Jerzy Łukaszewski: Demokracja Czerwonego Kapturka7 min czytania

czerwony kapturek2015-03-03.

Jedna z moich pierwszych nauczycielek miała ze mną kłopot nie lada, bo przy lekturze „Czerwonego Kapturka” upierałem się, że postacią pozytywną jest wilk i „ja go lubię i już”. Pani od polskiego była na tyle dobra, że nie wymusiła na mnie właściwej postawy wobec głównej bohaterki, za to dyskutowała ze mną udając powagę w traktowaniu dziecięcej przekory, każąc uargumentować swój stosunek do leśnego bandyty, po czym mojej mamie na wywiadówce powiedziała znamienne: „- Przynajmniej wiem na pewno, że czytał”.

Wspominam ją z rozrzewnieniem, bo to była pani po tzw. seminarium nauczycielskim kończonym przed wojną w pobliskim Wejherowie, przygotowana jak się później okazało, nie na takie wybryki intelektualne swoich uczniów. Dopiero po latach doceniłem zasób wiedzy jaki posiadała i sposób jej wykorzystywania.

Przypomniała mi się przy okazji lektury jakiegoś artykułu (kolejnego) na temat upadku czytelnictwa na świecie i domniemanej nieuchronności tegoż.

Mark Twain powiedział kiedyś, że człowiek, który nie czyta nie ma przewagi nad człowiekiem który nie umie czytać.

Jeśli zgodzimy się z jego sądem, będziemy musieli przyznać, że wkroczyliśmy w okres dobrowolnego analfabetyzmu. Tak by wynikało ze statystyk, nie tylko polskich.

Ostre spory jakie wywołują czasem listy lektur (byliśmy tego świadkami) nie mają kompletnie żadnego znaczenia, bo z przeprowadzonych wśród uczniów badań wynika, że kontestować będą każdą listę. Chodzi bowiem o czytanie jako takie, a nie o konkretną książkę.

Raport za 2012 rok

http://www.bn.org.pl/download/document/1362741578.pdf

„Przynajmniej jednokrotny kontakt z jakąkolwiek książką w ciągu roku zadeklarowało nieco ponad 39% Polaków, przy czym książkę zdefiniowano w tym badaniu szeroko  –  włączając do tej kategorii także albumy, poradniki, encyklopedie, słowniki, a także książki w formie elektronicznej. To o 5% mniej niż w roku 2010…”

Zwracam uwagę na „ także w formie elektronicznej”, ponieważ często szermuje się orężem tego narzędzia, które ma w najbliższej przyszłości zastąpić książkę papierową i używa do wyjaśnienia zjawiska nieczytelnictwa, jakoby ludzie czytają, ale w wersjach elektronicznych. Jak się okazuje, argument całkowicie fałszywy.

Argumentacja oparta o nośniki wersji elektronicznych jako mające zastąpić książkę na zasadzie równoważności  jest, moim zdaniem, od początku chybiona i to z dwóch powodów.

Po pierwsze – znamy (i możemy czytać) książki wydane trzysta, czterysta i więcej lat temu. Tymczasem średnia trwałości elektronicznych nośników to zaledwie lat kilka – kilkanaście. Tak twierdzą fachowcy, co sam widzę jak moje stare kasety DVD z roku na rok coraz mniej nadają się do oglądania. Wiele moich starych dyskietek nie nadaje się już do użytku. Nie mówię już o awariach sprzętu, możliwym braku zasilania itp.

Mimo całego postępu, nie wymyślono jeszcze trwalszego zapisu, niż papier, przekonali się już o tym klienci kilku supernowoczesnych banków.

Po drugie – badania przeprowadzone m.in. w USA pokazują, że korzystający z nośników elektronicznych nad wyraz często ulegają pokusie „przeskakiwania” od jednej informacji do drugiej, a także korzystania z portali internetowych w trakcie lektury, co nie wpływa korzystnie na skupienie się na czytanej treści. Książka papierowa, w której nie ma niczego poza jej własną treścią, takie skupienie wręcz wymusza.

Można dodać i trzecie – nowe narzędzia nie zwiększyły czytelnictwa jako takiego. Statystyki są bezlitosne.

Zachłysnięcie się nowoczesną technologią dotyczy szczególnie ludzi młodych, często uzależnionych od internetowych mediów. Ostatnio mieliśmy przykład tego w histerycznych komentarzach na forach internetowych całego świata w czasie krótkiej awarii Facebooka.

Jedna z amerykańskich uczennic przyznała, że „pół godziny bez Facebooka to koszmar”. Wierzę jej, ale zastanawiam się, jak ta dziewczyna jest w stanie czytać cokolwiek innego?

Nie zamierzam tu moralizować, ale jest w tym wszystkim coś, co mnie niepokoi.

Razem z coraz większą ilością informacji, do której mamy dostęp, nie idzie w najmniejszym nawet stopniu nauka posługiwania się nimi, rozumienia ich i wykorzystywania. A to właśnie zapewnić może najgłupsza nawet lektura, bo to ona zawiera fabułę logicznie (na ogół) skonstruowaną, prowadząca od A do B, podpowiadającą wnioski, jakie można z niej wyciągnąć. Nawet książka o Harrym Potterze jest ćwiczeniem dla umysłu, dla sposobu wypowiadania się, dla wyobraźni itd.

Tę jej zaletę, niestety, coraz częściej lekceważą także nauczyciele.

W znanej mi szkole nauczycielka sama opowiada dzieciom fragmenty lektury, bo „wy i tak nie przeczytacie”. Co ciekawe, rodzice nie reagują.

