„Być zwyciężonym i nie ulec, to zwycięstwo…” – dalszy ciąg słynnej frazy Piłsudskiego: ”…zwyciężyć…” nas nie dotyczy. Przynajmniej na razie.
Ludzie małego ducha! Weźcie przykład z Jarosława Kaczyńskiego. Przegrywał wybory za wyborami, lecz nie odpuszczał. Jego miesięcznice robiły się śmieszne i żałosne. Platforma nie miała z kim przegrywać. Ale przyszedł rok 2015 i okazało się, że ma. Kaczyński nie miał gwarancji, że w końcu wygra. Lecz gdyby odpuścił, miałby gwarancję, że przegra z kretesem.Rozczarowani koderzy
Koniec października zeszłego roku. Mamy już, pożal się Boże, prezydenta Dudę, większość parlamentarną PiS i ponurą perspektywę bezsilnej opozycji sejmowej oraz równie bezsilnych inteligentów, podpisujących apele protestacyjne i listy zbiorowe. No i nasze artykuły w Studio Opinii.
Jeden z ich autorów, Krzysztof Łoziński, mógłby nie wpaść na pomysł napisania artykułu z pomysłem stworzenia Komitetu Obrony Demokracji, nawiązującym do Komitetu Obrony Robotników z 1976 roku. Zaznaczając przy tym, że on się już za to nie weźmie, bo mieszka poza Warszawą, no i ma swoje lata. Inny z autorów SO, Mateusz Kijowski nie musiał wpaść na pomysł, aby spróbować na Fejsie czy nie znajdą się jacyś chętni. Spróbował. Znaleźli się. Początek grudnia i dziesiątki tysięcy ruszają w manifestacji KOD. Nie tylko Kaczyński był zaskoczony. Ja też.
Inteligent też człowiek, więc nie ma się co przejmować zarzutami o inteligenckim składzie osobowym demonstrantów. W tym inteligenci, którzy nie chcieli głosować na mniejsze zło, którym nie wystarczała ciepła woda w kranie a brakowało im wizji u Tuska, którzy postanowili w pierwszej turze wyborów prezydenckich pokazać figę Komorowskiemu, żeby sobie nie myślał, bo i tak zostanie na drugą kadencję oraz ci, którzy just for fun zagłosowali na Kukiza, bo i tak nie zostanie prezydentem, otóż i oni demonstrują z KOD-em. A to ich głosów, w sumie to było rozstrzygające kilka procent, zabrakło byśmy nadal byli państwem prawa, szanowanym członkiem międzynarodowej społeczności. Odnaleźli się na demonstracjach KOD i chwała im za to. Poczuli się rozgrzeszeni, jeśli w ogóle mieli poczucie winy.
Przeszło parę miesięcy i parę demonstracji i znowu się pojawia niedosyt. Demonstracja za demonstracją. Jedna fajniejsza od drugiej. Rzesze, dające poczucie siły. Ale po serii wystąpień konstatujemy, że wuwuzele – potworny wkład Południowej Afryki do naszej cywilizacji – nie mają mocy trąb Jerychońskich.
Myślimy: wszystko, albo nic. Raz, dwa i gotowe, albo szukamy sobie nowych zabawek. KOD zawiódł nasze nadzieje. Nie obalił demokratury PiS i nawet nie daje rękojmi, że przynajmniej następna wiosna będzie nasza. Fajnie było gdy czuliśmy, że rośniemy w siłę, lecz teraz wszyscy mówią, że KOD-owi ubywa, więc pewnie ubywa. Niezręcznie jakoś tak się robi kiedy ubywa, więc może pora przejrzeć na oczy. Oskarżyć, zaproponować coś nowego.
Wcześniej, nadzieje i oczekiwania zawiodła III RP. Owszem, to i owo zrobiła. Lecz nie sprawiła, by Polska stała się tym jedynym krajem na świecie, w którym nie ma nierówności, biedy i wykluczenia, w którym młodzi bez trudu mają zapewniony obiecujący start życiowy, w którym wszyscy rządzący są skromni, cnotliwi i powściągliwy, a do tego nie używają brzydkich słów między sobą. Nie podobało się ? Więc już nie ma tej brzydkiej III RP i jest, co jest. A teraz ten KOD, ten Kijowski…
Dojrzeć do upadku
– A może Wasza Świątobliwość zna sposób na usunięcie Ruskich z naszego kraju ? – pytał, w anegdocie, Dubczek Pawła VI.
– Nawet dwa; cudowny i naturalny. Który wybierasz, synu?
– Naturalny. Ciągle jestem materialistą.
– A więc, będziemy w pokorze, długo, cierpliwie i żarliwie modlić się do Pana Zastępów. Wyrzekniemy się grzechu i będziemy czynić pokutę. Aż może Przedwieczny wejrzy na prośby nasze. Ześle archanioła Gabriela z mieczem ognistym na czele zastępów niebieskich…
– Jeśli to ma być naturalny, to jaki jest ten cudowny?
– Że Ruskie same wyjdą.
I co? Nie wyszli?
Z Polski też wyszli. Żegnani bez żalu, ale i bez nienawiści, bo to już nie była ta Armia Czerwona, która wkraczała w latach 1944 i 1945.
– Władzy raz zdobytej nie oddamy już nigdy – to Gomułka, a Kazimierz Barcikowski, zresztą „gołąb” w ostatnim Biurze Politycznym PZPR, dodawał: „Nie przez kartkę wyborczą zdobyliśmy władzę, towarzysze, i nie przez kartkę wyborczą ją utracimy.” A wyszło jak wyszło.
Władzy, w roku 1989, nie oddawali ci co ją szturmem brali: Bierut, Berman, Minc, Radkiewicz i Rokossowki. Oddawali ją nieudani obrońcy systemu: Jaruzelski z Kiszczakiem, którzy potrafili całkiem sprawnie zainstalować stan wojenny, lecz już nie byli w stanie rządzić o własnych siłach, bez asekuracji w postaci bratniej pomocy. Pod koniec XX wieku była to już ta sama, ale nie taka sama władza jak w jego połowie. A pamiętam ją w obu tych stadiach.
W różnych krajach wglądało to różnie i zarazem podobnie. W Hiszpanii musiał umrzeć generalissimus Franco. W sąsiedniej Portugalii nie obalano mocnej dyktatury Salazara. Władzę, osłabioną przez beznadziejne wojny w Afryce, musiał oddać jego następca, Caetano, poproszony przez zgrabny przewrót wojskowy. W Grecji i w Argentynie junty traciły władzę gdy wykazały swoja słabość w idiotycznych wojnach, o Cypr z Turcją i o Falklandy z Wielką Brytanią. Kuba w ruinie – widziałem, potwierdzam – zdaje się czekać aż zejdzie przynajmniej jeden z rodzeństwa Castro.
