2015-12-02.
To, że dziewczyna naruszała ciszę wyborczą było najmniej istotne, fascynował mnie mechanizm decyzji jej i jej rówieśników. Co było atrakcją? Muzyka, poglądy, program?
Tego dnia na Kukiza głosowało ponad trzy miliony wyborców. Największą grupę stanowili ci, którzy albo urodzili się po 1989 roku, albo dorastali już w wolnej Polsce. W tych wyborach prezydenckich, a następnie parlamentarnych otrzymaliśmy potwierdzenie, iż młode pokolenie, w bardzo dużym stopniu opowiada się przeciw systemowi i za czymkolwiek nowym, prostym i radykalnym. W wyborach parlamentarnych Kukiz i Korwin-Mikke otrzymali blisko 40 procent głosów tej części młodego pokolenia, która pofatygowała się do urn. W tym czasie było już wiadomo, że Kukiz wpisał na swoje listy przedstawicieli ugrupowań narodowo-socjalistycznych.
W pewnym sensie obserwowaliśmy powtórkę fenomenu Stanisława Tymińskiego. W wyborach prezydenckich 1990 roku pojawił się kandydat z księżyca, a dokładniej z Peru, szermujący prostym hasłem, że jest spoza układu i odrzuca wszystkie dotychczasowe reformy. On również zachwycił głównie młodych, głównie mieszkańców małych i średnich miast. Zdobył w pierwszej turze prawie cztery miliony głosów, eliminując z walki Tadeusza Mazowieckiego i przegrywając w drugiej turze z Lechem Wałęsą.
Tymiński próbował potem zakładać polityczną partię i startować w kolejnych wyborach prezydenckich, ale jego zawrotna kariera polityczna skończyła się równie szybko, jak się zaczęła.
Analizowano jego fenomen na wszystkie strony i chciano wierzyć, że główną przyczyną jego zdumiewającego sukcesu był brak doświadczenia polskiego społeczeństwa z demokracją. Taki werdykt wydawał się bezpieczny.
Przez kolejne ćwierć wieku byliśmy świadkami wielu wzlotów i upadków, tak polityków, jak i partii politycznych, jedna tendencja wydawała się stała – malejącego zaufania do demokracji. Polska była coraz bogatsza, nieprawdopodobny sukces cywilizacyjny był widoczny gołym okiem i wydawał się niezaprzeczalny, ale w świadomości społecznej było to pasmo klęsk, niepowodzeń, prywaty, korupcji i nieudolności. (PiS tak się przed ostatnimi wyborami zapluł w swoim przekonywaniu, że Polska jest w ruinie, iż w końcu sam prezes musiał ogłosić, że nikt nigdy tego nie twierdził, że tylko ogólny stan kraju jest bardzo ciężki.)
Za ten w dużym stopniu wypaczony obraz kraju możemy po części winić braci Kaczyńskich, prowadzących nieustającą wojnę na górze, coraz bardziej tabloidalne i żerujące na taniej sensacji media, Kościół systematycznie szczujący przeciw politykom, a wreszcie samych polityków, którzy aż nazbyt często robili co w ich mocy, żeby nas do siebie zniechęcić.
Prywata, korupcja i nieudolność to stały element polityki pod każdą szerokością geograficzną, a różnice dotyczą nasilenia tych zjawisk. Można powiedzieć, że równie daleko nam do Skandynawii, jak do Autonomii Palestyńskiej (która jest dziś prawdopodobnie najbardziej skorumpowanym organizmem państwowym, chociaż konkurencja o tytuł najbardziej przeżartej korupcją władzy państwowej jest nieprawdopodobnie silna). Społeczne zaufanie do systemu demokratycznego spada wszędzie. W Europie Zachodniej, gdzie przez dziesięciolecia widzieliśmy względnie stabilne areny polityczne i poszanowanie parlamentarnych reguł gry, obserwujemy gwałtowne wstrząsy, wyłanianie się nowych partii politycznych i gwałtowną radykalizację postaw społecznych tak z lewa, jak i z prawa.
