09.11.2025
W domowych pieleszach, na zaprzyjaźnionej kanapie, z kubkiem kawy, obejrzałem film o wojnie sprzed stu lat. Film współczesny, po mistrzowsku grany w tamtejszych dekoracjach, a mimo to, lub może dlatego, zwłaszcza teraz aktualny, a u niektórych, budzący wstrząsające skojarzenia.
*
Pomyślałem sobie, że fajnie jest przeżywać tragedię w ciszy ogrzanej kaloryferem. Widok setek trupów i gnijących koni jest wtedy tak malowniczy, niecuchnący i odległy od naszej rzeczywistości, że nie pozostaje nam nic innego, jak wzdrygnięcie ramion oraz hedonistyczne powiedzenie, a co to nas obchodzi.
*
Film opowiada o życiu wśród śmierci. Żołnierz dostaje rozkaz przedarcia się przez linię frontu i dostarczenia meldunku odwołującego atak. A jako, że jest wiernym odzwierciedleniem zdarzenia, podróż kończy się zgodnie z faktami.
*
Pierwsza, przeszła sto, druga także ma swoje lata, a my znowu na wojence. Dwie przetoczyły się po nas, trzecia, która na razie lokalna, ma szansę przedzierzgnąć się w konflikt zbrojny numer 3. Lecz tym razem z urządzeniami do wydolniejszego zabijania. Już nie banalnych milionów ludzi, ale miliardów.
*
Bezradni pacyfiści wyprztykali się ze skutecznych argumentów (czy kiedykolwiek takowe mieli?). A więc nie tędy droga. Książki, filmy, dzieła ukazujące wojnę od strony nieszczęść, rozpaczy i traumy przez lata, pokazujące jej bezsens prowadzenia, działają na wyobraźnię bardziej, niż bohaterskie wyczyny zwieńczone happy endem.
*
Zatem tędy; nie krzepiące przekonanie, że na końcu wojennej ścieżki czeka nagroda, honory i medale, ale że nie czeka nic, poza widokiem pustych oczodołów i flaków ściekających po brzuchu.

Marek Jastrząb
Pisarz
Debiutował w 1971 roku na łamach „Faktów i Myśli”. Drukował także w wielu innych czasopismach swoje opowiadania, felietony, eseje, recenzje teatralne i oceny książek. Jego prozatorskie miniatury były wielokrotnie emitowane w Polskim Radiu w Bydgoszczy.
źródła obrazu
- jastrzab: BM

Refleksja celna jak pocisk snajpera — trafia w punkt i zostawia po sobie niepokój. Felieton pokazuje, jak wygodnie nam dziś konsumować cudze cierpienie przez ekran, siedząc w cieple i z kawą w dłoni, jakby tragedia była tylko gatunkiem filmowym. Najmocniej wybrzmiewa ta gorzka konstatacja: że znowu historia nie tyle się powtarza, co wraca jak uparty wirus, zmutowany i bardziej śmiercionośny. I że może nie potrzebujemy już nowych bohaterów, tylko lepszych widzów — takich, którym obraz wojny nie miesza się z popcornem.