Naszym problemem jest PiS. A właściwie Jarosław Kaczyński. Wydaje się, że bez jego woli i charyzmy PiS byłby taką sobie konserwatywno-populistyczną partią, która usiłuje coś ugrać przy stoliku liberalnej demokracji, nie obalając go. Fanatyków ci u nich dostatek, lecz w kierownictwie zdają się tam przeważać karierowicze i oportuniści. Z takimi idzie się dogadać, jeśli ma się poważne atuty. Teraz ma je wszystkie Jarosław Kaczyński.
Szturmowa brygada w natarciu, jaką jest PiS, ma jeszcze sporo do zdobycia i do obsadzenia. Nie czują potrzeby układania się z kimkolwiek. Z naszego punktu widzenia, to lawa zalewająca kolejne obszary. Z ich optyki to borykanie się oporną materią. Jest nią społeczeństwo, które wygenerowało KOD, które w 84 procentach jest za pozostawaniem w Unii Europejskiej. Aż połowa przeciwników przejścia na euro jest gotowa się na nie zgodzić, gdyby to miał być warunek tego zostania. W tej sytuacji i Szydło i sam Kaczyński wygłaszają namiętne deklaracje proeuropejskie. Polityki wobec UE nie zmienią, ale wyślizgiwanie się z Europy może nie być takie brutalne.
Tą materią jest opór przeciw całkowitemu zakazowi aborcji, co stawia PiS w kłopotliwej sytuacji wobec Kościoła, a on jest stroną rozgrywającą w układzie tronu i ołtarza. Jest nią także wykorzystywany i podsycany przez PiS antyelitarny populizm, który zmusił do wycofania się z planu podwyżek dla aktualnej elity.
Opór stanowi obojętność, co najmniej obojętność, krajów namierzonego Międzymorza.
Nie sprawdziły się nadzieje na to, że Europa coś tam pro forma pomruczy i nam odpuści. Że Stany Zjednoczone pozostaną obojętne wobec naszych problemów. Wielka Brytania, z którą mieliśmy równoważyć w UE wpływy Niemiec, zrobiła nam brzydki kawał. Trump, który wygląda na naturalnego sojusznika w prostackiej polityce PiS, może przypomnieć, że nacjonalizmy stanowią zagrożenie dla siebie nawzajem i że odsuwając się od najsilniejszych w Europie możemy jednocześnie zostać pozbawieni amerykańskiej ochrony.
Wreszcie największą strefą oporu będzie gospodarka, która może odciągać godzinę prawdy, lecz albo nie da rady polityce rozdawnictwa à la Peron, albo też PiS zetknie się z rozczarowaniem społecznym, a najpewniej będzie miał jedno i drugie.
Na każde z tych zjawisk władza ma jakiś sposób, żadne jeszcze nie stanowi poważnego zagrożenia. Lecz ze wszystkimi razem będzie mieć coraz większy problem, zużywając się – jak każda – w toku rządzenia. Pewność siebie będzie przeszkodą w dostrzeganiu i korygowaniu błędów. Szczególnie błędów prezesa, które staja się prawem w jego partii. Nie mający praktycznej wiedzy o realiach Polski, Europy i świata, zdany jest na swoich współpracowników, którzy będą się bali nieskutecznych prób korygowania jego błędów, lub będą mieli interes w tym aby je popełniał.
To będzie inny PiS niż ten, z którym mamy dziś do czynienia. Jeśli będą wybory, te czy następne, a robią je Putin, Łukaszenka, Orban i Erdogan, to posłowie PiS z tylnych rzędów zaczną mieć wątpliwości czy byli wystarczająco gorliwi, czy prezesowi ich fotele nie będą potrzebne dla nowych i bardziej gorliwych. Ci posłowie, w liczbie pięciu, sześciu mają poważny kapitał w ręku. Mogą zlikwidować PiS-owską większość i chytra opozycja powinna wiedzieć, że warto im wiele za to zaproponować. Musi tylko – ta opozycja – być chytra i wiarygodna dzięki swej sile.
Viribus unitis
Sądząc po coraz liczniejszych głosach, choćby i u nas, w Studio Opinii, patrzymy na atuty Kaczyńskiego, a nie doceniamy tego co my – opozycyjne społeczeństwo – mamy w rękach i co możemy mieć w bliższej czy dalszej przyszłości.
Sondaże przynoszą bardzo niepewną wiedzę, ale lepszej nie mamy. Najnowszy Millward Brown: KOD z 46 procent poparcia zjechał do 40. Przykre to, ale na pocieszenie: PiS zjechał z 36 do 33 procent. W gruncie rzeczy, z różnymi wahaniami, zachowuje to poparcie, z którym wygrał wybory. Platforma ma 19 procent, chyba jeszcze bez uwzględnienia oceny po wyrzuceniu trzech posłów i głośnym oporze trzydziestu innych. Nowoczesna – 18. Razem wychodzi 37. Dodajemy partie, w tej chwili bez szans na parlament: SLD – 4 oraz PSL – 2, razem – 6 procent, co w koalicji wyborczej byłoby bardzo cennym atutem. A profesor Jacek Raciborski wykazuje, że kiedy partia rządząca ma konkurenta z porównywalnym potencjałem, to nie bardzo ma jak ustawić ordynację wyborczą, by zapewnić sobie wygraną. Ordynacja wyborcza d’Hondta, która u nas obowiązuje, dorzuca mandaty dużym partiom, kosztem małych, co obniża stopień reprezentatywności, lecz zwiększa sprawność parlamentu.
Bonaparte, dając nam przykład jak zwyciężać mamy, zostawił wskazówkę, że zwycięża ten, kto ma przewagę w decydującym miejscu i w decydującym czasie. Zsumowane poparcie rozproszonych partii demokratycznych może być większe od poparcia dla PiS, ale nie stwarza przewagi nad zwartą zdyscyplinowaną partią, dysponującą państwem. Może ją mieć dopiero zwarta koalicja wyborcza partii, nawet różniących się bardzo, ale mających wspólny cel w najbliższych wyborach.
