Aneta Wybieralska: Pokusa6 min czytania

16.05.2023

Tym razem postanowiłam odwrócić kolejność fraz, a moją kolejną filmową recenzję rozpocząć od pytania brzmiącego:

– Momenty były?
I natychmiast udzielić odpowiedzi:
– Tak. Były. Jak cholera były. Momentami za długie, na pewno za dużo. Pojawiały się momenty zakrawające nawet na wulgarną pornografię, nadto mające niewiele wspólnego ze zmysłową erotyką.

W każdym razie i ujmując rzecz kolokwialnie, Marysia Sadowska przegięła z momentami. Bo to ona jest reżyserką filmu „Pokusa”.

Teraz mogę zamieścić niezbędną w tym cyklu frazę o filmie. Widziałam. Obejrzałam do końca. Ale czy był fajny? Film, nie tylko jego koniec. Nie powiedziałabym, nie ujęłabym w ten sposób. Nie umieściłabym go w kategorii filmów „Fajne”. Na potrzeby tego obrazu (i paru innych obejrzanych, nawet przeze mnie zrecenzowanych), stworzyłabym kategorię „Kontrowersyjne”.

Uff. Wstęp do cyklu mam z głowy.

Fabułę „Pokusy” uważam za typowo szołbiznesowa. Oto zaglądamy do alkowy celebrytów dziennikarskich i muzycznych. Producentów, wydawców, muzyków, aktorów, sportowców. Pismaków. Ludzi z pieniędzmi, ludzi bez skrupułów, stawiających sobie ponad wszystko parcie na szkło i sitko, na błyszcząco błyskotliwą karierę. Brylowanie w błysku fleszy. Perfidne wykorzystywanie otaczających ich ludzi, by sprostać odwiecznej zasadzie: „po trupach do celu”. Celem natomiast jest wielki świat, kariera, sława, jeszcze większe pieniądze. Władza, tak zwany świecznik. Przy okazji dobra zabawa, podczas niej nieziemski „odlot”.

Młoda, poniekąd atrakcyjna (bo młoda, bezczelna, przebojowa, sama atrakcyjność jest natomiast kwestią gustu i mody), jak też ambitna Inez (w tej roli głównej obsadzono Helenkę Englert) marzy o karierze dziennikarki. Robi dużo, ryzykuje jeszcze więcej. Gdy dostaje pracę w popularnym serwisie śledzącym życie gwiazd sportu i ekranu, wydaje jej się, że wielki świat ścieli się jej do stóp. Tylko na niego nastąpić, potem odcinać kupony. Inez nie zdaje sobie sprawy, przynajmniej początkowo, jak dalece ów świat różni się od jej wyobrażeń, jak bardzo może być niebezpieczny oraz destrukcyjny. Jej bezpośrednia szefowa Marta (Joanna Liszowska) jest ostrożna, jakby niechętna młodej. Studzi jej zapały, jak może. Filip natomiast, włoski szef najgłówniejszy (Andrea Preti), jest wprawdzie niezwykle atrakcyjnym mężczyzną, ale traktuje Inez jak dziewczę na posyłki. Zaś jej idol Maks, piłkarz u szczytu sławy, okazuje się czarującym, ale tajemniczym facetem. Intrygująco niepokojącym, zagadkowym, wręcz przyciągającym niczym magnes. To właśnie o nim Inez ma napisać swój pierwszy materiał. W tym (za)szczytnym celu (sic!) berze udział w swoistej pseudodziennikarskiej grze polegającej na nie odstępowaniu Maksa na krok przez kilka dni. To, co młoda kobieta zobaczy, przeżyje, poczuje, w czym przyjdzie jej brać udział, będzie musiała zachować w ukryciu. Zgodnie z podpisanym kontraktem. Chyba że znajdzie w sobie na tyle odwagi, determinacji i bezkompromisowości, ażeby wywołać skandal, jakiego ten ekskluzywny (sic!) światek jeszcze nie widział.

Nie zaskoczę Państwa aktorem grającym Maksa. Tak. To on! Piotr Stramowski. No bo przecież nie da się aktualnie zrobić żadnego mocnego, seksistowsko wytatuowanego filmu bez Stramowskiego, o czym zapewne doskonale wiedzą wszyscy krajowi producenci i reżyserzy, powierzając temu aktorowi kolejną rolę główną.

Cóż. Choć tego typu pokusy (pieniądze, władza, seks) są stare jak świat, film jest młody. Premiera miała miejsce pod koniec stycznia tego roku. Zakwalifikowano go do kategorii: thriller erotyczny.

