13.10.2022

Trochę przez przypadek, a trochę z wyrachowania wysłuchałem na TVP Info co miał do powiedzenia „swojemu ludowi” prezes Kaczyński na wyreżyserowanym, jak zawsze, w najdrobniejszych szczegółach, spotkaniu w Puławach.
Tego nie da się opowiedzieć, to przekracza moje możliwości. Takich bredni, takiego bełkotu na tematy bezpośrednio związane z naszym życiem, miejscem Polski w świecie, wizją tego wrogiego (dla prezesa) świata i tego, jak my, Polacy damy temu odpór, gdy tylko zwyciężymy w nadchodzących wyborach, które chcą zepsuć ci „nie-Polacy”, agenci Berlina – tego trzeba wysłuchać osobiście. Pewnie są takie możliwości, w sieci nic nie ginie – a naprawdę warto!
Powiem więcej – a może media, te jeszcze niewykupione przez Obajtka i inne spółki zależne od woli prezesa, stworzą możliwość odsłuchania tych wystąpień prezesa Polski – mają one siłę bomby atomowej. Każdy, choć trochę myślący człowiek, zrozumie jakim zagrożeniem dla wszystkich jest ten starszy, zakompleksiały mały człowiek. Posłuchanie go choć przez chwilę na żywo jest najlepszym sposobem, aby otrzeźwieć, obudzić się i zmobilizować do działania, każdy na miarę swoich możliwości, ale już teraz, bo potem może być za późno.
Prezes wiele miejsca poświęcił mobilizacji „swoich”, wzywał do maksymalnego wysiłku wszystkich członków i sympatyków swojej partii, zapowiedział utworzenie kilkudziesięciotysięcznej armii „strażników uczciwych wyborów”, zapowiedział zwiększenie liczby punktów wyborczych tak, aby w każdej wsi wychodzący z kościoła po niedzielnej mszy ludzie mogli zajść i oddać głos w wyborach (a na kogo to już im powie ksiądz na kazaniu). Prezes mówił wprost o potrzebie przygotowania państwa, jego służb i formacji siłowych do walki z tymi, którzy nie uznają wyniku wyborów, w których to Prawo i Sprawiedliwość zwycięży.
Odebrałem to jako zapowiedź wojskowego zamachu stanu. Jeżeli opozycja wygra wybory, to zostanie to uznane za oczywiste oszustwo, na które państwo musi odpowiedzieć tak jak tylko może, z użyciem wszystkich dostępnych sił i środków.
Prezes wrogiem wewnętrznym nazwał wszystkich ludzi, którzy nie popierają i nie głosują na PiS. Określił ich jako nie-Polaków, ludzi z innej cywilizacji niż ta, która jest nasza, polska, chrześcijańska, od której nie odstąpimy, mimo że cały świat zachodni to lewacka sekta opanowana przez neomarksistów, w której dominują inne niż nasze, tradycyjne, polskie wzory, w których kobiecość i męskość to proste rozróżnienie mające swoje uzasadnienie w genach. Prezes wrócił do tego tematu, żartował w swoim stylu, mówiąc, że przecież przy jego cechach, tego, jak wygląda i kim jest nie mógłby tu, teraz powiedzieć, że jest kobietą — a w tamtej kulturze to jest możliwe.
Sala rechotała, tak jak prezes oczekiwał.
W tym, co na spotkaniu w Puławach Kaczyński mówił oprócz wątków dotyczących tożsamości płciowej (pewnie z badań wyszło, że to się jednak opłaci) pojawił się nowy ton. Prezes, nie wymieniając nazwiska, przywołał jakiegoś profesora uniwersytetu, który miał głosić potrzebę po przejęciu władzy przez opozycję przeprowadzenia procesu delegalizacji partii PiS. Nie było konkretów, była interpretacja prezesa jakiegoś tekstu uniwersyteckiego profesora, ale było wezwanie po nazwisku do działań ministra Czarnka, którego prezes wprost wezwał do podjęcia radykalnych działań wobec tego profesora.
Jeżeli ktoś jeszcze wątpił w to, że PiS buduje satrapię z satrapą-prezesem rządzącej partii, to lepszego dowodu nie trzeba.
Wątków śmiesznych, głupich, ale i porażających było wiele. Warto odsłuchać, naprawdę warto. W sieci już krąży zapis wystąpienia prowadzącego spotkanie, który po zakończeniu tego, co prezes chciał powiedzieć i powiedział do „swojego ludu”, wyjął z koperty pierwsze „pytanie”. Zapowiedział je jako oświadczenie, jako głos płynący z serca. Podkreślając, że jako nauczyciel wiejskiej szkoły ma tremę, bo pierwszy raz zadaje pytania „doktorowi nauk prawnych” i odczytał z kartki: Prezes jest „The best” a sala zareagowała burzliwymi oklaskami.
Kończąc omawianie spotkania prezesa Kaczyńskiego z jego ludem w Puławach może jeszcze tylko dwa epizody.
Omawiając trudności na rynku węgla, prezes odniósł się do tego, że dwie kopalnie węgla brunatnego rozpoczęły sprzedaż dla odbiorców indywidualnych. Zaczął od żartu, mówiąc, że on wprawdzie nie zgłębiał tematu węgla brunatnego i skutków jego spalania w piecach domowych i tego, że jest to szkodliwe dla zdrowia, ale przypomniał, że węgiel brunatny spalany jest w wielkich elektrociepłowniach, w tym w największej elektrociepłowni w Bełchatowie gdzie spala się węgiel brunatny i on dymi a „ludzie jakoś tam żyją”. To, po wcześniejszym jego apelu, aby Polacy palili w piecach wszystkim, czym się da poza oponami samochodowymi, jest już drugim przyznaniem się rządzących, że węgla nie będzie, że państwo zawiodło, że rząd zaspał i nie sprowadził go tak, jak to obiecywał. Teraz rząd mówi, że wszystkiemu są, jak zawsze, winne Niemcy, bo to one wykupują węgiel na międzynarodowych rynkach.
