Jerzy Łukaszewski: Kaczenjugend w natarciu7 min czytania


25.07.2025

Nie jest żadnym odkryciem, iż aby zjednoczyć jakąś społeczność, a w szczególności znaleźć sposób kierowania nią, należy dać jej albo wspólny, atrakcyjny cel, albo wspólnego wroga, na którego zwalić będzie można wszystkie swe życiowe niepowodzenia i zasłonić nim własną nieudolność.
Tę zasadę wykorzystywało wielu w ciągu tysięcy lat historii, na ogół z oczekiwanym skutkiem.
Zaznaczyć jednak należy, że wskazanie atrakcyjnego celu jest sposobem trudniejszym i nie zawsze prowadzącym do osiągnięcia celu, bo zakłada, że prowadzone w ten sposób społeczeństwo posiada w odpowiedniej liczbie osoby, które coś tam potrafią i nie są jedynie bezmyślnym stadem prowadzonym przez pastucha.
Znacznie łatwiej znaleźć wspólnego wroga. Nie trzeba niczego umieć, wystarczy nienawidzić tego, którego wskaże prowadzący stado.

Jarosław Kaczyński, sam niewiele potrafiący (myślę, że to i tak łagodne stwierdzenie), a ogarnięty chorobliwą żądzą władzy to właśnie potrafi, a przez lata doszedł niemal do doskonałości w oszukiwaniu ludzi szczuciem na ten czy inny obiekt, który akurat nadaje się do zbiorowego nienawidzenia.
Schemat zawsze jest ten sam.
Wskazuje się ludziom coś lub kogoś, kto wg wodza winien jest wszystkim nieszczęściom ich życia i zachęca do walki z nim obiecując w zamian szczęśliwość wieczną, a przynajmniej na czas wyszukanie kolejnego wroga,

Po I wojnie światowej Adolf Hitler nie znajdując uznania w tzw. normalnym życiu oddał się polityce wg z góry założonej, a opisanej powyżej zasady.
Ludzie chętnie usłyszeli, że Niemcy wcale nie przegrały wojny, ale zostały okłamane i oszukane przez zdrajców. Któż to byli ci zdrajcy, dla Hitlera było oczywiste, a ludzie usłyszawszy kierunek zgodnie wysłali tam swoją nienawiść, swoje frustracje, a i swoje nadzieje na lepszą przyszłość po unicestwieniu wroga.

Po II wojnie dla Polaków było oczywistym, że naszym wrogiem byli/są Niemcy. Czasy gomułkowskie dodały przymiotnik „odwiecznym”, wprawdzie niezbyt zgodnie z historią, ale wiadomo, że historię pisze wódz.

Kaczyński przejął od Gomułki ten schemat i trzeba przyznać, że odniósł sukces, bo pomimo iż Niemcy stawały się z roku na rok naszym coraz bardziej przyjaznym sąsiadem, że polska gospodarka korzystała w sposób wręcz nieprawdopodobny ze współpracy (swego czasu niemieccy biznesmeni skarżyli się pani Merkel, że Polacy w wielu dziedzinach wypierają ich z własnego rynku, a Polska ma dodatni bilans obrotów wzajemnych).
Wielu Polaków dało sobie wmówić, ze Niemiec to nasz wróg, który tylko czyha, by pozbawić nas wszystkiego.

Z czasem jednak zaistniałą potrzeba posiadania jeszcze innego wroga, przeciw któremu mogliby zjednoczyć się „patrioci”, bo Polacy podróżujący swobodnie po Europie to nie ci sami, którzy schowani za żelazną kurtyną nie mieli pojęcia co naprawdę dzieje się w Niemczech i jak dziś patrzą na świat dawni wrogowie.
Dziś można było pojechać i popatrzeć, nie zdając się na cudze opinie.

Nowy wróg znalazł się dość szybko i trzeba przyznać, że jest swego rodzaju cudem manipulacji. Od jakiegoś czasu okłamywane tłumy, coraz liczniejsze i coraz aktywniejsze usiłują bronić naszego kraju przed „nielegalną imigracją”, szczególnie tą o innej karnacji, bo taką łatwiej wskazać i człowiek nie naraża się na ew. pomyłkę.

Psycholog (a może psychiatra) mógłby nam pomóc zrozumieć mechanizm działający w mózgach wielu ludzi, którzy zgodnie ze wskazaniem polityka – oszusta widzą na ulicach tłumy nielegalnych imigrantów polujących na nasze kobiety i dzieci.
Oni naprawdę widzą te tłumy! Patrząc na ich zachowania nie mam najmniejszych wątpliwości.

Oczywiście, co innego widzieć, a co innego móc bezpośrednio zderzyć swoje poglądy w postaci pięści lub innego narzędzia z postacią nielegalnego imigranta tak, by ona nasze „argumenty” odczuła. Tu już trzeba mocno się naszukać.
Łapie więc człowiek co się da, co mu akurat na drodze stanie.
I jak to wygląda?

Jedna uwaga. Większość tych „patriotów” nie rozumie słów, które słyszy i których samo używa. Wiem, że trudno w to uwierzyć, a jednak. Co mam bowiem myśleć, kiedy słów „nielegalny imigrant” używają wobec każdego nie-Polaka, szczególnie o ciemniejszej skórze?