To co widzimy obecnie w Polsce zakrawa na powrót demokracji socjalistycznej, depczącej podstawowe zasady parlamentaryzmu, prawo, zasadę ciągłości państwa. Czwartą Rzeczpospolitą buduje się z poparciem Kościoła, z wyraźnymi już planami zamachu na niezależność wymiaru sprawiedliwości, szybkiego podporządkowania oświaty, mediów publicznych, które, jak otwarcie zapowiedziano, będą teraz „narodowe”, ale najpierw (zgodnie z tradycją budowania demokracji ludowej), zabrano się za służby wewnętrzne i armię.
Jaki jest stopień przyzwolenia na ten proces likwidacji systemu państwa prawa? Duży. Z jednej strony mamy partyjny entuzjazm działaczy wszystkich szczebli, z drugiej nadzieje tych, którzy uwierzyli, że Polska jest w ruinie i że teraz powierzyli ją we właściwe ręce, dalej są miliony tych, którzy nie poszli do urn w przekonaniu, że nie ma najmniejszego znaczenia kto jest u władzy i nie wpływa to na sposób jej sprawowania. Kiedy uzasadniona krytyka zmienia się w naiwne przekonanie, że gorzej już być nie może, poparcie mas dla fanatycznych demagogów może spowodować efekt, jaki obserwowaliśmy w Egipcie, kiedy społeczeństwo demokratycznie przekazało władzę Bractwu Muzułmańskiemu. Po kilkunastu miesiącach to samo społeczeństwo zorientowało się, że pomysł nie był najlepszy, a obiecywana walka z korupcją, nepotyzmem i nieudolnością okazała się falą większej korupcji, jeszcze bardziej bezczelnego nepotyzmu i jeszcze większej nieudolności.
O grozie tego, czego jesteśmy świadkami, można opowiadać bez końca, ale podejrzewam, że inni robią to znacznie lepiej ode mnie. Zastanawiam się nad tym, czego już z całą pewnością nie zobaczę, czyli jak nasz kraj będzie wyglądał za kolejne ćwierć wieku. Czy jest szansa na zmianę trendu i stopniowe zwiększanie się zaufania społeczeństwa do konstytucyjnej demokracji?
Pytanie, przy którym chciałbym się zatrzymać, to czy zdołaliśmy wykształcić chociażby zalążek kadr nauczycielskich mogących uczyć, czym jest demokracja konstytucyjna? W kolejnych kampaniach prezydenckich widzimy tabuny kandydatów do tego urzędu najwyraźniej kiepsko zorientowanych, co ma robić prezydent w demokracji konstytucyjnej, w systemie parlamentarno-gabinetowym. Podejrzewam, że obietnicę kandydata, że będzie strzegł konstytucyjnego ładu i parlamentarnych reguł gry politycznej, dziennikarze i reszta społeczeństwa potraktowałaby jako brak wyrazistości i brak programu. Interesujące, bo oceniając ustępujących prezydentów dziennikarze jakby intuicyjnie przeczuwali, że miarą prezydenta jest jego umiejętność zachowania roli ponadpartyjnego arbitra, zdolność unikania wchodzenia w kompetencje władzy wykonawczej, pilnowanie, aby władza wykonawcza nie wykraczała poza swoje konstytucyjne uprawnienia.
Podczas gdy prezydent Jaruzelski skrupulatnie trzymał się swoich konstytucyjnych kompetencji, prezydent Wałęsa naruszał je na każdym kroku, zupełnie nie rozumiejąc jaka jest jego rola. Czuł się ojcem narodu, chciał o wszystkim decydować, zapowiadał rządzenie dekretami i samowolną zmianę systemu parlamentarnego na prezydencki. Prezydent Kwaśniewski powrócił do roli prezydenta uznającego ograniczenia swoich kompetencji, wywodząc się jednak z komunistycznej formacji, powstrzymywał się często przed blokowaniem niekonstytucyjnych aspiracji Kościoła i przykościelnych formacji politycznych. Nawet jego zdecydowani przeciwnicy musieli przyznać, że zachowywał neutralność, a szczególnie unikał kroków, które mogłyby wskazywać na jakieś faworyzowanie partii politycznej, z ramienia której startował w wyborach prezydenckich. (Była to jedna z przyczyn napięć między nim a Millerem.)