Celem, które może i powinien zjednoczyć Barbarę Nowacką i Ryszarda Petru, będzie przywrócenie demokratycznego państwa prawa. Nie musi to być odtworzenie demontowanej przez PiS III RP. Być może trzeba będzie wprowadzić mechanizmy, które uniemożliwią jednemu ogniwu władzy zdominowanie pozostałych. Być może trzeba będzie konstytucyjne prawa i wolności obywateli lepiej zabezpieczyć przed naruszaniem ich z mocy ustawy, uchwalanej zwykłą większością głosów. Może zmienić układ kompetencji: Sejm, Senat, Prezydent. Może zmniejszyć Sejm, czy zgoła się pozbyć Senatu. Wszystko pod warunkiem przestrzegania kardynalnych reguł demokracji liberalnej. Zaś sporne kwestie ekonomiczne, socjalne i inne trzeba zostawić do rozstrzygnięcia już po przywróceniu tych reguł. Z tym, że określone gwarancje socjalne muszą być zawarte w programie demokratycznej koalicji.
Ale póki co, Ryszard Petru zapowiada, że jego Nowoczesna będzie walczyć o prezydenturę Poznania, który się za wolno rozwija. Choćby w porównaniu z Wrocławiem. Zaś obecny prezydent Jaśkowiak jest z Platformy i PiS już może zacierać ręce. Platforma w stanie dekompozycji. Jeśli jej wpływowi politycy są z niej usuwani za działanie na szkodę partii, jeśli kilkudziesięciu innych grozi rebelią, to może lider partii nie nadaje się na to stanowisko? Czas biegnie, PiS się umacnia, a te dwie partie nie są w stanie wyciągnąć wniosku z tego, że jadą na jednym wózku. Że wyrywając sobie nawzajem poparcie, mogą doprowadzić do tego, że nie dane im będzie z niego korzystać. PiS może ich pozbawić luksusu bycia demokratyczną opozycją w autorytarnym reżimie.
Procentów poparcia dla KOD nie należy sumować z poparciem dla partii opozycyjnych. Komitet gra w tej samej grze, ale ma inną rolę. Nie staje do konkurencji z partiami politycznymi, ale popiera te demokratyczne i poprze ich koalicję. Schetyna, Petru, Nowacka i Kamysz skwapliwie się pokazują w towarzystwie Kijowskiego, na czele demonstracji KOD. Ale na koalicję – twierdzi głównie PO – mają czas, bo do wyborów jeszcze daleko.
Mogą nie zdążyć. Po pierwsze – jest to mało prawdopodobne, ale nie wykluczone całkowicie, że przyśpieszone wybory zrobi Kaczyński jeszcze tej jesieni. Partię ma w uderzeniu, opozycję rozbitą, szczyt NATO był sukcesem, młodzież i papież też się dadzą zaliczyć na plus i niech się suweren wypowie, dając PiS szansę na większość konstytucyjną. I to będzie tym decydującym czasem na który trzeba szykować przewagę. A jeśli będą wybory w terminie: samorządowe w roku 2018, parlamentarne w 2019 i prezydenckie w roku 2020, to koalicja nie powinna być montowana w ostatniej chwili. Ta publiczność, która może na nią głosować, jest raczej wymagająca. Koalicja powinna się jej zaprezentować wcześniej, zorganizować się, zaznaczyć swoją obecność w życiu publicznym. Dać się polubić – jednym słowem.
Kto czym wojuje
Po pierwsze – nie mamy armat. Ani wskazówki gdzie by się one miały znajdować.
Z całym szacunkiem Pani Magdaleno Ostrowska i PT Dyskutanci pod jej artykułem o baranach idących na rzeź: w demonstracjach KOD nie szedłem na rzeź i nie szedłem też na Belweder, śladem Cezarego Baryki. (Kto nie wie o kogo chodzi, to trudno) Solidaryzuję się z Komitetem i ważnie słucham głosów krytycznych pod jego, a wiec i moim, adresem. Lecz z państwa głosów, pełnych żalu, niekiedy histerii, nie dowiaduje się w jaki sposób w ciągu ostatnich miesięcy, mieliśmy z p. Mateuszem K. obalić władzę PiS. I do jakiego obalania jej wzywać i się szykować, jeśli nie udało się tego dokonać przed nastaniem sezonu urlopowego.
Bywały w zachodniej Europie, znakomity filozof, a mój szkolny kolega Krzysztof Pomian mówił mi, że spotykał Hiszpanów rozczarowanych sposobem w jaki została przywrócona demokracja w ich kraju. W ich wyobrażeniu powinna była nastąpić kolejna wojna domowa. Jeszcze większa i jeszcze okrutniejsza i żeby to oni zwyciężyli frankistów, a potem im pokazali co to jest sprawiedliwa kara.
W Polsce, im dalej w pomrokę dziejów odsuwa się PRL, tym coraz więcej coraz dzielniejszych bojowników z komuną pomstuje na pokojowy charakter przemiany 1989 roku. A ponieważ nigdy nie jest tak, że jedna strona ma sto a druga zero procent racji, to staram się obie jakoś rozumieć. W tym mojego przyjaciela, który odsiedział dobrych parę lat za politykę, zanim jeszcze wymyślono KOR i który w grudniu ’89 był zniesmaczony tym, że koronę orłu przywrócił i Polskę od przymiotnika „Ludowa” w nazwie uwolnił Sejm kontraktowy, złożony w sześćdziesięciu pięciu procentach z mianowańców PZPR. To powinien był zrobić Sejm wybrany już w całkowicie wolnych wyborach. Ale mimo tych zastrzeżeń, przyjaciel przez ćwierć wieku skutecznie pracował dla Rzeczpospolitej.
Po drugie – nie zamierzamy strzelać.
Zarówno Hiszpanii jak i Polsce pokojowe przejście od dyktatury do demokracji przyniosło najlepszy okres w ich wielowiekowej historii. Odnośnie do Polski, to czytelnikom SO nie muszę tego udowadniać. A kto nie zna historii Hiszpanii niech sprawdzi, lub niech uwierzy na słowo. Obecne, odmienne zresztą, problemy tu i tam, są już nowego chowu.
Obecnie w Polsce prawie dwie trzecie świadomych, głosujących obywateli traci przez kartkę wyborczą demokratyczną Polskę. A KOD, w założeniu, grupuje tych, którzy przez kartkę wyborczą chcą ją odzyskać dla wszystkich. Nie wyzuwając z niej rodaków głosujących na PiS, Kukiza, Korwina. Moim przynajmniej zamierzeniem jest, by po — oby najbliższych — wyborach PiS pozostał, może nawet największą partią, byle tylko opozycyjną. Niechby nawet z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Choć to mi jakoś wygląda dziwnie.
