20.09.2021
Kończą się igraszki, zaczynają się igrzyska. Zabawy Jarosława Kaczyńskiego z „ciemnym ludem” dobiegają końca. Do stale pierwszej pozycji na liście tych, którym Polacy najmniej ufają (tu prezes od lat jest na podium) doszły wyniki sondażu, z których wprost wynika, że nawet lud pisowski widzi potrzebę zmiany wodza.
Tak dalej się nie da.
Do otwartego konfliktu na linii premier – minister sprawiedliwości i prokurator generalny dochodzi konflikt interesów pomiędzy Solidarną Polską a całym Prawem i Sprawiedliwości dotyczący tego, jak daleko możemy posunąć się w konflikcie z Brukselą. Zbigniew Ziobro z czystej politycznej kalkulacji gra ostro, najostrzej jak sobie to można wyobrazić. Głoszone przez niego hasła o zagrożonej suwerenności, to czysta ściema i nawet magister Ziobro wie, że to nie jest prawda. Narracja „polityków” Solidarnej Polski – ani kroku wstecz, nie oddamy naszej suwerenności nawet za wszystkie pieniądze zapisane w unijnych planach odbudowy po covidzie ma tylko jeden cel – trafić do tej części elektoratu dotychczas obsługiwanego przez Konfederację. Tylko wtedy Solidarna Polska może liczyć na to, że znajdzie się w Parlamencie jako partia, inaczej czeka ją polityczny niebyt. To jest problem nawet dla takiego gracza jak Jarosław Kaczyński, bez Solidarnej Polski Prawo i Sprawiedliwość traci na teraz większość w Sejmie.
Tu nawet Paweł Kukiz nie wystarczy.
Jako pilny obserwator sceny politycznej muszę odnotować druzgocące dla spójności obozu władzy wnioski z wycieku mailowych skrzynek ministra Dworczyka. Jest jasne, że ten wysoki urzędnik wymieniał się poglądami i zamierzeniami z innymi ministrami i z premierem na prywatnej poczcie, bo tylko wtedy minister Kamiński i jego służby nie miały „z marszu” wglądu w treści tych maili. Tylko tak można zrozumieć niefrasobliwość ministrów i premiera wobec obowiązujących przepisów.
Co ten fakt mówi o ekipie rządzącej, co spaja tych ludzi, o co im chodzi przede wszystkim?
Odpowiedź jest prosta, to nie żadne wartości, nawet te, które głosi prezes jako wódz trzymający wszystkich i wszystko w żelaznym uścisku jako szef prawdziwego rządu, jaki funkcjonuje na Nowogrodzkiej. Ich trzyma tylko jedno – chęć utrzymania władzy dla zachowania swojej pozycji i korzyści z niej płynących. To taka życiowa konieczność i obawa, aby nie pójść w odstawkę i to gorszą niż to spotkało premier Szydło; jednego dnia bukiet kwiatów po odrzuceniu wotum nieufności i dymisja zaraz po tym. Premier Szydło, „nasza Beatka” wylądowała w Parlamencie Unii Europejskiej, gdzie za niezłe pieniądze kompromituje wizerunek Polski jeszcze bardziej niż wtedy, gdy była premierem w kraju.
Mariusz Kamiński i jego służby zbierają „haki” na wszystkich, nigdy nie wiadomo z kim będzie mu po drodze, a z kim nie.
Prawdziwe niebezpieczeństwo dla prezesa wszystkich prezesów powstanie wtedy, gdy Zbigniew Ziobro i Mariusz Kamiński zawrą sojusz. Służby i prokuratura to siła której nikt się nie oprze, nie wystarczy opór tej garstki niezależnych sędziów, zawsze znajdą się tacy, którzy dla kariery zrobią to, czego będzie chciał minister.
Ziobro i Kamiński to pierwsza para polityków, która może doprowadzić do wewnętrznego zamachu stanu w Zjednoczonej (pozornie) Prawicy.
Gdzie jeszcze prezes wszystkich prezesów może liczyć na zamach na swoją pozycję – a więc władzę?
Drugą taką parę tworzą Beata Szydło i Antoni Macierewicz. Moim zdaniem, w określonej sytuacji Beata Szydło i Antoni Macierewicz zechcą się odegrać za to, co prezes z nimi zrobił. Szydło jest w europarlamencie – ale Antoni gdzieś w ostatnim rzędzie ław poselskich. Antoniego Macierewicza nie ma od roku w polityce, to właśnie dlatego wymyśla coraz bardziej szalone wersje smoleńskiej katastrofy. W „prawdy” Macierewicza nie wierzy już nawet jego obóz polityczny, zostaje mu „ciemny lud”, ale to stanowczo za mało, aby wrócić do gry. Możliwości tej pary są niewielkie, ale w sytuacji kryzysu przywództwa każda szabla się liczy.