Prezydent Lech Kaczyński nawet nie udawał, że rozumie jak konstytucja definiuje rolę i kompetencje prezydenta, urzędował jako przedstawiciel partii kierowanej przez swojego brata. Prezydentura Bronisława Komorowskiego, aczkolwiek mało wyrazista, była powrotem do roli prezydenta świadomego, że jego obowiązki sprowadzają się przede wszystkim do roli sędziego na boisku. Biegał mało, gwizdka używał rzadko, ale nie wykraczał poza swoje kompetencje.
Z ocenianiem prezydentury Andrzeja Dudy trzeba poczekać, aczkolwiek jego kolejne kroki wskazują albo na świadome ignorowanie zakresu obowiązków służbowych, albo na brak intelektualnych możliwości ich zrozumienia. Dla mnie jednak znacznie ważniejsza jest tu świeżo upieczona osiemnastolatka marząca o prezydenturze Kukiza, ponieważ albo kiedyś słyszała jak śpiewa, albo lubi jego poglądy na temat homoseksualistów, albo uznała, że program tego kandydata, zapowiadającego zmianę konstytucji i wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych jest właśnie tym programem, z którym wiąże swoje obywatelskie nadzieje. Jedno wydaje się pewne; że wkraczająca w polityczną aktywność młoda kobieta nie została przygotowana do swojej roli obywatelki ani przez szkołę, ani przez media (a o kościele lepiej nie wspominać).
Pretensje pod adresem Prawa i Sprawiedliwości są ze wszech miar uzasadnione, pora jednak na garść pretensji pod własnym adresem i refleksje nad tym, jakimi wyborcami będą za osiemnaście lat ci, którzy właśnie się urodzili. Warto również zapytać, jak uczyli się o demokracji obywatele urodzeni już w wolnej Polsce.
Zajrzałem do Internetu i hasła „demokracja konstytucyjna” nie znalazłem, w wikipedii jest „demokracja liberalna”, hasło prezentowane jako synonim demokracji konstytucyjnej, z definicją na siedem linijek. Przy okazji dowiedziałem się, że uczniom gimnazjów zadaje się wypracowania i nawet są gotowe ściągi na wypracowanie o demokracji konstytucyjnej. Takie ściągi piszą wybitni znawcy podręczników i oczekiwań nauczycieli. Po przeczytaniu kilku takich pouczających ściąg zastanowiło mnie to, czego w nich nie ma. Otóż brak było w nich pojęcia umowy społecznej, państwa prawa, konfliktu interesów i parlamentaryzmu, chociażby ogólnego przybliżenia, czym jest konstytucja.
Automatycznie wróciłem myślami do mowy Peryklesa, w której objaśniał czym jest demokracja:
„…ustrój ten nazywa się demokracją, ponieważ władza jest w ręku większości, nie zaś nielicznej grupy. Prawo zapewnia każdemu równy wymiar sprawiedliwości w sporach prywatnych, a na godności państwowe wynosi się obywateli na podstawie oceny ich wartości i szczególnych kwalifikacji w danej dziedzinie: decyduje tu zasługa, nie zaś pozycja społeczna. Ubóstwo czy niskie pochodzenie nie stanowi dla nikogo przeszkody, by zasłużyć się państwu.
Ta sama swoboda, która cechuje życie publiczne w Atenach, przejawia się także w naszych codziennych stosunkach osobistych. Czy istnieje u nas zawiść i podejrzliwość człowieka wobec człowieka? Bynajmniej. Nie gniewamy się na bliźniego za to , że robi co mu się podoba i nie rzucamy mu nienawistnych spojrzeń, które choć nieszkodliwe, sprawiają przykrość. Ale jakkolwiek w życiu prywatnym nie znosimy przymusu, a w działalności publicznej wystrzegamy się pilnie bezprawia: szanujemy przedstawicieli władz oraz ustawy, a zwłaszcza te, które zapewniają opiekę uciśnionym; pogwałcenie ich, choćby to były prawa niepisane, przynosi według powszechnej opinii hańbę.” (Tłumaczenie Ignacego Wieniewskiego, cytuję ze zbioru jego esejów Powrót na Via Apia, Londyn 1951.)
