12.08.2018.
Dziennikarze z pewnego tygodnika wybrali się na tereny, gdzie PiS ma najwyższe poparcie i porozmawiali ze zwyczajnymi ludźmi. Pod sklepem, pod kościołem, przy stole. No i dowiedzieli się, za co i dlaczego oni tak bardzo kochają PiS.
To proste: kochają PiS, bo PiS ich kocha.
PiS pieniądze daje i mówi zrozumiale. I niczego niepojętego od nich nie chce. Na przykład przestrzegania jakiegoś tam prawa.
Jarosław Kaczyński głosi: ponad prawem stoi Dobro Narodu.
Nie wiadomo wprawdzie jakie to Dobro, ale słuszne. I dla każdego to jest jasne.
Co jest ponad prawem według Kaczyńskiego
Nie bardzo wiadomo, ilu ich jest – a może czy w ogóle istnieją – wyznawcy Kaczyńskiego, którzy wiedzą, od kogo i jakie doktryny na temat prawa przejął on na prawniczych studiach i na całe dotychczasowe życie zachował.
Mistrzem studenta, magistranta i doktoranta Jarosława był prof. Ehrlich, traktowany przez Kaczyńskiego na równi z Piłsudskim. Mistrz Ehrlich głosił – także w czasie „wielogodzinnych spotkań, często mocno zakrapianych alkoholem” – że to wola polityczna jest nadrzędna wobec prawa, a nie prawo wobec woli politycznej.
To znaczy, że ważna jest decyzja większości sejmowej, a nie jakaś Konstytucja. Której w dodatku niemal nikt z głosujących nie czyta, nie zna i nie rozumie.
Czy swoje poglądy Kaczyński kiedykolwiek jasno wyłożył w publicznych wypowiedziach? Czy wyjaśnił, jaka konkretnie mogła być alternatywa Okrągłego Stołu? Głosił natomiast i głosi, że „demokratyczne państwo prawa” przyniosło „rentę nomenklaturową” ludziom poprzedniego systemu.
To wg. Kaczyńskiego w dużej mierze przez tę doktrynę państwa prawa nie była możliwa dekomunizacja, lustracja, osądzenie winnych zbrodni komunistycznych czy skonfiskowanie majątku PZPR.–W teorii mieliśmy demokratyczne państwo prawne. W praktyce – postkomunizm – głosił Kaczyński, doprowadzając do tragicznego podziału Polaków.
Zabrakło prostego języka
Wystąpiło zderzenie dwóch światów, dwóch systemów pojęć, dwóch języków. Wolność, niepodległość – to stany upragnione, ale przecież nie takie, w których zamykają fabryki. Wolny rynek? A czym go się je? Prawo własności? Prywatyzacja? Dekomunizacja, ale jaka? A na czym miała polegać liberalno–lewicowa wizja kształtowania polityki ludzie pojęcia nie mieli. Nie wiedzieli, czego nie wiedzą.
Co to jest i po co ma być Trybunał Konstytucyjny, na czym polega i co to znaczy trójpodział władzy?
Jakie skutki, jakie konsekwencje wynikają z tego dla zwykłego obywatela? Wykształciuchy nie potrafiły tłumaczyć, nie chciały przyjąć, że ich mądrość jest nierozumiana, że kwestie dla nich oczywiste nie są oczywiste dla wszystkich tak samo. Zabrakło i ciągle brakuje języka porozumienia.
Zajęci wielką polityką, nie mieli i nie mają kiedy i jak zająć się tzw. zwykłymi ludźmi, ich problemami, słuchać o tym, co ich zajmuje, o czym rozmawiają, na co narzekają.
Naród – to kto?
Biskup Gądecki powiedział: „nacjonalizm prowadzi do ubóstwiania narodu, a to jest bliskie bałwochwalstwu”.
Te słowa przedstawiają wynoszenie narodu, jako wprawdzie niezdefiniowany, ale niemal święty zbiór ludzi, jego wielkość, wspaniałość, bezwadliwość, bohaterstwo itd. itp.
Ta prosta bezwadliwość NARODU stała się przyczyną wykluczenia pojęcia obywatela.
Jesteśmy my, NARÓD, wspólnotą, nie ma natomiast obywatela.
Otóż to, i moim zdaniem całkiem świadomie wyeliminowanie przez PiS pojęcie obywatela, które przede wszystkim wiąże się z oświeceniem i wywodzi z rewolucji francuskiej. PiS często pokazuje, że jest to obca im tradycja. Oczywiście rewolucja francuska to skomplikowana sprawa, bo to i Robespierre, i znajdziemy tam szalejącą gilotynę, ale mówimy o pewnych ideałach i zasadzie zbudowania państwa. Obywatel, wszyscy obywatele, tworzą republikę, odpowiedzialność za wspólnotę. To jest myślenie, z którego został wyprowadzony cały współczesny porządek demokracji. PiS, (czyt. PREZES) to neguje, wprowadza w to miejsce NARÓD rozumiany w sposób etniczny, populistyczny, nawet czasami rasowy, i ten naród jest pojęciem zupełnie innym niż zbiór obywateli.
To jest uderzające, gdy patrzy się na tę formę polskości, którą oni reprezentują, formułę tradycji i składniki, które są przez nich akceptowane, formułę religijności, którą Rydzyk upowszechnił. To jest Polska saska, oderwana od świata, od Rzymu nawet, od myśli teologicznej, od filozofii, zanurzona w biernym poczuciu doskonałości, bezkrytycyzmu, afirmacji tego, co rodzime.
Ten brak obywatelskości doprowadził Polskę do podziału bez żadnych prób porozumienia, zalewanej nienawiścią, kłamstwami, nagminnym łamaniem prawa, Polskę narodową, ale nie obywatelską.
Do kogo, jak i o czym mówi opozycja
Dawno, w początkach naszej transformacji rozmawialiśmy w programie telewizyjnym o własności. Po programie Jan Szomburg powiedział zdanie, które pamiętam do dzisiaj: „mnie by do głowy nie przyszło, że ludziom trzeba takie rzeczy tłumaczyć”.
