jeszcze tylko kilka lat, co najwyżej kilkanaście, dzieli nas od dnia, kiedy w mediach ukaże się notka z wiadomością, że zmarł (zmarła) ostatni powstaniec warszawski (powstańczyni warszawska).
w perspektywie historycznej dzień taki nadejdzie już za chwilę. ci. którzy jej doczekają, zmęczeni wieloletnim patriotycznym kiczem i zaabsorbowani problemami dnia powszedniego ledwo ją odnotują w świadomości.
jeżeli tak się stanie, to winna będzie pompatyczna celebra, połączona z brakiem refleksji.
kicz, wykreowany z najwznioślejszej nawet okazji ma krótki żywot, o czym mogłem się przekonać jeszcze w latach studenckich. w ówczesnym slangu młodzieżowym określenie „łączniczka AK” funkcjonowało wymiennie z „dzidzią piernik”.
na krótko przed tegorocznymi obchodami rocznicy powstania byłem w polsce i zahaczyłem o warszawę, by odwiedzić rodzinę mojej żony. jej dwie ciocie – damy w nader szacownym wieku (obydwie mają przekroczoną dziewięćdziesiątkę) brały czynny udział w powstaniu. na kilka dni przed pierwszym sierpnia trudno było uniknąć rozmów o wydarzeniach sprzed siedemdziesięciu lat.
— robi się niedobrze na myśl o tym, że znów będę oglądała cały ten cyrk w telewizji. tym którzy urządzają te uroczystości wcale nie chodzi o tych, którzy się bili i którzy polegli. politycy promują samych siebie, a cały ten zgiełk służy politycznej manipulacji, co w tym roku stało się szczególnie widoczne – powiedziała starsza z uczestniczek powstania.
nie zależy mi, by ktokolwiek mnie wspominał w związku z powstaniem, bo prawdziwymi bohaterami tego zrywu była ludność cywilna. wystarczy porównać liczby: kilkanaście tysięcy uczestników walk i dwieście tysięcy, może nawet ćwierć miliona cywili — a więc co czwarty mieszkaniec stolicy, a uwzględniając mieszkańców getta, których wcześniej pomordowano, chyba niemal co trzeci…
czas już najwyższy, by ofiarom, o których nikt nie pomyślał, gdy podejmowano decyzję o „godzinie W” nadano status bohaterów, bo ich domniemane prochy leżą na kurhanie wniesionym na wolskim cmentarzu, na który już mało kto przychodzi.
— i jeszcze ci powiem, natanie, że takie wymuszanie na kimś heroizmu jest czymś głęboko nieludzkim…
wiekowa dama z mego rodzinnego klanu, choć z trudem się porusza i musi mieć asystę podczas spacerów, zachowała absolutną jasność i żywość umysłu.
te dwie ciotki mojej żony nie są moim jedynym rodzinnym uwikłaniem w powstanie. w chwili jego rozpoczęcia joanna miała pięć miesięcy.
gdy po marcu ’68 znaleźliśmy się w danii, temat powstania wypłynął w najbardziej niespodziewany sposób. joanna malowała porcelanowe talerze i figurynki w słynnej manufakturze royal copenhagen. jedną z jej najbliższych przyjaciółek była koleżanka z pracy wita – niemiecka dziewczyna z berlina.
— rozmawiałyśmy z witą o przeszłości. pytała mnie o mego tatę, powiedziała pewnego dnia joanna
— i co jej powiedziałaś?
— że zginął w powstaniu warszawskim
— jak to przyjęła?
— powiedziała że mamy wspólną biografię. jej ojciec też walczył w warszawie. był lotnikiem i ostrzeliwał pozycje powstańców. powiedziała, że teoretycznie mógł uśmiercić mojego tatę.
— ojciec wity też zginął i można sobie wyobrazić, że mój tata go zestrzelił, więc powiedziałyśmy, że możemy tylko ubolewać nad losem naszych ojców i że my nie damy się nikomu napuścić na siebie i to będzie najlepsze, co mogłybyśmy zrobić dla naszej o nich pamięci.
ta rozmowa odbywała się w latach siedemdziesiątych, w czasach gdy europa była przedzielona na pół i ten podział był szczególnie odczuwalny w rodzinnym mieście wity…
nie wspominałbym o tym wszystkim, zwłaszcza, że nie wypada mi się wymądrzać na temat powstania, jako że nie było mnie wówczas w kraju.
jeżeli mimo to zabieram, to robię tak pod wrażeniem tekstu piotra rachtana: „1 sierpnia/2 października” , tak korzystnie odbiegającym od rytuału wygłaszania patetycznych zaklęć.
teraz, kiedy od kilku już lat oglądam w rocznicę powstania polityczne połajanki i seanse nienawiści nad grobami poległych, coraz bardziej brzmi mi w uszach litania z powstańczego pamiętnika mirona białoszewskiego, którą tak bardzo na czasie przypomniał autor tekstu.
chciałoby mi się dożyć chwili, kiedy w tę w rocznicę narodowej tragedii politycy pochylą się nad grobami poległych i taktownie zamilkną, pozostawiając ocenę wydarzenia historykom…
natan gurfinkiel



Ależ polityka jest najważniejsza! Jak dożyjemy to doczekamy się ciekawych wypowiedzi o powstaniu, podobnie jak dowiadujemy się ciekawych rzeczy o czasach kiedy żyliśmy w PRL.
W filmie „Żywot Briana” bojownicy Ludowego Frontu Judei oznajmiają, że bardziej niż Rzymian nienawidzą bojowników Judeańskiego Frontu Ludowego. Ci buczący i gwiżdżący na cmentarzu, najbardziej nienawidzą swoich przeciwników, a powstanie to tylko pretekst żeby to okazać.