Aneta Wybieralska: Z listów do Przyjaciela7 min czytania

12.06.2023

Ten, kto nie jest kochany, zawsze jest samotny wśród tłumu

(George Sand)

Przyjacielu, zadam Ci pytanie retoryczne, ponieważ już nie odpowiesz mi na nie…

Co miała na myśli ta płodna francuska pisarka doby europejskiego romantyzmu? Czy jej słowa należy interpretować jedynie przez pryzmat epoki, w której żyła, tworzyła i kochała? Czy też może w kontekście jej feministycznych, nietuzinkowych poglądów? Oraz jej bezkompromisowej walki z uprzedzeniami konserwatywnego społeczeństwa?

Wiesz, zastanawiam się także, czy fraza „być kochanym” jest tożsama z „być obdarzonym miłością?” (Tu: przez kogoś). To może być niewielka i subtelna, acz znamienna różnica. Tkwiąca na przykład w samym podmiocie miłości, jej strukturze, rodzaju…

No ale przecież Sand była wielokrotnie zakochana, też kochana. Miała wielu kochanków, zwanych dzisiaj partnerami. Nawet jedną kochankę, albowiem Sand chyba eksperymentowała z miłością. Balansowała na granicy przyzwoitości, dobrego smaku, oraz łamała standardy ówczesnej mentalności. Nota bene, daleko nowocześniejszą niż nasza obecna.

Czyli najprawdopodobniej ona pisze o tym rodzaj miłości. O namiętności, zbliżeniu uczuciowym i fizycznym. O poznawaniu się nawzajem.

Co sądzisz? Czy ja rozumuję prawidłowo?

Ty znałeś język francuski. Czy powyższy zacytowany przeze mnie aforyzm przetłumaczyłbyś tak samo? Czy zmieniłbyś jego dosłowność, kontekst, odkrył owe kobiece subtelności i ich ścisły związek z większą całością?

Przyjacielu, Ty znałeś się na kobietach, obcowałeś z ich całym mnóstwem, wiele z nich szczerze kochałeś … Po swojemu. To znaczy tak jak mężczyzna może kochać piękną kobietę. Czy one odwzajemniały Twoje uczucie? Tak samo intensywnie?

Gdy Cię poznałam, byłeś samotny wśród tłumu. Otoczony destrukcyjną beznadzieją, poczuciem wyobcowania, nawet odrzucenia. Nie czułeś się kochany przez nikogo. Równocześnie sam bałeś się znów pokochać.

Właśnie, czego Ci wówczas brakowało? Uniesienia? Emocji? Zaangażowania? Afektu? Bezinteresownego, czystego. Pięknego uczucia rozświetlającego duszę i ciało. Kompatybilnego, zarazem przenikającego się z prawdziwą przyjaźnią i zrozumieniem. Niczym synergia dwojga rozumnych uczuć… Zrozumienia, empatii, przyjaciółki od serca? Albo po prostu prawdziwego Przyjaciela. Czy tak było?

Jedno jest pewne, mój Przyjacielu. Ja teraz pozwalam sobie na myślnie o miłości prawie tak samo, jak onegdaj myślała George Sand. (Jeśli dobrze zrozumiałam jej aforyzm). Jak kiedyś ona, teraz ja opowiadam się za okazywaniem uczuciowych emocji, za otwieraniem serca. Za uwolnieniem uczucia, za bezwstydliwym, bezpruderyjnym okazywaniem tej i innych namiętności. Choćby miało to trwać tylko chwilę zbliżoną do jakże ulotnej, eterycznej trwałości życia egzotycznego motyla.

Nie, nie chodzi mi bynajmniej o obnażanie się publicznie. Takowe wydaje się groteskowe, infantylne, zupełnie nie w moim stylu. (Nie w naszym stylu). Chociaż, patrząc na to z drugiej strony, jakby z odmiennej perspektywy osoby piszącej i wydającej powieści obyczajowe, ja sama stałam się poniekąd osobą publiczną. Mam świadomość konsekwencji. Przyznam także, że coraz bardziej bolesną.

Jednak nie. To zbyt intymne. Co innego kochać samemu, co innego pisać o tym powieści, pozwalając sobie na fabularne rozważanie teoretyczne, choćby po to, by emocjonalnie poruszyć oraz zainteresować Czytelnika.

Miłość, uczucie. Poryw serca, zauroczenie. To przecież takie ludzkie. Tak?

Ty byłeś człowiekiem renesansu, wiedziałeś zatem, że nic, co ludzkie, nie powinno być nam… Obce?

Teraz jest niestety inaczej. Z dnia na dzień odczłowieczamy się, chamiejemy, wulgaryzujemy nasze życie i uczucia. Traktujemy je jak rozrywkę, frywolną grę, by zaspokoić tylko naszą próżność. Albo wyrządzić komuś krzywdę szantażem emocjonalnym. Tak też bywa.

Kwestie miłości coraz bardziej sprowadzamy li tylko do aktu fizycznego, także przygodnego, jednorazowego. Bawimy się uczuciami (swoimi i cudzymi) potęgując ekspozycję atawistycznych chuci. Albo perfidnie tę miłość udajemy, próbujemy coś na niej ugrać.

