Andrzej C. Leszczyński: Piękne słowo – dialog11 min czytania

diialog2016-04-27.

Rzeczywiście, piękne. Jorge Louis Borges mawiał, że dialog jest najlepszą rzeczą, jaką dwadzieścia kilka wieków temu wymyślili Grecy. Słowo to mówi o wykraczaniu (dia-) poza siebie – poza swoją myśl (logos). Dialog – „rozum we dwoje”, jak określał go Józef Tischner – jest zaprzeczeniem mentalności „głuszców”, tokujących wciąż po swojemu i głuchych na otoczenie. Niestety, nadużywane i wykorzystywane w marnych okolicznościach, słowo to przyblakło, zagubiło swe pierwotne znaczenie.

Sztuka rozmowy

Grecy wiązali dialog z dialektyką, którą pojmowali jako umiejętność dyskutowania. Dialektyk był mistrzem dysputy. Nie była to dysputa akademicka, w której liczą się riposty i popisy oratorskie. W dialektyce chodziło o dyskusję rozumianą w sposób bardzo poważny. Była środkiem prowadzącym do celu, jakim jest prawda.

W wąskim kręgu zwęża się myśl, pisał Fryderyk Schiller. Prawda to pień wyrastający z wielu korzeni. Żeby możliwe było poznanie, muszą istnieć dwa przynajmniej stanowiska. Im więcej ich będzie, tym solidniejszy będzie sam pień.

Paweł Hertz opowiadał Barbarze Łopieńskiej o swoich rozmowach z Henrykiem Krzeczkowskim: „[…] trzeba było odznaczać się wieloma cnotami, żeby, nieraz mając na różne sprawy całkiem odmienne poglądy, wytrwać w tym dialogu. Ale nas zajmowało przede wszystkim jądro każdej z omawianych przez nas spraw, a nie nasze przewagi w argumentacji. Nie chodziło o to, aby mieć rację, ale o to, aby wzajemnie rozpatrzyć rzecz całą i odnaleźć jej racje, racje sprawy”.

Rzetelna rozmowa zakłada partnerstwo, pozostawanie na tej samej płaszczyźnie. Nie można rozmawiać zadzierając głowę lub spoglądając z góry. Przystępując do dialogu trzeba zrzucić to wszystko, co pozwala być „mądrym” dzięki tytułom, sprawowanym urzędom bądź społecznęj pozycji. Człowiek znajduje drugiego człowieka naprzeciw siebie. Nie powinien szukać w nim jakichkolwiek znamion, wyróżnień, nie powinien – mówi Emanuel Lévinas – dostrzegać nawet koloru jego oczu.

Porozmawiamy uczciwie dopiero wtedy, gdy obaj zostaniemy w gaciach – powiedział pewien oficer do kogoś, kto zachęcał go dialogu ubrany w generalski mundur.

Ten, kto jest stroną dialogu, nie może „rozdwajać się”, stawać się arbitrem całości rozmowy patrzącym na nią z zewnątrz. Gwarantem rzetelności dialogu ma być sama jego struktura, tzn. respektowanie przez uczestników wspólnych reguł i norm.

Józefa Hennelowa (Czy na pewno warto rozmawiać?) pisze o takich regułach, jak ustalenie tematu, zagadnień, znaków zapytania, horyzontu spodziewanych po dyskursie rezultatów. Wszystko to przy założeniu, „że z wymiany argumentów skorzystają obie strony. Bo jeśli zatryumfować ma tylko jedna, nie będzie to rozmowa”.

Źródła

Dialog jest wydobyciem się z siebie, dokonuje się zawsze na zewnątrz, pomiędzy. Jego potrzeba wynika z ograniczoności i ułomności poznawczej poszczególnych ludzi. Także z jednostronności, stronniczości sądów na swój temat. Największy wysiłek przyjaźni, pisał La Rochefoucauld, polega nie na ukazywaniu błędów naszych przyjacielowi, lecz na odkrywaniu mu jego własnych.