Wiele lat później osoba z partyjnych wyżyn dzisiejszej opozycji, poproszona o prostą w formie wypowiedź, odrzekła spłoniona: Nie mogę tak zwyczajnie mówić, przecież będę spalona w środowisku.
Bardzo mądrym mężom nie mieściło i dalej się nie mieści w głowach, że to, co dla nich – wykształciuchów – jest oczywiste, nie dla wszystkich jest równie oczywiste.
I że trzeba mówić tak, żeby Ludzie rozumieli. Prosto, jasno, zrozumiale.
A jeszcze tak zwany prosty naród, któremu PiS z przystawkami nie specjalnie się podoba, mówi: nie mam na kogo głosować. Ta Platforma taka zarozumiała, zupełnie jak Unia Wolności. Uważają, że tylko oni mają rację, a wszystkich innych mają za nic.
To oburzające pojęcie wykształciucha nie wzięło się znikąd. Dorn dość przebiegle odczytał nastroje ludu prostego, ale wcale nie głupiego. Pomiędzy moherowymi beretami a atłasowymi kapeluszami jest ogromna liczba czapek, zwykłych beretów i kapeluszy, która czeka na wyciągniętą w ich stronę rękę i skierowane do nich słowo. Czeka na to, żeby komuś na nich zależało i żeby potrafił to przekonująco okazać.
Adam Smith tłumaczył tak: – Nie od przychylności rzeźnika, piwowara lub piekarza spodziewamy się naszego obiadu, lecz od ich dbałości o własny interes. Nie odwołujemy się do ich humanitarności, lecz do ich egoizmu, i nie mówimy im o naszych potrzebach, lecz o ich korzyściach.
Znaczy, że można tłumaczyć jasno i prosto zawiłości doktryn politycznych i ekonomicznych.
Opozycja dzisiaj ma święty obowiązek mówić prosto, jasno i zrozumiale nie tylko w koło o naszej niemożności wygrywania z bezczelnością większości sejmowej i uchwalaniem kolejnych ustaw likwidujących demokrację państwa prawa.
Przecież obok, czy oprócz właśnie uchwalanych ustaw psujących ustrój państwa, mamy i tak fatalne prawo, fatalne przepisy i wyrosłą z tego fatalną, rozrośniętą biurokrację.
I o tym ludzie niezależnie od poglądów politycznych między sobą gadają, na to narzekają i wyklinają.
To jest temat, który łączy rodaków – w rozmowach na ławeczkach i na konferencjach, w publicystyce, reportażach – wszędzie i od lat, niezależnie od tego, kto sprawuje władzę.
Powszechne bowiem i zgodne narzekanie nie dotyczy polityki, jako takiej. Oczywiście, że zwolennicy PiS będą twierdzili, że wszystkiemu winien jest były rząd, a zwolennicy PO, że obecne rządy, ale tak naprawdę, to tematy zwykłych narzekań nie dotyczą wprost władzy.
Najczęściej bowiem spadają słowa:
najbardziej przeszkadza nadmiar przepisów i złe prawo.
Mówi o tym Jerzy Owsiak, mówi właściciel firmy rodzinnej. Joanna Pawłat, twórczyni nowego rewelacyjnego leku, mówi, że dla niej nauka – praca, którą się lubi, to uśmiech losu, ale cała otoczka biurokratyczna jest tak stresująca, że gdyby nie spotkania z ludźmi z różnych stron świata już by się tym nie zajmowała.
Odziedziczyliśmy po starym komunistycznym systemie bardzo źle zorganizowane państwo. Według danych Banku Światowego kraje postkomunistyczne odziedziczyły instytucje publiczne w stanie jeszcze gorszym, niż gospodarki. Wystąpiło nakładanie się prawa socjalistycznego, socjalnego, kiedy wszystko było państwowe, z gospodarczą działalnością wolnego rynku.
Ale żadna z partii, dążących do władzy, walczących o poparcie w wyborach, o głosy wyborców niezadowolonych z nadmiaru ustaw i przepisów nie obiecuje wielkiego ogniska, w którym spłoną miliony stron zapisanych bzdurnymi przepisami.
Ten nadmiar regulacji psuje nie tylko oczy czytającym. Psuje tak zwane stosunki międzyludzkie. Rozsądek i pomysłowość zanika całkiem, zanika zdolność do współdziałania, spontaniczność. Jeśli w działaniu pojedynczego człowieka rozsądek staje się zbędny, to ten rozsądek zanika w zbiorowości.
Zbiorowość się degraduje, zanika wspólnotowość, a to powoduje – tak wyraźnie w Polsce dostrzegany – także zanik obywatelskości. Rośnie agresja.
A propos procedury tworzenia prawa, jego treści i objętości. Uchwalona i przyjęta przed 94 laty ustawa o naprawie skarbu państwa i reformie walutowej w potocznej świadomości zapamiętana jako reforma Grabskiego zapisana była na dwóch i pół strony wielkości kartki zeszytowej i zawierała 4 (słownie: cztery) artykuły. Artykuł pierwszy składał się z trzynastu punktów. Premier dostał prawo wydawania w ciągu pół roku rozporządzeń z mocą ustawy dotyczących zmian i podwyższania podatków, sprzedaży firm państwowych, zmian stawek celnych, zaciągnięcia pożyczki państwowej.
Bo stanu, aby było 100% przepisowej dokładności osiągnąć się nie da nigdzie i nigdy.
Doskonale i od lat trzyma się prawo korupcjogenne, w którym wygodnie mieści się Centralne Biuro Antykorupcyjne, czyli próba naprawiania bardzo skomplikowanego mechanizmu, sterowanego elektroniką, za pomocą śrubokręta i młotka.
