Jedna z moich pierwszych nauczycielek miała ze mną kłopot nie lada, bo przy lekturze „Czerwonego Kapturka” upierałem się, że postacią pozytywną jest wilk i „ja go lubię i już”. Pani od polskiego była na tyle dobra, że nie wymusiła na mnie właściwej postawy wobec głównej bohaterki, za to dyskutowała ze mną udając powagę w traktowaniu dziecięcej przekory, każąc uargumentować swój stosunek do leśnego bandyty, po czym mojej mamie na wywiadówce powiedziała znamienne: „- Przynajmniej wiem na pewno, że czytał”.
Wspominam ją z rozrzewnieniem, bo to była pani po tzw. seminarium nauczycielskim kończonym przed wojną w pobliskim Wejherowie, przygotowana jak się później okazało, nie na takie wybryki intelektualne swoich uczniów. Dopiero po latach doceniłem zasób wiedzy jaki posiadała i sposób jej wykorzystywania.
Przypomniała mi się przy okazji lektury jakiegoś artykułu (kolejnego) na temat upadku czytelnictwa na świecie i domniemanej nieuchronności tegoż.
Mark Twain powiedział kiedyś, że człowiek, który nie czyta nie ma przewagi nad człowiekiem który nie umie czytać.
Jeśli zgodzimy się z jego sądem, będziemy musieli przyznać, że wkroczyliśmy w okres dobrowolnego analfabetyzmu. Tak by wynikało ze statystyk, nie tylko polskich.
Ostre spory jakie wywołują czasem listy lektur (byliśmy tego świadkami) nie mają kompletnie żadnego znaczenia, bo z przeprowadzonych wśród uczniów badań wynika, że kontestować będą każdą listę. Chodzi bowiem o czytanie jako takie, a nie o konkretną książkę.
Raport za 2012 rok
http://www.bn.org.pl/download/document/1362741578.pdf
„Przynajmniej jednokrotny kontakt z jakąkolwiek książką w ciągu roku zadeklarowało nieco ponad 39% Polaków, przy czym książkę zdefiniowano w tym badaniu szeroko – włączając do tej kategorii także albumy, poradniki, encyklopedie, słowniki, a także książki w formie elektronicznej. To o 5% mniej niż w roku 2010…”
Zwracam uwagę na „ także w formie elektronicznej”, ponieważ często szermuje się orężem tego narzędzia, które ma w najbliższej przyszłości zastąpić książkę papierową i używa do wyjaśnienia zjawiska nieczytelnictwa, jakoby ludzie czytają, ale w wersjach elektronicznych. Jak się okazuje, argument całkowicie fałszywy.
Argumentacja oparta o nośniki wersji elektronicznych jako mające zastąpić książkę na zasadzie równoważności jest, moim zdaniem, od początku chybiona i to z dwóch powodów.
Po pierwsze – znamy (i możemy czytać) książki wydane trzysta, czterysta i więcej lat temu. Tymczasem średnia trwałości elektronicznych nośników to zaledwie lat kilka – kilkanaście. Tak twierdzą fachowcy, co sam widzę jak moje stare kasety DVD z roku na rok coraz mniej nadają się do oglądania. Wiele moich starych dyskietek nie nadaje się już do użytku. Nie mówię już o awariach sprzętu, możliwym braku zasilania itp.
Mimo całego postępu, nie wymyślono jeszcze trwalszego zapisu, niż papier, przekonali się już o tym klienci kilku supernowoczesnych banków.
Po drugie – badania przeprowadzone m.in. w USA pokazują, że korzystający z nośników elektronicznych nad wyraz często ulegają pokusie „przeskakiwania” od jednej informacji do drugiej, a także korzystania z portali internetowych w trakcie lektury, co nie wpływa korzystnie na skupienie się na czytanej treści. Książka papierowa, w której nie ma niczego poza jej własną treścią, takie skupienie wręcz wymusza.
Można dodać i trzecie – nowe narzędzia nie zwiększyły czytelnictwa jako takiego. Statystyki są bezlitosne.
Zachłysnięcie się nowoczesną technologią dotyczy szczególnie ludzi młodych, często uzależnionych od internetowych mediów. Ostatnio mieliśmy przykład tego w histerycznych komentarzach na forach internetowych całego świata w czasie krótkiej awarii Facebooka.