Opowieść o drodze do nowoczesnej demokracji konstytucyjnej, poprzez rzymskie prawo, prawne ograniczenia monarchii, o konstytucji jako umowie społecznej i jako instrukcji obsługi państwa, o perypetiach przechodzenia od władzy opartej na przemocy do władzy opartej na umowie, i o parlamentaryzmie jako kulturze sporów i procedurach ich rozstrzygania – może być fascynująca. Tej opowieści trzeba się jednak uczyć i jeśli chcemy za osiemnaście lat mieć wyborców patrzących na demokrację bez złudzeń i naiwnych oczekiwań, bardziej odpornych na głosy demagogów, rozumiejących czego od polityków oczekiwać i jak ich kontrolować, trzeba zacząć pracę od podstaw już dziś.
Idea Stowarzyszenia Konstytucyjnych Demokratów nie jest ideą wielkiego ruchu społecznego, raczej warsztatów, grup poszukujących atrakcyjnych form prezentacji opowieści o konstytucji, o nieustannym zagrożeniu konstytucyjnego ładu, o sztuce parlamentarnego prowadzenia sporów i konieczności respektowania reguł gry w państwo.
Państwo wolnych obywateli uważane było za utopię od chwili jego poczęcia, a skłonność do degenerowania się demokracji zauważono natychmiast. Słowo demagogia jest równie stare jak słowo demokracja. Młodszy o czterdzieści lat od Peryklesa Arystofanes, obserwował zwyrodnienia ateńskiej demokracji po jego śmierci. Komediopisarz pokazuje w „Rycerzach” jak wódz ateński kaptuje do polityki sprzedawcę kiełbas. Tłumaczy mu, że ma wszelkie kwalifikacje na urząd państwowy, pochodzi z gminu, nie ma wykształcenia, ma tupet i umie zachwalać swój towar. Kiedy sprzedawca przyznaje się, że umie czytać, wódz markotnieje i mówi, że to osłabia jego szanse. Ten karykaturalny obraz demokracji, który jest starszy o pół millenium od Nowego Testamentu, czyta się jak satyryczny tekst ze współczesnej gazety.
Od czasów Oświecenia ateński wzór stawał się coraz bardziej obowiązujący w zachodnim świecie, coraz częściej ukazując swoje niezliczone ułomności. Ten wzór stał się również podstawą pustej retoryki i potiomkinowskich fasad tyranów.
Czy ta niekończąca się wojna ze Spartą wskazuje dziś na historyczne zwycięstwo Aten? Gdzie są pola bitew? Którędy przebiega front? Wiek dwudziesty był kolejnym epizodem wojen peloponeskich. Komunistyczna dyktatura proletariatu twierdziła, że jest demokracją socjalistyczną, demokracją bezpośrednią, że rządzi lud, a wyroki wydają trybunały ludowe, ale jej głównym celem było zniszczenie demokracji. Nazizm, chociaż Hitler doszedł do władzy w drodze demokratycznych wyborów, nie krył swojego obrzydzenia do demokracji i wypowiedział jej wojnę.
Ateny wygrały ze Spartą w dwudziestym wieku dwukrotnie, chociaż początkowo wydawało się to nieprawdopodobne. Rozlazła i zawsze niedoskonała demokracja wydawała się nie mieć żadnych szans w starciu z karnymi i fanatycznymi oddziałami Sparty. Skuteczność Aten ujawniła się głównie na polu wynalazczości. Wolni obywatele produkowali więcej towarów i lepszą broń. Druga wojna światowa rozstrzygnęła się nie tylko na polach bitewnych, Ameryka produkowała więcej żywności i więcej broni i jeszcze długo po zakończeniu tej wojny była w stanie karmić Europę. Ateny lepiej zniosły gospodarcze obciążenia wojny. Wysokie morale ludzi wolnych nie zdołałoby się przeciwstawić ideologicznemu fanatyzmowi tyranii, gdyby nie wyższa gospodarcza sprawność demokracji.
