18.08.2021

W gazetach codziennych efekt podpisu Prezydenta pod nową ustawą: całostronicowe ogłoszenia z wizerunkiem Pałacu Saskiego i hasłem – wspólnie odbudujemy to, co nie powinno być zniszczone. W niektórych mediach list 61 przedstawicieli nauki o małostkowość oskarżających krytyków pomysłu. W telewizjach dumne twarze Prezydenta, Premiera, Ministra od Kultury itp. jakby już „temi renkami wzieli i łodbudowali”. Pewnie i „wzieli”, na „łodbudowę” trza poczekać…
Zgodzę się z hasłem reklamowym; jest wiele obiektów, które nie powinny być zniszczone. Mówi o tym Konwencja Paryska ONZ z 16 listopada 1976 r. podkreślając, że zniszczenie lub unicestwienie jakiegokolwiek dobra należącego do dziedzictwa kulturowego stanowi nieodwracalne zubożenie dziedzictwa wszystkich narodów świata. Powstała lista Światowego Dziedzictwa, jest na niej 16 polskich obiektów. Listy tej nie możemy uznać za zamkniętą, być może, w wyniku dyskusji i osiągniętej zgody, przybędzie na niej kilkadziesiąt innych polskich obiektów, w tym odbudowany Pałac Saski. Hasło reklamowe ma sens, a jednocześnie drażni mnie — prowincjusza. Jak długo ma jeszcze trwać obyczaj, że cała Polska odbudowuje swoją stolicę, a ta ma w nosie resztę Polski ? „Wspólnie” budowaliśmy Stare Miasto, Zamek Królewski, metro itd.; kiedy w zamian Warszawa pomoże odbudować klasztor w Lubiążu i odda ukradzione Dolnemu Śląskowi obrazy Michaela Willmanna?

Celowo tu Lubiąż, jako przykład, wysuwam, spodziewając się riposty; wszak Zamek Królewski w Warszawie to polskie dziedzictwo narodowe, a klasztor w pobliżu Legnicy – niemieckie. Podejmowanie takiej dyskusji nie ma sensu, malowanie barokowych zabytków barwami z okresu romantyzmu (biało-czerwonymi lub czarno-czerwono-złotymi) nie ma sensu. Wątpliwości moje budzi pojęcie kultura i dziedzictwo narodowe, bo znam z autopsji jedynie kulturowe dziedzictwo lokalne, regionalne i europejskie. Wawel, Pałac Saski, Lubiąż to dziedzictwo europejskie, podobnie jak znajdujące się w Polsce obrazy Leonarda da Vinci, Boznańskiej czy Willmanna.
Nie na tym jednak istota sporu polega, ale na rzeczy przyziemnej: pieniądzach. Koszt odbudowy Pałacu Saskiego szacowany jest na 2,5 mld zł. Nie jest to wydatek niemożliwy do uniesienia przez średniej wielkości państwo europejskie; wystarczy, że po 100 zł złoży się każdy pracujący obywatel. Na dobrowolność składki nasze państwo nie liczy, musi zatem, w naszym imieniu, dokonać wyboru: komu zabrać, komu dać, co odbudować, co zburzyć. Decydując się na budowę kanału do Elbląga zabrano pieniądze służące ochronie przeciwpowodziowej; za kanał płacą ludzie podtopieniami swoich domów. Jakie straty poniesiemy ogniskując publiczne wydatki na jedną, prestiżową, realizację w stolicy?
Z budżetu centralnego mamy dziś dwie ścieżki finansowania odbudowy obiektów zabytkowych. Jest specjalny fundusz na renowacje zabytków Krakowa, ok. 40 mln zł rocznie; oraz fundusze w gestii Ministra Kultury – ok. 120-130 mln zł rocznie. Ten drugi model, zwiększony w 2021 r. do 138 mln zł, służy dofinansowaniu 637 zadań, niewątpliwie pilnych i potrzebnych, ale przy tej kwocie i ilości zadań, żadne nie posłuży całkowitej renowacji nawet obiektu wpisanego na listę Światowego Dziedzictwa. Realny ciężar odpowiedzialności za renowację i utrzymanie obiektu zabytkowego spoczywa na jego właścicielu; urzędnik państwowy pilnuje go narzucając różne, często bardzo kosztowne rygory; państwo jednak nie jest w stanie pomóc materialnie, nawet w zakresie spełnienia tych rygorów.