Jedna z amerykańskich uczennic przyznała, że „pół godziny bez Facebooka to koszmar”. Wierzę jej, ale zastanawiam się, jak ta dziewczyna jest w stanie czytać cokolwiek innego?
Nie zamierzam tu moralizować, ale jest w tym wszystkim coś, co mnie niepokoi.
Razem z coraz większą ilością informacji, do której mamy dostęp, nie idzie w najmniejszym nawet stopniu nauka posługiwania się nimi, rozumienia ich i wykorzystywania. A to właśnie zapewnić może najgłupsza nawet lektura, bo to ona zawiera fabułę logicznie (na ogół) skonstruowaną, prowadząca od A do B, podpowiadającą wnioski, jakie można z niej wyciągnąć. Nawet książka o Harrym Potterze jest ćwiczeniem dla umysłu, dla sposobu wypowiadania się, dla wyobraźni itd.
Tę jej zaletę, niestety, coraz częściej lekceważą także nauczyciele.
W znanej mi szkole nauczycielka sama opowiada dzieciom fragmenty lektury, bo „wy i tak nie przeczytacie”. Co ciekawe, rodzice nie reagują.
Innym razem, zmuszona przez dyrekcję kazała jednak przeczytać „W pustyni i w puszczy” – rozdziały I, IV, V, VII i IX.
Jakiś komentarz? Lepiej nie, proszę się nie „wyrażać”.
Wiemy z doświadczenia, że lektura, jej właściwy dobór i ocena to rzeczy, które kształtują nasz umysł, nasze postawy wobec świata, podpowiadają nam rozwiązania w sytuacjach, których jeszcze nie przeżyliśmy sami lub pozwalają na porównanie naszych wyborów życiowych z wyborami bohaterów przeczytanych książek.
Książki i ich treści są kodem kulturowym pozwalającym na wzajemne zrozumienie się i współdziałanie.
To brzmi jak banały, ale ma swoje konsekwencje.
Książka, telefon, tablet, e-book itd. to są narzędzia, którymi my sami możemy sterować. Wybierać z nich coś, coś odrzucać. Czytając i dokonując wyborów czytelniczych konstruujemy SWÓJ świat.
Człowiek, który z tej możliwości nie korzysta staje się nieuchronnie ignorantem.
I dalej: jeśli on z tej możliwości nie skorzysta – zrobi to za niego ktoś inny.
W ten sposób dochodzimy do świata złożonego w coraz większym stopniu z ignorantów.
Czy w takim świecie możemy jeszcze mówić o wolności, demokracji itd?
Jaka to wolność, gdy KTOŚ INNY steruje naszym umysłem, mówi nam co jest dobre, a co złe, a nawet co jest piękne, a co tego piękna pozbawione. To ostatnie widzimy wszyscy już dziś gołym okiem.
Już dziś widzimy także próby wmawiania nam co to jest sama wolność i czym jest demokracja. I widzimy ludzi, którzy łykają to jak gęś kluski, bo … nie mają alternatywy. Nie wyrobili jej w sobie.
Na co dzień spotykamy ludzi, z którymi coraz mniej nas łączy, z którymi nie mamy o czym rozmawiać, bo ktoś ukształtował ich umysł dla swoich potrzeb i trzyma ich na niewidzialnej smyczy pilnując, żeby się z niej nie urwali.
Dyskusji na ten temat było wiele, ale jak dotąd bez żadnych wdrożonych w życie wniosków. Na najprostsze rozwiązanie – przyzwyczajenie dziecka od małego do czytania lektur, nikt nie pójdzie, bo opadnie go sfora nosicieli „nowoczesnych” teorii pedagogicznych, która zarzuci nam (jak jedna z naszych ministerek) „opresyjność” wobec dziatwy. A my się takiego słowa boimy i za żadne skarby nie pozwolimy, by nas o taką zbrodnię posądzono.
W czasie gdy ekonomia wymusza na państwie oszczędności, na pierwszy rzut zwykle idzie kultura, bo doświadczenie uczy, że w tym zakresie głosy protestu będą najmniej słyszalne. Lawinowo likwiduje się biblioteki miejskie, które ratując się zmieniają profil swojej działalności zmieniając się w kluby towarzyskie i miejsca tematycznych spotkań – w najlepszym razie.
Tnie się dotacje na lokalne pisma literackie stanowiące oazy niekomercyjnej literatury, już i tak nieliczne, jak choćby prezentowane na SO „Migotania”.