Jeszcze wyraźniej widzieliśmy to w trwającym znacznie dłużej starciu Aten z socjalistyczną demokracją. Komunistyczny blok zamierzał „dogonić i przegonić”, dzięki centralnemu planowaniu, wielkiemu przemysłowi i pracy opartej na pańszczyźnie, spartańskim warunkom życia ludności. Zdawało się, że ma większe zdolności oszczędzania i możliwość większego wysiłku inwestycyjnego. Okazało się, że produkował głównie biedę i coraz większe niezadowolenie ludności.
Wolność nie jest jednak czymś, co się raz zdobywa i można się potem przestać martwić. Walka o wolność niosła czasem nadzieję na kolejną utopię, na ideał, który nie mógł zaistnieć.
O tych nazbyt wielkich nadziejach, niecierpliwości i w efekcie, o czekaniu na cud, pisał swego czasu Wacław Havel upatrując w tej niecierpliwości źródło tworzenia się klienteli nowych demagogów. Nie jest to jednak jedyne źródło, w każdym społeczeństwie są siły, często bardzo potężne, które demokrację konstytucyjną traktują podejrzliwie, a nawet z wrogością.
Światły katolik i szczery demokrata, Tadeusz Mazowiecki, w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” na kilka miesięcy przed śmiercią mówił:
“Obawiam się, że część biskupów wciąż nie rozumie, czym jest państwo demokratyczne i czym jest pluralizm światopoglądowy, który jego władze muszą szanować. Że przestrzeń życia społecznego nie musi i nie powinna być regulowana przez państwo, że ludzką wolność trzeba respektować.”
Czy problemem są ci biskupi i politycy mamiący wyborców, czy raczej wyborcy, którzy nie dostali przygotowania do wolności? W długiej historii wojny Aten ze Spartą tysiące razy widzieliśmy ucieczkę od wolności, widzimy ją również dziś, kiedy na horyzoncie pojawił się religijny fanatyzm oferujący propozycję powrotu do rządów z woli Boga, proponujący radosne wyrzeczenie się wolności w imię boskich praw spisanych w mrokach średniowiecza.
Zagrożenia demokracji i konstytucyjnego ładu mogą przerażać, mogą również mobilizować. Jak mobilizująca okaże się świadomość, że źle odrobiliśmy naszą lekcję wprowadzania nowego pokolenia w rolę wolnych obywateli żyjących w konstytucyjnej demokracji?
Stowarzyszenia Konstytucyjnych Demokratów nie ma. Kto wie? Może powinno być.
Andrzej Koraszewski
Może powinno być.
Powinno. W innym komentarzu zaproponowalem Instytut Mysli Demokratycznej. Tak mi przyszlo do glowy. Przed chwila wstukalem do Google i okazalo sie, ze juz istnieje:
https://mojepanstwo.pl/dane/krs_podmioty/501360,fundacja-instytut-mysli-demokratycznej
Data rejestracji 11 marca 2014 r.
ZARZĄD FUNDACJI Ławniczak Sebastian 1995′
Pasik Patrycjusz Kazimierz 1995′
Spychała Sandra Urszula 1992′
RADA FUNDATORÓW
Biedroń Robert 1976′
Sikora Grzegorz Juliusz 1993′
Nie wiem, co robi ten instytut. Gdyby cos robil, to bylby bardzo potrzebny. Takie czasy, ze Latajacy Uniwersytet znowu stal sie niezbedny.
http://ruslan.pecado.pl/upload2/readfile.php?file=ruslan/fuck1.jpg
Dziękuję za ten tekst. Tak to widzę.
Dziś w sejmie:
„Wola narodu jest ważniejsza od prawa. Nawet od Konstytucji” (cyt) K. Morawiecki.