Faktycznie, w dzisiejszej sytuacji, warunkiem sine qua non obrony i przywracania demokracji jest pozbawienie tej partii władzy. W demokratyczny sposób, czyli przez wybory – powtarzam.
Wielu na pewno stwierdzi, że jestem naiwny. W jakimś stopniu jest każdy, który coś przewiduje, choć nie każdy zdaje sobie sprawę ze swej naiwności. W moim przekonaniu o wiele bardziej naiwni są ci, którzy uważają, że wyborów albo nie będzie, albo że i tak niczego one nie zmienią. I że trzeba być radykalnym, obalać i wzywać do obalania. To niech, do jasnej cholery, powiedzą JAK!
KOD jaki jest
– Myjemy, czy robimy nowe? – zastanawia się para Cyganów po powrocie do taboru, widząc dzieciaki niesamowicie umorusane.
Po przeczytaniu tekstu pani Ostrowskiej i komentarzy do niego, raz jeszcze przeczytałem starannie krytyczny artykuł Zbigniewa Szczypińskiego w SO. Od roku 1980 wiem, że kiedy zabiera on głos, warto się weń wsłuchać uważnie. Nie powtarzam tego co jest w tym artykule, lecz dyskutantów, którzy chcą nie tylko wykrzyczeć to co im w duszy gra, zachęcam by go uważnie przeczytali. Na ile mogłem poznać p. Mateusza Kijowskiego, zakładam, że tekst ten przeczytał.
Idealna struktura, sama doskonałość bez żadnych wad, to wszelka sekta i partia totalitarna – co zresztą na jedno wychodzi – no i Prawo i Sprawiedliwość, z Prezesem Samo Dobro Kaczyńskim. KOD jako struktura in statu nascendi ma w sobie i w swoim działaniu sporo niedoskonałości. Jeśli jednak machniemy nań ręką bo nie sprostał oczekiwaniom, choćby tym wypowiadanym w naszym Studio i zaczniemy tworzyć nowy byt, to czy on będzie lepszy i skuteczniejszy? Czy sytuacja szeroko rozumianej opozycji stanie się przez to klarowniejsza, a opozycja bardziej zwarta, bardziej atrakcyjna, silniejsza? Przypuszczam, że nie.
KOD jest dziś największą wartością społeczeństwa obywatelskiego. I zagrożony jest nie tylko przez coraz bardziej autorytarny reżim, lecz również przez gorliwych robotników pierwszej godziny, którym nie starcza cierpliwości by dopracować do wieczora i otrzymać obiecaną zapłatę. A grozi nam to co się stało z III RP. Pars pro toto. Przez ośmiorniczki i umowy śmieciowe pozwoliliśmy wylać dziecko z kąpielą.
Komitet nie może i nie musi być wartością jedyną. W szeroko rozumianym społeczeństwie obywatelskim, z natury swojej opozycyjnym wobec wszelkiego autorytaryzmu, jest miejsce na wiele inicjatyw, struktur, nurtów i poglądów. Jednym słowem – pluralizm. Jest też miejsce na dyskusję o sposobie obrony i przywracania demokracji, więc można sobie wyobrazić – przez analogię – coś takiego jak ”KOD Walczący”. I nie można całkowicie wykluczyć, że jeśli będziemy mieli nie Budapeszt, lecz – strach pomyśleć przed nocą – Stambuł w Warszawie, to on stanie się
głównym nurtem oporu.
Teraz jednak rolę tę pełni KOD. I jeśli walczy o utrzymanie i przywracanie konstytucyjnej demokracji, to nie może sam tego ładu podważać. Nie może odmawiać prawa do rządzenia partii, która lege artis wygrała wybory, zgodnie z ładem, którego KOD broni. Ma natomiast, zgodnie ze swym założeniem, domagać się by partia rządząca nie przekraczała swoich uprawnień, nie naruszała porządku który jej samej pozwolił wygrać i zakłada wygrywanie przez inne siły polityczne.
To kwestia zasad, lecz i strategii. Bo nie ma takiego zła, żeby nie mogło być jeszcze gorzej. I można sobie wyobrazić koszmarną sytuację – ten „Stambuł” – w której już żadne prawo nie działa, a tylko brutalna siła. To rozgrywka, w której władza ma na wejściu zdecydowaną przewagę, a potem może być różnie. Lecz w każdym przypadku dla państwa, dla narodu, to katastrofa. A jak już jesteśmy przy tureckiej analogii. Brakuje słów potępienia dla tego, co teraz wyprawia Erdogan. Lecz to nie znaczy, że należy pochwalać zamachowców, który mu to ułatwili. I do tego spaprali robotę.
Może w co drugim artykule powtarzam – przepraszam – że kiedy nie wytrzymujemy hałasu sąsiada, to powinniśmy się zastanowić czy chcemy, by zachowywał się ciszej, czy poprawić sobie samopoczucie, próbując mu udowodnić, że jest on chamem. Jaki zatem skutek, po obu stronach, odnoszą wypowiedzi, które by można wyrazić cytatem „Czerwonego sztandaru”: ”…nadejdzie jednak dzień zapłaty, sędziami wówczas będziem my…” Jak będą się u NICH układały proporcje między tymi, którzy pod wpływem takich ostrzeżeń się zreflektują i wyciągną wnioski kosztem swych aktualnych interesów a tymi, którzy będą mieć dodatkowy bodziec aby ich bronić. Król Baltazar nie przerwał uczty na widok ostrzeżenia „mane, tekel, fares” na ścianie jego pałacu w Babilonie.
Groźby, których nie można zrealizować, służą głównie poprawie samopoczucia słabych. KOD, nawet z mniejszym poparciem, nie jest słaby i nie musi, proszę radykałów, używać języka słabych.
El lider
Nie można wykluczyć, że w otoczeniu Mateusza Kijowskiego są ludzie, którzy lepiej od niego nadają się na lidera i twarz Komitetu. Tak samo można założyć, że mogłyby w niektórych głowach zrodzić się pomysły na coś lepszego niż KOD. I może się nawet zrodziły. Wielu mogło wymyślić, wielu mogło zrobić. Ale to panowie Łoziński i Kijowski zrobili to, co zrobili. I to Kijowski, w naturalny sposób, zaczął sprawować funkcje, bez których nie może się obyć żadne przedsięwzięcie bazujące na poparciu społecznym.