To wszystko to szczegół, powie ktoś, mamy poważniejsze problemy.
Nie przeczę, ale jeśli tak pójdzie dalej, będziemy mieli jeszcze poważniejsze.
Nie mam gotowej recepty na tę chorobę. Bo to jest choroba, rak toczący wolność i demokrację i zmieniający je we własne przeciwieństwo, bo czymże jest demokracja w środowisku ignorantów? KTOŚ nam wytłumaczy, że jednak wilk w „Czerwonym Kapturku jest postacią pozytywną, nie wątpię.
Tyle, że kiedy to nastąpi może już nie być nikogo, kto zauważy tę „nieścisłość”.
Proszę wybaczyć zbyteczny może patos, ale czy do opisanej sytuacji nie można zastosować teorii chaosu, o której gawędził na You Tubie BM? Na dobrą sprawę można ją zastosować do każdej sytuacji w życiu. Nie ma czegoś takiego jak akcja bez reakcji, zawsze są jakieś konsekwencje.
Książka jest tu motylem rozpaczliwie łopoczącym papierowymi skrzydłami.
A gdzie wystąpi huragan?
Jerzy Łukaszewski



Poruszył Pan bardzo ważny temat i intotnie fatalną tendencję. Niechęć do czytania to jeden z objawów świata definiowanego jedynie jako miejsce do zabawy i płytkich doznań. Uzależnienie od FB, smartfona, telewizji itd. Proszę zauważyć jak wielu ludzi, także dorosłych, dzieli sprawy z którymi się stykają, na dwie rozłączne kategorie: „fajne” i „niefajne” czyli: nudne. Barber pisał o tym w swojej książce pt. „Zabawić się na śmierć”.
Nie zgadzam się z Pana tezą, że współczesne nośniki są mniej trwałe od papieru, jest dokładnie przeciwnie. Gdy kupi Pan e-booki i po ściągnięciu uszkodzi się komputer, ściągnie je Pan ponownie. Co więcej, jeśli internetowa księgarnia lub biblioteka jest właściwie zaprojektowana,
dane są reundowane. Zaś sam użytkownik może je potem umieścić w swojej internetowej chmurze.ma tam mogą sobie być baaaaardzo długo.
@MaSZ, @j.Luk
Przewaga papierowej książki polega na tym, że może funkcjonować samodzielnie; potrzebuje tylko czytelnika. Natomiast e-booki wymagają dodatkowych środków: prądu, czytnika i połączenia z internetem (żeby pobrać je ponownie). O ile znamy już wytrzymałość papieru, o tyle nie wiemy jeszcze, jak trwała może być internetowa chmura; to się okaże dopiero po kilku stuleciach. Co więcej, pojawiły się już naukowe dowody na to, że korzystanie z ekranów przed snem zaburza gospodarkę hormonalną organizmu (zob. http://wyborcza.pl/1,75248,17185903,Przed_snem_czytaj_papierowe_ksiazki__Swiecace_prosto.html).
@MaSZ, możliwe. O to nie będę się spierał. Oparłem się na opinii ludzi bardziej ode mnie fachowych.
Czytam od lat nałogowo, przeważnie po kilka książek miesięcznie, nie licząc tygodników.
Jednakże ostatnio, mniej więcej od 2 lat, zdecydowanie wolę e-booki gdyż są o wiele tańsze. Być może nie wszystkie się przechowają ale różnica w cenie czasem dwukrotna miesięcznie robi swoje.
Książki znajdujące się na rynku w cenie 35 – 60 zł w księgarni e-booków z upustami, które są przyznawana za każdy zakup, lub jako okazje mogę kupić za 11 – 25 złotych.
A tablet na którym czytam mogę sobie ustawić na dobrą wielkość czcionki (co przy niektórych książkach ma znaczenie) jak również strukturę tła i jego kolor (nie bije po oczach).
Książki lubię nadal ale e-booki też dobrze się czyta.
… a jeszcze jedno, zawsze mam jedną książkę w smartfonie i gdy gdzieś czekam mogę sobie zawsze poczytać a jednocześnie nie muszę nosić np ostatniej Tokarczuk, oszczędzając kręgosłup.
@Elzbieta, mam podobnie, ale to tylko potwierdza to o czym piszę. Czytają ci co czytają. Niezależnie od nośnika.
