Marek Jastrząb: Pierwszy przed Bogiem3 min czytania


28.04.2025

Po długiej i wulgarnej walce, rozpoczął taniec godowy z amerykańskim narodem; został jego prezydentem, niepodzielnym władcą, kaskaderem chybionych pomysłów na rządzenie krajem. Krzepki dziadzio z kułakiem wycelowanym w tłum, gość wykrzykujący androny do czerwonych czapek, przez cztery lata prezydenckiego pauzowania międlił w sobie uczucia odwetowe. Miotała nim nienawiść do Bidena, którego oskarżał o wyborcze cięgi. Gdy z nim przegrał – nienawykły do godzenia się z własną plajtą, napuścił swoich wyborców na dresiarski atak na Kapitol. Efekt był taki, że niezawisłe sądy nie pozwoliły go drasnąć i tchórzliwie wycofały się z ukarania go za kpinę z Konstytucji.

*

Powtórne prezydentowanie rozpoczął na długo przed zaprzysiężeniem i od razu dobrał sobie usłużną ekipę wykonawców żywionych pragnień. Z marszu i bez głębszego zastanowienia wyznaczył jej sabotażowe zadania. Utworzył drużynę zaufanych nadgorliwców. Nieudaczników i finansowych mandarynów. Ludzi łapczywych na bezustanne pomnażanie forsy. Zdolnych do wykonania każdego nonsensownego rozkazu. Traktujących państwowy majątek jako swój.

Lubił przebywać z nimi. Odbierać w ich towarzystwie dziękczynne hołdy płynące z krajów obcojęzycznych. Uwielbiał obserwować rozdygotanych przywódców pomniejszych państw składających mu pokłony i wyrazy wdzięczności. Patrzeć z politowaniem na czapkujących i niemal plackiem leżących u jego stóp. Widzieć podkulone spojrzenia łechcące go w sam środek rozdętego ja (na tle życzliwej widowni, czyli swoich podwładnych, prezentował się wyśmienicie. Uchodził wtedy za człowieka bezapelacyjnie mądrego, odpowiedzialnego, wiedzącego, co czyni).

Mianowani na najwyższe w państwie stanowiska, charakteryzowali się brakiem pojęcia o przydzielonych zadaniach. Mimo to efekty ich dewastujących działań dawały się we znaki tym, co potracili majątki, lub stali się bezrobotnymi. Jak we wszystkich autorytarnych państwach, główne zadania polegały na niszczeniu wszelkich przejawów niezależności. Myślenia, postępowania. Samodzielność, swobodne wyrażanie osobistych poglądów, naukowy ferment uwolniony z ograniczeń, nieskrępowany jego przepływ pomiędzy, np. uniwersytetami, praktyki te stanowiły zagrożenie dla dyktatorskiej władzy i należało je zlikwidować. Nie dopuścić do dalszego ich rozprzestrzeniania.

*

Zależało mu na SUKCESIE. Biznesowa żonglerka oczekiwaniami, podnosiła lub obniżała poziom dyskusji, zwiększała ciśnienie, a zmienność prezentowanych przez niego poglądów, a wysuwanie sprzecznych roszczeń, a budowanie atmosfery dezorientacji, a toksyczne pokazówki z reprymendami, a knajackie strofowanie słabszych, więc uzależnionych od jego widzimisiostwa i ostrego strzelania fochów – wszystkie te kuglarskie taktyki, umacniały w nim przekonanie, że rezultaty prowadzonych rokowań, budzą pożądany lęk, obawę i niepewność. I o to szło, gdyż zarządzanie strachem weszło mu w krew, a nastrojowy rollercoaster stał się jego znakiem rozpoznawczym, firmową metką i częścią emploi.

*

Zwycięskie grymasy i dziarskie pozy wychodziły mu nawet przez sen. W onirycznych przywidach był duszą towarzystwa, a jego sekretne marzenie polegało na tym, by uważano go za pierwszego przed Bogiem. Tamburmajora rozchwytywanego przez chętnych z nim pogadać (podtykał te chęci pod nos każdemu, kto mu się nawinął pod rozmowę).

*

Był namiętnym zwolennikiem nokautujących walk i siłowego wywierania presji; jego zamiarem było zmuszenie adwersarza do natychmiastowego przyznania mu racji i cmokania z podziwu (w kontaktach z ludźmi preferował terapię szokową: niekończące się pertraktacje z elektrowstrząsami w pakiecie). W tej materii był mistrzem: najpierw doprowadzał delikwentów do bezwyjściowego stanu desperacji, a kiedy trzęsły nimi mało wzniosłe wzruszenia i byli targani przez emocjonalne rozterki, łagodził wymowę swoich zachceń i pozornie z nich rezygnował. Ale tyko po to, by za chwilę do nich powrócić; nic go tak nie cieszyło, jak widok cudzej rozpaczy, dezorientacji, zagubienia. Lecz miny nieszczęśników poddawanych sprzecznym emocjom, były jak skwaśniałe maski zadowolenia.

Marek Jastrząb

Pisarz
Debiutował w 1971 roku na łamach „Faktów i Myśli”. Drukował także w wielu innych czasopismach swoje opowiadania, felietony, eseje, recenzje teatralne i oceny książek. Jego prozatorskie miniatury były wielokrotnie emitowane w Polskim Radiu w Bydgoszczy.

 

źródła obrazu

  • jastrzab: BM

3 komentarze

  1. Stary outsider 29.04.2025
    • Zbigniew 30.04.2025
      • Stary outsider 01.05.2025