Innym razem, zmuszona przez dyrekcję kazała jednak przeczytać „W pustyni i w puszczy” – rozdziały I, IV, V, VII i IX.

Jakiś komentarz? Lepiej nie, proszę się nie „wyrażać”.

Wiemy z doświadczenia, że lektura, jej właściwy dobór i ocena to rzeczy, które kształtują nasz umysł, nasze postawy wobec świata, podpowiadają nam rozwiązania w sytuacjach, których jeszcze nie przeżyliśmy sami lub pozwalają na porównanie naszych wyborów życiowych z wyborami bohaterów przeczytanych książek.

Książki i ich treści są kodem kulturowym pozwalającym na wzajemne zrozumienie się i współdziałanie.

To brzmi jak banały, ale ma swoje konsekwencje.

Książka, telefon, tablet, e-book itd. to są narzędzia, którymi my sami możemy sterować. Wybierać z nich coś, coś odrzucać. Czytając i dokonując wyborów czytelniczych konstruujemy  SWÓJ świat.

Człowiek, który z tej możliwości nie korzysta staje się nieuchronnie ignorantem.

I dalej: jeśli on z tej możliwości nie skorzysta – zrobi to za niego ktoś inny.

W ten sposób dochodzimy do świata złożonego w coraz większym stopniu z ignorantów.

Czy w takim świecie możemy jeszcze mówić o wolności, demokracji itd?

Jaka to wolność, gdy KTOŚ INNY steruje naszym umysłem, mówi nam co jest dobre, a co złe, a nawet co jest piękne, a co tego piękna pozbawione. To ostatnie widzimy wszyscy już dziś gołym okiem.

Już dziś widzimy także próby wmawiania nam co to jest sama wolność i czym jest demokracja. I widzimy ludzi, którzy łykają to jak gęś kluski, bo … nie mają alternatywy. Nie wyrobili jej w sobie.

Na co dzień spotykamy ludzi, z którymi coraz mniej nas łączy, z którymi nie mamy o czym rozmawiać, bo ktoś ukształtował ich umysł dla swoich potrzeb i trzyma ich na niewidzialnej smyczy pilnując, żeby się z niej nie urwali.

Dyskusji na ten temat było wiele, ale jak dotąd bez żadnych wdrożonych w życie wniosków. Na najprostsze rozwiązanie – przyzwyczajenie dziecka od małego do czytania lektur, nikt nie pójdzie, bo opadnie go sfora nosicieli „nowoczesnych” teorii pedagogicznych, która zarzuci nam (jak jedna z naszych ministerek) „opresyjność” wobec dziatwy. A my się takiego słowa boimy i za żadne skarby nie pozwolimy, by nas o taką zbrodnię posądzono.

W czasie gdy ekonomia wymusza na państwie oszczędności, na pierwszy rzut zwykle idzie kultura, bo doświadczenie uczy, że w tym zakresie głosy protestu będą najmniej słyszalne. Lawinowo likwiduje się biblioteki miejskie, które ratując się zmieniają profil swojej działalności zmieniając się w kluby towarzyskie i miejsca tematycznych spotkań – w najlepszym razie.

Tnie się dotacje na lokalne pisma literackie stanowiące oazy niekomercyjnej literatury, już i tak nieliczne, jak choćby prezentowane na SO „Migotania”.

To wszystko to szczegół, powie ktoś, mamy poważniejsze problemy.

Nie przeczę, ale jeśli tak pójdzie dalej, będziemy mieli jeszcze poważniejsze.

Nie mam gotowej recepty na tę chorobę. Bo to jest choroba, rak toczący wolność i demokrację i zmieniający je we własne przeciwieństwo, bo czymże jest demokracja w środowisku ignorantów?  KTOŚ nam wytłumaczy, że jednak wilk w „Czerwonym Kapturku jest postacią pozytywną, nie wątpię.

Tyle, że kiedy to nastąpi może już nie być nikogo, kto zauważy tę „nieścisłość”.

Proszę wybaczyć zbyteczny może patos, ale czy do opisanej sytuacji nie można zastosować teorii chaosu, o której gawędził na You Tubie BM? Na dobrą sprawę można ją zastosować do każdej sytuacji w życiu. Nie ma czegoś takiego jak akcja bez reakcji, zawsze są jakieś konsekwencje.

Książka jest tu motylem rozpaczliwie łopoczącym papierowymi skrzydłami.

A gdzie wystąpi huragan?

Jerzy Łukaszewski

 

25 komentarzy

  1. MaSZ 03.03.2015
  2. MaSZ 03.03.2015
    • Marcin Fedoruk 06.03.2015
  3. j.Luk 03.03.2015
  4. Elzbieta 03.03.2015
  5. j.Luk 04.03.2015
  6. W. Bujak 04.03.2015
    • Marian. 04.03.2015
  7. Therese Kosowski 04.03.2015
  8. Magog 04.03.2015
  9. j.Luk 04.03.2015
  10. Marian. 04.03.2015
    • j.Luk 05.03.2015
      • Marian. 05.03.2015
        • j.Luk 05.03.2015
        • Marian. 05.03.2015
  11. j.Luk 04.03.2015
  12. Magog 04.03.2015
  13. j.Luk 04.03.2015
  14. hazelhard 04.03.2015
  15. Magog 05.03.2015
  16. Magog 05.03.2015
  17. Mr E 05.03.2015
    • j.Luk 05.03.2015