trzy lata temu moja dobra znajoma z warszawy razem z czworgiem swych przyjaciół spędzała krótkie wakacje na zelandii, w wynajętym domku nad morzem. jeden dzień urlopu był przeznaczony na kopenhagę i zgodnie z planami ja miałem wystąpić w roli cicerone.
pokazałem im miasto tak dobrze jak umiałem, opowiadając po drodze o architekturze i historycznych osobliwościach zwiedzanych miejsc.
zmęczeni nieco wędrówkami po mieście, wstąpiliśmy na lunch do opisywanej we wszystkich przewodnikach turystycznych restauracji idy davidsen, serwującej najlepsze pono smørrebrødy w danii. udało nam się nawet dość szybko znaleźć wolny stolik, co rzadko bywa łatwe w tym miejscu.
niedaleko nas stała para czekająca na wolne miejsce – dziewczyna w hidżabie i chłopak o bardzo ciemnej karnacji.
jeden z przyjaciół mojej znajomej. sympatyczny, inteligentny, dowcipny człowiek zadał mi pytanie, którego najmniej bym się po nim spodziewał:
– słuchaj, a czy dużo u was jeszcze jest tych czarnych?
kiedy później, już po skończonych wakacjach rozmawiałem z moją znajomą przez telefon i wyraziłem zdziwienie przedmiotem pytania, usłyszałem:
– i co w tym dziwnego? nie można wszystkich lubić. ja na przykład nie lubię arabów. a ty ich lubisz?
– pytanie wydaje mi się bezsensowne. są tacy których lubię i tacy których nie lubię. całkiem jak z polakami lub jakimikolwiek innymi ludźmi. moja znajoma nie mogła w żaden sposób pojąć, że przyrównuję swych rodaków do jakichś tam arabów…
– to dobrze, że w polsce tak (jeszcze) ich mało. dzięki temu nie mamy tak ostrych konfliktów jak inne kraje europejskie. nie powinniśmy zezwalać na imigrację.
to prawda, że w polsce mało jest obcych. za każdym razem, ilekroć odwiedzam ojczyste strony, co robię dość często, pierwsze co rzuca mi się w oczy, to etniczna jednorodność. po pstrokaciźnie kolorów skóry i rozmaitości strojów w mojej kopenhaskiej dzielnicy, czy w paryżu, londynie lub amsterdamie, tłum na ulicach polskich miast szarzeje mi w oczach.
być może ludzie wtopieni w ten tłum, w którym są sami swoi i zgodnie nie lubiący obcych, czują się bezpiecznie, ale ja nie mam tego poczucia bezpieczeństwa. jak poucza doświadczenie, antysemityzm może znakomicie obchodzić się bez żydów, a islamofobia bez arabów i innych muzułmańskich nacji.
teraz, po ostatnich wydarzeniach w paryżu przez świat przetacza się fala islamofobii. strach przed tym co (jeszcze) może nastąpić podsuwa pomysły ograniczenia swobód i zaostrzenia rygorów wobec, zwłaszcza, wyznawców islamu. w mediach i na portalach internetowych czyta się liczne elaboraty z a priori założoną tezą, że terroryzm wynika z samej już istoty islamu, co ma uzasadnić restrykcje.
na forach internetowych, szczególnie w polsce, gdzie wyznawcy islamu są (jeszcze) dość nieliczni, pełno jest nawoływań do bardziej zdecydowanej walki z islamskim zagrożeniem, nim europa zamieni się w „eurabię”, a USA w „islamerykę”.
ton tych pokrzykiwań jest dla mnie łatwo rozpoznawalny i wywołuje szczególnie przykre skojarzenia, bo niewiele różni się od antysemityzmu, a intelektualnie jest na poziomie „protokołów mędrców syjonu”. islamofobia nie może stać się remedium na terror muzułmańskich ekstremistów, ponieważ nie jest ona w ogóĺe polityką – jest psychozą,
parafrazując słowa itzchaka rabina, trzeba zwalczać terror tak, jakby nie było demokracji i podtrzymywać demokratyczny ład, tak jakby nie istniał terror.
jeżeli wiedzeni strachem odstąpimy od zasad demokracji i państwa prawa, podarujemy terrorystom łatwe zwycięstwo, którego (jeszcze) nie mogą być pewni…
natan gurfinkiel



Kocham cię Natanie!
wyszperales bardzo aktualne dzis slowa izraelskiego premiera Rabina, zamordowanego przez zydowskiego teroryste: ” let’s flight the terror as we have no democracy – and let’s maintain democracy as if there is no terror”, dodam to do propozycji filmu dla mojej amerykanskiej serii FRONTLINE, ktora pisze: o powrocie do Paryza mojej mlodosci, gdy wolnosc wydawala sie niczym nie zagrozona, m.
No tak. Straszna ta Polska.
Ale wiesz co? To nie w Polsce, a w światłej Europie natychmiast po zamachu powstał projekt kolejnego ograniczenia swobód. I nie na forach internetowych, ale w jak najbardziej decyzyjnych gronach.
marianie, nie gub, proszę słowa „parafrazując”
(parafrazując słowa itzchaka rabina, trzeba zwalczać terror tak, jakby nie było demokracji i podtrzymywać demokratyczny ład, tak jakby nie istniał terror.)
rabin mówił to w odniesieniu do procesu pokojowego zapoczątkowanego po porozumieniach w oslo – a zatem „the peace process” zamiast „democracy”
Natanie,
zgadzam się ze wszystkim co napisałeś, a passus,że islamofobia „niewiele różni się od antysemityzmu, a intelektualnie jest na poziomie „protokołów mędrców syjonu” kazał mi zadumać się nad kwestią, czy regularne zamieszczanie karykatur ośmieszających Mahometa jest już islamofobią, czy jeszcze jedynie łagodną próbą sprowadzenia „kozo..bów” na słuszną drogę?