Czy sprawdza się? Po owocach jego… KOD nie jest marginalną grupką, Kijowski nie jest jednym z trudno zauważalnych krytyków dobrej zmiany.
I to wystarczy.
Ernest Skalski



Wiem, że jestem monotematyczny, ale dodałbym jednak do wspaniałego artykułu Ernesta jeszcze nasz bój o edukację i innowacyjność gospodarki (to nie są sprawy rozdzielne). Samą demokracją się nie wyżywimy, jeszcze potrzebujemy pieniędzy, żeby być w pełni szczęśliwi. A do onych możemy tylko dojść przez edukację i rozwój nauki.
„Nie ma najmniejszej wątpliwości, że trzy osoby przeżyły katastrofę samolotu pod Smoleńskiem” powiedział dwa lata temu Macierewicz. Nie miał też najmniejszych wątpliwości co do sztucznej mgły, helu, trotylu. I mimo sprzeczności różnych wersji, takich wątpliwości nie miało i nie ma 30% elektoratu. Ale to nie znaczy że pozostałe 70% ma pewność że to była katastrofa a nie zamach.
Także w innych sprawach wiele osób nie ma pewności czy to co mówią politycy PiS nie jest choć w części prawdziwe. Np. każdy zna lub słyszał o machlojkach poprzedniej władzy, więc wielu przejmuje narrację PiS, że trzeba by te rzeczy ukrócić, a mniej osób zastanawia się, czy akurat PiS potrafi to zrobić. A kiedy dowiadują się o machlojkach ludzi PiS to machają ręką, bo wiadomo że każda władza robi różne przekręty (zresztą znamy takie sytuacje w wielu zakładach pracy i nie muszą być związane z politykami).
Chodzi mi o to, że trudno trafić do wyborcy z prawdziwą relacją, przekonać go, szczególnie tam gdzie nie ma czystych wyborów między szlachetnymi fachowcami a sprzedajnymi krętaczami. Niewielu jest też ludzi którzy poszukują prawdy, zastanawiają się, mają wątpliwości. Stąd granie przez polityków na emocjach, bo emocje trafiają do ludzi, tak jak proste wyjaśnienia.
Niewiele jest faktów które u nas dyskredytują polityka. Kłamstwo, nawet wielokrotne, nie powoduje że znika on ze sceny politycznej. Przyjęło się, że to jest „walka polityczna”. Dziennikarz w czasie rozmowy rzadko wytknie politykowi kłamstwo, częściej dobiera rozmówcę z przeciwnej opcji, a wtedy widz patrzy na kłótnię dwóch polityków i myśli że pewnie obaj kręcą i przesadzają (co często jest prawdą). Teraz, kiedy PiS buduje swoje „elity”, nie ma autorytetu który przekonałby wyborcę co do stanu rzeczy. Jeden profesor mówi tak, a drugi na odwrót i w dodatku minister zapewnia że to on ma rację. To także wynik wieloletnich zaniedbań i odpuszczenie edukacji, którą powierzono Kościołowi i gorliwym spolegliwym mu urzędnikom, niedopuszczenie do powstania prawdziwych mediów publicznych.
Pamiętam jak w czasach powstania Solidarności grupa ludzi w mojej pracy zaczęła rozgrywać swoje prywatne sprawy pod szyldem Solidarności, tak jak kiedyś rozgrywali je pod szyldem partii. Kolega z małego miasteczka, po powrocie z wizyty u rodziny, wyjaśnił mi na czym polegają tam zmiany: przedtem, kiedy do sklepu przyszły buty, to kierowniczka dzwoniła do I sekretarza PZPR pytając ile par ma mu odłożyć, a teraz dzwoni do przewodniczącego Solidarności. To powszechna sprawa, w wielu miejscach pracy mamy na co dzień do czynienia z machlojkami, nieuczciwością, podlizywaniem się władzy itp., i dlatego trudno ludziom oburzać się na podobne sprawy w polityce, chyba że media sprawę podkręcą.
Tylko „Suweren” może coś zmienić, ale kto i jak do niego trafi? Na pewno KOD jest pozytywnym zjawiskiem i powinien działać bez względu na to czy raz idzie lepiej a raz gorzej. Ludzie się organizują, coś robią, a ta działalność nie od razu jest widoczna w sondażach. Ale przede wszystkim zmienia się atmosfera, co jest bardzo cenne, gdyż nie ulega się zalewowi kłamstwa i chamstwa, a kłamcy powstrzymują się nieco żeby nie zostać ośmieszonymi.
Co robić? Powołam się na autorytet boga Kriszny, który (w wolnym tłumaczeniu) powiedział („Bhagawdgita”):
– Masz wpływ na swoje działanie, ale już nie na skutki działania, więc działaj i nie przejmuj się skutkami.
Redaktora Skalskiego jak zwykle czyta się znakomicie, z uwagą i przyjemnością. Właściwie niewiele jest rzeczy, z którymi mógłbym się nie zgodzić, ale warto parę słów powiedzieć. Mój krytyczny stosunek do KODu wyrażany od kilku miesięcy pod tekstami Jacka Parola, Waldemara Sadowskiego, a teraz Zbigniewa Szczypińskiego oraz Magdaleny Ostrowskiej jest moim osobistym stosunkiem do krytyki. Krytyka moim zdaniem winna zwracać uwagę na słabości i kierunki ich poprawiania. Tak rozumiem swoją rolę komentatora. Jeżeli nie będziemy krytykować KODu to jak KOD ma się zmieniać na lepsze? Przecież Red. Skalski jak większość z nas nie uważa KODu za byt nieomylny! Sam o tym pisze. Jeżeli widzę dysfunkcje i błędy w konstrukcji ruchu, który prowadzi go na manowce, to moim obowiązkiem jest to powiedzieć. Inaczej cierpiałaby moja rzetelność intelektualna i obywatelska. I nie chodzi o potrząsanie szabelką przez KOD – od tego są lepsi specjaliści i od szabelki od tupania nóżką. Chodzi o to, że KOD z góry wyrzekając się odsunięcia PiS od władzy nawet demokratycznym sposobem, w istocie pozbawia się największego atutu – atutu nacisku na zaprzestanie niszczenia Polski. W ten sposób KOD sam się marginalizuje i osłabia swoje oddziaływanie na rzeczywistość.
