podrywał gołębie, kaczki gdzieś się schowały, nawet bezczelnych gawronów się nie uświadczyło. Syreny radiowozów czy karetek towarzyszyły odgłosom skandowanych rytmicznie haseł.

Nie było dzieci, choć w sobotę zwykle jest sporo rodziców z wózkami, nie spacerowali staruszkowie. Pojedyncze osoby przemykały skulone przez park. Fakt, pogoda była wietrzna.

W alei zachodniej, tej wzdłuż Marszałkowskiej, przemykali osobnicy o charakterystycznym wyglądzie bywalców stadionów. Barczyści i rozkołysani lub nalani młodzieńcy z piwnymi brzuchami. Biała bluza jednego dobrze się odcinała od zieleni krzewów, które obsikiwał nie kryjąc się za bardzo. Pomruk tłumu, z którego się na chwilę oddalił, brzmiał gniewnie i agresywnie. Między drzewami przesuwały się biało-czerwone chorągwie i transparenty.

AKK_Międzymłotem03– Co się dzieje? Czemu taki hałas? – wychodzę na spacer z dziewięćdziesięcioletnią panią, która już nie wszystko pojmuje z tego, co się dzieje. Jak jej wytłumaczyć, co tak wzburzyło lud wyklęty, że powstał i strzela petardami, że dymi i na ulicy pokazuje swoją agresję?

– Demonstrują? Ale dlaczego? – jak odpowiedzieć na to pytanie. Że ze strachu? Że przeciw obcym? Że i przeciw współobywatelom? Że za odsieczą wiedeńską i husarzami? Oddalamy się, i dobrze, bo nie słyszymy treści wykrzykiwanych przeciw innym ludziom. W parkowej głównej alei mija nas dziewczyna o czarnej skórze, piękna, wysoka, energicznym krokiem idzie na wprost tego tłumu. Czuję lęk. Czy ją zawrócić? Prosić, aby tam nie szła? A może przesadzam, może nic się nie stanie, nikt niczego nie wykrzyczy, nie zauważy, nie plunie. Ale sama myśl o tym, co usłyszy, jest nieprzyjemna.

Przed Grobem Nieznanego Żołnierza grupka przewianych wiatrem turystów. Robią sobie zdjęcia. Przechodzimy przez plac Piłsudskiego. Pusty krzyż. Przed Pałacem Prezydenckim znowu tłum ludzi.

AKK_Międzymłotem05– A to nie ci z namiotu, co tu zawsze stoją? – pyta starsza pani i się rozgląda, bo nawykła już do niedzielnej agitacji smętnych pań i panów spod szyldu Smoleńsk 2010. – A gdzie te znicze w kształcie krzyża? I ta pani z biało-czerwoną?

– Nie, to jacyś inni.

Krzyże też mają. Policyjne radiowozy ochraniają – czy eskortują? – inną manifestację. Pod Pałacem tym razem tłum, a nie trzech smętnych panów i dwie panie z obrazkami Prezydenta Tysiąclecia. Wiele osób przebranych. Mają czerwone nibypeleryny z naszytymi obrazami Jezusa i z białymi orłami na połach. Przez tubę przemawia, sądząc z intonacji, ksiądz. Ponad Krakowskim Przedmieściem płynie tekst o dzieciach nie mogących się narodzić, o nędzy i ubóstwie, w tym moralnym. Polska w ruinie. Upadek totalny. Dzieci głodują.

Starsza pani się dziwi:

– Kto jest głodny? Może trzeba kogoś nakarmić? Chyba na to zbierają pieniądze? – rozgląda się za skarbonką.

– Nie, nie zbierają. Tylko są ogólnie przeciw Polsce, bo chcą, aby Chrystusa intronizować na króla Polski. To znaczy, na Króla. Przez duże K.

Starsza pani, uczona jeszcze w przedwojennej szkole, robi duże oczy.

– A dlaczego się modlą na ulicy? Na Krakowskim są przecież cztery kościoły.

AKK_Międzymłotem04Grupka turystów stoi z boku. Z wysoko uniesionych tabletów pójdą w świat zdjęcia z bardzo egzotycznej wycieczki. Dwóch rodaków stoi z boku, patrzą na tłum w czerwonych narzutkach, nie kryją uśmiechów. Młodzi ludzie, modnie ubrani, przechodzą z boku szybkim krokiem z nieobecnymi spojrzeniami. Oni się nie zatrzymują. Nie takie rzeczy na Krakowskim widzieli.

Dziwny świat, którego ogarnąć się nie daje rozumem. Zwłaszcza nawykłym przez lat dziewięćdziesiąt do ładu. I do normalności. Starsza pani przeżyła wojnę. Przeżyła ciężkie lata powojennej Polski. Przeżyła czas stanu wojennego. Wszystko to rozumiała. Ale tego, co widzi obecnie – nie rozumie. I nie jest w tym jedyna.

Potrzebna by była jedna wielka manifestacja normalności. Na której się zameldują wszyscy, dla których słowa coś znaczą, coś znaczą uczynki i codzienna praca. Którzy ani na co dzień, ani od święta nie krzyczą, nie skandują, nie rzucają petardami. Ale czy normalni ludzie przyjdą manifestować normalność? Nie przyjdą, więc na ulicach są ci inni. Głośni, agresywnie żądający, napastliwi. I zapewne myślą, że poza nimi nikogo więcej nie ma. Normalni siedzą w domach. Taka pogoda.

Alina Kwapisz-Kulińska

 

6 komentarzy

  1. j.Luk 14.09.2015
  2. hazelhard 14.09.2015
  3. jureg 15.09.2015
    • Alina Kwapisz-Kulinska 15.09.2015
  4. rodakzusa 15.09.2015
  5. j.Luk 16.09.2015