@ j.Luk: nie wiem jeszcze jak zabrzmi w naszym przybytku nasistów znane mi tylko z literatury “gesundes Volksempfinden”, co niewątpliwie się pojawi. Jak usłyszę, się wzruszę. Czekam przecież na to jedną trzecią mego życia. No, nie całkiem. Po Okrąglaku miałem jednak taką falę entuzjazmu. Jak się załamała, zrozumiałem, że właśnie ja byłem bałwan nadmorski. Ty, jako naukowiec z natury, satyryk z wyboru, humorysta wyuczony (dla samoobrony) jesteś jednak optymistą. Mnie natomiast błazeńskie dzwonki na własnej czapeczce też czasem brzmią fałszywie. Jednak kiedy słyszę, że prawo jest bezprawiem (morawiecki) przypomina mi się automatycznie, że “wojna jest pokojem” i “wolność jest niewolą” (“1984”). Więc się doczekałem i oczywiście trzeba mi stanąć tam gdzie stanie KOD (pod TK) i popatrzeć z bliska na młodą Weszpolską, co nam ją, by nas rozerwać, przypędzi ktoś z Nich. Oni są już używani, nasi aktualni Oni, ale jeszcze nie zużyci. Jak ten Anteusz, co dotykał się ziemi, by nabrać nowych sił, oni dotykają się K.K. i N.Z.N.G. (Niespożytych Zasobów Narodowej Głupoty). Czy Twoje działania są skuteczne? Jest oczywiste, że apelowanie do poczucia humoru tych, co są go biologicznie pozbawieni… więc po tamtej stronie nic nie zmienisz. Czy uśmierzasz nasz ból, przez jego ośmieszenie? Możliwe. Coś na ten temat wyrzucił indeks mojego starego (75 lat) komputra z folderu M.Montaigne/Próby/Dywersja. Moja krótka, aktywna przyjaciółka z lat 70-tych ujmowała to lapidarnie: głowa boli, d****e lżej!
ale jak powiedział sędzia Stępien- trzeba dawac świadectwo
Bardzo dziękuję za świetny tekst.
W chwilach wielkiego poruszenia odbiera mi mowę – waśnie teraz.
Psychologicznie sporo zalezy od jutrzejszego rozwoju wypadkow, ktorego częscią jest posiedzenia TK. Tak na czuja widzę kilka mozliwosci.
1) TK sie całkowicie ugnie i “dla dobra kraju” skapituluje, czyli uzna pięciu nowych sędziow, ktorzy zapewne w nocy zostaną zaprzysięzeni. Ten scenariusz to jest mokry sen prezesa. Byłby rownoznaczny z kompromitacją TK, ktory straci autorytet i stanie sie ciałem fasadowym. Mało kto będzie sie w przyszłosci przejmowal orzeczeniami takiego gremium. Sedziowie to wiedza. Pełna kapitulacja jest mało prawdopodobna.
.
2) Poprzednio wybrana piątka sama zrezygnuje “dla dobra kraju”, dzięki czemu nowa piątka wejdzie do TK. To mi sie wydaje najbardziej prawdopodobne i zgodne z etosem polskiej inteligencji, ktora ma we zwyczaju się poswięcac “dla dobra sprawy”. Para zostanie wypuszczona. Opozycja nie będzie miała czego bronic i PiS będzie maszerował po inne zdobycze. TK straci autorytet. To jest drugi mokry scenariusz prezesa.
.
3) TK pojdzie na częsciowe ustępstwa, czyli zanegowanie dwu i zostawienie trzech wczesniej wybranych sedziow. Konflikt bedzie trwał, ale nie będzie błyskawicznej eskalacji. Pojawi sie pole kompromisu. Następny ruch będzie nalezał do najezdzcow.
.
4) TK nie pojdzie na ustępstwa i orzeknie niezgodnosc uchwał z konstytucją, a przy okazji wytknie złamanie rozmaitych procedur. Poprzedni sędziowie nie zrezygnują, albo wręcz przyslą dudzie slubowanie na pismie (mało prawdopodobne). To spowoduje wsciekłosc i eskalację ze strony najezdzcow, ktorych rozjuszy, ze ofiara fika nogami w trakcie konsumpcji.
.
