12.11.2021

Pisałem ostatnio o władzy: co to jest władza, jakie są jej źródła, jakie sposoby sprawowania. Takie podstawowe pojęcia i definicje, pozwalające jednak lepiej zrozumieć wszystko, co dzieje się obecnie w Polsce, w szóstym roku „dobrej zmiany”.
Władza nie jest pojęciem abstrakcyjnym, bytem idealnym. Jest czymś, co funkcjonuje w konkretnej rzeczywistości społecznej w naszym kręgu kulturowym i cywilizacyjnym, w konkretnej społeczności – takiej, jakie znamy z historii. Równie ważnym – a nawet ważniejszym od ludzi władzy – aktorem na scenie politycznej są ci, którzy tę władzę powołują – poprzez delegowanie swoich uprawnień w procesie wyborczym, albo danie przyzwolenia na rządy tym, którzy rządzą bez mandatu społecznego.
Władza nie jest abstrakcją, powstaje i funkcjonuje w relacji pomiędzy ludźmi.
Pomyślmy: jacy są ludzie w Polsce? Kim są Polacy jako naród polityczny? Co wiemy i co możemy powiedzieć o polskim społeczeństwie drugiego dziesięciolecia dwudziestego pierwszego wieku?
Mamy do dyspozycji wiele badań i wiele subtelnych analiz prowadzonych przez różne ośrodki i instytuty badawcze przez lata, tak że możemy obserwować trendy, a nie tylko pojedyncze wyniki. W opisie rzeczywistości społecznej liczą się zaś tylko trendy. Tylko obserwując szybkość i kierunek zmian możemy orzekać coś z sensem o przyszłości.
Wczoraj była 103. rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę. Po stuletniej przerwie wróciliśmy jako państwo na polityczną mapę Europy i świata. Święto obchodzimy 11 listopada. To data umowna, przyjęta po długim czasie swarów i kłótni o to, co było tym wydarzeniem, od którego liczymy niepodległość. To święto polityczne i to państwo polskie jest jego podmiotem.
Dzień 11 listopada jako święto odzyskania niepodległości ustanowiony został w roku 1937. W Polsce powojennej władze traktowały to święto milczeniem; w PRL obchodziliśmy święto 22 lipca jako święto powstania państwa polskiego po 45 roku. To dobry przykład jak zmienne są podstawy takich świąt, jak wiele zależy tu od politycznych decyzji, a nie ustaleń historyków.
Wydawało się, że obecna rządząca Polską ekipa z jej narodowym zadęciem, gloryfikowaniem narodu a pomniejszaniem znaczenia społeczeństwa obywatelskiego – będzie tą władzą, która z 11 listopada zrobi święto takie, jak Francuzi ze swojego 14 lipca. Wydawało się, że 11 listopada będzie jednym wielkim festynem, powszechną zabawą, festiwalem radości. Były do tego wszystkie przesłanki, nawet pogoda jak na listopad sprzyjała.
A co mieliśmy?
Mieliśmy w Warszawie ponad stutysięczny marsz prowadzony przez Bąkiewicza i prezesa tego instytutu, który w ostatniej chwili nadał marszowi Bąkiewicza i jego organizacji statut święta państwowego. W tym roku polscy narodowcy i faszyści maszerowali jako reprezentacja państwa polskiego. Wprawdzie bez udziału prezydenta i premiera, ale za to z posłami Winnickim i Macierewiczem na czele.
100 tysięcy ludzi robi wrażenie.
Atmosfera marszu nie była jednak radosna ani świąteczna. Nie integrowała wszystkich pod wspólnym sztandarem białoczerwonym.
Była wojownicza i wykluczająca.
Najważniejsze hasła i transparenty wzywały do walki z wszystkimi wrogami ojczyzny, zdefiniowanymi – oczywiście – przez organizacje nacjonalistyczne i posłów Konfederacji, jednego z mniejszych ugrupowań wchodzących w skład polskiego Sejmu.