Polska, jako państwo, ma jeszcze dodatkowe zobowiązania, większe niż wynikające z Konwencji Paryskiej. Przypomniała o nich tzw. patriotyczna ustawa kasująca nadzieję na normalną, przyzwoitą reprywatyzację. Ta ustawa nie jest bowiem elementem sporu polsko-izraelskiego, czy polsko-amerykańskiego; jest to kwestia odpowiedzialności Polaków (obywateli polskich) za krzywdy zadane Polakom (obywatelom polskim).
Wspomniałem poniemiecki Lubiąż, więc teraz o arcypolskiej Kruszynie, pałacu wybudowanym przez Doenhoffów, należącym i gospodarowanym do 1945 r. przez ks. Lubomirskich. Można go prezentować jako przykład „dzikiej reprywatyzacji”. W 1989 r. wójt Kruszyny, nie czekając rozstrzygnięć ustawowych, sprzedał za symboliczną złotówkę pałac potomkowi książęcego rodu, emerytowanemu inżynierowi z Krakowa, panu Stanisławowi Lubomirskiemu. Pałac w miarę dobrym stanie przetrwał II wojnę światową, nie został spalony przez Sowietów, w tym prawie dobrym stanie przetrwał do 1975 r., potem swary między państwowymi podmiotami doprowadziły do jego porzucenia i zrujnowania. Książę odzyskał własność oraz odpowiedzialność za odbudowę i utrzymanie, na co mu emerytura nie wystarczała. Przed wojną na utrzymanie pałacu pracowało kilka tysięcy hektarów posiadłości rolnej, przejętej w ramach rewolucji przez państwo. Emerytura ekshutnika nie zastąpi rekompensaty za wywłaszczony majątek.

Pałac Saski ma być odbudowany, bo go Niemcy spalili. Co zatem z innymi pałacami, nie mniej pięknymi i ważnymi dla naszej kultury, z pałacami zniszczonymi przez Polaków, przez błędy i zaniedbania naszego państwa? Kruszyna nie jest wyjątkiem; rewolucja po II wojnie światowej oznaczała wielki rabunek własności prywatnej, zgodnie i niezgodnie z przepisami prawa. W zdecydowanej większości ten ukradziony majątek eksploatowano w sposób karygodny, doprowadzając do zniszczenia. Wielkość strat zadanych dziedzictwu kulturowemu poprzez nacjonalizację porównać można do strat wynikłych z niemieckich bombardowań. Tylko tych strat nikt nie liczy, nikt też nie robi kariery na obiecywaniu odszkodowań za nie. Lubiąż to straty poniesione przez obywateli niemieckich, w wyniku przegranej wojny, za którą ponoszą odpowiedzialność. Ale Kruszyna, tysiące innych pałaców, dworów, kamienic, obiektów fabrycznych itp. zniszczonych „zabytków kultury narodowej”, to krzywda wyrządzono Polakom przez Polaków. Nie ma nawet sensu dzielenie tej zrabowanej i zniszczonej własności na katolicką, żydowską lub protestancką, na narodowo taką i inną.
Raczej nikt nie oczekiwał odwrócenia skutków rewolucji, z pewnością żadna z planowanych ustaw reprywatyzacyjnych tak daleko nie poszła. Zmiany w społecznej świadomości są równie trwałe, jak i utrwalone po rewolucji stosunki własnościowe. Wytykanie społeczeństwo „postszlacheckiej” mentalności do niczego nie prowadzi; u nas szanuje się prywatną własność, ale tylko swoją; cudza własność drażni poczucie równości. Utrwalone też jest przekonanie o własności państwowej, jako najlepszej formie; i to mimo tysięcy doświadczonych przykładów marnotrawstwa i niegospodarności towarzyszącej aktywności państwa, jako właściciela. Wiemy, że najbardziej nieefektywne decyzje podejmowane są, gdy wydajemy cudze pieniądze na cudze potrzeby; lecz to robimy i popieramy przy urnach wyborczych.
Nie uzyskany z Niemiec ani z UE ani jednego euro na odbudowę Pałacu Saskiego. Nawet decydenci mają tego świadomość. Koszt tego zobowiązania doprowadzi do zmniejszenia wydatków z budżetu państwa na ochronę zabytków. Samorządy przygniecione ograniczeniami dochodów w pierwszej kolejności ograniczą pieniądze na kulturę, w tym na rzeczy tak niewidowiskowe, jak renowacja dziedzictwa lokalnego. Podwyższenie podatków przedsiębiorcom utrudni pozyskiwanie od nich darowizn na rzecz ratowania zabytków. Brak ustawy reprywatyzacyjnej podtrzyma stan zawieszenia sporów własnościowych, pozwalając zarabiać kancelariom prawniczym, a w ruinę popadać obiektom, których – z braku definitywnego rozstrzygnięcia stanu posiadania – ani wyburzyć, ani odbudować, nie można.