I to główne moje zastrzeżenie do KODu. Oczywiście nie sposób nie zauważyć prywatyzacji i oligarchizacji KODu czego m.in. formą jest dobór członków ruchu niedemokratycznymi metodami. Wzmianka Autora o „Kodzie Walczącym” jest o tyle dość niezręczna, że mimowolnie stanowi odwołanie do „Solidarności Walczącej”. SW odegrała w stosunku do „Solidarności” rolę dwuznaczna i destrukcyjną. W tym znaczeniu bliższe mi jest stworzenie partii politycznej lub jakiegoś innego niż KOD tworu organizacyjnego, aby nie szkodzić ruchowi. W gospodarce jestem zwolennikiem konkurencji. W ruchu oporu przeciw „Hunom” rozpraszanie sił jest przeciw skuteczne. Dlatego krytykuję KOD z nadzieją, że się okaże skuteczny i nie zmusi Polaków do szukania innych organizacji.
Nigdy i nigdzie nie pisałem i nie piszę o „obalaniu PiS”. Jeżeli to używam słowa „odsuwanie PiS” przez co rozumiem kartkę wyborczą.
Zgadzam się z przedmówcą Sławkiem. Także orzeczytałem tekst Pana Ernesta z uwagą. Uściślę tylko co ja np mam na myśli oczekując że KOD przyzna się wreszcie do chęci odebrania PiSowi władzy. Wcale nie unikam tu słowa „obalenie”, bo nie oznacza to od razu gwałtownego i siłowego rozwiązania. Można obalać czy odsuwać złą władzę przez masowe zastosowanie obywatelskiego nieposłuszeństwa, albo organizowanie protestów blokujących władzę łamiącą prawo. To kwestia jak masowe mają być demonstracje przeciwko obecnej władzy. Pan Ernest czytał nasze wypowiedzi pod tekstem Pani Magdaleny Ostrowskiej, zatem pomimo zaprzeczenia, że nie było tam mowy o sposobie odsuwania PiSu od władzy przypominam to, o czym myśmy tam dyskutowali, a Pan Ernest napisał po części powyżej w swoim tekscie: oczekujemy od polityków partii opozycyjnych, że stworzą wspólny front do walki z PiSem. Nie ma innego wyjścia. Celem nadrzędnym dla dobra kraju słabych obecnie polityków opozycji powinno być stworzenie jednolitego frontu. Dodam tutaj, że niechodzi tu tylko o działania parlamentarne, ale o jak najszerszy efekt dotarcia do społeczeństwa z przekazem: PiS szkodzi Polsce. A rolą np KODu byłoby organizowanie manifestacji z przekazem dla społeczeństwa jak działania PiS wpływają negatywnie na dobrostan kraju i obywateli. To ważny efekt psychologiczny, który prędzej czy później zacznie erodować wcale nie tak mocne i zwarte szeregi rządzącej obecnie partii. Ten ruch polityczny powinien dojść do skutku pół romu temu. I co? I nic!
W rozmaitych dyskusjach brakuje mi odpowiedzi na kilka prostych pytań:
1. Czym „nowa Polska” będzie się różnić od Polski PO?
2. Czym „nowa Polska” będzie się różnić od Polski PiSu?
3.Dlaczego „nowa Polska” będzie lepsza od dwu powyższych pierwowzorów?
4. W jaki sposób odpowiedz na pytanie #3 pozytywnie wpłynie na codzienne życie Kowalskiego dzisiaj, tu, i teraz?
5. W jaki sposób odpowiedz na pytanie #3 pozytywnie wpłynie na dalekosiężną przyszłość Kowalskiego? (Np, komfort życia w starości i/lub wysokość emerytury.)
6. Odpowiedzi na pytania #4 i #5 proszę przedstawić w kilku wariantach:
– 6.1 Dla Kowalskiego mieszkającego w Warszawie albo Krakowie.
– 6.2 Dla Kowalskiego mieszkającego w Kielcach.
– 6.3 Dla Kowalskiego mieszkającego w Mogielnicy k. Warszawy.
– 6.4 Dla Kowalskiego mieszkającego w Kaczych Dołach gdzieś na Podkarpaciu.
.
Odpowiedz na każde z powyższych pytań powinna zajmować jeden akapit w druku, oraz dać się gładko wypowiedzieć w 10 sekund każda. (Tzw „elevator speech”.) Odpowiedzi powinny być napisane prostym polskim językiem i być zrozumiałe dla osoby z wykształceniem podstawowym, nie wywołując jednakże protestu osoby z doktoratem.
.
Jeśli takie odpowiedzi istnieją, to najmocniej przepraszam za niewiedzę i za brak uwagi. Jeśli nie istnieją, to powinny zostać napisane w terminie „na wczoraj”. Bez takich odpowiedzi obracamy się w chocholim inteligenckim tańcu.
.
Moim zdaniem, takie odpowiedzi to nie byłaby żadna „wizja” znienawidzona przez Tuska. To byłby raczej dowód elementarnych kompetencji polityka i obywatela. Moim zdaniem, takich elementarnych kompetencji brakuje po jasnej stronie mocy. Gdyby takie kompetencje istniały, to odpowiedzi byłyby napisane na transparentach.
Tutaj jest opowieść z polskiej prowincji. To tym ludziom trzeba wytłumaczyć, na czym polega szaleństwo PiSu i dlaczego powinno się skończyć. W jednym prostym akapicie.
http://wyborcza.pl/1,75398,20452268,suweren-z-jezowego-to-lubi-w-tej-gminie-glosowali-na-dobra.html
Takie reportaże są bardzo cenne. Kilkaset (albo nawet kilkadziesiąt) km, a jaka różnica. Inny świat. Żyjemy obok siebie, nie mając, przynajmniej czasami, o sobie pojęcia.
Bardzo dobra analiza.
Mój głos tu:
https://www.facebook.com/notes/konteksty/obywatele-reaktywacja/1671699943079576
Przebrnąłem przez nieco długi tekst. Mam pewien niedosyt. Nie znalazłem praktycznej odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule. Jak mamy zwyciężać? Znalazłem odpowiedź na pytanie: w jaki sposób nie należy walczyć. A to zasadnicza różnica.
Kaczyński – każdy to już wie rządzi rządem i steruje prezydentem. I nie odpuści. Nie lęka się niczego i nikogo. Bo szaleńcy nie mają w sobie strachu. Jest jednocześnie wielkim tchórzem. Bo tylko tchórz ucieka się do jego metod. Za nic ma polski naród, za nic ma Komisję Wenecka, UE, czy prezydenta USA. Dla niego nie istnieją w naszym kraju żadne autorytety. Żadne. Wszystkimi pogardza, wszystkich poniża, nawet swoich najbliższych poddanych, a Beatę Szydło i Andrzeja Dudę szczególnie.
