Ernest Skalski: Scenariusz Kaczyńskiego6 min czytania

03.08.2019

Dla wygrywania wyborów Jarosławowi Kaczyńskiemu potrzebne są dwa warunki. Podział wśród przeciwników politycznych i straszak napędzający mu wyborców.

W roku 2015 podział załatwił mu Petru, rozłupując Platformę Obywatelską, po to by sobie pobrylować i skończyć karierę polityczną przed końcem kadencji. Dołożyła się, występując osobno, partia Razem, przez co koalicja Zjednoczonej Lewicy nie weszła do Sejmu, a PiS mógł zacząć samodzielne rządy.

Błądzić rzecz ludzka, lecz to nie znaczy, że mądra. Przelicznik D’Hondta powinien był być znany wszystkim politykom, a cztery lata temu sondaże dość wiernie pokazywały rozkład sił politycznych i potencjalnego dla nich poparcia.

Straszakiem byli uchodźcy, których w Polsce nie było. Szlachetni humaniści, występując z oczywistymi argumentami w obronie tego fantomu, utwierdzali już przekonanych, a w oczach innych uwiarygodniali nieistniejące zagrożenie.

Mamy rok 2019. Podział Kaczyński już ma. Przeciwnicy PiS są w opozycji od czterech lat, co powinno ugruntować ich wiedzę o ordynacji wyborczej. Ale się podzielili. Trzy różne podmioty opozycyjne być może zbiorą łącznie więcej głosów, niż zebrałaby koalicja KO-SLD-PSL, ale D’Hondt w ten sposób dostarczy PiS na pewno więcej mandatów.

Ma PiS potrzebny mu podział, ma także straszak. LGBT, ideologia gender, atak na rodzinę, seksualizacja małolatów. Już w dogodniejszej wersji niż przed pierwszym gwałtownym Białymstokiem.

Do tego momentu sytuacja była dla PiS-u rozwojowa. Deklaracja prezydenta Warszawy, Trzaskowskiego, wypowiedź wiceprezydenta Rabieja, parada równości w Warszawie z parodią mszy, parada w Gdańsku z cipą na kiju, parada w Częstochowie, co choćby ze względu na lokalizację służy jako wyzwanie. Po zajściach w Białymstoku kolejne parady równości, demonstracje protestu są zrozumiałe i naturalne. Odbywają się i szykują dziesiątki tego rodzaju wystąpień w całej Polsce i trudno, żeby było inaczej.

Mało prawdopodobne, by odpuścili i napastnicy, w tym tacy jeżdżący po kraju w poszukiwaniu draki. Za drugim razem w Białymstoku było spokojnie. W paru miejscach jednakże może być gorąco i policja będzie miała ręce pełne roboty. Jaki obraz będzie się z tego wyłaniał dla wyborców PiS, także dla tych potencjalnych?

Prosty: niemoralna ofensywa ogarnia kraj. A to zagrożenie dla naszych tradycji, obyczajów, zdrowia moralnego narodu, a w szczególności dla następnych pokoleń. Nasze oburzenie jest zrozumiałe, jak i dawanie temu wyrazu, tyle że nie ma naszej zgody na przemoc. Policja dużym nakładem sił i środków opanowała sytuację, wyłapała wielu winnych, poszukuje pozostałych. Jednak nasze miasta stają się niebezpieczne, a gdyby nie te demonstracje to byłby spokój. I jeśli jest takie zagrożenie, to przecież nie bierze się z niczego, ktoś musi za tym stać. Wiadomo; opozycja i określone siły zagranicy. Dobrze, że nasza władza jest silna, sumienna i robi, co do niej należy.

Powstaje prawdziwie diabelska alternatywa, w której każdy wybór jest zły. Dla organizatorów i uczestników kolejne parady i protesty to przymus wizerunkowy i imperatyw moralny, od którego trudno odstąpić. A w konserwatywnych przeciwnikach budzi to strach. Uczucie, które się łatwo podsyca i wyolbrzymia. W krańcowej sytuacji, w dłuższym czasie i na szerszą skalę strach przeważnie okazuje się silniejszy od moralności. Często, pod jego wpływem, coś innego zaczyna uchodzić za moralne.

Przestraszeni konserwatyści będą więc wspierać broniącą ich władzę, oddając głosy na PiS. Na kogo będą głosować ci, którzy demonstrują i ci, którzy ich z bezpiecznych pozycji popierają?