Jean Piaget: „Ktoś, kto myśli wyłącznie na swój użytek i żyje w związku z tym w permanentnym stanie wiary, to znaczy ufa swoim własnym przekonaniom, nie będzie się oczywiście zastanawiał nad przyczynami i motywami wyznaczającymi jego proces życiowy. Dopiero pod presją dyskusji i konieczności stawienia czoła opozycji, starając się usprawiedliwić w oczach innych, nauczy się obserwować uważnie swoje własne myślenie, to znaczy ustawicznie wykrywać motywy popychające go w określonym kierunku”.

Dobrze że istniejesz – takie poczucie winno kierować się w stronę partnera w dialogu, czyli pomocnika w poznaniu świata i siebie samego. Jest on czymś więcej, niż środkiem, dzięki któremu zyskuję wiedzę. Jest partnerem, kimś, kto nie traci w dialogu swej podmiotowości w stopniu większym, niż pierwszy.

Ryzyko

Trzeba być oczywiście dobrego zdania o własnym poglądzie, skoro jest prezentowany w rozmowie. Nie należy jednak oczekiwać, by pozostał on tożsamy z końcowym efektem tej rozmowy.

Roman Ingarden (O dyskusji owocnej słów kilka) mówi o gotowości do zmiany własnych sądów. „Jeśli istotnie jesteśmy swobodni wewnętrznie, gotowi jesteśmy zawsze – i udaje się nam to mniej lub więcej sprawnie – zawiesić nasze własne przeświadczenia, twierdzenia, a nawet umiłowania, by móc przystąpić do dyskusji z całą gotowością do uznania cudzego poglądu, a nie tylko w tendencji do przeforsowania własnej opinii. Gdzie brak tej gotowości do odstąpienia od własnych twierdzeń i do przyjęcia stanowiska naszego oponenta – dyskusja jest od pierwszej chwili skrępowana i przeprowadzana raczej dla pozoru czy dla zaspokojenia własnej ambicji, a nie w tendencji dojścia wspólnie z przeciwnikiem teoretycznym do prawdy”.

Korzystałem ze sformułowań Romana Ingardena, gdy gościłem Świadków Jehowy deklarujących chęć dialogu na tematu wiary. – Dialog to rzecz poważna i w pewien sposób ryzykowna – mówiłem. – Po odbyciu uczciwej rozmowy człowiek jest inny, niż wcześniej. Ja będę otwarty na wasze argumenty, ale i wy bądźcie uważni na moje. Może nawet warto byłoby podpisać deklarację gotowości do zmiany wcześniejszego stanowiska, gdyby wynikało to z wysłuchanych racji? Moim gościom ani w głowie była taka otwartość, więc – spotykając się z czystej sympatii przez kolejne miesiące – istotnych rozmów już nie prowadziliśmy, bo byłyby tylko przekonywaniem.

Czy możliwy jest w ogóle dialog międzywyznaniowy, związana z nim gotowość do zmiany przekonań?

Maciej Bielawski – kiedyś zakonnik, profesor i dyrektor Instytutu Monastycznego benedyktynów w Rzymie; obecnie weroński pisarz, tłumacz i malarz – swoje stanowisko wyraża już w tytule szkicu: Dialog  możliwy i konieczny. Jego zdaniem dialog między religiami jest faktem historycznym i kulturowym. „Czym byłoby chrześcijaństwo bez judaizmu i czym judaizm bez chrześcijaństwa? Czym byłby judaizm bez spotkania z hellenizmem? Czym byłoby chrześcijaństwo bez spotkania (i dialogowania na przestrzeni wieków) z religijnymi kulturami Grecji, Rzymu i innych narodów? Czy bez religijnych i filozoficznych wpływów hellenizmu zaistniałaby koncepcja Chrystusa jako Logosu i zostałby napisany pierwszy rozdział Ewangelii św. Jana? Czy powstałaby w chrześcijaństwie jego doktryna trynitarna?