Mówiąc najbardziej syntetycznie: ton marszowi nadali ludzie kultury kibolskiej. To, co było widać i słychać – to były widoki i okrzyki ze stadionowej żylety. To, że nie było ekscesów i aktów wandalizmu, jak miało to miejsce w poprzednich latach – wynikało, jak sądzę, z tego, że zabrakło przeciwnika, którym w latach poprzednich było państwo. Było tak jak na stadionie, gdy nasi grają z naszymi: agresja kierowana jest wtedy na inne symbole, na innych ludzi.
Tu też tak było. Wrogami były Unia Europejska i Bruksela, Berlin, Niemcy i ich wysłannik Donald Tusk – oraz, jak zawsze, środowisko LGBT. Na marszu narodowców w Kaliszu wykrzyczano ponadto nienawiść do Żydów, tych współczesnych i tych sprzed wielu stuleci (Kalisz to przecież najstarsze polskie miasto).
Wszystkie te hasła i ekscesy policja tolerowała: przecież to była demonstracja państwowa.
Powtórzmy: do Warszawy zjechało ponad 100 tysięcy ludzi o mentalności i podkulturze kibola. I to była Polska właśnie, to byli prawdziwi Polacy.
Wszystkie inne wydarzenia i obchody typu biegi, rajdy rowerowe, koncerty czy konsumpcja rogali świętomarcińskich (to w Poznaniu) nie są przeciwwagą dla marszu narodowców i polskich faszystów, wspomaganych przez jawnie faszyzujące organizacje z innych europejskich krajów.
Pytanie: jakie jest polskie społeczeństwo w 2021 roku? – jest nadal otwarte. Wydaje się, że poszukiwanie odpowiedzi kim są Polacy, jaki jest polski naród i czy istnieje polskie społeczeństwo obywatelskie, to nadal pilne zadanie stojące przed wszystkimi organizacjami i niezależnymi instytucjami badawczymi w Polsce.
Dopóki jeszcze istnieją, co przy aktywności ministra Glińskiego i Czarnka może nie potrwać długo.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.

 
                     
											 
											 
											
„Pytanie: jakie jest polskie społeczeństwo w 2021 roku? – jest nadal otwarte. Wydaje się, że poszukiwanie odpowiedzi kim są Polacy, jaki jest polski naród i czy istnieje polskie społeczeństwo obywatelskie, to nadal pilne zadanie stojące przed wszystkimi organizacjami i niezależnymi instytucjami badawczymi w Polsce.”
*
Dla mnie najciekawsze byłyby analizy jaka jest ogólnopolska charakterystyka tej grupy, którą było widać na marszu w W-wie. Ściślej liczebność, struktura wieku, wykształcenia, płci a wreszcie lokalizacja geograficzna wg miejsc zamieszkania. I czy wszyscy ci ludzie razem byliby w stanie zanieść na Zachód Europy choćby jeden krużganek. Może powinno sie im to zaproponować jako zadanie godne nacjonalistów?
*
Skoro chcą oświecać Zachód krużgankiem oświaty, to można sobie wyobrazić, że zaniesienie jednego z krużganków, powiedzmy do Frankfurtu nad Menem czyli ok. 1000 kilometrów, dostarczyłoby samym tragarzom niebywałego oświecenia. Na miarę krużganka właśnie!
Zostawmy narodowców i ich „krużganki oświaty”, im już nic nie pomoże, oświata jest im nie potrzebna, wystarczy wiara w puste hasła o narodzie bogu i ojczyźnie.
Mamy naprawdę wiele dobrych a nawet subtelnych analiz polskiego społeczeństwa, jego systemu wartości, poglądów i ocen na to co na świecie i u nas. Problem jednak w tym, że tylko Jarosław Kaczyński traktuje je jako podstawę do swoich decyzji. Z tego co wiem to tylko PiS zleca naprawdę dużo sondaży i badań focusowych i ma sztab analityków, dobrych socjologów (nie tych których wysyła do mediów) którzy proponują rozwiązania bieżących problemów. Pamiętamy narzędzie o dźwięcznej nazwie MABENA, to był zwiastun tego co teraz. Boleję nad tym, ze to moi koledzy po fachu (niektórych znam) poszli na służbę do prezesa. Szkoda, ze inni prezesi nie wpadli na to wcześniej.