Czym będą się kierować w życiu ci co nie czytają? A to oni niedługo „posiądą ziemię” jak powiada Pismo.
Pisalem to juz tu wczesniej. Nigdzie na swiecie nie widzi sie tylu ludzi w ksiegarniach co w Polsce. Moze wybor na polkach nie jest najlepszy, ale jezeli czlowiek wie czego szuka mozna zamowic.
Przesadza pan.Na całym świecie w księgarniach są ludzie. Gdy ich nie ma to księgarnie są zwyczajnie zamykane.
Inna sprawa:jak długo jeszcze będą istnieć takie tradycyjne księgarnie?Mnie,jako niegdyś nałogowemu połykaczowi książek drukowanych na papierze,będzie ich żal.
Napisałem „niegdyś” a to nie znaczy,że przestałem czytać, to znaczy,że nastała epoka e-booków i trzeba do niej przystosować się-co czynię i co uważam za zupełnie normalne i pożyteczne… dla lasów.
Druga sprawa:Dzisiaj książka nie jest jedynym nośnikiem informacji i wiedzy.Był papirus,był inkaust,kończy się książka,przychodzi tablet a co nas jeszcze czeka?Kto dożyje ten zobaczy…
I ja cenie nad wyraz ebooki. I ja w drodze czytam na smartfonie. To jest genialny wynalazek! Wlasnie czytam „Nieco inna historie Polski”, czytam ja tylko w drodze.
Nie kupuje juz papierowych ksiazek, bo za drogie. Ale najbardziej lubie ebooki, ktore sama sobie zrobilam – z pomoca pewnego programu na komputerze Appla. Wygladaja pieknie! (Niektore gotowe ebooki sa edytorsko STRASZNE!)
Moja biblioteke w duzej czesci odtworzylam sobie juz w formacie epub. Niestety nie wszystkie ksiazki sa juz dostepne w formie elektronicznej. To bardzo przyjemne uczucie wedrowac z wielka biblioteka w torebce.
Genialna w formatach elektronicznych jest mozliwosc podkreslania, czy szukania w calej ksiazce i tym podobne
udogodnienia.
I nie zgadzam sie z tym, ze na czytnikach nie czyta sie ze skupieniem dluzszych fragmentow, ze przeskakuje sie do innych informacji. To samo mozna przeciez robic czytajac papierowe wydanie.
@Therese Kosowski
[…] Klikanie myszą i przewijanie stron przerywa naturalny stan skupienia ludzkiego mózgu, podczas gdy przewracanie stron dłonią zwiększa stopień naszej koncentracji i siłę doświadczenia. Problemem jest zatem nie tyle sposób wyświetlania danych, co raczej interfejs użytkownika z którego korzystamy – twierdzi profesor Mangen.
http://webhosting.pl/Norweska.badaczka.wyjasnia.dlaczego.tak.trudno.czytac.z.ekranu
Panie Jerzy, poważny temat do dyskusji.
Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany..
Umiejętność czytania i pisania to przez wieki był przywilej nielicznych. Najprostszą formą dotarcia do nieczytających było słowo mówione, trzeba było objaśnić tym ubogim duchem jak ten otaczający świat działa. Pan jako historyk doskonale o tym wie.
Zawsze maluczcy byli manipulowani i objaśniano im co mają uczynić aby Bóg był zadowolony i wielcy z tego świata co słowo boskie rozumieją i potrafią objaśnić.
Współcześni maluczcy czytają i piszą, stanowią więc problem bo mogą przeczytać a nawet zobaczyć, to co powinni widzieć, a jak nie daj Bóg zobaczą to nieprawomyślne to należy ich przekonać że prawda jest tylko po naszej stronie. I należy w nagrodę zapewnić odpowiednią rozrywkę, teatr, film, koncert dla mas itp. Igrzyska zawsze były w cenie czasem dodawano chlebuś..
Panie Jerzy nie uważa pan że zmieniają się wyłącznie narzędzia? Tradycyjne książki dla nas są niezwykle użyteczne, co nie jest już tak oczywiste dla nadchodzących pokoleń ludzi na świecie.
Aż do Gutenberga książka była luksusem, nawet zakazanym..
Czas obecny to luksus informacji, dostępnej powszechnie i dlatego ma to wyglądać jak śmieciowisko. To my podsyłamy lektury podając adresy w sieci, pokazując zdjęcia, zwołując się na spotkania w sprawie..