W Starogardzie Gdańskim zaatakowano na ulicy ciemnoskórego obywatela podejrzewając, że ma ochotę zgwałcić wszystkie kobiety z okolicy (jak to nielegalny imigrant) i okraść wszystkie okoliczne sklepy.
„Nielegalny” okazał się zatrudnionym za ciężkie pieniądze trenerem z Tunezji, który opiekował się wchodzącą w strefę wysokopoziomowego sportu młodzieżą z okolicy.

Od jakiegoś czasu trwa szczucie na starostę polickiego, Shivana Fatę, z pochodzenia Kurda, którego podejrzewa się o chęć zbudowania trzech meczetów (bo w mieście są trzy kościoły) i w ogóle oderwanie Polic od Polski i przyłączenia ich do Turcji lub Syrii.

Żartuję? Ani mi to w głowie! Sprawa była opisywana kilkakrotnie przez dziennikarzy.
Ciekawe czy ktoś z tych patridiotów wie, że tuż za granicą w kilku niemieckich gminach na ich czele stoją nasi rodacy, których ci wrogo nastawieni do nas Niemcy wybrali, by szefowali ich samorządom?

No tak, ale nasi nie są ani nielegalni, ani ciemnoskórzy.

Z tą ciemna skóra to ciekawa rzecz. Wśród „obrońców” ojczyzny tradycyjnie wyróżniają się kibice piłkarscy. Ciekawe czy pamiętają piłkarza, obywatela polskiego nazwiskiem Olisadebe? I to jaka miał skórę i to jak gorąco mu kibicowali.

Kibice siatkarscy znają (bo trudno nie znać sportowca tej klasy), polskiego obywatela, ojca polskiej dziewczynki – Wilfredo Leona? Oczywiście, że znają. Kibicują mu gorąco.
Jak oni to godzą ze sobą?

Sprawa staje się coraz bardziej niebezpieczna. Podczas marszu organizowanym przez Mentzenowców w Toruniu dziennikarka rozmawiała z młodym patriotą. Zapytała o to co zrobić z 700 tysiącami nie-Polaków zatrudnionymi w polskiej gospodarce? Lewiatan twierdzi, że nagłe ich pozbycie się to ruina polskiej gospodarki w nieprawdopodobnym tempie. Tymczasem zapytany przez dziennikarkę młody człowiek odparł z niezwykłą pewnością siebie, że „trzeba ich wyrzucić, a miejsca pracy zautomatyzować.”
I co? Jak smarkaczowi wytłumaczyć, że się myli? Znacie jakiś sposób?

„Nienawiść jest łatwa” powiedział kiedyś Marek Edelman. Nic się nie zmieniło. Nienawidzić potrafi każdy.
Świeży przypadek – znany mi, przesympatyczny aktor Teatru Muzycznego, Sasza Reznikow, znany z różnych produkcji telewizyjnych jest Białorusinem. Za protesty przeciw Łukaszence został wyrzucony z uczelni i przesiedział parę miesięcy w więzieniu. Trafił do Polski, gdzie ukończył studia i doskonale spisuje się na scenie.
No i ostatnio trafił na „patriodiotę”, który musi kogoś nienawidzić, a ponieważ nie miał pod ręką nikogo innego, wpisał się Saszce w mediach społecznościowych.

Nie jest to fejkowe konto, sprawdzono. To współczesny bohater. Ciekawe, czy ktoś mu mówił ilu naszych uchodźców znajdowało schronienie, pomoc i pracę za granicą. No tak, ale nam się należało, prawda? Za ‘39 jak głoszą Kaczyński i akolici.

Kaczyński i jemu podobni wmawiają co dzień coś niezgodnego z rzeczywistością i ludzie w to wierzą mimo iż mają przecież oczy, mają uszy …

Dokąd to nas zaprowadzi? Dokąd zaprowadziło Hitlera to wiemy. A na jakiej podstawie ktoś sądzi, że coraz liczniejsze szeregi Kaczenjugend zaprowadzą nas gdzie indziej, a nie w to samo miejsce?
Wiele symptomów wskazuje, ze powoli idziemy dokładnie tą samą drogą.

Wystarczy popatrzeć na te zdjęcia. Nie są podobne? Jeszcze jak!

Nasze wysiłki powinny dziś iść w kierunku znalezienia sposobu przeciwdziałania faszyzacji Polski. Naiwnością jest sądzić, że nasz kraj tak doświadczony w historii przez faszyzm jest uodporniony na tę infekcję i nie zagnieździ się ona u nas nigdy.
Właśnie się zagnieździła i rośnie w siłę.
Rozejrzyjmy się dookoła.

Jerzy Łukaszewski

 

7 komentarzy

  1. wdrw 25.07.2025
  2. Krzysztof z Gdańska 25.07.2025
  3. DAK 25.07.2025
  4. Marek 26.07.2025
  5. Józef Sawicki 27.07.2025
  6. j.Luk 27.07.2025
  7. j.Luk 27.07.2025