Jest jeszcze premier. Mateusz Morawiecki wie, że jego pozycja zależy całkowicie od Jarosława Kaczyńskiego. Jego jeden gest i będzie inny premier, jeszcze bardziej nijaki a przez to wygodniejszy dla wodza. To jest sytuacja nieznośna dla młodego jeszcze człowieka z taką przeszłością i ambicjami. Mateusz Morawiecki przystąpi do każdej spółki, która da mu większe poczucie pewności bycia tym kim jest – premierem rządu ważnego kraju europejskiego.
Pewnie są jeszcze inne źródła wewnętrznych sprzeczności i konfliktów. Jako całkowicie zewnętrzny obserwator mogę się ich tylko domyślać, ale to za mało, aby się tym dzielić.
Zostaje jeszcze centralna postać tego politycznego teatru, sam naczelnik i wódz, prezes wszystkich prezesów Jarosław Kaczyński.
To starszy już człowiek. Z naturalnych powodów nie może być tak aktywny, jak tego wymaga sytuacja. Jego wierni akolici – to za mało, aby odeprzeć zmasowane ataki wewnętrznych przeciwników, a nawet wrogów.
Sądzę, że Jarosława Kaczyńskiego obali wewnętrzny rokosz, a nie podzielona opozycja.
Tak najczęściej kończą się rządy satrapy. Rzadko dożywają na swoim stanowisku, najczęściej obalają ich „przyjaciele” z najbliższego otoczenia.
Czy to jest jakaś pociecha dla nas wszystkich niezgadzających się na rządy satrapy? Obawiam się, że nie, że rządy Brutusów mogą być jeszcze gorsze dla nas wszystkich.
Zawsze można się pocieszać, że to tylko takie gadanie, a nie prognoza wysokiego prawdopodobieństwa.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.


Ciekawa perspektywa rzekomych Brutusów, choć znając obecną władzę lepiej pasowałby tu starożytny, studencki dowcip: ” i ty brudasie przeciwko mnie?”
*
Rozważania o ewentualnym rokoszu, przynajmniej w świetle tego co wiemy, są przewidywaniami z rodzaju political fiction. Moim zdaniem na razie widoków na taki rokosz nie ma z kilku powodów:
– współpracownicy JK, prawie wszyscy bez wyjątku, zostali dobrani na zasadzie bmw – bierny, mierny, wierny, a system powszechnego donosicielstwa i haków, a także ubezwłasnowolnienia przeciwdziała wszelkiej samodzielności,
– jeżeli jest ktoś odrobinę myślący w tym towarzystwie to jak Morawiecki jego los w 100% zależy od woli JK,
– ja przede wszystkim nie widzę w tatmym towarzystwie mózgu, ani nawet ćwierci mózgu – a bez tego nie da się ani zaplanowac ani przeprowadzić rokoszu,
– nawet jednak zakładając, że gdzieś w zapleczu tkwi jakis mózg, to kto dziaj chciałby sobie takie szambo wylać na głowę, przecież lepiej nic nie robić niż podejmować ryzyko beż żadnej gwarancji sukcesu, a raczej z gwarancją, że ten totalny bałagan pokona każdą sesnowną akcję.
*
Jeżeli miałbym cokolwiek przewidywać, to spodziewałbym się raczej , że cała ta ekipa przegra ze skutkami konfliktów które celowo i świadomie wywołała i wywołuje nadal – z UE, z TSUE, z Niemcami, z opozycją, z kobietami i aborcją, z medykami, z osobami LGBT, z Ameryką, z Izraelem, z Białorusią stanem wyjątkowym, rtc., etc. Kiedyś na youtube słuchałem pisowskiego spin-doktora (w wolnym tłumaczeniu – krętacza), który upierał się, że to pisowska strategia zarządzania konfliktami. Moim zdaniem nie żadna strategia a co najwyżej krótkookresowa taktyka i nie zarządzanie konfliktami, a zwykłe, prymitywne awanturnictwo i pieniactwo. Demiurg jest goły, choć już chyba coraz mniej wesoły.
