ECHA WYDARZEŃ: Pewnie trochę Czytelnika-kibica zaskoczę, ale niech będzie. Myśl, żeby sięgnąć głębiej naszła mnie tuż przed przebudzeniem. Żeby, co przed laty świeże – świeżym i dziś zostało. Czyli – rzut oka w przeszłość – co było, niech wróci „ po nowemu”. Tamten wpis zatytułowałem: „Ułan”. Skopiuję i trochę uzupełnię:
– Gdy czytam różne blogi, czasem nachodzi mnie myśl – pytanie: czy to, co ja wypisuje ma wielki sens? Ani nie odnosi się do muzyki, ani do przeżyć dnia, ani kompów; choć jeśli się uprę, to „kumam”, „trybię” i „mogę być „kumaty na fulwypas”… Nawet. Z drugiej jednak strony, gdy widzę liczbę „wejść” – dochodzę do wniosku, że i to się przydaje.
Czyli… Mija rok – powinny wracać wspomnienia. Wielu ludzi wielkiego sportu odeszło. Doktor Jerzy Moskwa, świetny chirurg, wieloletni medyczny opiekun bokserów i w ogóle asów sportu. Jacek Wasilewski – mecenas, fan i prezes związku bokserskiego; jego syn kultywuje pasję – tyle, że planie boksu zawodowego. Kazimierz Górski – o którym nigdy za wiele i zbyt dobrze…
– Uzupełniam – po latach – listę odejść: m.in. Bohdan Tomaszewski – wczoraj chowany z honorami wojskowymi i Janusz Strzałkowski – z grona weteranów dziennikarstwa sportowego, Staszek Królak – pierwszy nasz zwycięzca Wyścigu Pokoju – razem zamykaliśmy żywot Stadionu Dziesięciolecia; Staszek Szozda – kolarz doskonały; wspaniali bokserzy – Jurek Kulej, Leszek Drogosz, Tadek Walasek, ostatnio Zbyszek Pietrzykowski, Piotrek Nurowski w tragedii smoleńskiej – kiedyś szef PZLA, ostatnio PKOl – u; Stefan Paszczyk – nowoczesny szef sportu, jeszcze część dzisiejszych medali za jego czasów i za jego pomysłem się kształtowała… Jurek Pawłowski, Andrzej Piątkowski, Ruś Zub – dawnego, keveyowskiego zaciągu mistrzów szabli… Między innymi, powtarzam…
Wracam do sformułowań z przeszłości:
… Michał Gutowski. Ułan, pancerniak, jeździec – olimpijczyk, trener, generał. Wrzesień 1910 – 26 sierpnia 2006. Teraz na Powązkach (grób na zdjęciu).
Mam dwa dokumenty: Pierwszy to legitymacja podpisana przez majora Michała Gutowskiego zezwalająca ppor. Bronisławowi Kierstanowi na noszenie odznaki za rany. Pierwszy był wtedy dowódcą 2 Pułku Pancernego sławnej dywizji maczkowskiej, drugi jej oficerem; właśnie rannym gdzieś na wojennej drodze…
Drugi dokument to osobisty – wojskowy i sportowy życiorys spisany zapewne albo własnoręcznie, albo pod dyktando Generała ( kilkakroć występuje bowiem w pierwszej osobie) na spotkanie w Polskim Klubie Olimpijskim. Klubu Olimpijczyka też już nie ma…
„Suma” wojenna: Virtuti Militari, 5 – krotnie Krzyż Walecznych, amerykański Legion of Merit, francuski Croix de Guerre z Palmą. Drogę odtwarzam ledwie w zarysie. Wrzesień 1939 jako dowódca szwadronu 17 Pułku Ułanów. Brawurowe akcje. W tym nocny, 7 – godzinny bój pod Walewicami. Zwycięski ( 87 zabitych hitlerowców, 100 w niewoli), choć okupiony wielkimi ofiarami. Sam Gutowski – ranny. Kampinos, wpław przez Wisłę, W Lubelskiem zakopanie munduru i broni. Konspiracja i natychmiast dekonspiracja. Aresztowany, skazany na rozstrzelanie. „Dowódca – kawalerzysta zmienił rozkaz rozstrzelania – zwolniono mnie z aresztu”.
Znów „Podziemie”. Kurier do Francji, tam znów w wojsku, Potem do Anglii – maczkowcy; bitwa normandzka – sławny kocioł Falaise, dowodzenie oddziałem specjalnym „przez Niemcy, ma Wilhelmshaven”. Tam koniec wojny, udział w okupacji Niemiec do 1947 roku…
Później… Zostawmy to historii sportu. Gutowski był wspaniałym jeźdźcem. Lista wielkich nagród jest bardzo długa. A fakt, iż wrócił do sportu po trzymiesięcznej kuracji szpitalnej („ciężki wypadek, złamane lewe udo, zgnieciona klatka piersiowa, pęknięcie czaszki – zwolniony na własną prośbę”) najlepiej obrazuje pasję i determinację.
Olimpiada berlińska, kolejne starty, wojna i… W 1948 roku wyjazd do Kanady. I tam trenerka. W klubie wojskowym, cywilnym, wreszcie na poziomie kadry olimpijskiej. Sam też startował, w barwach Kanady…
Słuchaliśmy z zapartym tchem. Między innymi, jak w formie anegdoty opowiadał o swoim kanadyjskim spotkaniu z niemieckim mistrzem hippiki von Oppeln-Bronikowskim, który po wojnie też szukał szansy w kanadyjskiej trenerce.
Gdy Niemiec opowiadał o Wrześniu – wspomniał, że szczęśliwie cało wyniósł skórę, gdy polscy ułani zaatakowali nocą… Dowiedział się, że natarciem dowodził rozmówca. Potem niemiecki olimpijczyk opowiadał o pobycie w obozie jenieckim. Okazało się, że był to obóz na terytorium, nad którym władzę sprawował Gutowski. Godne scenariusza i filmu.
Kapitalny człowiek. Kilkadziesiąt lat na obczyźnie, a gdy z nami rozmawiał i raz użył słowa „lunch” – zamilkł, pomyślał i… przeprosił. A kiedy opowiadał, uprzedzał, żeby nie szukać w opowieściach cudów. „Jestem taki sam jak inni, tylko żyję dłużej…” Do sierpnia 2006…
Na tym kończę… cytowanie siebie. Wiem, bardzo odległych wydarzeń to echa. Teraz powinno być o panastochowym skakaniu na nartach, ochocie Panny Justyny by się sprawdzić w biegu Wazów, o nadzwyczajnym wrażeniu, jakie zrobił w świecie lekkoatletycznym jeszcze nawet nie 18-letni kulomiot Konrad Bukowiecki… Co się odwlecze, to jednak nie uciecze… Słowo!
Andrzej Lewandowski