Na temat korupcji, jej przyczyn i skutków przeprowadzono wiele badań, napisano wiele uczonych rozpraw. Żadne badanie, żadna analiza nie wskazuje na taką przyczynę korupcji, jak brak stosownego urzędu do zwalczania korupcji. Dr Anna Kubiak, skrupulatny badacz przyczyn korupcji, zauważa, że ważną przyczyną korupcji w Polsce jest brak dobrych i jednoznacznych reguł funkcjonowania w życiu publicznym, a nie brak urzędu. Ale, jak dotąd, mimo ponad dwuletnich rządów PiS, o zmianach reguł nic nie słychać.
Od opozycji też ani słowa na przyszłość, że tym się zajmą.
– W zwalczaniu korupcji potykamy się o brak tak zwanej woli politycznej, aby w ustawach likwidować „wypustki korupcjogenne” – mówi dr Anna Kubiak.
Owe „wypustki”, używane w aktach prawnych słowa – wytrychy: może, niezwłocznie, specjalne warunki, inne, szczególnie, należyty, w razie potrzeby, nieodpowiedni stan techniczny, z ważnych przyczyn, wiarygodność finansowa, zdolność finansowa, ważny interes gospodarki, obronności lub bezpieczeństwa otwierają szeroko drzwi do nieuczciwości.
Nie ma łapówek na styku prywatny-prywatny. Korupcja pojawia się na styku prywatny – publiczny i wszędzie tam, gdzie występuje przyznawanie koncesji i zezwoleń. Zmniejszeniu skali korupcji służą proste przepisy, ograniczenie inspekcji, wymaganie mniejsze, ale rygorystyczne, niskie i proste podatki, a przede wszystkim rozerwanie solidarności między dającym a biorącym.
Politycy, którzy otrzymali mandat na zmiany, zamiast nowelizacji ustaw, usuwających „wypustki”, zamiast listy likwidowanych koncesji, zamiast wykazu likwidowanych przepisów i kontroli wierzą w Centralne Biuro Antykorupcyjne z nadzwyczajnie posuniętymi uprawnieniami policyjnymi. Wydają się karmić złudzeniem, że antykorupcyjni funkcjonariusze będą wolnymi od pokus aniołami, a instytucja kontrolująca wykryje to, czego nie ujawniają kontrole dotychczasowe.
W PiS oczywiście nie ma nawet śladu myślenia na takie tematy
A po PiS?
A może tak opozycja pokazałaby, powiedziała ludziom, co i jak będzie chciała robić z takimi paskudnymi przepisami, po tym bezprawnym Pisie.
Bo stanu, aby było 100% przepisowej dokładności osiągnąć się nie da nigdzie i nigdy.
Elżbieta Misiak–Bremer
Strasznie trudne zadania stawia Pani przed opozycją.
Mówić zrozumiale? Mówić do ludzi? Dzisiejsza opozycja nie ma w tym żadnego doświadczenia, ani w sumie platformy, by to czynić. No bo mówić gdzie? Na wiecach wyborczych? Przecież nie w mediach, bo tych mediów zupełnie nie interesuje co polityk ma do zaproponowania. Jaki ma program jego partia, jakie bolączki ludzkie ją interesują i jak im zaradzić. Media, zwłaszcza te elektorniczne, wolą pogadać o tym, co jeden typ powiedział o drugim i co z tego może wyniknąć.
Ale analiza jak najbardziej słuszna.
Ostatni raz „dla ludzi” wydawała się Platforma, gdy w debacie Tusk niszczył Kaczyńskiego pytaniami o cenę chleba.
Parę lat później to znów PO jest postrzegana jako kompletnie oderwana od codziennych trudów przeciętnego Polaka (tego zarabiającego na poziomie mediany, a nie średniej krajowej), czego symbolem stały się słynne ośmiorniczki – obce dla zdecydowanej większości danie (ośmiorniczki podkreślały różnicę między PO a „ludem” – nie ich cena, bo pewnie dobry stek wołowy kosztuje więcej, ale egoztyka).
Nie ma kłopotów z trafieniem do ludzi Kukiz.
Większą nadzieję pokładam w tym, że Kukiz odbije PiSowi paru wyborców lub zmobilizuje nowych niż w tym, że PO się otrząśnie i przemówi normalnym głosem w sprawach ważnych dla ludzi.
Kukiz niestety, jest tylko odtwórcą jeśli chodzi o pomysł na „rozmowę”. Jego kłamstwa są wtórne, a więc mniej docierające do ludzi. Dziś stwierdził, że jest „jedyną prawdziwą opozycją i nie głosuje jak PiS” podczas gdy na stronie sejmowej widać co innego. Sam Paweł K. oderwał się już nawet od sejmowej rzeczywistości, nie mam więc nadziei.
A Analiza Autorki b. dobra.
Pani Elżbieto ! Jak pani chce przekonać , tego traktorzystę, kliniczny przykład suwerena….???!!!https://www.facebook.com/karol.kosiorowski/videos/2116260218405433/
Za to Reszczyński „W sieci” przemawia zrozumiale.
Podpisuję się czterema kończynami i głową pod artykułem, analizą i wnioskami.
