25.08.2018

Po blisko trzyletnich rządach obozu Zjednoczonej Prawicy a personalnie Jarosława Kaczyńskiego jako prezesa Polski nikogo już nie dziwią wszystkie głosy mówiące o powrocie do tego, co było. Do czasów, gdy rządziła jedna partia i jej Pierwszy Sekretarz.
To banalnie prawdziwe porównanie. Mamy bowiem rządy kogoś, kto jest w strukturze władzy państwowej tylko posłem, zwykłym posłem, niepiastującym żadnej innej funkcji, którą poseł piastować może. Poseł może bowiem być (i bywa) przewodniczącym klubu parlamentarnego, przewodniczącym komisji sejmowej, może być marszałkiem albo wicemarszałkiem Sejmu, ministrem w rządzie – a nawet premierem.
Poseł Kaczyński nie pełni żadnej funkcji państwowej ani parlamentarnej. Jest tylko prezesem jednej z trzech partii, tworzących obóz Zjednoczonej Prawicy; formacji, która wygrała wybory parlamentarne i po zastosowaniu obowiązujących reguł uzyskała większość, pozwalającą przegłosowywać ustawy sejmowe w kilka godzin lub kilka dni. Posłowie partii rządzącej swoim zachowaniem zasadnie przy tym dowodzą, że Sejm jest niepotrzebny, że niepotrzebni są też oni sami, a z pewnością nie w takiej liczbie. 100 posłów na 100-lecie odzyskania niepodległości to dobry pomysł, lepszy niż 100 samolotów na defiladzie ukazującej wielkość/małość wojska.
Każdy rzetelny obserwator tego, co dzieje się w Polsce w ostatnich trzech latach musi być pod wrażeniem determinacji, siły woli i dyscypliny, jaką wykazuje obóz władzy w realizacji wizji swojego lidera. To, co się dzieje – było przecież zapowiadane przez Jarosława Kaczyńskiego dawno. Słyszeliśmy to jeszcze w latach pierwszych jego rządów z Lechem Kaczyńskim jako prezydentem. Widniało to w zapisach projektu konstytucji Prawa i Sprawiedliwości, które były do wglądu na stronach tej partii przed wyborami 2015 roku.
Niech zatem nikt nie mówi, że nie wiedział. Że nie spodziewał się, że aż tak zdemolowane zostanie państwo prawa i rządy prawa w Polsce.
Wszystko to było zapowiadane, a nawet ujawnione. Można było się z tym zapoznać. Tylko trudno było uwierzyć, że ten „sen wariata śniony nieprzytomnie” stanie się rzeczywistością.
Stał się!
Dosyć o tym co było – czas na rzut oka w przyszłość.
Przyjmując narzucające się porównanie do czasów „słusznie minionych”, do PRL i rządów PZPR i jej I Sekretarza, chciałbym zauważyć (jako człowiek, który większość swojego życia przeżył w tamtych latach – co daje mi, jak sądzę, prawo do takich porównań i ocen), że tamten system sprawowania władzy miał podstawę teoretyczną w wielkiej teorii, opracowanej przez Karola Marksa. Marksizm jako teoria społecznego rozwoju, marksizm jako nurt filozoficzny trwale osadzony w europejskiej filozofii — był i jest trwałym dorobkiem myśli ludzkiej, jest obecny w historii filozofii, jest obecny w dyskursie naukowym i sporach ideologicznych.
Na świecie.
W Polsce mniej. W Polsce może nawet wcale, z racji utożsamiania marksowej teorii z rzeczywistym działaniem partii politycznych, odwołujących się do marksizmu. To zrozumiałe, tak może być. Ale na świecie, na każdym poważnym uniwersytecie – katedra marksizmu czy seminarium z marksizmu nikogo nie dziwią. To jest oczywista oczywistość: nie da się omówić XIX wiecznej filozofii bez odniesień do Karola Marksa.
Stawiam zatem pytanie – jakie są teoretyczne podstawy tego, co robi obecna władza budując nowe państwo, planując wychowanie nowego człowieka, zapisując nową historię narodu z nowymi bohaterami masowej wyobraźni? Skala rewolucji „pisowskiej” jest taka, że nie wydaje mi się możliwe, aby nie oprzeć jej na fundamencie zbiorczej teorii „pisowskiego” modelu.
Pytanie – czy nie czas na kaczyzm tak jak był czas na marksizm, leninizm, maoizm, thatcheryzm czy każdy inny „izm”?
W obozie rządzącym jest wystarczająco dużo profesorskich głów. Ot, tak dla przykładu : Gliński, Legutko, Zybertowicz, Pawłowiczówna i wielu, wielu innych. Pełnych, często „belwederskich” (tu bez Pawłowiczówny) profesorów, mających dorobek, nazwisko, uczniów, wychowanków. Jest więc potencjał ludzki, jest aparat, są pieniądze (tych najwięcej).
Czy to nie czas aby zabrać się do roboty ? Aby wyprodukować coś więcej, niż śmieszny projekt MaBeNa ?
Mówiąc serio – lepiej dla wszystkich (dla mnie też), aby rządzący obóz miał podstawy teoretyczne, aby jego funkcjonariusze mogli myśleć systemowo, aby mogli się kształcić, dokształcać w doktrynie, zgłębiać myśli swojego wodza.