Nasze pokolenia kształtowały książki i poczta pantoflowa, obecne Internet i telewizja. Pytanie, czy jest sens walczyć o zamrożenie procesów społecznych? Przecież nie mamy na to Jak zejdziemy z tego padołu to staniemy się obojętni na wszystko..
pozdrawiam..
@Magog, nie mam zamiaru hamować procesów społecznych. Mam wrażenie, że przez część komentujących zostałem opacznie zrozumiany. Żaden z komentujących nie ma 15 lat jak sądzę, więc ich deklaracje, że czytają w nowych nośnikach nie są dla mnie rewelacją. Ja też czytam. Ten kto czytał ten czyta, a zmieniają się tylko narzędzie, jak pan napisał.
Skoku na Fejsbuka co drugą linijkę nie robi pani Teresa Kossowski (w każdym razie nie podejrzewam jej o to), a młodzi ludzie, co zacytowałem w tekście.
Problemem jest nasza bezczynność wobec pogłębiającej się ignorancji w zakresie filtracji treści, co nieuchronnie prowadzi do nieszczęścia.
Ma pan rację, w historii zawsze ktoś komuś coś wskazywał. Różnica polega na tym, że ten ktoś zwykle brał odpowiedzialność za co co mu z tego wskazywania wyszło. Dziś odpowiedzialność spada wyłącznie na nas. Wskazujący stoi z boku i czeka na następnych kandydatów.
@autor.
W innym wątku też mi pan zarzucił „opaczne zrozumienie” tego co miał pan na myśli.
Po prostu ma pan pecha.Pan dobrze pisze tylko Czytelnicy opacznie to rozumieją.Ot bieda,bieda…
A mógłby pan mi zrobić przyjemność i przestać komentować moje teksty? Byłbym dozgonnie wdzięczny.
Tego nie obiecuję… Ja też chcę mieć swoją przyjemność…
Perwers 🙂
A cóż mnie obchodzą pańskie zboczenia?…
Jeszcze jedna ciekawostka. Mamy nowe dobrodziejstwo w postaci bibliotek cyfrowych. Niekiedy jest to faktycznie dobrodziejstwo, bo nie wychodząc z domu mogę wyszukiwać starodruki, gazety z XIX wieku i starsze itd. Dla mnie rzecz bezcenna.
Aby jednak nie było nam za dobrze ktoś wpadł na genialny pomysł, by w kraju nie obowiązywał jeden system digitalizacji, bo to byłoby za łatwe 🙂
I mam tak, że wchodzę do biblioteki gdańskiej, toruńskiej, ale do wrocławskiej już nie, bo potrzebna inna wtyczka.
Co za geniusz to wymyślił? Do bibliotek niemieckich obojętnie w jakim ośrodku i do biblioteki Kongresu USA wchodzę swobodne, bez instalowania dodatkowych narzędzi, ale do krakowskiej nie 🙂
@j.Luk
Zastanawiałem się nieraz w gronie belfrów uczących gry na instrumentach dlaczego nasi uczniowie mają coraz mniej czasu na pracę z instrumentem. Są zmęczeni i w kiepskiej kondycji psychicznej a co za tym stoi fizycznej też.
Mają silną, już międzynarodową konkurencję i świadomość że na ich oczach zmienia się odbiór kultury przez masy. Mają być omnibusami, znać historię i główne prace będące filarami mądrości świata tego. Mają mieć pojęcie o naukach ścisłych jako humaniści i odwrotnie. Mają zajmować się kulturą jako jej odbiorcy. Muszą biegle obsługiwać komputerowe programy do…
I powinni poznać języki obce!
Najlepiej dwa trzy. Ja zadaję pytanie, kiedy mają to zrobić? Ja nie nadążam za rozwojem informatyki a oni nie nadążają za wiedzą którą im oferuję, doba ma tylko 24 godziny!
Oni naprawdę nie mają kiedy czytać a czytają, nie mają kiedy słuchać a słuchają a czas na odpoczynek poświęcony wyłącznie sobie, kradną między obowiązkami którymi są zawaleni.
Mówię o adeptach szkół muzycznych ale inni nie mają łatwiej, chcąc coś osiągnąć, tyrają jak szaleni aby dowiedzieć się, że ich umiejętności nie są potrzebne w danym momencie.