Pytanie na dziś brzmi: jak wyegzekwować od „naszych” partii rozmowę na tym poziomie? Nawoływanie na tym i innych niszowych portalach o program jest daremne. Nikt żadnego programu nie pokazuje, ba, nie ma go. Jedynym programem jest odsunąć PIS od władzy i zastąpić sobą. Przewodniczący partii opozycyjnych o niczym innym przecież nie mówią. Nawet jeśli kwieciście uzasadniają zło czynione państwu przez partię rządzącą, to sami nie proponują żadnej zmiany. Wprost nam mówią, że najpierw na nas zagłosujcie, a potem pokażemy program. Jak rasowa cyganka z bazaru: połóż kochanieńki tu na mojej dłoni stówę, to ci powróżę. Dziennikarze w żadnym z „naszych”mediów nie pytają opozycji o program, tylko z ogniem w oczach dopytują o bieżączkę, sensację: co pan sądzi o tym, co tamten pan powiedział, jak pani ocenia to, co tamten uważa, jak pan uważa, co tamten pan zdecyduje. Następnego dnia: co pani sądzi o tym, co ten pan zdecydował. I tak ad mortem defaecatam. Nikt nie mówi o od-przeregulowaniu systemu. Przeciwnie, system jest coraz bardziej dociskany kolanem. Powstają tony prawa, ba, mamy sami mamy pretensje, że Sejm zbiera się rzadko. A ja się cieszę, że zbiera się rzadko, im rzadziej, tym lepiej, gdyż nie produkuje absurdalnych przepisów, które trudno już nazywać prawem. Swoją cegłę dokłada jeszcze UE, która produkuje przepisy rozwlekłe, tyle szczegółowe, ile bełkotliwe. Najbardziej rozpoznawany przykład, to rozporządzenie w sprawie RODO, którego wejście w życie skutkuje absurdami, jakie firmy i instytucje produkują na wszelki wypadek, ze strachu aby nie być pociągniętym do odpowiedzialności cywilnej na miliony euro (jesteśmy wszak w europejskim systemie 'wartości’) i karnej. Każdy z nas gdzieś pracuje, do tej pory wystarczyło, że moje dane kontaktowe miała osoba z innej firmy na moim poziomie kompetencji; kiedy odchodziłam z firmy, informowało się, że moje obowiązki przejmuje kto inny, tamta osoba usuwała moje nazwisko i telefon i wpisywała nowe. Teraz moja firma z tamtą firmą zawiera umowę o przetwarzanie moich danych, które w ten sposób są utrwalane, choć niby celem ćwiczenia jest ich ochrona. Zalewa nas fala informacji i pouczeń, gdzie, kto i po co przetwarza nasze dane i że owszem, mamy prawo żądać ich usunięcia. Kto z nas w tym oceanie mętnej wody wie kto nasze dane. Nikt i nic nie jest w stanie tego skontrolować. Co to za ochrona?
Jeśli ktoś z Państwa przeczytał rozporządzenie w sprawie RODO i potrafi je zrekapitulować w kilku zdaniach, które będą mieć sens, to gratuluję. Podobnym bełkotem coraz częściej popisuje się polski prawodawca, który wykonując obowiązek implementacji prawa unijnego do naszego porządku prawnego, przepisuje prawo unijne słowo w słowo, bo tak jest najprościej; kto by się zastanawiał, jak to zagnieździć w naszym systemie ? Rosną i mnożą się potwory prawne.
W tworzeniu prawa zniknęła prostota i zdolność do precyzyjnego wyrażania myśli.
Kiedyś przez chwilę była jakaś komisja Palikota z krótkotrwałą ambicją odbiurokratyzowania gospodarki. Jakieś sukcesy? Zwyciężył opór materii, czyli biurokracji, która ma tę właściwość, że zawłaszcza kolejne rejony życia po to, aby uzasadnić swoje istnienie. Napoleon podobno mawiał, że urzędnik jest jak książka, im wyżej postawiony na półce, tym mniej potrzebny. Ja bym dodała, i tym droższy. Co widać np. po europosłach.
Jednocześnie, wszechobecny internet pokazuje ludziom dowodnie, że są pionkami w grze wielkich cyników i globalnych kapitalistów.
To jest świat wirtualny. Człowiek nie żyje po to, aby żyć zgodnie z przepisami, lecz po to, by cieszyć się życiem, bo drugiego mieć nie będzie. Państwo, które w wyniku umowy społecznej ma nam ułatwiać życie w zamian za podatki, nie może nas chwytać za gardło, być dla nas codzienną opresją i traktować nas z góry. To jest grunt pod rewolucję.
Mnie więc nie dziwi, że ludzie opisani w artykule mają ten i taki świat gdzieś, gdyż jest on zbyt obcy i zbyt skomplikowany; i że chcą oddać władzę temu, kto ich zapewni, że są ważni i że da im socjal na życie. Na innych wyborców obecne partie nie zasłużyły, bo nie zapracowały.
Przeczytałem z zaciekawieniem, ale brakuje mi w tekście jednego elementu, który jest, IMHO, kluczowy. PiS oraz Kukiz, wzorem wielu demagogów światowych, potrafiło wzbudzić w suwerenie nienawiść do elit (cokolwiek to słowo znaczy). Nienawiść jest uczuciem dużo silniejszym od miłości, a to prowadzi do sytuacji, że PiS może robić najpaskudniejsze rzeczy, a i tak ludzie zagłosują przeciw PO i .N. Czy z nienawiścią można sobie poradzić? Nie można, więc potrzeba kogoś, jak prof Matczak, którego jeszcze PiS nie zdążył opluć.
Nienawiść zionie z cytatu Reszczyńskiego , który idealnie pasował by do seansów nienawiści z 1984 G.Orwella….
Panie Jacku, a proszę sobie wyobrazić, że on kiedyś był normalny. Serio. Wiem co mówię, znałem człowieka w czasach studenckich, robiliśmy wtedy z paczką kolegów tzw. Radio Bielany.
O tyle to ciekawe, że pokazuje, co z nas może wyrosnąć. Dlaczego – to już pytanie do socjologów i psychologów.
Przerażający tekst i niestety od pierwszego zdania do ostatniej kropki prawdziwy. A przecież wystarczyło doprowadzić do jednego posiedzenia Trybunału Stanu, który miał 100 procent niepodważąlnych dowodów żeby skazać Zero i Gnoma , oraz ich cały gang, na zakaz działalności politycznej,
za spisek, którego skutkiem było morderstwo w łazience Barbary B.
Ale to przecież Platforma poparła powstanie IPN i CBA i za to również powinna zostać skazana !
I znamy dokładnie nazwiska i „osiągnięcia” tych polityków PO, którzy wezwali do glosowania za !
