natan gurfinkiel: (jeszcze)3 min czytania

natan sepia2015-01-13.

trzy lata temu moja dobra znajoma z warszawy razem z czworgiem swych przyjaciół spędzała krótkie wakacje na zelandii, w wynajętym domku nad morzem.  jeden dzień urlopu był przeznaczony na kopenhagę i zgodnie z planami ja miałem wystąpić w roli cicerone.

pokazałem im miasto tak dobrze jak umiałem, opowiadając po drodze o architekturze i historycznych osobliwościach zwiedzanych miejsc.

zmęczeni nieco wędrówkami po mieście, wstąpiliśmy na lunch do opisywanej we wszystkich przewodnikach turystycznych restauracji idy davidsen, serwującej najlepsze pono smørrebrødy w danii. udało nam się nawet dość szybko znaleźć wolny stolik, co rzadko  bywa łatwe w tym miejscu.

niedaleko  nas stała para czekająca na wolne miejsce – dziewczyna w hidżabie i chłopak o bardzo ciemnej karnacji.

jeden z przyjaciół mojej znajomej.  sympatyczny, inteligentny, dowcipny człowiek zadał mi pytanie, którego najmniej bym się po nim spodziewał:
– słuchaj, a czy dużo u was jeszcze jest tych czarnych?

kiedy później, już po skończonych wakacjach rozmawiałem z  moją znajomą przez telefon i wyraziłem zdziwienie przedmiotem pytania, usłyszałem:

– i co w tym dziwnego? nie można wszystkich lubić. ja na przykład nie lubię arabów. a ty ich lubisz?

– pytanie wydaje mi się bezsensowne. są tacy których lubię i tacy których nie lubię. całkiem jak z polakami lub jakimikolwiek innymi ludźmi. moja znajoma nie mogła w żaden sposób pojąć, że przyrównuję swych rodaków do jakichś tam arabów…

– to dobrze, że w polsce tak (jeszcze) ich mało. dzięki temu nie mamy tak ostrych konfliktów jak inne kraje europejskie. nie powinniśmy zezwalać na imigrację.

to prawda, że  w polsce mało jest obcych. za każdym razem, ilekroć odwiedzam ojczyste strony, co robię dość często, pierwsze co rzuca mi się w oczy, to etniczna jednorodność.  po pstrokaciźnie kolorów skóry i  rozmaitości strojów w mojej kopenhaskiej dzielnicy, czy w paryżu, londynie lub amsterdamie, tłum na ulicach polskich miast szarzeje mi w oczach.

być może ludzie wtopieni w ten tłum,  w którym są sami swoi i zgodnie nie lubiący  obcych,  czują się bezpiecznie, ale ja nie mam tego poczucia bezpieczeństwa. jak poucza doświadczenie, antysemityzm może znakomicie obchodzić się bez żydów, a islamofobia bez arabów i innych muzułmańskich nacji.

teraz, po ostatnich wydarzeniach w paryżu przez świat przetacza się fala islamofobii. strach przed tym co (jeszcze) może nastąpić podsuwa pomysły ograniczenia swobód i zaostrzenia rygorów wobec, zwłaszcza, wyznawców islamu. w mediach i na portalach internetowych  czyta się liczne elaboraty z a priori założoną tezą, że terroryzm wynika z samej już istoty islamu, co ma uzasadnić restrykcje.

na forach internetowych, szczególnie w polsce, gdzie wyznawcy islamu są (jeszcze) dość nieliczni, pełno jest nawoływań do bardziej zdecydowanej walki z islamskim zagrożeniem, nim europa zamieni się w „eurabię”, a USA w „islamerykę”.

ton tych pokrzykiwań jest dla mnie łatwo rozpoznawalny i wywołuje szczególnie przykre skojarzenia, bo niewiele różni się   od antysemityzmu, a intelektualnie jest na poziomie „protokołów mędrców syjonu”. islamofobia nie może stać się remedium na terror muzułmańskich ekstremistów, ponieważ  nie jest ona w ogóĺe polityką – jest psychozą,

parafrazując słowa itzchaka rabina, trzeba zwalczać terror tak, jakby nie było demokracji i podtrzymywać demokratyczny ład, tak jakby nie istniał terror.

jeżeli wiedzeni strachem odstąpimy od zasad demokracji i państwa prawa, podarujemy terrorystom łatwe zwycięstwo, którego (jeszcze) nie mogą być pewni…

natan gurfinkiel

 

5 komentarzy

  1. Pałasiński 14.01.2015
  2. Marian Marzynski 14.01.2015
  3. Jerzy Łukaszewski 14.01.2015
  4. natan gurfinkiel 15.01.2015
  5. A.K-B 15.01.2015