Stanisław Obirek: Donkiszoteria dziennikarzy Rzepy3 min czytania

michnik2016-01-05.

Miguel de Cervantes stworzył postać niezapomnianą, która stała się jednym z paradygmatów naszego postrzegania świata – szaleńca, który oderwany od rzeczywistości próbował ją jednak kształtować, zmieniać. Nie wyszło, Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy to jednak symbol nieudanego reformatora. Jednak jego szlachetność nie przestaje roztkliwiać i budzić sympatię. Na pewno moją, jestem po jego stronie i zawsze byłem. Jest jednym z moich bohaterów.

Gorzej gdy chimery za jakimi uganiają się ludzie są nie tylko wymyślone, ale uderzają w konkretnych ludzi. Stają się pretekstem snucie nienawistnych scenariuszy „likwidacji”, albo są zapisem uczucia ulgi, że oto bestia została wreszcie osadzona i sprawiedliwie pokonana.

Taką chimerą, za jaką uganiają się od lat „niepokorni” dziennikarze jest Adam Michnik. Ich przywódca to nawet całą książkę na ten temat napisał. Wraz ze zwycięstwem Wielkiego Stratega sprawa wydała się zamknięta. Skoro bestia została pokonana, to należy po prostu zakasać rękawy i budować nową, świetlaną przyszłość. Jednak nie, dzieło oczyszczenia musi byś doprowadzone do końca.

Podjęło się go dwóch dziennikarzy. Najpierw Konrad Kołodziejski, w Nowy Rok opublikował obszerny esej „Z dziejów nienawiści w Polsce” ( Rp 01.01.2016), a trzy dni później kropkę na „i” postawił Andrzej Stankiewicz w brawurowym tekście „Kaczyński burzy Polskę Michnika” (Rp, 04.01.2016). Oba teksty budzą zaciekawienie jako zapis stanu świadomości – przynajmniej niektórych – dziennikarzy. Mniej dowiadujemy się o rzeczywistości, od której oba są zupełnie odklejone. Kołodziejski rozprawia się bowiem z mitycznym „punktem widzenia Michnika”, który utożsamia z własnym widzeniem III RP. Stankiewicz idzie dalej, bo mu już nie wystarczy „punkt widzenia”. Po prostu utożsamia Polskę z Michnikiem.

Znacznie ciekawsza jest diagnoza postawiona przez Jarosława Kaczyńskiego najpierw w Radiu Maryja, a potem przedrukowana w „Naszym Dzienniku”, który przynajmniej ogranicza się do mediów. Dzieli je na dwie grupy, te niemieckie i te mało znaczące. Te drugie, jak wnoszę, bo Prezes o tym wyraźnie nie mówi, obejmują przede wszystkim „Gazetę Wyborczą”. Tak więc:

„Po pierwsze, są tu istotne kwestie własnościowe. Większość naszych mediów jest w rękach niemieckich – to musi mieć wpływ na ich postawę. Natomiast w wypadku innych mediów jest to obrona przywilejów systemu, w którym te media mogły funkcjonować oraz wywierać bardzo duży wpływ na życie publiczne. Dobra zmiana, o której mówimy, ten wpływ ograniczy, sprowadzi do właściwych wymiarów. Pewne niewielkie środowiska, które – gdyby polska historia wyglądała inaczej – w ogóle nie mogłyby w Polsce odegrać żadnej roli, która jest skutkiem wojny i komunizmu. Gdyby nie to podporządkowanie, w Polsce byłyby pewnie tylko mało ważnym i nieszanowanym marginesem” (ND, 30.12 2015).

To jest krótki kurs o mediach w Polsce od 1989 do 2015.

Ciekawy i zagadkowy jest ten drugi przymiotnik – nieszanowany. Ciekawy przez kogo?

Stanisław Obirek

 

 

 

9 komentarzy

  1. narciarz2 05.01.2016
  2. jotbe_x 05.01.2016
  3. otoosh 06.01.2016
    • Therese Kosowski 07.01.2016
  4. slawek 06.01.2016
  5. Therese Kosowski 06.01.2016
  6. malpa z paryza 06.01.2016
    • pak 07.01.2016
  7. Magog 07.01.2016