Szczerze mówiąc, nie widzę wśród polskich publicystów ani publicystek z tzw totalnej opozycji , nikogo, któ potrafiłby na 'karetę dam”w pokerze, skontrować je pokerem pików w spotkaniu z Reszczynskim, (którego zresztą bardzo nisko cenię, zarówno jako zawodowca jak i hate trolla z PIS). Ale jestem zupełnie pewny, że poseł Niesiołowski prostym, zrozumiałym dla każdego suwerena z Wólki Dolnej jezykiem, rozniósł by go na
bardzo niemile pachnąca plamę odpadków z tradycyjnego chlewa. Wystarczyłoby mu przypomnieć karierę w PRLu
@J.Luk – pamiętam z początku lat ’80tych to określenie, że komuś „wyrosła ekstrema”. Ona potrafi wyrosnąć z każdej strony. Wiem po sobie, że z wiekiem nie przyrasta nam mądrości, natomiast spada odporność na głupicę . Tkanki się buntują, wyrastają brodawki i włosy na uszach, w tych skroniowych regionach mózgu wiara zaczyna dominować nad myśleniem, nawet jakieś mistyczne przeżycia się pojawiają. Nie wiedziałem tego jeszcze z doświadczenia, ale chyba jakoś przewidywałem, kiedy w 1964 zrobiłem tę rzeźbę. Nazwałem ją „Kogo wiek zamroczy”, a mój nie publikowany podtekst był: „chyląc ku niebu poradlone czoło”. Bo byłem już od dziesiątka lat zdecydowanym ateistą, a mój stary znajomy nagle zgłupiał.
Nasz główny problem nie polega wcale na braku umiejetności mówienia do zwykłych ludzi językiem zrozumiałym, a przynajmniej głównie nie na tym. Sedno tkwi w strukturze i konstrukcji klasy politycznej. Jak dotąd kariera polityków nie zależała i nadal nie zależy od skuteczności w rozwiązywaniu problemów społecznych, o jakich między innymi napisała Autorka artykułu. Ich kariera zależy od jałowej demagogii, szerzenia postprawdy i zwykłej, ordynarnej lawiny kłamstwa jakiej się nieustannie dopuszczają. Mistrzostwo w kłamstwie osiągnął PiS poczynając od odwracania znaczeń słów. To mistrzostwo dokonywało się i doskonaliło od szeregu lat począwszy od czasu powstania partii w 2001 r. Szczególne nasilenie tego rzemiosła doskonalenia kłamstwa miało miejsce od utraty władzy w 2007 r. Ani PO jako partia rządząca, ani zdominowane przez nią struktury państwa nie stawiały od lat tamy temu kłamstwu. Procesy nieśmiało inicjujące zmiany takie jak wspomniana przez Autorkę komisja sejmowa d/s debiurokratyzacji pod przewodnictwem Palikota przegrywały w starciu z bieżąca polityką. „Bieżąca polityka” polegała zresztą w większości na powstrzymywaniu sie od wszelkich reform, przynajmniej w II kadencji PO. Wyjątek stanowiła niezbędna reforma emerytalna oraz edukacyjna (sześciolatki do szkół), których dla świętego spokoju nie poddano wielomiesięcznym, poważnym konsultacjom społecznym. Tym sposobem PiS był w stanie łatwo ogłupić ludzi odkręceniem tych reform. Że działają one na szkodę Polski – tego nie da się teraz łatwo POlakom wytłumaczyć. Zresztą polityków to nie martwi – ich poziom odpowiedzialnosci za słowo, za przyszłość, za konsekwencje ich działań jest bliski zeru. W tej tonacji świętego spokoju mieści się osobista decyzja Tuska aby Zerro, skurdupla & consortes nie stawiać przed wymiarem sprawiedliwości, za oczywiste łamanie prawa w okresie 2005-2007. Ten brak odpowiedzialności wykazała także pani Kopacz postępując podobnie. To naturalnie niewiele by zmieniło, bo struktura PO i konstrukcja karier jej polityków nie zależy nadal od zdolności do rozwiazywania prawdziwych problemów Polaków. Niemniej to jedna z wielu cegiełek, bez których nie ma muru. Muru stanowiącego fundament dobrostanu Polski. Tych brakujących cegiełek jest wiele – zabrakło reform: służby zdrowia, szkolnictwa wyższego, wymiaru sprawiedliwości, edukacji, etc.inicjatywy sędziów i prawników w reformie wymiaru sprawiedliwości, w wyniku czego jesteśmy świadkami antyreform w wykoaniu pisowców. Na wiele z tych cegiełek różni publicyści, także na SO, zwracają od lat uwagę i jakoś nikt niespecjalnie sie tym przejmuje. Symptomatycznym zjawiskiem po 2015 r. jest postawa opozycyjnych partii politycznych po 2015 r. Ani PO, ani PSL, ani SLD nie zainicjowały społecznej dyskusji nad naprawą państwa, czyli nad prawdziwymi przyczynami zwycięstwa PiS. Zamiast tego partie zastanawiają sie jak pokonać PiS w wyborach. Ze strony PO nie doczekaliśmy się poważnej reformy struktur i procedur partyjnych, a bez takiej reformy prawdopodobieństwo powielania dotychczasowych błędów jest zbliżone do 100%.
Zgadzam się z Hazelhardem w sprawie profesora Matczaka jako hasła wywoławczego. Otóż istnieje, moim zdaniem, pilna potrzeba powołania ciała społecznego, składającego się z minimum 100 Matczaków, wymuszającego na politykach takie postulaty programowe, które doprowadzą do poważnych reform państwa i prawa, bez których Polskę czekają nieustanne fale recydywy pisowców, kukizowców, katoholików, nazioli i innych faszytów. Dopiero wtedy warto będzie poprzeć taki program polityczny. Inaczej po co popierać złudzenia i oszustwo klajstrowania rzeczywistości?
@sławek
„Symptomatycznym zjawiskiem po 2015 r. jest postawa opozycyjnych partii politycznych po 2015 r. Ani PO, ani PSL, ani SLD nie zainicjowały społecznej dyskusji nad naprawą państwa, czyli nad prawdziwymi przyczynami zwycięstwa PiS. ’
Cóż – wydaje się, że zamiast pogłebionej refleksji wystarczą dwa stwierdzenia: A) „winna partia Razem i jej wyborcy – pozyteczni idioci” B) „Głupi lud dał się kupić za 500+”.