„Gazeta Wyborcza” zamieszcza piękne wezwanie, aby być z bitymi, a nie z tymi, którzy biją. To znaczy, aby wyjść w obronie bitych na demonstrację, albo przynajmniej głosować na tych, którzy są po ich stronie.

W warszawskim proteście wzięło udział zaledwie kilkaset osób. Sporo tam mówiono o strachu. A nieliczni i przestraszeni to zachęta napastników.

W Warszawie nie się nie stało. Padł natomiast dramatyczny zarzut pod adresem… PO, bo przed czterema laty, kiedy rządziła, nic nie zrobiła dla LGBT. Poseł PO Michał Szczerba przeprosił i zapowiedział poprawę. Platforma wprawdzie nie bierze udziału w protestach, lecz nie może sobie pozwolić na ich potępienie. Po takich przeprosinach, w przekazie PiS zostanie trwale umocowana w obozie gender-LGBT. A w oczach radykalnej obyczajowo i wyczulonej moralnie społeczności staje się zgromadzeniem bojaźliwych oportunistów. Kto chce uderzyć psa…słyszymy. Ale pies nie podaje kija na siebie. Tylko w tym roku Jarosław Kaczyński sięgał po różne straszaki. Z zagrożeniem wolności w Internecie był najmniej wiarygodny. Teraz jednak zdejmuje mu się problem z pożądaną przezeń wizją wroga i zagrożenia.

Kosztem osamotnionej – de facto – Platformy zapewne poprawi nieco swe notowania, patronująca teraz protestom, świeżo montowana lewica; SLD, Razem, Wiosna. Gdy to nastąpi, cała opozycja — lewica, KO, PSL — będzie podzielona trochę bardziej równomiernie. Wtedy PiS w nieco większym, a Platforma w nieco mniejszym stopniu skorzysta z nadwyżki mandatów, jaką daje przelicznik D’Hondta. Może nie być główną siłą opozycji. Taka opozycja będzie nieco zbliżona do rozbitej opozycji węgierskiej, zapewniającej Orbanowi ciągłość władzy.

Zastrzeżenia „trochę i nieco” są tu na miejscu, ale kierunku zmian to nie koryguje. Nie to jednak będzie najważniejszym skutkiem obecnych wydarzeń.

Krzysztof Pacewicz w artykule „Homofobiczne szczucie działa” – GW.27-28.07 – przytacza za CBOS, że zdaniem 38 procent wyborców PiS nie wolno tolerować homoseksualizmu, a wśród niegłosujących procent ten wynosi 34. To jeden ze wskaźników, pokazujących, że mniej więcej połowa społeczeństwa, ta, która nie głosuje, to potencjalna rezerwa Kaczyńskiego, wykorzystana już w majowych wyborach europejskich. W stopniu niewielkim, ale wystarczającym dla porażki opozycji. I dla odsunięcia na nie wiadomo jak długi czas tego, o co lewica walczy.

Położenie mniejszości, a w tym osób LGBT, to faktycznie ważny sprawdzian dla demokracji. Nie jest to wszakże problem jedyny i nie najważniejszy. Jest to jeden z obszarów, w których realne zmiany na lepsze zależą od rozwiązania podstawowego problemu: czy w pierwszej kolejności uda się usunąć reakcyjną formę rządów? Czy opozycja potrafi ustalić hierarchię, nie tyle ważności, ile praktycznego trybu dochodzenia do celów? Wiedząc, że wyjście ze złej sytuacji nie jest proste i bezkosztowe. W polityce przeważnie nie dokonuje się wyboru między samym dobrem i absolutnym złem.

Lewica obyczajowa robi swoje, ale nie patrzy końca. Nie chce w ogóle dostrzec, że dokonuje jakiegoś wyboru. Unika rozterek. Tak działa się łatwiej, lecz niekoniecznie skutecznie. Głuszec w okresie godowym musi tokować. I wtedy słyszy tylko siebie. Nie słyszy niczego oprócz siebie, a więc i myśliwego, który tym czasie robi parę kroków w jego kierunku.

Ernest Kajetan Skalski

Ur. 18 stycznia 1935 w Warszawie) – dziennikarz i publicysta,
z wykształcenia historyk.

 

6 komentarzy

  1. andrzej Pokonos 28.10.2019
  2. Yac Min 28.10.2019
  3. slawek 28.10.2019
  4. Mr E 28.10.2019
  5. lchlip 28.10.2019
  6. Ernest Skalski 28.10.2019