Jerzy Łukaszewski: Prawda czasu i prawda … czyja?8 min czytania

09.02.2021

Nie chodzi mi o znaną tischnerowską klasyfikację prawd, ale o rzecz jak najbardziej codzienną.

Czy prawda to coś, co istnieje obiektywnie, czy jest to tylko instrument, narzędzie do budowania swojej wizji świata?

Odpowiedź wcale nie jest taka łatwa, a najbliższe miesiące i lata dostarczą nam aż nadto materiału na ten temat.

Jeśli komuś przechodzącemu obok rusztowania spadnie na głowę cegła, wydaje się, że jest to fakt niepodlegający dyskusji.

Owszem, ale … – i tu się zaczyna. Czy cegła spadła celowo? Kto miał interes w tym, żeby spadła? Spadła przypadkowo? Kto źle zabezpieczył rusztowanie, że aż doszło do wypadku? Nie można wykluczyć, że istniał miks tych przyczyn – było złe zabezpieczenie, bo ktoś celowo źle zabezpieczył, bo … itd. Można tak bez końca.

To wszystko wiemy, a w badaniach naukowych spotykamy się (w ramach nauk historycznych) z tym aż nadto często. To nie jest jakiś problem, to norma rzeczywistości naukowej.

Problem zaczyna się wtedy, kiedy na grunt dyskusji, a nawet sporów wkracza coś/ktoś spoza kręgu nauki i usiłuje sprawę „uregulować”.

Najczęściej jest to sąd lub jakaś organizacja czy instytucja o charakterze politycznym. Dla porządku – takie rzeczy to nie tylko u nas.

Ostatnio zrobiło się głośno w sprawie książki prof. Engelking i prof. Grabowskiego „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski”, będącej efektem kilkuletniej pracy w ramach projektu „Strategie przetrwania Żydów podczas okupacji w Generalnym Gubernatorstwie, 1942-1945. Studium wybranych powiatów”.

W niewielkim jej fragmencie wspomniany został sołtys wsi, który z jednej strony uratował życie Żydówce, a z drugiej pobrał od niej za swoją pomoc taką zapłatę, że po latach nie wahała się ona mówić o „ograbieniu”. Dodała do tego kolaborację z Niemcami.

To wystarczyło, by żyjąca jego krewna pozwała autorów książki, a w sukurs jej przyszła Reduta Dobrego Imienia.

No i się zaczęło.

Sprawa sołtysa z Malinowa jest, można rzec, klasyką w takich sporach. Błąd badaczy, do którego zresztą się przyznali, polegający na pomyleniu dwóch osób o tym samym imieniu i nazwisku spowodował całą lawinę konsekwencji. Przy tej „okazji” jedna strona usiłuje bagatelizować błąd, druga na jego podstawie wyciąga zupełnie nieuprawnione wnioski robiąc bohatera z człowieka, którego prawdziwe intencje nie są i nie będą nam nigdy znane.

Kiedyś miałem pretensje do polskich władz, że prowadząc badania w Jedwabnem uległy naciskowi rabina motywującego swój sprzeciw wobec badań zasadami religii i przerwały je. Nie chciały zrozumieć (sam rabin też nie), że w ten sposób dały broń do ręki środowiskom ewidentnie antysemickim, co dziś widać, słychać i czuć. Dziś te środowiska wykorzystują przerwanie prac jako argument w „dyskusji” dowodząc, że „musiało być coś nie tak z twierdzeniami Grossa skoro prace przerwano”. I wielu słucha i przytakuje, nawet trudno się dziwić.

Szkoda, że żadna ze stron nie potrafi zostawić tych spraw niezależnym badaniom naukowym, które prędzej czy później same rozstrzygną, o ile to w ogóle możliwe, gdzie leży prawda. No, może nie cała, ale przynajmniej ten jej fragment, który by nie podlegał dyskusji.

Żaden sąd, żadna instytucja nie jest w stanie takiej prawdy podać nam na tacy. Szczególnie taka jak RDI, powołana w konkretnym celu, bez zdefiniowania owego celu (bo niby co to jest „dobre imię” i kto ma decydować o takiej czy innej jego definicji?), specjalizująca się w procesach sądowych, co już samo w sobie oddala nas zwykle od prawdy.

Są w tej sprawie wielkie wątpliwości. Świadek (jakim cudem sąd uznał taką osobę za świadka?), którego nie było na miejscu zdarzeń w czasie kiedy zachodziły, trzy wersje zeznań jednej i tej samej osoby w zależności od miejsca i czasu gdzie były składane itd. To pokazuje skalę trudności, przed jaką stanęli prof. Engelking i prof. Grabowski, a przecież to nie wszystko.

Nikt z nas nie jest w stanie ze 100% pewnością określić motywów działania jakiegoś człowieka, kiedy nie jest nim samym, nie zna jego uwarunkowań w konkretnej sytuacji, nie bierze pod uwagę psychiki będącej czymś bardzo indywidualnym, a przede wszystkim w dużym stopniu niezależnym od niego itd. Były w historii ludzkości wyroki za to, że ktoś się bał. Mam nadzieję, że to już tylko przeszłość.