I jak, przy takim postawieniu sprawy, wygląda zdolność do porozumienia z tym ludem? Na dzień dobry Schetyna rzucił: „nie 500+, tylko 500 na każde dziecko!”. Powagi w tym brak, a wychodzi wręcz demonstracyjna pogarda dla „ciemnego ludu” i jego zdolności kognitywnych z jednej strony.
Z drugiej strony całkowity brak rozeznania w tym, co jest dla ludzi ważne. Nie ma żadnego tematu, który by opozycja zproponowała, wepchnęła do debaty publicznej.
Najbardziej rozczarował mnie PSL w tym wszystkim.
Wydawało mi się, że PSL raz za razem w każdym wystąpieniu powinien podkreślać, że PiS przywiązuje chłopa do ziemi, zakaz swobodnego obrotu ziemią, uderza w podstawowe prawa mieszkańców wsi. Możnaby dziesiątki efektownych porównań wymyślić. A tu nic. Cisza. Być może modlitwa o klęskę żywiołową (jak wiadomo, za wszystko odpowiada rząd), żeby chłop się wku… zirytował.
Nie wspomniał pan o fundamentalnej przyczynie zwycięstwa PIS …O EDUKACJI a raczej jej braku…Dopóki KRK panoszy się w szkołach i religii więcej niż podstaw ekonomii …To ePISkopat może spać spokojnie , zawsze będzie nowe młode pokolenie tzw suwerena tzn katolickiego ciemnogrodu o mentalności chłopa pańszczyznianego…
„[…] O EDUKACJI a raczej jej braku… Dopóki KRK panoszy się w szkołach i religii więcej niż podstaw ekonomii ”
To jakiś ponury żart czy kpina? A kto latami utrzymywał społeczeństwo w ekonomicznej ignorancji karmiąc je neoliberalnymi kłamstwami, pielęgnując pseudoekonomiczne mity, tolerując szkodliwe bzdury propagowane przez austriaków, korwinistów, hołubiąc Balcerowicza i debilną politykę austerity? Kto latami wciskał plebsowi, że „społeczeństwo nie istnieje”, że „państwo nie ma własnych pieniędzy”, „dług publiczny będą spłacać nasze dzieci”, „weź kredyt”, „załóż firmę”, itd?
Nauka ekonomi, a nie apel o jeszcze więcej neoliberalnej propagandy, naprawdę TEGO Pan chce?? Jest Pan pewien? Prawda i rzetelna wiedza wymiotłaby opozycję całkowicie ze sceny politycznej. Do końca świata nie wytłumaczyłaby się dlaczego tyle lat oszukiwała własne społeczeństwo.
A jeżeli źle Pana zrozumiałem i nie chodzi Panu o wiedzę ekonomiczną, ale o postulat zintensyfikowania prania mózgów, straszenia niby „długiem” publicznym, namawianie do rezygnacji z własnego pieniądza (a więc własnej polityki ekonomicznej) na rzecz cudzej waluty Euro, likwidacji programów socjalnych w imię „równoważenia budżetu” (wiadomo, jest jak budżet domowy), itd. to źle Pan diagnozuje stan społeczeństwa, jest już obecnie otumanione neoliberalną ideologią bardziej niż inne społeczeństwa! Więcej już nie trzeba i chyba się już bardziej otumanić nie da.
Pojawia sie światełko w tunelu….?
Edukacja….
Komentarze nareszcie sensowne, mamy już dość….
http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2018/08/na-jakim-etapie-jest-proces-przeksztalcania-iii-rp-w-panstwo-wyznaniowe-teokratyczne-na-wzor-izraela-iranu-i-arabii-saudyjskiej/
Jeszcze komentarz dotyczący zdolności porozumienia się sił zwązcych się antypisem. Krótko mówiąc – brak.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,161770,23780918,list-do-obroncow-iii-rp-mieliscie-ciepla-wode-kranie-i-wszystko.html
Dobry tekst K.Durczoka w temacie ….: https://silesion.pl/durczok-skad-sie-bierze-grunt-pod-chamstwo-20-08-2018
„Rząd bowiem – o czym słusznie, 40 lat temu, mówiła Margaret Tchatcher – nie ma żadnych pieniędzy. Jedyne, jakimi chętnie szasta, to te wasze.”
To ma być „dobre”? Walić taką demagogią po łbach jak pałą, to ma być dobry przykład? Cel najwyraźniej uświęca środki, ale w ten sposób traci się wiarygodność. Durczok chce wsadzać do więzienia za promowanie nieuctwa i zły stan edukacji społeczeństwa, a sam wciska taki kit czytelnikowi. Najwyraźniej nie chodzi mu o rzeczywistą wiedzę i świadome wybory, ale raczej o manipulację. Cóż, jeszcze za mało wklepano neoliberalnych bajek ludziom do główek?
Takst fajny, ale zacząłem się zastanawiać, po której stronie stoi Durczok:
„O tym wszystkim warto też pamiętać teraz, kiedy zaczyna się sezon na obietnice rozmaitych kandydatów. Jak tak słucham obietnic o parkach, obwodnicach, przedszkolach, placach zabaw i darmowych przejazdach, to myślę, że warto powiedzieć: sprawdzam. I sprawdzić, czy ktoś, kto to obiecuje, ma choćby minimalne dokonania.”
–
Platforma obiecywała:
tanie państwo, obniżenie podatków (3×15, a potem po prostu obniżenie), JOWy
Biurokracja i koszty administracyjne za rządów PO drastycznie wzrosły
Podatek VAT wzrósł, akcyza także
Pod projektem JOW podpisały sie miliony – projekt został zignorowany.
Obietnice vs osiągnięcia 0/3
PiS obiecywał 500 zł na każde dziecko, kontrreformę (że tak powiem) emerytalną, ściągnięcie wraku ze smoleńska.