Motywacją do nawet rozpaczliwych ruchów ludzi z kierownictwa PiS może być i będzie wizja nieuchronnej przegranej w wyborach. W tym sensie prezesa obali Donald Tusk jeżeli uda mu się zjednoczyć, przynajmniej na czas wyborów całą opozycję. Wtedy, w geście rozpaczliwej próby zrobią wszystko aby pozostać w grze. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gry i zabawy toczą się naszym kosztem, klęską budżetową, całkowitą izolację na międzynarodowej scenie, realną perspektywą wyjścia z UE
Szkoda tego kraju, szkoda tych ludzi nawet tych którzy wybrali ponownie PiS w wyborach.
Polska, „słupami” rządzona…. Takie ZOO, w którym jednak sporo zwierząt czuje się u siebie.
Jest jeszcze dwóch jegomości, o którym Pan Redaktor zapomniał – Marian Banaś i Jacek Kurski. Oni też mogą przyłączyć się do wojny o sukcesję prezesowską – wbrew pozorom łączy ich z Ziobrą wiele (cynizm i chęć władzy). Niewykluczone, że tak jak po zejściu z tego świata Józefa Dżugaszwili ktoś zostanie zabity, ktoś zesłany do pracy jako dyrektor oczyszczalni ścieków tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. A nowym panem suwerena będzie jakiś śmieszny łysy konus, o którym mało kto słyszał.
Na koniec taka anegdotka o min. Ziobro. Kiedyś opowiadał, że chciał zostać księdzem. Prof. Joanna Senyszyn stwierdziła wtedy, że nie zazdrości wiernym, choć byłoby to lepsze dla polityki. Proboszcz Ziobro pewno przesłuchiwałby ludzi w konfesjonałach, a na plebani zrobiłby areszt wydobywczy. Całkowicie się zgadzam, niemniej nie zaszkodziłby tak całemu państwu w roli nawiedzonego katabasa.
To dodam, że jest jeszcze jeden jegomość – Daniel „wszystko mogę” Obajtek. Wdzięczność to pewnie nie jest cecha, która determinuje jego zachowanie, ale zagrożenie (w przypadku nowego rozdania politycznego po rokoszu jego pozycja mogłaby zacząć się chwiać) na pewno tak.
To są tylko techniczni ludzie do brudnej roboty. Kryształowy Banaś się zbiesił ale nie ma to przełożenia na jego polityczną sprawczość
Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych (Dz. U. z 1977 r. nr 38, poz. 167) – Złożone do podpisu w Nowym Jorku dnia 16 grudnia 1966 r.
Komentarz Ogólny do artykułu Nr 25 (57)
Przyjęty 12 lipca 1996 r. na 1510 posiedzeniu (57 sesji) Komitetu Praw Człowieka ONZ (do dzisiaj nie przetłumaczony oficjalnie lub publicznie na język polski)
Punkt 15 z 27:
O czym my tu mówimy Panie i Panowie? Polska jest u podstaw niedemokratycznym państwem bezprawia, w którym od 30 lat ani razu nie odbyły się wolne wybory. Z PiS-em, czy bez PiS-u. A bez wolności wyboru nie ma żadnego wyboru. Nie mówiąc już o państwie prawa czy demokracji.
Jeśli dodać, oficjalnie nieistniejącą nawet dla badaczy, partyjną agitację Kościoła to niestety jest to prawda. Nie mieliśmy demokratycznych wyborów.
W demokratycznych wyborach agitować, wybierać i kandydować może każdy. Jak ktokolwiek (poza paroma uzasadnionymi wyjątkami) nie może agitować, wybierać i kandydować, to są to z definicji niedemokratyczne „wybory”. W tym sensie i w PRL-u i dzisiaj w III RP anie razu nie odbyły się demokratyczne wolne wybory. Nierządy PiS-u to tylko kwintesencja i szczyt tego bezprawia. A nle żadna perwersja, wyjątek, czy wypadek przy pracy.
I to jest sedno tutejszej dyskusji. Górą ma być nasze bezprawie, które sobie nazwiemy naszym słusznym prawem? W przeciwieństwie do ich bezprawia, które oni sobie nazywają ich słusznym prawem?
Agitację wyborczą z ambon większości polskich kościołów w niedzielę wyborczą…precyzując.
Nie umniejszałbym jednak kampanii całorocznej, wzmożonej w czasie miesięcznic i innych przyokazji. Taki katolicki fb z pozycjonowaniem wg algorytmu Cambridge Analityca za złotówki polskiego podatnika.
a ja odwrotnie niż sławek widzę możliwość rokoszu. Owszem – współpracownicy dobierani są na zasadzie BMW. Tu najważniejszy jest ten pierwszy przymiotnik – bierny.