Nie da się ani naukowo, ani tym bardziej wyrokiem sądu stworzyć „wzorca”, do którego będziemy mogli porównywać konkretne przypadki.

Co zaś do „obrony dobrego imienia”, to pomijając trudną do określenia jego istotę, należałoby raczej jak najszybciej wskazać tych, którzy je splamili własnym postępowaniem, zamiast ścigać tych, którzy to pokazują. Nie da się w ten sposób uniknąć wrażenia, że oto jest instytucja broniąca szmalcowników, kolaborantów itp. co już samo w sobie jest plamą na owym mitycznym „dobrym imieniu”.

W ubiegłym roku przeżyłem podobną przygodę, choć na mniejszą skalę.

Wraz z koleżanką napisaliśmy o partyzantach z 1919 buszujących w Borach Tucholskich. Książka spotkała się ze sprzeciwem jednego z radnych miasteczka, który mając odmienne od nas zdanie o wydarzeniach sprzed 100 lat argumentował to „bo dziadek mi opowiadał”.

Biorąc rzecz całkiem poważnie proszę pomyśleć, co mieliśmy w tej sprawie zrobić?

Po pierwsze nie wiem co dziadek temu panu opowiadał. Nie wiem, czy mu w ogóle coś opowiadał. Nie wiem, czy to, co mu opowiadał zostało przez wnuka przekazane zgodnie z prawdą.

Brać to pod uwagę czy nie?

Jan Karnowski, wielce zasłużony działacz kaszubski pisał przed wojną o bohaterach naszej opowieści, że to byli „kryminaliści”.

Karnowski to do dziś autorytet dla wielu, także historyków.

Ale …

Kim był Karnowski w czasie kiedy pisał swoje i skąd czerpał informacje (nie znał tych ludzi osobiście)?

Był sędzią niemieckiego sądu w Chojnicach i całą znajomość sprawy opierał na niemieckich aktach sądowych i policyjnych. A cóż tam mogło się znaleźć pozytywnego na temat ludzi walczących z Grenzschutzem?

Na dodatek Karnowski zachowywał się tak, jakby od przed wojny nic się nie zmieniło, obowiązywało cesarskie prawo, były kodeksy itp. Tymczasem w roku 1919 nie było żadnego prawa, żadnej władzy centralnej uznawanej powszechnie na terytorium Niemiec. W podróży z miasteczka do miasteczka spotykało się władze lokalne hołdujące temu lub innemu środowisku politycznemu, posługujące się lokalnymi notgeldami, stosujące prawo takie, jakie akurat im pasowało na dziś.

Nie biorąc tego wszystkiego pod uwagę pan sędzia Karnowski mógł „obiektywnie” ocenić działalność partyzantów?

Gdybym pisał o stosunku miejscowej ludności do partyzantów, mógłbym ew. wziąć pod uwagę zastrzeżenia dziadka owego pana radnego i stwierdzić, iż takie opinie TAKŻE były. Nic więcej.

Tymczasem, pan radny przy pomocy prasy lokalnej usiłuje oczernić bohaterów naszej opowieści nie dysponując właściwie żadnym argumentem poza własnym głębokim przekonaniem.

UJ swego czasu wydał książkę jakiegoś magistranta na temat Wałęsy. Zamieścił w niej informację o nieślubnym synu Lecha, na którego istnienie nie przedstawił żadnych dowodów, a jedynie, że „się starał je naleźć”.

Promotor nie tylko nie wyrzucił mu tego fragmentu z pracy, ale jeszcze spowodował jej publikację. Po mojemu to wstyd dla uczelni, dla pana promotora widać nie.

To przykład jak uczelnie potrafią same strzelić sobie w kolano, czym wyrządzają szkodę nie tylko sobie, ale nauce jako takiej.

Takich przypadków jest coraz więcej, a obawiam się, że będą się nadal mnożyły. Na styku nauki i polityki nie może powstać nic pozytywnego.

Problem w tym, że to wszystko przenika do świadomości społeczeństwa bez jakichkolwiek rzetelnych wyjaśnień, bez wskazywania zasad, na jakich opiera się (powinna się opierać) dobra informacja naukowa.

Kiedy to złe ziarno zostanie posiane i zakiełkuje będzie za późno. Powstaną kolejne stereotypy wyjaśniające prostaczkowi, dlaczego on jest dobry, a wszyscy inni źli itd., a każdy chcący ich z tego błędu wyprowadzić narazi się obrońcom „dobrego imienia”.

Czy jest jakaś nadzieja? Ja jej nie widzę.

Jerzy Łukaszewski

Print Friendly, PDF & Email
 

12 komentarzy

  1. PK 09.02.2021
    • Andrew Ivy 09.02.2021
      • PK 09.02.2021
    • PK 09.02.2021
      • Jerzy Łukaszewski 10.02.2021
        • PK 10.02.2021
        • PK 11.02.2021
  2. PIRS 09.02.2021
  3. narciarz2 10.02.2021
    • Mr E 11.02.2021
  4. slawek 11.02.2021