Dialog międzyreligijny, dodaje autor, jest zresztą sam w sobie „religijny”, gdyż opiera się na zawierzeniu i ufności zwrócenie się ku Innemu. Stanowi też gwarancję pokoju: większość wojen, jakie toczyła ludzkość, były wojnami religijnymi.

Na ten ostatni aspekt zwraca także uwagę Hans Küng: „Nie będzie pokoju w świecie bez pokoju między religiami, nie będzie pokoju między religiami bez dialogu między religiami i nie będzie dialogu między religiami bez globalnych etycznych wzorów. A nasz glob nie przeżyje bez globalnego etosu, bez etosu światowego”.

Pisał Wacław Oszajca SJ (Wierzyć do szaleństwa), że można zdążać do Boga w trojaki sposób. „Nawzajem się zabijać i śpiewać Bogu »Te Deum«, że pokonaliśmy wrogów. Uprawiać marketing: nasz Bóg jest najprawdziwszy i najlepszy. Trzecia droga to dialog. Umiejętność poznawania innych ludzi i religii. Z nastawieniem, że byłoby grzechem z góry założyć, że niczego dobrego tam nie znajdziemy”.

Granice

Dialog prowadzący do zmiany stanowiska jest wyrazem uznania przedstawionych przez partnera racji. Zmiana oznacza zyskanie nowej wiedzy i poszerzenie pola świadomości.

Czym innym jest kompromis. Słowo to ma w sobie coś z handlu. Oznacza wyrzeczenie się czegoś dla zyskania czegoś innego. Leszek Szaruga pisze o konieczności kompromisu w życiu zbiorowym – i o polskiej deprecjacji tego pojęcia: „Nie uznajemy kompromisów, gdyż każdy kompromis traktowany jest jeśli nie wprost jako kapitulacja, to w każdym razie jako klęska lub tylko przegrana. Istotą kompromisu – osiąganego przecież jedynie w dialogu – jest zdolność do ustępstw obu stron, rezygnacji z czasem nawet istotnych żądań czy pomysłów w imię ocalenia tego, co się uważa za wspólną wartość”.

Kompromis jest niewątpliwie wartością społeczną i polityczną – lecz nie może obejmować pewnej szczególnej sfery, jaką stanowią sądy aprioryczne (aksjomatyczne, formalne). One są z istoty niepodważalne. Sąd „2+2=4” nie może być przedmiotem dialogu, którego uczestnik twierdziłby, że 2+2=6 (kompromis kazałby uznać, że 2+2=5).

Przypuszczam, laik w tej dziedzinie, że podobnie ma się rzecz z normami prawnymi, ślepymi (opaska na oczach Temidy!) na względy empiryczne (materialne). Nie ma co myśleć o kompromisie w sprawie obowiązującej Konstytucji – i określonego przez nią statusu Trybunału Konstytucyjnego – ponieważ jest właśnie obowiązująca. I mówi wyraźnie: „Sądy i Trybunały są władzą odrębną i niezależną od innych władz” (art. 173). „Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego w sprawowaniu swego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji” (art. 195, p.1).

Erystyka

Najwybitniejszy z gdańszczan, Artur Schopenhauer, opisuje przeobrażenie się dialogu w postać zwyrodniałą, podporządkowaną regułom walki. Jego niewielka książeczka nosi tytuł Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów.

Dialektyka, szukająca prawdy sztuka rozmowy, została zastąpiona przez erystykę, sztukę sporu dążącą do zwycięstwa nad przeciwnikiem (éris – kłótnia; erynie – boginie kary, zemsty). Erystyczną skuteczność przynoszą takie środki, jak argumenty ad personam, sofizmaty, pozory racji – wiele innych, które wymienia Schopenhauer i jakie można u nas zobaczyć podczas polemik parlamentarnych bądź telewizyjnych.