Nie jest więc problemem odbudowa Pałacu Saskiego. Można tu odbudować, tam zaś wysłać Abramsy w celach eutanazyjnych; Pałac Saski pokaże, że co się zniszczy, to potem można zrekonstruować, byle tylko polityczna wola była.
Proponuję jednak skończyć z takim stylem myślenia, przestać myśleć kategoriami „narodowego czubka nosa”. Może przedyskutujmy, czy możliwy jest u nas brytyjski model opieki nad dziedzictwem kulturowy, model oparty na społecznym fundamencie National Trust for Places of Historic Interest or Natural Beauty, zacnej organizacji istniejącej od 1895 r. A może Czytelnicy lub Ministerstwo ma lepszy pomysł i wzorzec do naśladowania..?
Jarosław Kapsa

Kwestia odbudowy tzw. „Pałacu Saskiego” jest sprawą skomplikowaną, pełną wielu sprzeczności i niekonsekwencji. Pomijam kwestię, że w budżecie państwa nie ma na niego pieniędzy. Już teraz zobowiązania państwa w postaci obligacji państwowych które kiedyś trzeba będzie wykupić, a z których emisji finansowano dotychczasowe”wielkie projekty” państwowe zarówno infrastrukturalne czy to socjalne, są tak ogromne że obciążą podatników na lata. Na ile jeszcze setek mld zł trzeba będzie wyemitować obligacji, ile tysięcy firm trzeba będzie „zatłuc podatkami na śmierć/upadlosć” i ile jeszcze wymyślić nowych podatków/opłat/transferów socjalnych w imię „solidarności społecznej” by realizować kolejne pomysły rządu?
Kwestię finansową chciałbym jednak pominąć by zwrócić uwagę na inne aspekty związane z tym projektem. Otóż wspomniany budynek zburzony w czasie IIWŚ, który miałby być odbudowany, nie był ani „pałacem” ani „saskim”. Oryginalny, barokowy Pałac Saski został zburzony po Powstaniu Listopadowym. Postawiony na jego miejscu obiekt, który teraz miałby być odbudowany, był dużą KAMIENICĄ (a właściwie dwiema kamienicami), zbudowaną w latach 30-tych XIX w. przez rosyjskiego kupca Iwana Skwarcowa w stylu petersburskiego klasycyzmu (w wersji mocno oszczędnej) i w dość surowej formie.
Zdaniem większości architektów i historyków sztuki, obiekt ten był monotonny w formie, wręcz nudny i generalnie mało wartościowy z punktu widzenia walorów urbanistycznych, architektonicznych i historycznych. Jedynym elementem który go wyróżniał z przeciętności, była owa monumentalne kolumnada w porządku korynckim, łącząca oba bloki kamienicy i zarazem łącząca plac przed „pałacem” z Ogrodem Saskim… A pod którą to kolumnadą w międzywojniu zlokalizowano Grób Nieznanego Żołnierza… Tak, ta kolumnada rzeczywiście była udaną realizacją. Zamykała optycznie plac „pałacowy” a zarazem otwierała go na Ogród Saski…
Tak więc obiekt ten nosił nazwę „Pałac Saski” tylko zwyczajowo, jako nawiązanie do obiektu który ongiś stał w tym miejscu, a już w żadnym wypadku nie był to „skarb polskiej kultury”, gdyż jak już wspomniano inwestorem był rosyjski kupiec, a styl budowli czerpał wzorce z budowli wznoszonych nad Newą. Może więc należałoby w takim razie odbudować ów oryginalny, XVIII w. barokowy Pałac Saski? Tej opcji nikt jednak nigdy na poważnie proponował, zapewne dlatego, że miejsce na którym stała owa monumentalna kolumnada, ze znajdującym się tam dziś Grobem Nieznanego Żołnierza, znalazło by się… we wnętrzu owego odbudowanego barokowego pałacu! A ponieważ likwidacja Grobu Nieznanego Żołnierza w tej uświęconej historią lokalizacji nie wchodzi w grę (no i kolumnady szkoda…), więc pozostaje tylko rozważanie ewentualnej odbudowy owej XIX w. kamienicy…
Wreszcie najważniejszym pytaniem powinno być: Co w tej odbudowanej rosyjskiej kamienicy powinno się mieścić? Przed wojną mieścił się w nim Sztab Generalny Wojska Polskiego, ale obecnie wojsko nie zgłasza zapotrzebowania na taki obiekt, dysponując obszernymi terenami dawnej Cytadeli Warszawskiej, kompleksem różnych budynków w Rembertowie, czy wieloma innych nieruchomościami na terenie samej tylko Warszawy. A wszak w odbudowanym obiekcie (nawet jeśli jest to duża kamienica) stojącym w tak reprezentatywnym miejscu przy placu mającym już swoją wielką historię, nie wypada żeby mieściła się bank, centrum rozrywkowe czy zwykłe biura!