Także w przypadku jakiegoś rokoszu tacy właśnie pozostaną. A nawet jeśli spróbowaliby zareagować to są mierni – ich reakcja byłaby nieskoordynowana i skuteczna, jak wszystko, czego się tkną. Czy Kuchciński, Sasin, Suski czy Terlecki zdolni byliby do przeciwstawienia się jakiemuś atakowi ze strony Ziobry, nawet, jakby już podstawową cechę, czyli „bierność” przemogli? Trzeci z przymiotników – wierni – owszem. Ale głównie sobie! Jasne, że w otwartej konfrontacji w jakimś demokratycznym głosowaniu loparliby prezesa i każdy jego pomysł. Ale zmiana władzy nie odbyłaby się demokratycznie.
Wydaje mi się, że tylko jedna postać z najbliższego otoczenia prezesa byłaby zdolna zareagować w razie rokoszu. Byłby to Brudziński – wydaje się, że jest bardziej energiczny i cwany niż reszta otoczenia. Brudziński mógłby zdominować tę flotę BMW – tu kluczowy byłby sprawujący nadzór nad MONem i WOTem Błaszczak – i spróbować obronić prezesa.
Ale mógłby cynicznie stanąć po stronie rokoszan, a jeśli jest tak cwany, jak domniemuję, to będzie wiedział, że pierwszy ruch to pozbycie się Berii (znaczy Ziobry) jak ten tylko odwróci się plecami.
.
To już takie bardzo „political fiction”, ale.wróćmy do samej możliwości rokoszu. Ziobro wie , że już po nim. Już raz zdradził, a teraz znów wkłada kij w szprychy. To nie jest domniemanie czy objaw paranoi – to pewność. JK chce odzyskać steroealność, a ZZ w tym ewidentnie przeszkadza. To nie jest drobna różnica zdań to sam fundament tego, jak JK postrzega politykę – wygrałem to mogę, a tu ZZ stwarza „impossybilizm”, coś czego się nie da tolerować.
Także konflikt tutaj nie jest możliwy do zażegnania.
i tu wracamy do political fiction:
Wkrótce jakieś wydarzenie się pojawi, gdzie stanie znów na ostrzu noża i prawdopodobnie ZZ (jak zwykle) okaże się miękiszonem, a Kaczyński pójdzie za ciosem i będzie próbował, że tak zażartuję wyeliminować zero z równania i przejąć posłów SP. I najpóźniej wtedy Ziobro walcząc o swoje przetrwanie w polityce rozpocznie rokosz – uderzy wszystkimi hakami, jakie ma. A wtedy upokarzani wcześniej Macierewicze i Szydły zaatakują z drugjej strony.
Kwalifikacji Brudzińskiego nie będę tutaj analizował. Wspomnę tylko, że europoseł jest typowany przez większość bmw pisowskich na następcę JK i chyba jest ostatnim człowiekiem w interesie którego leżałby rokosz, skoro może oficjalnie i uroczyście doczekać się sukcesji.
*
Rokosz Ziobry? Pewnie byłby możliwy, gdyby tenże nie był w odrębnym ugrupowaniu. Póki co jest poza strukturami partii a w ramach samego pisu przytłaczająca większość tych bmw jest mu zdecydowanie przeciwnych.
Zgadzam się, że Ziobro nie ma wyjścia i musi „zaistnieć” nie mówię zabłysnąć, (raczej „zabłysnąć”) jakąś hucpą, aby po wyborach nie stracić miejsca w Sejmie. Pozycja Ziobry jest gorzej niż zła:
– JK cynicznie go wykorzystał do zrobienia reformy, która okazała sie przeciwskuteczna, wprowadziła bałagan i nie dała JK najważniejszego narzędzia – całkowitego podporządkowania sobie sądów, sędziów i wymiaru sprawiedliwości,
– połączenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego także działa na szkodę Ziobry, bo skala zaniechań prokuratury i wręcz działań bezprawnych ociąża obydwa te stanowiska,
– JK nadal cynicznie gra Ziobrą, ponieważ konfliktem z UE tak steruje, żeby udowodnić swoim i obcym wyborcom, że on sam i pis by sie z Unią dogadał, gdyby nie Ziobro i jego ludzie.
W takim kontekście Ziobro nie ma wyjścia – musi wywołać jakąś awanturę. Problem w tym, że kwalifikacje umysłowe a zatem polityczne Ziobry i jego ludzi są na takim poziomie, że wywołana awantura może mieć tego rodzaju skutki, że najbardziej zaszkodzi Ziobrze i jego akolitom.