Jeśli chcecie Państwo wiedzieć, co ja o nim myślę, najpierw przytoczę odnalezioną w sieci ocenę reżysera (Sadowskiej), pod którą również ja mogę się podpisać.

[…] „Nie sposób nie zauważyć swoistego pęknięcia w jej filmografii. Po bardzo dobrze przyjętym (zarówno przez krytyków, jak i widzów) „Dniu kobiet” i „Sztuce kochania”. Historii Michaliny Wisłockiej” jej kino zaczęło się niebezpiecznie odklejać od wiarygodności scenariuszowej, głębi psychologicznej i reżyserskiej konsekwencji. Sadowska wskazuje palcem na problem (napaść i przemoc seksualna, mobbing, sex-working, szowinizm… ), ale nie robi właściwie nic, aby zgłębić jego istotę. Zrozumcie mnie dobrze: nie odmawiam reżyserce „Dziewczyn z Dubaju” kontaktu z rzeczywistością, odwagi, zmysłowości, pewnej dozy kreacyjnego szaleństwa, chęci nieustannego demakijażu gatunkowych konwencji (szczególnie tych odnoszących się do komedii romantycznych) czy portretów polskich kobiet. Odnoszę jednak wrażenie, że chcąc tę polską rzeczywistość opowiadać z nową siłą i w nowych barwach, Sadowska nie wyczuwa bolesnej sztampy, którą tak chętnie nabija swoje filmowe uniwersum.”

Właśnie, sztampa. Moda. Szał ciał i uprzęży. Jak w ostatnich filmach Vegi. Zrobiło się nazbyt mainstreamowo, niesmacznie, nawet wulgarnie. Niefajnie.

I dalej leci tak:

„[…] „Pokusa” odtwarza dobrze znany nam współcześnie model narracyjny. Kopciuszek z prowincji – niby to niezdarny i nieświadomy swojego potężnego uroku, ale tak naprawdę przebojowy i sprytny – dostaje od losu zaproszenie na bezpruderyjny, kryształowy melanż, ale ostatecznie pojmuje, jak złowroga jest to impreza. Przystojny książę to tak po prawdzie alfons, kłamczuch i psychopata, a dobra wróżka wykorzystuje dziewczynę do prywatnej zemsty.”

Teraz do tej beczki obrzydliwie cuchnącej gnojówki wleję trochę należnego każdemu koktajlowi miodu. Aktorzy spisali się na piątkę z plusem. Helenka zagrała świetnie, świeżo, naturalnie. Inni aktorzy rozwijają się warsztatowo, w tym obrazie przekraczają utarte szlaki, ryzykują nowymi, wyzywającymi kreacjami. Przyznam także, że do „Pokusy” dobrane zostały same zdolniachy. Głowacki, Kwiatkowska, Boczarska, Gałązka, Ciupa, Włodarczyk, Bylina. Do tej pory stoi mi przed oczami rewelacyjna Ewa Ekwa.

Na plus byłaby także robota kostiumologa, speca od plenerów i wnętrz, operatora.

Czyli, ja mam lekki dylemat, tudzież prawie rozdwojenie jaźni. To nie są moje klimaty, nadal dominuje ogólny niesmak. Byłoby także jakieś „ale”. Spróbuję przełamać niechęć i zajrzeć głębiej. Stanąć obok, popatrzeć trzeźwiej. Film „Pokusa” może być przestrogą. I w zasadzie powinien być obejrzany przez starszą młodzież (18+), zwłaszcza tę żądną sławy, uciekającą ze szkoły i z ortodoksyjnych polskich domów do wabiącego błyskotkami wielkiego, bogatego świata. Poszukującej sposobu na ubarwianie sobie życia imprezami wspomaganymi przez alkohol, dragi i przygodny seks. Jako przestroga. Młode kobiety powinny być przygotowane na takie doznania jak pigułka gwałtu, potem wykorzystanie seksualne w stanie nieświadomości. Mieć na uwadze przemoc fizyczną i psychiczną. Uwzględniać plugastwa charakterystyczne dla kulis współczesnego szołbiznesu.

Zapytam tylko, jak to zrobić, żeby przygotować naszą młodzież do brutalnego, bynajmniej nie różowego dorosłego życia. i przestrzec, a nie zdeprawować do cna?

Ba.

Ja tego nie wiem. Może Państwo mielibyście jakiś koncept?

Polecam umiarkowanie, opcjonalnie. Pozdrawiam.

avatar

Aneta Wybieralska

Dziennikarka – freelancerka, autorka kilku powieści