500 zł jest od drugiego dziecka.
reforma emerytalna została cofnięta
o wraku Tupolewa cicho
obietnice vs osiągnięcia 1,5/3
–
Ponadto raz za razem słyszę i czytam, że PiS realizuje nakreślony plan re(de)formy państwa. Idzie krok za krokiem w nakreślonym kierunku zgodnie z nakreśloną wcześniej wizją.
PO nie miała żadnej wizji, a jak tych, co się dopominali o nakreślenie jakiegoś planu lider PO odsyłał do psychiatryka.
W każdym razie, gdybym miał się kierować rzeczywiście wiarygodnością w spełnianiu obietnic, do czego nawołuje KD, to Platforma zdecydowanie przegrywa.
Dla przypomnienia CO obiecywał PIS… : https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1639099,1,przypominamy-obietnice-pis-wydrukuj-i-zachowaj.read
Mamy bardzo słabych polityków. Ale jeżeli sami nie potrafią nakreślić ciekawego programu dotyczącego aktualnych potrzeb i przyszłych działań zmieniających Polskę to przecież mogą poprosić o to fachowców. PO ma od lat Gabinet Cieni – ktoś z Państwa słyszał może o ich działalności? Nowoczesna, jak zapewniał Hazelhard, tworzy i cyzeluje program – ?? Słyszy się o jakichś Think Tankach, ale one w najlepszym razie zajmują się bieżącą taktyką.
Ogólna idea wszystkich partii wydaje się być taka: mamy durny elektorat, któremu nawet nie ma co tłumaczyć, bo i tak nie zrozumie; trzeba apelować do emocji, prostych schematów i nie zadzierać z Kościołem. Partie nie mają wiary w to, że występując z ciekawymi propozycjami zmian mogłyby zachęcić dostatecznie wielu wyborców do głosowania na nie. Uważają że inteligentniejsi i tak wybiorą mniejsze zło.
Ale podejrzewam jeszcze inny czynnik – ci politycy są po prostu ograniczeni i sami nie odczuwają potrzeby pozytywnego działania. Żałosne głosowania posłów opozycji w sprawach uczczenia NSZ, przywilejów dla myśliwych, skierowania łagodnej ustawy aborcyjnej do dalszego czytania w komisji, wykazują, że są to marni ludzie i strach byłoby oddać im władzę. Niczego nie nauczyli się z błędów PO, która zniechęciła do siebie część wyborców właśnie takimi głosowaniami.
Moja diagnoza jest taka:
Partie opozycyjne nie potrafią słuchać obywateli w związku z czym nie potrafią zaproponować nic co społeczeństwo uznałoby za korzystne dla siebie. Począwszy od pierdół typu zlikwidujemy zmiany czasu letni/zimowy; zlikwidujemy obowiązek jazdy na światłach dziennych – skończywszy na poważnej reformie wymiaru sprawiedliwości.
Wszystko co potrafią zaproponować partie opozycyjne wiąże się z dalszymi wyrzeczeniami (przynajmniej na krótką metę) lub (z braku dobrego, jasnego przekazu) jest odbierane przez społeczeństwo jako dokręcenie śruby.
Może więc lepiej niech nie prezentują tych programów.
Konkluzje @PIRSA i @DARKA są bardzo smutne, ale niestety znajduja potwierdzenie w rzeczywistości. Jakość polityków polskich en bloc, nazywających siebie samych ochoczo „klasą polityczną” jest, łagodnie biorąc, umiarkowana. Przyczyn jest wiele, ale pierwszą z nich jest kompletna demoralizacja tego środowiska. DEmoralizacja rozumiana dosłownie i w przenosni jako praktyka, gdzie wszystkie chwytysą dozwolone. Jeżeli ktoś jest życiowym nieudacznikiem, nie radzącym sobie z żadą realną dziedziną życiową, często wybiera karierę polityczną. Nieprzeciętne, czy wybitne jednostki świadome tej demoralizacji niechętnie wybieraja działalność polityczną. Nawet jeśli ktoś jest trochę zdolniejszy od innych, natychmiast średnia nieudacznictwa politycznego ściąga taką osobę w otchłań zdemoralizowanego pospólstwa politycznego. Człowiek ambitniejszy albo sam odchodzi albo bywa wygryziony. Przykładów jest dość dużo – poprzestanę na dwóch – Andrzej Olechowski i Paweł Kowal, żeby odwołać się do przeciwnych obozów politycznych. Druga poważna przyczyna niskiej jakości polityków polega na równaniu w dół. Po co oferować społeczeństwo rozumne, choć trochę bardziej zaawansowane rozwiązania problemów, kiedy można populistycznymi, chwytliwymi hasłami gonic króliczka, zamiast go złapać.
Niestety to prawda. Demoralizacja jest wielka. Według mnie jej przyczyną jest brak rzetelnych mediów.
Nawet najlepsi się zdegenrują, jeśli nie będą otrzymywali odpowiedniej informacji zwrotnej pozwalającej korygować kurs.
Różowo i tak nie było, ale przez ostatnie 10-12 lat regres postępuje. PiS wogóle nie uznaje istnienia czegoś takiego, jak rzetelne media. Za poprzednich rządów PiS pojawiały się pomysły, by np. TVP1 uczynik kanałem rządu, a TVP2 kanałem opozycji. I nawet niektórym podobał, że niby sprawiedliwy. Tymczasem negował samą istotę misji dziennikarskiej. Opis świata dzielony na „nasz” i „ich”, gdy powinien być po prostu rzetelny.
Rządy PO nie próbowały środkami administracyjnymi wpływać na treści przekazu, ale mleko się już rozlało. Już sami dziennikarze pilnowali podziału na „my” i „oni”. Krytyczne wobec rządów Platformy uwagi natychmiast bywały zakrzykiwane dziesiątkami histerycznych komentarzy sprowadzających się do treści: „nie podoba się? Wolisz PiS!?”
W każdym razie sami politycy zapraszani do studiów telewizyjnych stale byli przepytywani o własne animozje, proszeni o skomentowanie innych komentarzy itd. I w tej sytuacji nawet najlepsi mogli się zdegenerować i uznać, że istotą polityki są wzajemne nawalanki i zagubić cel.