U źródeł słabości Ziobry leży jego charakter oraz błąd wyjściowy – przyjęta od początku postawa przeciwnika UE oznacza margnalizację jego środowiska. Przeciwników UE jest ok. 15% – 20% i są oni dość równomiernie rozlokowani po wszystkich ugrupowaniach a połowa z nich w ogóle nie głosuje. Tak więc Ziobro, gdyby udało mu się zagospodarować cały elektorat antyunijny dostępny z prawej strony sceny, mógłby nie uzbierać samodzielnie 5% niezbędnych w wyborach parlamentarnych. Poza pisem nie ma się do kogo przykleić, bo Konfederacja na jakimkolwiek sojuszu z nim może tylko stracić.
*
Ewentualne wyciągnięcie przez Ziobrę wielkich haków na ludzi z pis spowodowałaby szybki jego upadek, ponieważ służby specjalne są pod kontrolą JK i szybko by sobie z takim scenariuszem poradziły. Haki mają zresztą istotną wadę konstrukcyjną – działają tylko jako groźba, czyli jako potencjalizacja. Ujawnione tracą swoją moc na przyszłość już nieodwracalnie. A dopóki ma się je w zanadrzu, jest nadzieja – przynajmniej teoretyczna, że można hakami coś ugrać.
*
Nie wiem czy ktokolwiek w pisie ma naprawdę świadomość w jakim położeniu obecnie znajduje się to ugrupowanie. Moim zdaniem JK jest całkowicie odklejony od rzeczywistości a cała reszta nie umie, nie chce a prawdopodobnie obawia sie mu to uświadomić.
Zgoda – to tylko political fiction, taka zabawa a nie realne działanie. Mam inne zdanie co do Joachima Brudzińskiego. To był/jest główny kadrowy w PiS, wierny żołnierz prezesa. Sądzę, że gdyby doszlo do spisku to raczej walczyłby ze spiskowcami niż dołączył do nich
Ależ Panie Zbigniewie, większość ciemnego luda to wyborcy Gomułki, Gierka, Jaruzelskiego – oni chcą tej Polski – tępej, niedouczonej, poddanej. Ale dlaczego? Czyżby, jak ktoś kiedyś powiedział większość Polaków to potomkowie zidiociałych chłopów pańszczyźnianych – musza mieć pana i plebana, inaczej nie potrafią ani myśleć, ani żyć. Muszą być upokarzani, waleni w mordę, . Pan da 500, pleban wyrucha im żonę i bachorów w imię bożej spermy zza światów
„wyborcy Gomułki, Gierka, Jaruzelskiego”
A to wtedy były wybory? Nie zauważyłem. Nie zapamiętałem. Pamięć słabnie z wiekiem. Proszę mi przypomnieć, które wybory wygrał Gomułka, a które wygrał Jaruzelski?
To bardzo proste dokładnie tak samo jak teraz .Przecież to nie Kaczyński ani Tusk wygrywają albo przegrywają wybory, To wygrywają albo przegrywają wybory ich partie.
Warto też przemyśleć taką starą prawdę – wyborów się nie wygrywa, wybory się przegrywa.
Obietnice to towar. Polityka (oraz religia) to marketing obietnic. Wygrywa ten, kto sprytniej ulokuje swój towar w umysłach konsumentów politycznych. Byc może najważniejsza obserwacja jest taka, ze Polacy są nałogowymi konsumentami absurdalnych obietnic. Na tym politycy opierają swoje kampanie.
Tak, to prawda, to starsi ludzie z tak zwanej prowincji są tym „ciemnym ludem” który został kupiony za socjal. Ale to nie jest większość, gdyby ta wielkomiejska, młodsza i lepiej wyksztalcona część polskiego społeczeństwa zwarła szyki to wygrałaby wybory tak, że nawet prezes z panią Julią nie daliby rady zakłamać tego zwycięstwa.
No to kto tak naprawdę jest tym ciemnym ludem ?
Jedyna pociecha w demografii – z każdym rokiem ubywa jednych a przybywa (w znaczeniu – uzyskuje prawa wyborcze) tych drugich. Ale to jeszcze8-10 lat. Trzeba wytrzymać
„Ale to jeszcze 8-10 lat. Trzeba wytrzymać”
– Bratnia (dla aktualnie rządzącej PARTII) Tysiącletnia [wiadomo co] istniała dokładnie 12 lat. Tak więc my jesteśmy w tej chwili w… [przeprowadza obliczenia]… Oooj, niedobrze… w 1939… Eeee… chyba jednak zrezygnuję z tej analogii 😉