Co się z nami stało? Dlaczego staliśmy się zgorzkniałymi frustratami nieczułymi na krzywdę innych? Niepomni tego, że ranimy?

Signum temporis? W takim razie (za Cyceronem), uzupełnię wypowiedź o frazę: O tempora, o mores! 

Przecież miłość jest piękna. Potrafi być piękną, ba, najpiękniejszą. Prawdziwa miłość jest uczuciem szlachetnym. Każda. Jest tak naturalna, jak wiatr, jak burza, jak spokojne bezkresne morze lub górska lawina. I zmienia perspektywę.

Od wielu wieków opiewana cudnie przez pisarzy, petów, bardów… Malarzy i rzeźbiarzy. Do niej odwołują się mitologie, wszystkie greckie muzy. Nie tylko Afrodyta, ta najbardziej urodziwa z bogiń antycznych mitów, uznana specjalistka od miłości, (nie)ludzkiego piękna, kwiatów i pożądania.

Staram się, ale nie potrafię pisać o miłości tak pięknie, jak Mickiewicz, Asnyk, Leśmian, Gałczyński, Borowski, jak Goethe albo Heine.

Te jej odsłony… Takie nieodgadnione, ciekawe… Czy przyjdzie mi jeszcze doświadczyć? Czy zostanie odwzajemniona?

Przyjacielu, znasz mnie. Ja nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała zrywać z utartymi stereotypami, przekraczać granice, wydeptywać nowe szlaki, próbować, eksperymentować, smakować… Równocześnie wiele ryzykować.

Co ryzykować? Ty wiesz. Moją przyrodzoną kobiecość we wszystkich jej odsłonach. Jestem przecież osobą świadomą mojej płci. Nie mam innego wyjścia. To dla mnie przekleństwo. Chciałabym inaczej. Po męsku.

Wszystkie pojęcia, którymi dawno temu operowała romantyczna i prowokująco performerska George Sand ewoluowały, stały się jakby inne. Jedne utleniły się z czasem zamieniając w ulotny pył, inne nabrały odmiennego znaczenia wkraczając na obce tamtym orbity.

Wracając do tematu tego listu.

Możesz się nie zgodzić, powątpiewać, polemizować. Zaprzeczyć. Masz do tego pełne prawo, albowiem inaczej czujesz, odbierasz bodźce. Jesteś mężczyzną. Uważam, że każdy prawdziwy Człowiek powinien mieć kogoś, kto go kocha. I każdy powinien umieć odwzajemniać tę miłość. Na zasadzie partnerstwa, zrozumienia, przyjaźni, szacunku. Albo, jeśli trzeba, jedynie kompromisu.

Jestem pewna, że Ty to potrafiłeś. Ja natomiast nie chciałam, abyś Ty, mając mnie, czuł się samotny. Właśnie w ten sposób ja pojmuję przyjaźń i więź dwojga ludzi. Mówiąc językiem romantyków, jako czyste braterstwo dwojga dusz.

Otaczający Cię tłum oddalał się od Ciebie, Ty zaś świadomie go unikałeś. Bo i nikt z niego Ciebie nie kochał prawdziwie.

Czy o to chodziło Sand? Co takiego się wydarzyło, że odważyła się na podobne twierdzenie? Bodaj najsłynniejszym jej ukochanym był Fryderyk Chopin. Tworzył arcydzieła, porywał swoją wrażliwością, kunsztem, talentem. Jego muzyka brzmi pięknie do dzisiaj, interpretowana jest na tysiące sposobów.

I Ty byłeś artystą. Dla mnie byłeś. Pięknie pisałeś, cudownie mówiłeś, Twoja wrażliwość na sztukę była równie fascynująca. Czytałeś o miłości z pobłażliwym zrozumieniem, potrafiłeś cudownie i z wielkim oddaniem kochać… W moim świecie artystą jest każdy człowiek wrażliwy na sztukę, czujący klimat muzyki, literatury, przyrody, architektury. Reagujący wrażeniami: cudne, paskudne, ładne, brzydkie. Nieobojętny.

Jakąkolwiek miłość wzajemną przyjmowałeś natomiast ze zdumieniem i niedowierzaniem. Pytałeś: dlaczego ja?

Jako preludium zakończenia mego listu przytoczę inną sentencję G. Sand – tej ponadczasowo wyzwolonej, odważnej kobiety. Z którą to sentencją także poniekąd ja się zgadzam, ale od siebie dodam do niej słowo „niestety”. Albowiem:

„Nie przypisuje się prawdziwych win tym, których się kocha”.

Niestety.

Parafrazując oraz łącząc mądre sentencje paru klasyków, zaryzykuję tezę, że cały nasz glob, cała ludzkość, jej rozwój, potęga oraz nieuchronna ewolucja opiera się właśnie na miłości.

To jest element życia. Albo czeka nas nieuchronna zagłada opierająca się właśnie na miłości. Do kogoś lub do czegoś. Zaś sedno tkwi w jej intensywności oraz czasami nazbyt paranoicznej żarliwości.

avatar

Aneta Wybieralska

Dziennikarka – freelancerka, autorka kilku powieści

 

3 komentarze

  1. lolalola12 13.06.2023
  2. Senex 14.06.2023
  3. Senex 16.06.2023