I proszę Panie Erneście odpowiedzieć na proste pytanie: jaki jest sposób na pozbawienie władzy tego z gruntu niedobrego człowieka? Sposób, czyli metoda. Strategię znamy, chociaż i ona jest wątpliwa. Czasu do wyborów nie ma dużo. By zbudować skuteczną i wiarygodną koalicję nie jest wcale tak wiele. Minęło osiem miesięcy i praktycznie stoimy w miejscu. A państwo jest dementowane. Jak mają to rozumieć ci, którzy chcą i zawsze głosują w wyborach powszechnych? Na co czekamy? Kto ma zjednoczyć opozycję? Kamysz? Petru? Schetyna? Bądźmy poważni. Wyborcy to nie ciemny lud.
A gdzie są oddani polskiej sprawie prokuratorzy i sędziowie, gdzie rzecznik wszelakich praw człowieka, Komitet Helsiński i inne organizacje pozarządowe, dla których Konstytucja to rzecz święta? Czy Kaczyński zmierza ku dyktaturze, czy nie? Czy PiS jako partia rządząca łamie konstytucję, czy ją przestrzega? Dla mnie odpowiedź na dwa ostatnie pytania jest zdecydowanie twierdząca. Rodzi się zatem pytanie: dlaczego nie jest wszczynana procedura delegalizacji partii wrogiej demokracji? Pozostawiam te pytania otwarte.
Jak zwyciężać?
Poszukać odpowiedzi na problemy Polaków. Zainteresować się nimi.
5 lat temu Tusk w debacie znokautował Kaczyńskiego pytając o cene chleba. Pokazał jak bardzo on jest oderwany od rzeczywistości. Tusk był swojakiem znającym życie, Kaczyński otoczonym kordoem ochrony od innych dziwakiem.
A potem PO konsekwentnie pracowała na to, żeby w oczach społeczeństwa stać się kompletnie wyalienowana „elytą”. Kulminacyjnym punktem były „ośmiorniczki”.
.
Mamy (wciąż jeszcze?) samorządy.
To w gminach mozna wygrać przyszłość Polski.
Marsze KODu są fajne, pokazują, że opozycja istnieje, że poparcie społeczne ma. Ale to w gminach trzeba dotrzeć do ludzi i działać na rzecz mieszkańców.
Trzeba rozważyć, czy warto zamieniać warzywniak na bank, kasować nierentowne połączenia komunikacji publicznej itp.
Troska o wpływy do budżetu jest słuszna, ale miasta czy całe gminy to nie przedsiębiorstwa, które zysk mają wykazać. To organizacje, które mają służyć mieszkańcom.
@Mr E: nich się Pan nie czepia ośmiorniczek. To bardziej powinno obarczać nagrywającego a nie ludzi, którzy rozmawiali prywatnie. Pan zapewne jest święty przy rodzinnym stole biesiadując i komentując rzeczywistość. Ważniejsze jest to co Pan napisał na początku. Tego zrozumienia losu ludzi nie należących do elit i tych młodych nie mogących sobie pozwolić na zakładanie rodzin i godziwą pracę. Tego zabrakło w hermetycznej Platformie nie rozmawiającej ze społeczeństwem i być może ta formacja już nie ma szans na powrót do rządów.
Dlatego tak ważne jest zastanowienie się nad sposobem odsunięcia szalonego Kaczyńskiego od rządzenia Polską. Wierzyć w wybory za trzy lata to także wierzyć, że za trzy lata polskie finanse będą kwitły.
Ja się nie czepiam ośmiorniczek.
Niemniej stały się one symbolem wyobcowania PO. Gdyby politycy PO postrzegani byli jako „swojacy”, to ośmiorniczki mogłyby spowodować jedynie wzruszenie ramion i komentarz – „cóż, jak idę do restauracji to po to by spróbować czegoś innego, a nie mielonego, który jadam na co dzień”. W przypadku polityków PO ten zwyczajny odruch nie zadziałał. Z czegoś najbardziej normalnego udało się zrobić zarzut, bo taki był wizerunek PO – aroganckiej, wyobcowanej „elyty”.
Pan pyta o mój język przy stole podczas biesiady. A ja chciałby podkreślić, że to nie knajacki język, nawet nie słynne” Chvj, dupa i kamieni kupa”, lecz właśnie „ośmiorniczki” stały się symbolem. Nie to co swojskie, tylko to co obce. To, co podkreślało dystans między partią władzy, a obywatelami.
Jak wygrać – mieć za sobą ludzi. Zainteresować się nimi,.
Ja w tej chwili mam wrażenie, że odtwarzamy schemat powstania styczniowego.
Kombinujemy co zrobić, żeby obalić złego cara. A potem to car uwłaszczy chłopów, a my się będziemy dziwić, że przegrywamy.
@Ernest Skalski: czy stać Polskę na czekanie do wyborów, których może nie być, albo będą tak zmanipulowane, że będzie tylko gorzej? Przez ostatnie 7-8 lat polski deficyt gwałtownie się powiększał, co obciąża rządy Platformy. Był to także rezultat wychodzenia z kryzysu ekonomicznego 2008. Ale to co dziś się dzieje przebija najgorsze wyniki w przeszłości. Czy stać nas na to, aby kompletnie zniszczyć polską ekonomię, nie tylko praworządność i prawo? Czy trzeba wezwać społeczeństwo do ratowania sytuacji już dziś?
Przypominam bulwersujący wykres z wczorajszej Wyborczej:
@Ernest Skalski, c.d: czy będziemy tolerowali rządowy pakt z JPII na wszelkie problemy i pozwolimy natchnionym partaczom pod wodzą szaleńca na dalsze niszczenie Polski?
(W załączeniu rysunki trzydziestolatka, Andrzeja Rysuje Milewskiego)
@Mr E: nie miałem na myśli języka przy stole tylko komentowania rzeczywistości. O co mi generalnie chodzi z tymi ośmiorniczkami? Że Polacy w ogóle dali się nabrać na ten haczyk poniżej pasa. Że nie dorośli do oceniania polityków za ich osiągnięcia, tylko za zaglądanie im za kołnierz przez zwykłych kryminalistów. A teraz ci kryminaliści rządzą Polską.