Wolę to, niż wchodzenie z niskich pobudek na stanowiska rządowe dla pieniędzy i budowania układu. Tak jest zawsze; ale lepiej, gdy jest jeszcze fundament, teoria działania, myśl skodyfikowana. Tak będzie lepiej dlatego, że pozwoli to na sformułowanie zbiorczej oceny rządzących, tego, czy i jak ich pojedyncze decyzje realizują całościową wizję opartą na teorii.
Choćby teorii kaczyzmu!
Pamiętam z „tamtych lat” jak niewielu funkcyjnych ważnych działaczy partii i państwa wiedziało coś o teorii, o myśli Karola Marksa (nie mówię już wcale o tym, czy potrafili odróżnić myśl młodego Marksa od jego koncepcji późniejszych, na przykład o teorii alienacji i jej trzech płaszczyznach; wiem, że wiedział to Karol Wojtyła i dał temu wyraz w jednej ze swoich głośnych encyklik).
Działacze i funkcyjni mogli, a nawet musieli, dokształcać się z marksizmu. To działało!
Jeżeli już obecna władza tak obficie czerpie z tamtych wzorów, to może doczekamy się powtórki z historii – wieczorowe uniwersytety kaczyzmu.

„to może doczekamy się powtórki z historii – wieczorowe uniwersytety kaczyzmu.”
Myślę, ze zostało zbyt mało czasu. Kaczka kuleje.
Autor powyższej analizy pominął decydujący w polskich warunkach czynnik ….Poparcie Kościoła , bez którego Kaczyński nigdy by nie rządził samodzielnie…Mamy dzięki temu polski kato-bolszewizm. Widoczny jest już gołym okiem główny cel PIS i Kościoła : wyprowadzenie PL z UE …i jej powrót do rosyjskiej strefy wpływów. Dla tych co nie oglądali : http://www.superstacja.tv/program/nie-ma-zartow-tomasz-piatek,6802485/
Stawiam zatem pytanie – jakie są teoretyczne podstawy tego, co robi obecna władza”
Carl Schmitt, Der Begriff des Politischen
Zanim powstaną wieczorowe uniwersytety kaczyzmu musi powstać główne dzieło ideologa rewolucji, coś na kształt „Kapitału” Karola Marksa. Ponieważ Marks był tylko teoretykiem, nie sprawującym władzy, lepszym odniesieniem dla ideologii kaczyzmu byłoby „Mein Kampf”, napisane przez innego wujka rewolucji. To nowe dzieło być może będzie miało tytuł: „Moja kacza droga do zbawienia”, lub po prostu „Kaczyzm”. Naonczas pojawić się mogą interpretatorzy w postaci wspomnianej przez Autora wierchuszki uczonych pisowskich z tytułami profesorskimi. Patronami religijnymi tych intepretacji byłoby dwoje współczesnych (prawie)świętych kaczyzmu – Piotrowicz i Pawłowicz. Dopiero w ślad za tymi uczonymi powstałyby wieczorowe uniwersytety kaczyzmu. Motto tego epokowego dzieła kaczyzmu jest gotowe i zostało wygłoszone onegdaj w Sejmie RP, o mordach zdradzieckich, które zamordowały kaczorowego brata i przez to są kanaliami. Obawiam sie jednak, ze poraktyka kaczyzmu znacznie wyprzedza ideologie i kiedy ta juz by powstała po kaczyźmie nie pozostanie wiele. Ot-chody!
Do WSC – tak, to prawda, Jarosław Kaczyński jest/był zafascynowany Karlem Schmittem, to wiemy. Ale Karl Schmitt to prawnik Adolfa Hitlera i III Rzeszy, to już historia, zmieniły się warunki działania władzy, są nowe środki komunikowania się ludzi. Nie zmieniło się myślenie o przewadze woli politycznej nad prawem, proponowana przeze mnie teoria kaczyzmu (podobno jako pierwsza użyła tego terminu prof. Senyszyn) to satyra, żart, kabaret. Ale, takie czasy, życie przerosło kabaret.
@Zbyszek123
Niestety Carl Schmitt był nie tylko „prawnikiem III Rzeszy”. Był także ideologiem (neo)nazimu aktywnym do wczesnych lat 80 ub. wieku. Der Begriff des Politischen dało podbudowę „prawną” Hitlerowi i obecnym jego wtórnikom. Natomiast powojenny dorobek Schmitta dał podbudowę pod obecne nazizmy. W szczególności alt-nazi realizują zalecenia dotyczące panowania nad przekazem, jak najbardziej współczesnymi środkami. Nie zamierzam się tu rozwodzić – bibliografia dostępna jest na wikipedii (en.wikipedia.org/wiki/Carl_Schmitt, de.wikipedia.org/wiki/Carl_Schmitt). Jest wydawany i ma wielu epigonów.
Mam jedno zastrzeżenie do dzisiejszego podziału władzy reprezentowanego
nie tylko w kaczyzmie – większość ministrów ma również mandaty poselskie,
to jest splątanie władzy wykonawczej z prawodawczą naruszające zasadę
trójpodziału. Jakoś na to nikt nie zwraca uwagi, choć ma to następstwa praktyczne.
Rządowe projekty ustaw mogą być posyłane do laski marszałkowskiej jako poselskie
by uniknąć konsultacji społecznych i to ostatnio jest wręcz nadużywane. Uważam,
że to jest sprawa dość poważna choć całkowicie ignorowana. Powinno też dać do
myślenia czy obowiązki posła i ministra dadzą się czasowo pogodzić – moim zdaniem nie,
jeśli obie funkcje traktuje się poważnie, a nie jako trick formalny pozwalający unikać
kłopotliwych konsultacji.