Moim zdanem ostatnia mozliwosc jest mało prawdopodobna z powodu sławetnego etosu. W pewnym sensie jest takze najciekawsza z punktu widzenia przyszłych historykow. Jesli TK i poprzedni sędziowie postawią silny opor, to konstytucyjne mozliwosci zostaną wyczerpane. Najezdzcy beda mogli albo sie zatrzymac, albo atakowac. Psychologicznie bardziej prawdopodobne jest to drugie. Pozostanie pytanie, jak? Najezdzcy nie mają jeszcze w ręku słuzb, bo jeszcze nie zdązyli ich spacyfikowac. Więc raczej nie bardzo mogą posłac mundurowych, zeby w majestacie bezprawia spałowali sędziow. Następnym asem w rękawie najezdzcow są bojowki. Najezdzcy mają w zanadrzu kluby Gazety Polskiej i nawiedzonych z Krakowskiego. Mogą ich posłac w celu fizycznego zastraszenia fikających sedziow. Istnieje tradycja “aktywu robotniczego” z Marca ’68. Obecny “aktyw patriotyczny” został starannie przygotowany i przebiera nogami. Najezdzcy mogą go uruchomic. Ale akcja wywoluje reakcję. Jesli do akcji wejdą bojowki, to eskalacja moze byc szybsza, niz jestesmy skłonni sobie wyobrazac.
.
Ja obstawiam #2 albo #3. Tak mi sie wydaje. Przekonamy sie w ciągu najblizszych kilku dni.
Problemem nie jest Kaczyński, Kukiz, czy Korwin, tylko problemem jest 80% Polaków uprawnionych do głosowania (głosujących na wyżej wymienionych i niegłosujący w ogóle).
To, co się dzieje z TK jest niezwykle groźne nie dla demokracji, bo nikt nie wie co to słowo oznacza, tylko dla naszego dobrostanu finansowego. Jedni dostaną 500 zł na dziecko, ale żeby dostali, to drugim zabierze się 1000 zł. KOD i inni Intelektualiści (w tym ze SO) cały czas zwracają się do tych 20%, a bez wyjaśnienia pozostałym 80%, że za chwilę zostaną im zabrane pieniądze (na różne sposoby), protesty mają sens ograniczony.
Do władzy doszła organizacja przestępcza, świetnie zorganizowana. Większość świadomych obywateli (chociaż daleko nie wszyscy) wiedziała co się święci ale jak widać nie jest na to przygotowana i nie ma planu B. Wygląda na to, że czeka nas długi marsz do wolności, który można porównać z tym co było za PRL. Jest tylko pytanie, czy młodzi są tym zainteresowani? Bo my starzy nie mamy już sił i chęci. 25 lat wolnej Polski zostało kompletnie zaprzepaszczone w budowie społeczeństwa obywatelskiego. Góra uznała widać, że to już się dokonało samo w momencie przełomu. Nic bardziej błędnego. Oby nie okazało się to stratą nie do odrobienia.
świetny artykuł…
zastanawiałem się, dlaczego mowy Peryklesa nie było w podręczniku…
A potem pomyślałem.. i już wiedziałem…
A teraz się zastanawiam, czy nie pora, by był…
ty,ktory niszczysz nasz kraj niepodległy
śmiechem nad jego Sejmem wybuchajac
zgraje oszczercow wokol siebie mając
na pomieszanie dobrego i złego- nie badz bezpieczny
Polak zapamieta
mozesz go zniszczyc’ pojawi sie nowy
spisane sa juz czyny i rozmowy.
jestgodzina 21:11ogladamSuperStacje- sluchamn profesora Kika i politologa Palade- TV dojrzewa do przejęcia przez PIS -apoteoza wczorajszych wydarzen w Sejmie – KOD to warszawska kawiarnia – brawo- dziennikarze Super – Stacji- juz merdacie ogonkami ?
@Bogda1935, ja też przecierałam oczy i uszy w trakcie tej rozmowy z Kikiem i Palade. Ale tego typu wypowiedzi przeróżnych politologów usłyszałam dziś nie tylko w SuperStacji, ale i na innych stacjach TVPinfo, POLSATnews.
To nie PiS jedzie walcem po TK, to robią wszelkiej maści politolodzy, media.
Zastanawiam się, czy to ja jestem zmanipulowana i oślepłam, czy to te tuzy widząc nieuchronność rządów autorytarnych wykupili dostępne zapasy wazeliny (może mają kredyt we frankach do spłacenia???)
