Iwona D. Bartczak: Bogactwo, czyli co?5 min czytania

bartczak2015-04-14.

W ostatnich miesiącach na spotkaniach społeczności dyrektorów Business Dialog w różnych miastach, także na ostatniej marcowej konferencji w Warszawie, wiele dyskutujemy na temat własności. Co takiego dzieje się w procesach i rachunkach biznesowych, że nie warto mieć swojego majątku, a większość modeli rentownego biznesu buduje się na nieswoich zasobach, wynajętych, leasingowanych, wyoutsourcowanych albo wręcz w ogóle pozostających z firmą w luźnym związku.

Firmy medialne Facebook czy You Tube nie ma żadnego własnego kontentu, potentat kwater do wynajęcia Airbnb nie ma żadnego własnego miejsca hotelowego, najpotężniejsza firma handlowa, Alibaba – żadnego magazynu z towarami. W bilansie Nike, produkującej obuwie sportowe, majątek trwały to 3%! Najlepszym przykładem jest branża przewozów, gdzie samochód i mobilność przechodzi po prostu rewolucję. W Łodzi Robert Szczerbaniak podsumował naszą dyskusję w taki sposób: w ciągu ostatniego półtora roku stosunek do posiadania samochodu zmienił się diametralnie! Coraz mniej to bożyszcze czy przedmiot marzeń, to narzędzie. Samochód, jaki znamy odchodzi w przeszłość, zastąpią go zautomatyzowane, w dużym stopniu elektryczne pojazdy, jedno lub dwuosobowe do wynajęcia do przemieszczania się po mieście (jak się miasto fajnie zmieni!). A samochody wrócą do starej roli dobra luksusowego, rzadkiego i drogiego, jak dzisiaj jachty. To trochę koresponduje z tym, co jeszcze wcześniej powiedział Jakub Chabik na spotkaniu w Sopocie: być może jesteśmy ostatnim pokolenie, które powszechnie ma prawo jazdy! Będziemy jeszcze na ten temat dyskutować w Gdańsku 16.04 i w Bydgoszczy 17.04 Zapraszam!

A teraz chciałabym wrócić do bogactwa, zwłaszcza prywatnej osoby. Na naszej konferencji 27.03 wśród uczestników, komentujących trend ustępowania własności na rzecz użytkowania, były widoczne dwie postawy. Jedną z nich najlepiej określił Piotr Rybicki, mówiąc, że „jednak, my Polacy, lubimy własność, dopiero jak coś posiadamy, to czujemy się godnie, pewnie, bezpiecznie”. A drugą wyraził Kacper Nosarzewski „bogactwo to jest zaksięgowane zaufanie”.

Jeśli zgodzić się z Kacprem Nosarzewski, że bogactwo to zaksięgowane zaufanie, to właściwie dość łatwo zrozumieć, dlaczego posiadanie nie jest już utożsamiane tak powszechnie z zamożnością jak we wcześniejszych dekadach. Jeśli bowiem posiadam konto z suma z wieloma zerami, to muszę mieć zaufanie do banku, systemu bankowego i swojego państwa, że moje pieniądze – albo papiery wartościowego czy inne zamienniki pieniądza – są tam bezpieczne i dostanę je zawsze na żądanie. Czy mogę mieć takie zaufanie?

Jeśli posiadam wielki dom czy apartament, to on stanowi moje bogactwo pod warunkiem, że w każdej chwili mogę go szybko sprzedać. Inaczej on jest moją kotwicą, zniewoleniem. Czy mogę sądzić, że rynek rozwija się w takim dogodnym dla mnie kierunku, kiedy coraz więcej ludzi woli wynajmować? No i wzrasta gwałtownie nasza mobilność, a więc i spada chęć do „zapuszczania korzeni”.

Jeśli posiadam firmę, to jest to wielkie bogactwo pod warunkiem, że gdy przyjdzie na mnie czas, będę miał go komu przekazać albo sprzedać. Tymczasem problem sukcesji w Polsce i ogólnie w tej części Europy narasta, a i  generalnie na świecie chyba kończy się czas wyrazistych właścicieli firm na rzecz właściciela zbiorowego, czasem liczącego setki osób.

Jeśli posiadam akcje firm notowanych na rynku publicznym, gram na rynku finansowym, to muszę mieć zaufanie, że ten system działa na moją korzyść, przynajmniej czasem. Tymczasem  90% graczy ZAWSZE traci w ostatecznym rezultacie. Ale są w grze….i to ich zadowala.

I myślę, że ten ostatni przykład naprowadza nas na ciekawy trop tego, czym jest dzisiaj bogactwo, jeśli nie jest posiadanym majątkiem… bo powiedzieliśmy, że nie zawsze można ufać tym (ludziom, instytucjom, systemom), którzy gwarantują ten majątek. Więc czasem mamy, ale jakbyśmy nie do końca mieli, bo nie ma pewności, czy gdy powiemy „sprawdzam” to ciągle on będzie.

Bogactwo przestaje być stanem stałym: jestem bogaty bo mam to i to i to. Bogactwem staje się przepływ. Im bardziej uczestniczę w procesie przepływu dóbr, tym czuję się bogatszy. Mam więcej doznań i korzyści, mam mniej kosztów, mam więcej możliwości, mogę szybciej reagować, zmieniać, podejmować decyzje. Zresztą w firmach jest to samo: bardziej rentowne są firmy, które mogą się szybciej zmieniać, szybciej regulować poziom kosztów i zakupów, szybciej pozbywać się złych aktywności i podejmować nowe. Dlatego nie chcą mieć majątku. Bo to koszt i nie da się go sprzedać z dnia na dzień, aby pozyskać gotówkę na kupienie czegoś innego.

Jest pewne ale. Właśnie to o czym wspomniał Piotr Rybicki. Żeby zrozumieć, czy własność daje bezpieczeństwo i bogactwo, trzeba najpierw ją mieć. A potem już łatwo zgodzić się, że lepiej jej nie mieć. Dlatego ludzie, którzy nigdy nie mieli własnego mieszkania, zaciągają horrendalne kredyty, aby je mieć, aby poczuć te deski „ciasne, ale własne”, albo ludzie z awansu społecznego i materialnego kupują wielkie domy, aby się popisać, udokumentować swój awans. Jedno i drugie nie ma nic wspólnego z bogactwem i bezpieczeństwem, bo stają się niewolnikami swojego majątku, zobowiązania wobec banku czy otoczenia.

Nie wiem, na ile w Polsce te procesy będą specyficzne, uwarunkowane historią, pamięcią o „komunie”, która tępiła własność, wręcz ją odbierała, a na ile będzie u nas, jak w innych krajach naszej cywilizacji. Ale myślę, że bez względu na racjonalne lub nieracjonalne tęsknoty warto pamięć o tym zaufaniu, które jest warunkiem, aby nasze bogactwo nie było iluzoryczne.

Iwona D. Bartczak