@ Andrzej Pokonos,
Widać, źle zrozumiałem Pańska uwagę dotyczącą komentarzy przy stole. Ale też nie uważam, żeby Polacy dali się nabrać na „ośmiorniczki”. Ośmiorniczki nie zostały podsłuchane. Nie śa tajemnicą państwową ani ich spożywanie nie wiąże się z niczym szczególnym, nie da sie ośmiorniczkami upoić, zachorować na chorobę filipińską, czy „goleń”.
Ze wszystkich zarzutów stawianych podsłuchiwanym jedzenie ośmiorniczek ma zerową wagę jako zarzut. Zarzucić komuś, że je ośmiorniczki to tak jakby czynić zarzut z jedzenia schabowego, z jedzenia bigosu, ogórkowej, czy humusu. Nie ma żadnej wartości poza symboliką – oto kompletnie wyobcowana grupa ludzi. I zarzut ten mógł być skuteczny tylko dlatego, że z grubsza odpowiadał stylowi rządzenia PO. Pan sam pisał o hermetyczności PO i braku zrozumienia dla ludzi. Ten obraz kompletnie wyobcowanej elity znalazł swoje karykaturalne odbicie właśnie w ośmiorniczkach. Wypłynęło to przy okazji afery podsłuchowej, ale z samymi podsłuchami osmiorniczki nie miały nic wspólnego.
Co do oceny polityków – to nie ludzi nie dorośli, a ci politycy właśnie. Platforma miała jeden przekaz – wybierzcie nas, bo jak nie my to PiS.
Nie było ” wybierzcie nas – zbudowaliśmy autostrady – można szybciej się przemieszczać”
Nie było – „wybierzcie nas – zbudowaliśmy orliki. Kiedyś boiska między blokami pozamieniano na parkingi, my przywrócilismy miejsce, gdzie dzieci mogą grać”
Nie było – „wybierzcie nas – zlikwidowaliśmy zasadniczą służbę wojskową, jak nikt finansujemy budowę Świątynii Opatrzności Bożej” etc. – cokolwiek, co jakaś grupa zainteresowanych by mogła wyraźnie zobaczyć, dotknąć, poczuć itp.
Zamiast tego leniwe mrugnięcie okiem, i nawet nie dokończone – „…bo jak nie my to… sami wiecie..”
Ewa Kopacz samodzielnie coś próbowała, ale jej w partii kłody pod nogi rzucano. Nawet porażka Komorowskiego nie ocuciła.
Tak, w tym samozadowoleniu a było z czego Platformy jest pies pogrzebany. Nie chciała komunikować się ze społeczeństwem, to Kaczyński wykorzystał i nie mając żadnych atutów oprôcz swojego chamstwa i bezczelności obrzucił błotem zasłużoną rządzącą partię. I tu leży cała wina Platwormy. Podobnie jak Unia Demokratyczna wyłożyła się na braku kontaktu z szeregowym wyborcą.
.
Mam wiele sympatii do premier Kopacz. Ale tu kolejny błąd premiera Tuska. Nie zrobił partyjnych wyborów (np jak na kandydata na prezydenta, z Sikorskim i Komorowskim), tylko wybrał mało wyrazistą osobę. Dwoiła się i troiła, ale nie miała potrzebnej charyzmy, aby zapanować nad skłóconą partią i aby pozyskać wyborców.
Jednym słowem Platworma przegrała na własne życzenie. Skłócona partia nie stanęła murem ani za prezydentem Komorowskim ani za premier Kopacz. Wyglądało tak, jakby Platworma odżegnywała się od przecież niezwyciężonego prezydenta Komorowskiego! Oboje byli w tamtych wyborach osamotnieni… Tego nie mogę darować buldogowi Szchetynie.
ciagle na SO sa zale do KOD, media podpuszczaja aby z KOD zrobila sie partia… etc etc. jedno wielkie nieporozumienie.
ostani wywiad GW z Kijowskim
http://wyborcza.pl/1,75398,20579736,kijowski-kod-wystepuje-w-obronie-zasad-nie-jestesmy-przeciwnikami.html#BoxGWImg
bardzo wyraznie okresla role KOD, budujmy wrescie spoleczenstwo obywatelskie, uczymy sie zyc razem, i szanujmy drugiego. Czy to w zyciu prywatnym, publicznym, bo to jest naczynie polaczone.
Jest to bardzo dluga droga, pokoleniowa. Ale kiedys wrescie trezba zaczac!
Podpisuje sie pod postem Narciarza.
Samo wykrzykiwanie „larum graja” niewiele zmieni, bo wielka czesc spoleczenstwa zostala przez transformacje „pozostawiona na boku” lub zmuszona do emigracji.
Ci ludzie potrzebuja wiary ze ich zycie tez ma szanse zmiany na lepsze.
Taka wiare dostali od PiSu i dlatego sa jego elektoratem.
Was emocjonuje walka o panstwo prawa miedzy TK a wladza wykonawczo ustawodawcza – oni olewaja to cieplym moczem, ale jak dodadza 500 zl n a dzieciaka do swojej „pensji” 1300 na umowie to to jest znaczaca zmiana na lepsze, rzeczywiscie pozytywna zmiana.
Na moim forum motocyklowym ( najwiekszym w Polsce ) dyskusja na tematy polityczne w Polsce toczy sie stale i tam slychac mocno ten glos „drugiej strony” o ktorej wydaje sie partie liberalne jak UW i PO calkowicie zapomnialy.
Druga czesc problemu to rzeczywisty podzial spoleczenstwa na czesc europejsko liberalna i zasciankowo katolicko patriotyczna ze tak to nazwe. Dla tej drugiej blizsza integracja z UE z jej wszystkimi skutkami na plaszczyznie spoleczno obyczajowej jest nie do pomyslenia.
Ci ludzie rowniez potrzebuja jakiegos powodu zeby przestac popierac PiS.
Wracajac do problemu odsuniecia PiSu od wladzy to realne sa 2 drogi:
– wyborcza, dla ktorej wszystkie partie opozycyjne powinny stworzyc antypisowska koalicje juz dzis i
– taktyczne dzialanie w Sejmie majace na celu zlikwidowanie przewagi PiSu dajacej in mandat samodzielnego rzadzenia. Wszystko jedno jak to zostanie zrobione, tych pieciu poslow trzeba jakos z PiSu wyciagnac i wowczas cala sytuacja sie zmieni.
W mojej skromnej opinii zadne marsze KODu czy kogos innego i marzenia o delegalizacji PiSu nic tu nie dadza.