Nie ma i być nie może jednej, ostatecznej wiedzy o poglądach i systemach wartości polskiego społeczeństwa. To są bardzo dynamiczne procesy, trzeba nieustannie mierzyć i badać rozedrganą społeczną rzeczywistość. Wymaga to i ludzi i pieniędzy a może pieniędzy i ludzi przede wszystkim. Ci co rządzą mają dostęp do publicznych pieniędzy i mogą je wydawać wedle swojego widzimisię. Prezes chce, bo chce wiedzieć, co zrobi z tą wiedzą to inna sprawa. Przypomnę, jak na wieczorze wyborczym po wygranych powtórnie wyborach parlamentarnych w pierwszych słowach Jarosław Kaczyński powiedział – „przede wszystkim chcę podziękować naszym socjologom” Naszym socjologom – to mówi wszystko….
Zastanawiamy się jakie jest polskie społeczeństwo i ulegmy wielu stereotypom. W gąszczu narzekań i złorzeczeń zdarzają się przykłady zaskakujących postaw i zachowań, sprzeczne z obiegowymi opiniami. Dzisiaj znalazłem taką perełkę: https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/agata-kaminska-jej-wystep-w-tvp-stal-sie-hitem-stres-byl-ogromny-wywiad/7kz5mj2,79cfc278
*
„Z tego co wiem to tylko PiS zleca naprawdę dużo sondaży i badań focusowych i ma sztab analityków, dobrych socjologów (nie tych których wysyła do mediów) którzy proponują rozwiązania bieżących problemów. Pamiętamy narzędzie o dźwięcznej nazwie MABENA, to był zwiastun tego co teraz. Boleję nad tym, ze to moi koledzy po fachu (niektórych znam) poszli na służbę do prezesa. Szkoda, ze inni prezesi nie wpadli na to wcześniej.”
*
Już Ś.P. Stefan Bratkowski na tych łamach wiele lat temu wskazywał na PO, że nie słucha ludzi mądrych i kompetentnych a wszystko robi po swojemu.
Co do „dobrych socjologów” mam pewną wątpliwość. Integralną częścią tego, czy ktoś jest „dobry” są kwalifikacje moralne. Jeżeli ktoś pracuje dla JK i nie widzi, lub nie chce widzieć, że pracuje dla człowieka działającego na szkodę Polski, to jego kwalifikacje moralne stoją pod znakiem zapytania. Dla mnie ktoś taki nie jest dobry, a co najwyżej sprawny. Podobne kwalifikacje czynów występowały w procesach norymberskich. Jeżeli ktoś służy złej sprawie, to działa w złej wierze, choćby sam przed sobą znajdował tysiące pokrętnych usporawiedliwień.
Tak to prawda, to „dobry” odnosi się do sprawności i znajomości procedur badawczych i rzetelności analiz uzyskanych wyników. Ocena moralna, tego komu się robi badania i przeprowadza analizę wyników jest z innego poziomu. Tu każdy odpowiada za siebie, . Wiem też, ze po zmianie, a ta nastąpi, nie będzie dla nich miejsca w środowisku zawodowym. Postawa clerka została opisana w amerykańskiej socjologii już wiele lat temu ale to nie wystarcza. Wystarczą pieniądze i można kupić profesorów, doktorów, niestety tak jest…
Tak, wspomina się o tych badaniach. Środowisko badaczy nie ma (?) do nich dostępu, bo partia je utajnia (?), a naukowcy (?) się na to godzą w imię …, w imię czego?
A przecież finansowane są z publicznych pieniędzy. Smutna przesłanka świadcząca o upadku etosu tego zawodu.
„zawód” polityk już dawno na skali społecznego szacunku i poważania plasuje się na samym dnie. Zawód naukowiec jest na najlepszej drodze do powtórzenia tego „sukcesu”