No i czy jeśli ten budynek miałby być odbudowany w przedwojennej formie, to czy jego wnętrza (rozkład funkcjonalny pomieszczeń) też miałyby być odbudowane dokładnie według planów sprzed wojny? A trzeba wspomnieć, że już wtedy rozkład pomieszczeń w tym budynku dla potrzeb biurowych Sztabu Generalnego był przez ówczesnych wojskowych administratorów tego obiektu określany jako mało funkcjonalny. Może należałoby więc odbudować tylko zewnętrzną „skorupę” a środek zaplanować na nowo z uwzględnieniem współczesnych potrzeb (podobnie jak w nieodległym Pałacu Jabłonowskich przy Placu Teatralnym)? No, ale najpierw należało by odpowiedzieć na pytanie PO CO? Co tam miałoby się mieścić? O ile wiem na to pytanie do tej pory nie udzielono odpowiedzi, aczkolwiek podało parę różnych propozycji (muzeum? archiwum? instytut naukowy? ministerstwo? galeria?)…
Wielkie dzięki, za rzeczową, niewątpliwie kompetentną analizę ewentualnych skutków realizacji tego poronionego pomysłu. Historię pałacu poznałem jeszcze w dzieciństwie, z opowiadań mojego Ojca, ( który był również architektem, historykiem sztuki i menedżerem odbudowy Warszawy). Również od niego dowiedziałem się, że realizacja odbudowy dużych obiektów zwykle przekracza kosztorysy o jakieś 30%, a nawet i sto procent. Kosztorysy budowlane to w ogóle wstydliwa strona budownictwa reprezentacyjnych obiektów. Przykład z ostatnich lat, to lotnisko w Berlinie, gdzie zarówno kosztorys, jak i terminarz realizacji, zostały wielokrotnie przekroczone, i obiekt zyskał, w opinii Berlińczyków nazwę „Fluchhafen”. Tak więc można się spodziewać, że czeka nas wydatek 5 miliardów złotych !
Teraz pytanie PO CO ? Odpowiedź jest prosta. Jedyną korzyścią, (która niech kosztuje ile zechce) jest przeniesienie tam pomnika Księcia Józefa, aby zwolnić miejsce na dziedzińcu Pałacu Namiestnikowskiego dla przyszłego pomnika obu „zbawców Polski”.
Np. coś w tym stylu, tylko duużo większe : https://uploads.disquscdn.com/images/e20d7a4976dfb245d19d8db707b90807d908048c756a65cbda9f33b0c3c4a8fb.jpg
Wygląda na to, że „odudowa” Pałacu Saskiego dobrze ilustruje kompletny brak znajomości historii przez tę formację mitomanów. Pojęcie „Fluchhafen” po niemiecku tłumaczy sie na polski jako przystań klątwy, ale już w luksemburskim oznacza właśnie lotnisko. Znając warszawiaków ten pomnik pychy szybko zostanie okrzyknięty epitetem „kwa, kwa pajac” lub jeszcze gorszym. A pomnik „zbafcuw” sam z siebie byłby wielkim szyderstwem…tym większym, im byłby większy od pomnika Goethego i Schillera.
W czasach mojej młodości, u mieszkańców Weimaru, ten pomnik przed operą miał przydomek „Max und Moritz”. Niemcy mają niepokaźne poczucie humoru. Ale czasem łapali, po latach, śmieszność klasycystycznych pomników.
Śmieszność, śmiesznością, ale akurat tym dwóm panom taki klasycystyczny pomnik należał się jak mało komu. To prawdziwi twórcy, w przeciwieństwie do „zbafcuf”.