Kawiarnia, proszę ja Pana, to takie miejsce, gdzie ludzie się spotykają. Czasem spotykają się tam ciekawi ludzie, żeby porozmawiać o ciekawych sprawach. Czasem do stolika przysiada się daleki krewny, który nic nie rozumie, ale koniecznie chciałby coś powiedzieć. Efekt bywa opłakany. Widzi Pan, miło by było, gdyby nawet pis miał ciekawszy elektorat, niż na takim poziomie, ale tu jest poważny problem.
Następny ruch będzie nalezał do najezdzcow.
Stało sie tak, jak obstawiałem. TK zrealizował mozliwosc #3. Pojawiło sie pole kompromisu. Dzis wieczorem wojownik Kaczynskiego albo pojdzie na ustępstwa, albo na podboj. Obstawiam to drugie.
.
Wojna została wypowiedziana. Teraz pytanie, czy najezdzcy zechcą spacyfikowac TK uzywając siły popartej brunatną demagogią. Ja mysle, ze tak własnie uczynią. Aktualna staje sie rada jakiejs szui sprzed paru dni (zapomniałem, ktora szuja to powiedziała): “powołajcie sobie trybunał na uchodztwie”. Pomimo pozornej kuriozalnosci ta wypowiedz ma głęboki sens, bo ona oznacza ni mniej ni więcej “wysiedlamy was z waszego kraju, bo ten kraj jest tylko nasz i niczyj więcej”. Innymi słowy, szuja klarownie wyraziła mysl prezesa Kaczynskiego, ze Polska od dzis ma tylko obywateli PiSu. A inni przestają byc obywatelami i stają sie emigrantami w polskich granicach.
.
Ale nie jest tak, jak powiedziała szuja. Jest jeszcze inaczej. Polska PiSu ma tak naprawdę tylko jednego obywatela. Ten jeden Pierwszy Obywatel (Pierwszy Sekretarz, jak kto woli) jest jedynym wyrazicielem woli Narodu, czyli swojej własnej.
.
Z tego wynika praktyczny wniosek. Po to, zeby doraznie rozwiązac ten kryzys, trzeba by odsunąc Pierwszego Obywatela od władzy. Dokładnie tak, jak kiedys dorazne rozwiązanie kryzysu polegało na wymianie Pierwszego Sekretarza na inny egzemplarz. Kryzys sie uspokajał na kilka lat, po czym wracał, bo jego głębsze systemowe przyczyny nie ulegały zmianie. Teraz tez tak będzie. Jesli Pierwszy Obywatel zostanie odsunięty, to sytuacja sie uspokoi. Ale głębsza systemowa przyczyna pozostanie. Ta głębsza przyczyna to dominacja jednej opcji swiatopogladowej. PiS to jest tylko kuriozalna projekcja narodowego katolicyzmu, do ktorego przyznaje sie większosc. Mozna powiedziec, ze PiS i jego dzialania to jest gwałtowny napad gorączki. Ta gorączka jest oznaką głębokiej infekcji, ktorej łatwo sie nie pozbędziemy.
Podrzucę: ta szuja to niejaki Jacek Sasin.
Tak, ten sam który organizował z ramienia prezydenta Kaczyńskiego nieszczęsny lot do Smoleńska. Miał polecieć z prezydentem,nawet “sprawdził” samolot, ale wysłał podległą sobie pracownicę. Cudownie ocalony.
Jeśli chore teorie Macierewicza o zamachu i wybuchu na pokładzie miałyby być prawdopodobne – ktoś podłożył bombę. ASasin nie poleciał.
Pacynkę pod Trybunał Stanu !!!
Dopóki ten chłoptaś JarKacza na posyłki udaje prezydenta, ja uznaję, że Polska prezydenta nie ma…
ty,ktory niszczysz nasz kraj niepodległy
śmiechem nad jego Sejmem wybuchajac
zgraje oszczercow wokol siebie mając
na pomieszanie dobrego i złego- nie badz bezpieczny
Polak zapamieta
mozesz go zniszczyc’ pojawi sie nowy
spisane sa juz czyny i rozmowy.