P.S. ciąg dalszy tekstu, który wkleiłem przypadkowym wxiśnięciem ENTER.
Efekt tego populistycznego odruchu warunkowego, należy do repertuaru „wyuczonej nieudolności”. Skutki takich praktyk widzimy po 2015 r. – PiS i Kukiz oraz towarzyszące im skrajne ruchy narodowe, katolickie, endeckie, etc. populizm, chamstwo, inwektywy, nienawiść uczyniły motywami przewodnimi własnych programów politycznych.
*
Nie wiem czy jest skuteczna metoda naprawy tych wielostronnych patologii: edukacja, kodeks dobrych praktyk politycznych na wzór kodeksu Boziewicza, komisja etyki politycznej? Wiem, że to wszystko brzmi naiwnie. Z dugiej strony – jeśli nie zaczniemy radykalnie leczyć polityki z w/w patologii wkrótcve dołączymy do szrej strefy wpływów Rosji, podobnie do Białorusi, Ukrainy, że o jeszcze bardziej egzotycznych republikach nie wspomnę.
„just turn it into an opportunity”:
– brak alternatywnych programów społecznych
– niewydolne relacje społeczne polityków
– predylekcje do społecznych identyfikacji grupowych
lecz jedynie w celu:
– realizacji programów pro-społecznych
– efektywności przekazu politycznego
– identyfikacji demagogii obecnego przekazu
o sprawach oczywistych, takich jak program gospodarczy nie wypada wspominać przez szacunek do czytelnika,
a właśnie: jak mawia pewnien mądry Kapitan: i wtedy zauważyłem że IQ sięgnęło temperatury ciała –
nie zakładajcie, że jesteście mądrzejsi – to już chyba dostatecznie boli
Tekst zawiera wiele cennych uwag, ale odniosę się tylko do tytułu
“MÓWIĆ BY BYĆ SŁYSZANYM”.
.
Warto wiedzieć do kogo się mówi. Inaczej mówi się do dziecka, inaczej do osoby upośledzonej, inaczej do nawiedzonej… i tak można dalej wyliczać.
Nie ma czegoś takiego jak uniwersalny przekaz słowny.
Wszyscy jednak, od dzieci poczynając, czytają język ciała, stan emocji i odogadują intuicyjnie intencje dążeń zawarte w czynach.
Zapożyczając od Marka Jastrzębia: nie jest aż tak ważne, co mówisz, jak To, co robisz.
.
Lekceważenie tej fundamentalnej zasady to zwykły przejaw ignorancji.
.
Gdy słowa przeczą czynom, to się je po prostu lekceważy.
.
Gdy za słowami nie idą czyny, to słowa mało są warte.
.
Można nic nie mówić i robić swoje, a inni to zrozumieją, gdy dostrzegą w tym konsekwencje i pewność swego.
.
Kto tego nie rozumie, to nie nadaje się nawet do roli szkolnego wychowawcy, a cóż dopiero do roli poważnego polityka.
.
Innych trzeba zarażać swoją pasją, a tego za bardzo udawać się nie da.
Słowa w tym wszystkim mogą być ważne, ale jedynie jako przekaż uzupełniający.
Znałem wielu złotoustych, którzy robili zupełnie co innego niż mówili.
.
Żeby to zilustrować wystarczy porównać przykład Schetyny i Frasyniuka. U Schetyny wystarczy sam nieadekwatny do sytuacji uśmiech, by utracić chęć dalszego słuchania, a
gdy słuchamy Frasyniuka, to…. wszystko wydaje się być oczywiste.
Tak po prostu. On wie, co mówi. Nie musi udawać. Dlaczego nie ma naśladowców? – tego akurat nie wiem, ale ich nie widzę.
.
Chyba też warto w tym miejscu będzie też przypomnieć słowa Gombrowicza
(Dziennik 1957-1961):
cyt. ”Chcesz wiedzieć, kim jesteś? Nie pytaj. Działaj. Działanie Cię określi i ustali. Z działania swojego się dowiesz. Ale działać musisz jako „ja”, jako jednostka, bo tylko własnych potrzeb, skłonności, namiętności, konieczności możesz być pewny. Tylko takie działanie jest bezpośrednie, jest prawdziwym wydobywaniem siebie z chaosu, autostwarzaniem. Reszta – czyż to nie recytowanie, wypełnianie schematów, tandeta, kicz?”
@ MAREKJ:
„… nie jest aż tak ważne, co mówisz, jak To, co robisz.
Lekceważenie tej fundamentalnej zasady to zwykły przejaw ignorancji.
.
Gdy słowa przeczą czynom, to się je po prostu lekceważy.
.
Gdy za słowami nie idą czyny, to słowa mało są warte.”
Szlachetne to, ale niestety nieprawdziwe. Sprawdza się w małej skali i tylko w bezpośrednim kontakcie z drugim człowiekiem. który ma szansę zweryfikować, czy głoszone prawdy są spójne z prezentowanymi postawami.
W dużej skali to nie gra roli, o czym dobitnie świadczy 2000-letnia kariera pewnej korporacji.
@MR E
“Szlachetne to, ale niestety nieprawdziwe. Sprawdza się w małej skali i tylko w bezpośrednim kontakcie z drugim człowiekiem…”
Zdaję sobie sprawę, że tak też można to oceniać.
Proszę jednak zauważyć, że stopniuję formy przekazu. Najskuteczniejszym i najszerszym w oddziaływaniu jest zawsze działanie.
PIS przede wszystkim działa i prawie wszyscy wiedzą, że gada od rzeczy – to, co im wygodniej.
Przekaz jest czytelny.
Kk też co innego mówi, ale swoje robi, i wiadomo w jakim kierunku to zmierza.
Jest to czytelne, a szlachetności w tym żadnej nie widzę.
Może za dużo oczekuję od politycznej opozycji, by przynajmniej za słowami szły czyny…. a tu słowa, słowa, słowa.