 2014-08-11.
2014-08-11.
napisała do mnie znajoma z nowego jorku:
Otrzymałam dzisiaj list od swojej znajomej z Izraela (pochodzi z okolic Góry Kalwarii), bardzo smutny. Pisze, że całe życie, od dzieciństwa żyje w warunkach wojennego zagrożenia. Bardzo to smutne. Mieszka w kiriat Moztkin. Mnie też smutno. Myślę, że Izrael musi zrobić porządek z Hamasem. Szkoda, że giną przy tym niewinni, że są też – jak zawsze w warunkach wojny – możliwe jakieś nadużycia ze strony żołnierzy, ale bez likwidacji Hamasu Izrael nigdy nie będzie miał spokoju. Choć likwidacja Hamasu nie zagwarantuje pokoju Izraelowi na zawsze (czego mu życzę), ale przynajmniej powstrzyma na jakiś czas ataki na Izrael.
E*** droga, oglądam i czytam z coraz większym zdumieniem to, co o czym można dowiedzieć się z mediów o konflikcie w gazie. nawet dobrzy dziennikarze nagle zapominają o wszelkich regułach, obowiązujących w branży (z weryfikowaniem wiadomości na czele) i dają się ponieść emocjom, a z tego nie wynika nic innego jak pisanie ze z góry założoną tezą, co dyskwalifikuje każdego szanującego się człowieka z branży. jeżeli przychodzą ci do głowy jakieś nazwiska, to pamiętaj, że nie wymieniłem żadnego.
to, o czym pisze twoja znajoma winno poruszyć każdego, ale to samo przeżywają ludzie zamknięci w gazie jak niegdyś żydzi w ghetcie.
w tym konflikcie nie ma jednej strony walczącej o słuszną sprawę, wina za to co się dzieje spoczywa obydwu uczestnikach konfliktu.
najbardziej przemawia mi do wyobraźni to, co powiedział (zaciukany przez izraelskiego ekstremistę) ichak rabin: wdrażajmy w życie proces pokojowy tak, jakby nie było terroru i zwalczajmy terroryzm tak, jakby nie było porozumienia pokojowego.
w tych pełnych emocji obrazkach, z gazy nie znalazłem ani razu refleksji nad statystyką poległych w konflikcie: 64 izraelczyków plus 3 cywilów – i ponad 1900 mieszkańców gazy (nie licząc kilku tysięcy rannych), z czego większość cywilów (nic dziwnego, kiedy hamas używa cywilów jako żywe tarcze, lub utyka swych ludzi między pacjentów w szpitalach).
mimo wszystko wymowa cyfr jest przerażająca i winna skłaniać do refleksji, a znika całkowicie z pola widzenia dziennikarzy, komentujących ostatnią konfrontację izraela z hamasem.
kilka dni temu dostałem apel od mojego tutejszego znajomego, bym poparł akcję przeciwko antysemityzmowi i w obronie izraela.
uważam, że są to dwie całkiem różne sprawy. nie muszę ci tłumaczyć, co myślę na temat antysemityzmu. ale deklarowanie z góry poparcia dla polityki obecnego rządu izraelskiego niezależnie od jego posunięć – nie jest w moim rozumieniu działaniem na rzecz izraela, ani nie przyczynia się do zwalczania antysemityzmu. to, co proponują animatorzy takiej akcji, to zachowania plemienne. moje plemienne odruchy nigdy nie były silne, a teraz, w moim obecnym stadium młodości jestem już dość rozważny w angażowaniu się. nim przyłączę się do jakiejś akcji muszę zostać skonfrontowany z silnymi argumentami. a nade wszystko, mój instynkt dziennikarski podpowiadał mi od początku, że obecny konflikt wokół gazy nie przekształci się w konfrontację na dużą skalę, tym bardziej niezrozumiała była dla mnie histeria, jaka ogarnęła wielu moich przyjaciół. ta konfrontacja, formalnie zwrócona przeciwko izraelowi jest w istocie kulminacją wewnątrzarabskich sporów. pierwszym sygnałem było przemówienie króla arabii saudyskiej abdullaha sprzed kilku dni, w którym nie padło ani jedno słowo przeciwko izraelowi.
egipt przez cały czas trwania konfliktu odgrywa rolę mediatora między izraelem a hamasem – nic dziwnego, skoro hamas popiera terrorystów, którzy ostatnio rozpanoszyli się na synaju, przepłaszając stamtąd turystów.
te puzzle mają więcej klocków i jeszcze ich nie poukładałem, ale od początku czułem przez skórę, że ta gra ma drugie dno.
artykuł z „jerusalem post”, który dziś zobaczyłem podbudowuje moje przypuszczenia – choć nie jest to moja ulubiona gazeta, ani nie we wszystkim się zgadzam z argumentacją autora artykułu…
natan gurfinkiel
p.s. „eyeless in gaza” („niewidomy w gazie”) to tytuł wydanej w 1936 roku głośniej książki aldousa huxleya – autora „nowego wspaniałego świata”(„brave new world”), jednej z najgłośniejszych powieści XX wieku

 
                     
											
Liczby (bilans strat) mówi jasno, tylko że (no właśnie). Ciekawi mnie jedno, co by się stało jakby Mojżesz wstał z grobu i zebrał w jednej chwili cały lud Izraela i powiódł ich do Nowej ojczyzny przez jakieś kolejne morze. Jednak tym razem by to się nie udało. I Bóg pokarał lód za grzechy popełnione zamykając fale nad ich głowami. I rozwiązał w ten sposób problemy tamtego regionu. To możliwe skoro i ludzie dogadywali się i sprzedawali narody (vide Teheran) więc i Jahwe z Mahometem się dogadać mógł.
Ale wracajmy na ziemię. Wielka radość wśród palestyńczyków, ruszyliby zniszczyć ślady bytności żydów. Po tygodniu biesiad i radości zaczęliby się bić o to kto bardziej się przysłużył wiktorii. A następnie ruszyliby w świat robić to co jedyne potrafią… zabijać. Zmyślam? Obawiam się że nie.
Nam nowoczesnym europejczykom nie wypada się przyznać że żydzi są nam bardzo na rękę, ale tak jest. Niestety ale tak.
To sie powtarza jak pory roku. Ile razy Palestynczycy sie dogadaja miedzy soba i zglosza choc rozmow pokojowych z Izraelem, jest wojna. Widac ze tej sprawy nie da sie zalatwic raz i na zawsze. Proponuje by Palestynczycy podzielili sie na gminy, i kazda z nich negcjonowala osobno, swoj traktat pokojowy z panstwem zydowskim. Moze wtedy zanotujemy jakis postep – w tym roku Izrael zawarl pokoj z 15 km kw Palestyny.
@Jarkeczek
„Nam nowoczesnym europejczykom nie wypada się przyznać że żydzi są nam bardzo na rękę, ale tak jest. Niestety ale tak.”
Eyeless in Ghaza, złowróżbny cień Samsona, to jeden aspekt sprawy. Drugi – to „Die Irren von Zion” (Henryk M. Broder). A sytuacja przerażająco stabilna, póki Izrael ma te rakiety, by osłaniać swoich obywateli, a Hamas tych nieszczęsnych zakładników w Gazie, by osłaniać swe wyrzutnie rakiet. (To z kolei cytat z Netanyahu.)
Żydzi podobnie jak Polacy muszą mieć realnego wroga inaczej życie traci sens.