Prawo stanowi się po to, żeby chronić obywateli. Co nam zagraża? Przede wszystkim… inni obywatele. Ludzie bywają niezrównoważeni, miewają skłonności do przemocy i narzucania siłą własnego widzimisię. Na szczęście jest prawo, które mówi: Hola! Nie wolno naruszać swobód obywatelskich! Z drugiej strony prawo chroni nas przed przerostem swobód – rozpasaniem, anarchią, wolnoamerykanką, Dzikim Zachodem, krwawym chaosem…
Do mody wróciła walka z systemem. Lubimy myśleć o sobie, że jesteśmy samowystarczalni, ale większość z nas zginęłaby niechybnie, gdyby znalazła się na zewnątrz struktury organizacyjnej, pozbawiona nadzoru i opieki państwa. Tak naprawdę problemy z systemem zaczynają się dopiero wtedy, kiedy dochodzi do nadregulacji, czyli tworzenia nadmiernej ilości aktów prawnych, które komplikują życie codzienne.
Wynika z tego, że prawo nie powinno być opresyjne ani podyktowane ideologią, ale powinno być zabezpieczeniem wolności. Ci politycy, którzy chcieliby kontrolować poprzez prawo kwestie światopoglądowe – np. dotyczące seksualności albo religijności człowieka – stanowią zagrożenie dla każdego, kto ceni sobie wolność.
Co nie jest zakazane, jest dozwolone. Prawo gwarantuje pewne minimum, reszta zależy od obywateli. Dlaczego tak często o tym zapominamy? Czemu obwiniamy państwo za całe zło, które nas w życiu spotyka? Cóż, tak najłatwiej.
Weźmy choćby płacę minimalną. Jest prawnie zagwarantowana, zabezpieczona dzięki zapisom w ustawie. Ale to nie znaczy bynajmniej, że pracodawca nie może zapłacić pracownikowi więcej! Wyłącznie od uczciwości tych dwu: pracodawcy i pracownika zależy, czy wynagrodzenie i warunki pracy, na jakie się umówią, będą na odpowiednim poziomie. Odpowiednim, czyli uwzględniającym zarówno ekonomię, jak i etykę.
Stało się z nami, obywatelami, coś niedobrego, skoro nie mamy odwagi przyznać się do współodpowiedzialności za państwo. Nader często zrzucamy odpowiedzialność na innych. Wykorzystujemy siebie nawzajem, obwiniając za to osoby trzecie. A już najgorzej, gdy osobiste frustracje popychają nas do niszczenia dorobku minionych pokoleń.
Słyszałem wiele różnych definicji lewicowości, najczęściej odwołujących się do socjalizmu w gospodarce. Nie przekonuje mnie to. W moim odczuciu lewicowość kojarzy się z podejściem do systemu prawnego. Demokratycznie lewicowy polityk nie będzie nigdy dążył do uzyskania kontroli nad umysłami obywateli. To raczej domena prawej strony – regulować, co się da i karać nawet za poglądy. Lewica, choć stereotypowo amoralna, wierzy w sumienie. Nie w kosmiczne „sumienie narodu”, lecz w sumienie każdego człowieka z osobna.
Czasami trzeba postawić znak nakazu, na ogół jednak lepiej powiedzieć: możesz, masz prawo. Wystarczy, jeśli zastanowisz się nad konsekwencjami i zważysz je w swoim sumieniu.
Marcin Fedoruk
Jeśli domeną prawicy ma być regulowanie wszystkiego i kontrolowanie poglądów, a tego przeciwieństwem lewicowość to co zrobić z Korwinem? JKM głosi państwo minimalne, drastyczną redukcję regulacji: czyżby JKM był przedstawicielem lewicy?
@MaSZ
To bez znaczenia, ponieważ JKM jest monarchistą, zaś ja piszę o demokracji.
Cóż począć, kiedy na naszych oczach postępuje zmierzch lewicy w polskim parlamencie. Chyba że za lewicę przyjąć PiS ale to raczej populiści.
Jak się nie ma wpływu na państwo, to nie ma się też współodpowiedzialności za państwa, a to bardzo dobrze odzwierciedla sytuację (i odczucia) polskich obywateli.
.
Jak Polscy będą kiedyś mieli realny wpływ na wybór parlamentu (swobodę decydowania o tym, kto kandyduje i kro jest wybierany do Sejmu) to wtedy będzie można wymagać odpowiedzialności od obywateli i pojawi się poczucie odpowiedzialności obywateli za własne państwo.
.
Dzisiaj jest to pustosłowie. Z reklamacjami proszę się zgłaszać do tych co mają monopol na wstęp do telewizji i na układanie list partyjnych w wyborach do Sejmu, czyli do kartelu nomenklatur medialno-partyjnych. A od obywatele proszę się odstosunkować, bo obywatel nie ma wpływu na politykę własnego państwa. Minimalnym warunkiem posiadania wpływy jest posiadanie pełni biernych i czynnych praw wyborczych przez każdego obywatela, a ta zasada jest w Polsce brutalnie pogwałcona.
@bisnetus
W moim bloku wisi kartka – apel zarządu wspólnoty do mieszkańców. Ze 101 właścicieli na zebranie wspólnoty nie przyszło 56. Ponad połowa zlekceważyła swoje obowiązki. Brakuje kworum, nie sposób niczego uchwalić. A trzeba zaplanować wydatki z funduszu remontowego itp. ważne sprawy. Wina Tuska…
Widocznie mieszka Pan w jakimś asocjalnym środowisku. Albo nie ma potrzeby robienia remontów. To nie powód, aby w całym kraju i dla całego kraju utrzymywać kołchozowe warunki i stosować reguły rodem z komunizmu.
.
Pański „argument” jest najzwyczajniej głupi.