Idzie zima i będzie się działo…
Mamy za naszą wschodnią granicą okrutną wojnę, którą prowadzi mały wzrostem car Rosji. Teraz Rosjanie niszczą infrastrukturę krytyczną, elektrownie, sieci przesyłowe, stacje transformatorowe, systemy rurociągów i kabli tak, aby Ukraińcy nie przeżyli nadchodzącej zimy. A zima tam jest bardziej sroga niż u nas.
W Polsce mamy rząd i prezesa, który załatwi to nam bez wojny…

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
„Posłuchanie go choć przez chwilę na żywo jest najlepszym sposobem, aby otrzeźwieć, obudzić się i zmobilizować do działania, każdy na miarę swoich możliwości, ale już teraz, bo potem może być za późno.”
Jestem pewien, że czytelników tego portalu nie trzeba otrzeźwiać, budzić, mobilizować do działania. Taka potrzeba istnieje wobec tych co nie są zaprzysięgłymi wyznawcami pisowskiej orientacji politycznej. Dotrzeć do nich można prawdopodobnie różnymi sposobami różnymi od publikacji na SO. Takie docieranie jest bardzo potrzebne.
Można pokazać i milion afer PiSu, i tak to nic nie da.
Nie ma takiej rzeczy która pogrążyła by Kaczyńskiego i PiS w oczach pisowcow. A to z jednego ale ważnego powodu. Elektorat PiSu jest całkowicie impregnowany na wpływy z zewnatrz. Dla pisowca każde słowo, każdy gest, każdy czyn Jarosława jest przejawem, świadectwem geniuszu. Według nich Jarosław nie tylko nie popełnia błędów, lecz również ma przewagę nad Panem Bogiem, a to dlatego, że Jarosław istnieje namacalnie, natomiast co do istnienia Pana Boga są całkiem uzasadnione wątpliwości. To myślenie sekciarskie, oni po prostu widzą w Kaczyńskim swojego bożka, czy wręcz swego stwórcę. Gdyby nie on, nie byłoby ich. On ich zebrał i zjednoczył. On ich wykreował.
Cokolwiek uczyni Jarosław, nawet jeśli jest to skrajnie głupie, bezsensowne, szkodliwe, chamskie, podłe, to w ich oczach uchodzi za arcymądre, za moralność i galanterię najwyższej próby.
Pewna postawa jest bardzo charakterystyczna dla pisowców, cechuje ją fanatyzm, hipokryzja, pycha, całkowity relatywizm i amoralność. Kalizm kompletny. Oni przełkną bez popitki każde łgarstwo Prezesa, rynsztokowe perory wygłaszane przezeń, „bez żadnego trybu” z mównicy sejmowej, chamskie, obraźliwe i kłamliwe, żenujące dla wszystkich dobrze wychowanych ludzi, spotykają się z aprobatą, aplauzem wręcz ze strony suwerena podobnie, jak wulgarne „dygresje” „profesor” Pawłowicz.
Pisowcy to zdeklarowani przeciwnicy poprawności politycznej, ale tylko wówczas, gdy krytyka nie dotyczy pisowskich bożków, bo w przeciwnym wypadku niepoprawnych odsądza się ich od czci i wiary, plasując ich w gronie zdrajców, „antypolonistów”, „lewaków”, „dżenderów” i innych cyklistów.
Oni mają tak głębokie przekonanie że Polska przed Pisem to była jakaś czarna dziura, gdzie dzieci umierały z głodu na ulicach, opozycja była likwidowana strzałem w tył głowy, a kraj pod okupacją gorszą niż hitlerowska, że do nich nic nie dociera, cokolwiek by PiS zrobił złego uważają to za i tak lepsze od tego co było, zresztą oni nawet nie wierzą w krytykę płynącą ze strony opozycji. Jak mają wierzyć skoro uważają tę opozycje za agentów, zdrajców, zbrodniarzy i wrogów? Oczywiście agentów w swoich szeregach uważają za patriotów. A kazdy kto ośmiela wystąpić przeciw PiS, czy to sędziowie, czy niepełnosprawni, czy lekarze, czy nauczyciele natychmiast w ich oczach staje się wrogiem z którym nie można negocjować a którego trzeba zniszczyć.
Zwolennicy innych opcji politycznych potrafią być krytyczni wobec tych, których popierają, nigdy nie spotkałem fanatyka PO, SLD, PSL, bezkrytycznych admiratorów Tuska, Millera, Pawlaka, natomiast jeśli chodzi o lud pisowski, to zagorzalców tam bez liku, zajobów czczących Kaczyńskiego jak boga. Ta fascynacja nie dziwiłaby, gdyby występowała u niepiśmiennych albo odciętych od alternatywnych źródeł informacji, ale musi – co najmniej – budzić zastanowienie u osób, które mają dostęp do internetu, do bibliotek, jako tako oczytanych, znających, choćby jeden język obcy, mieszkających w utrwalonych, „starych” demokracjach.
Bardzo trafna charakterystyka wyznawców pislamu. Rozmawiałem niedawno ze skądinąd dość kompetentnym profersorem historii – uniwersyteckim (a jakże zwyczajnym dostał n ominację od Dudy). Człowiek miał tak szowinistyczne propisowskie poglądy, że wszelka dyskysja z nim była bezcelowa. To rzeczywiście jakis rodzaj amoku, sekty, która swoją wiarę w JK traktuje jak wiedzę objawioną. Pojęcie dramat na określenie tych ludzi to niezwykle delikatne stwierdzenie.