Schopenhauer pokazuje, że spotkania rozmawiających ze sobą partnerów stały się z czasem relacją „pana” i „niewolnika”. Rozmowa dziś jest najczęściej presją, chodzi w niej o przekonanie, nie zrozumienie. A wszystko dlatego, że wylazło z człowieka przyrodzone mu zło. Nie o prawdę mu chodzi, ani o inną jakąś wartość uniwersalną (dobro wspólne), lecz o siebie, zaspokojenie własnej pychy.

Polski kształt dialogu

Wielcy dialogicy – Franz Rosenzweig, Ferdinand Ebner, Emanuel Lévinas, Martin Buber  (on przede wszystkim) – mówili, że tożsamość zyskuje się poprzez relacje opozycyjne. Ja możliwe jest dzięki relacji do Ty.

Spotkanie ludzi jest pomnażaniem tożsamości. Pojawienie się drugiego, jego pytania o moje widzenie rzeczywistości, uświadamia mi, „że istnieje obok mnie inny świat, jego świat – to, co on widzi i czego doświadcza” (Józef Tischner). Świat jest każdorazowo czyimś światem. Jak  pisał w Notatkach Nicola Chiaromonte, rzeczywistość to „żywe lustro w nas: nasza świadomość, nasz umysł i myślenie, nasze patrzące oko”.

Gdy rozmawiam z kimś o Polsce – spotykają się ze sobą dwa kraje (dwie ojczyzny) zwane Polską: jego i mój. Może być o wiele więcej tych krajów (ojczyzn), więcej odsłonięć i ujawnień bogactwa zawartego w rzeczywistości noszącej nazwę Polska. Trzeba by tylko chcieć wsłuchiwać się w głosy, które mówią o wspólnej ojczyźnie.

Polski kształt dialogu – by odwołać się do tytułu znanego eseju Józefa Tischnera – jest dziś wyzbyty jakiegokolwiek kształtu. To obraz całkowicie rozmyty, na dodatek pozbawiony ram.

Urzędowymi ramami były (nie wiem nawet, czy wciąż są) takie instytucje, jak Komisja Trójstronna ds. Społeczno-Gospodarczych, Wojewódzkie Komisje Dialogu Społecznego, przyjęte oficjalnie Zasady Dialogu Społecznego itp.

Są to (jeśli są) ramy puste, nie wypełnione żadnymi rzeczywistymi treściami i emocjami społecznymi.

W dzisiejszej praktyce rządzenia trudno zobaczyć choćby próbę rozmowy, słuchania i rozumienia, co jest przecież fundamentem demokracji. Dominuje walka, erystyka w czystej postaci.

U osób sprawujących władzę – zapewne dlatego, że poruszane są przez jednego animatora – nie widać najmniejszej chęci do przyjęcia ryzyka zmiany swego stanowiska.

Charakteryzuje ich, a najpierw jego, coś, co można określić mianem autokratycznego fundamentalizmu posługującego się populistyczną retoryką.

Fundamentalizm jest takim przekonaniem o własnej racji, które czyni zbędnym pytanie o inną (czyjąś) rację. Wyrażany jest poprzez silne zaangażowanie zewnętrzne (agresywna propaganda, manifestacja gotowości do walki).

Fundamentalizm, choć stara się przywdziać taką maskę, nie jest tradycjonalizmem ani też jakąś postacią konserwatyzmu.

Głosząc przywiązanie do trwałych wartości (rodzina, naród), fundamentaliści artykułują je i realizują za pomocą nowych, rewolucyjnych w treści i paskudnych w formie zachowań i metod. Już z tego tylko powodu wzbudziliby odrazę u takich konserwatystów, jak Edmund Burke czy Joseph de Maistre.

Andrzej C. Leszczyński

 

8 komentarzy

  1. Marian. 27.04.2016
  2. Federpusz 27.04.2016
  3. Obirek 27.04.2016
  4. j.Luk 28.04.2016
  5. PJD 28.04.2016
  6. hazelhard 28.04.2016
    • PK 08.05.2016
  7. PJD 28.04.2016