Często ci utalentowani rezygnują z kontynuowania nauki gry na instrumencie, bo jak powiedział jeden z moich wychowanków, to ma być hobby, przyjemność.. a mam świadomość, że muszę sam się utrzymać i może kiedy założę rodzinę będę musiał jej zapewnić byt. To się nie opłaca obecnie profesorze..
Nie jest osamotniony w swoich przemyśleniach.
Takie czasy..
@Magog, niestety ma pan rację. Niestety, bo wolałbym by pan jej nie miał.
Ten obraz to obraz społeczeństwa niewolników, a nawet gorzej, bo o niewolnika dbał właściciel, by z głodu nie umarł (był mu potrzebny).
Jestem fanem nowinek technicznych, ale z drugiej strony widzę, że one wszystkie wcale nie prowadzą do polepszenia jakości naszego życia – wbrew pozorom. A specjaliści od budowania tych pozorów mają władzę większą, niż jakikolwiek dyktator.
Czytelnictwo rozumiane jako wymiana myśli, swobodna, nikim i niczym nie ograniczona jest, moim zdaniem, jedynym póki co remedium na te trendy. Dehumanizacja zaczyna ogarniać nas niepostrzeżenie i znajduje wielu wyznawców, którzy nie tylko się jej nie przeciwstawią, ale lecą do niej jak ćma do świecy. Bo świeca jest piękna i bije wspaniałym blaskiem.
Problem też leży w tym, że… jest za dużo książek. Kiedyś można było zacząć rozmowę w gronie przyjaciół, czy rodziny, na temat przeczytanej książki, i zawsze się znajdował ktoś, kto ją też czytał. Wtedy pozostali dostawali motywację przeczytania. Teraz prawdopodobieństwo takiego zdarzenia znacznie spadło. Dodatkowo, rozmowy ludzi „wykształconych” koncentrują się teraz wokół metod schudnięcia.
Problem też leży w tym, że… jest za dużo książek.
…………………
Coś w tym jest.. ale to nieuniknione.
Weźmy beletrystykę, wydajemy to co napisano od dwustu lat do dzisiaj. A każdy pisać może..
Nauki ścisłe nie stały w miejscu i literatura ich dotycząca rośnie lawinowo. Obecnie opisane są jeszvze w książkach te działy wiedzy które dopiero sie narodziły.
Mało tego, ta nowa wiedza rozwija się w tempie geometrycznym i co roku dokonywane sa aktualizacje niemal wszystkiego które należy ogarnąć umysłem.
Weźmy przykład, Windows**, jestem tylko użytkownikiem!
Używałem kolejnych wersji od 3,1 do 7. Adaptacja była dosyć sprawna a książki które mi pomagały są dawno przemielone, te najwcześniejsze. Mam niezbędniki do XP,7 i obecnie do 8.1 do którego na początku miałem powiedzmy opory.
Te przewodniki do systemów trzeba przeczytać! Więc czytam, to co w nich jest niezbędne do użytkowania kompa. A tak naprawdę to szkoda mi czasu bo kolejna odsłona Win już na horyzoncie.
A mam inne zainteresowania. Fotografia, hobby związane z elektroniką, też muszę przeczytać! A to co związane z zawodem? Pisanie nut, niezbędne dla mnie, to księga będąca tajemnicą dla tych co nigdy nie poznali zapisu nutowego, jest jak chińszczyzna.
A obsługa elektronicznych instrumentów? Łączenie ich ze sobą,
o przebieraniu palcami nie wspomnę.
Ja już się w tym gubię, bo doba ma 24 godziny! Gdyby nie pies to zapomniałbym jak wyglądają poranki.
Zaczynamy być w sytuacji lemowskiego zbójcy Gębona co chciał wszystko wiedzieć i przywalony został taśmami z informacją.
Co nas czeka? Wąskie specjalizacje i umiejętność bycia miłym dla kogoś kto nie wie nic o Artstotelesie.
a oto dowód, zmęczenie? brak wiedzy? nieuwaga ?
Powinno być Arystotelesie..
Wydaje mi się, że najnowszy raport BN pokazuje zatrzymanie trendu spadkowego. Niewiele, ale zdaje się, że liczba czytających wzrosła.
Pozdrawiam
@Mr E, A to jest naprawdę dobra wiadomość.