Sto smaków Aliny: Pomoc w upale: kuchnia zimna5 min czytania

2015-07-03.

Robię przerwę w moich wspominkach z kuchni wakacyjnej – po to, aby podpowiedzieć, czym się ratować w upalne dni, które właśnie dotykają nas wszystkich. Skorzystajmy z porad narodów, które takie sensacje przeżywają co roku i to przez czas dłuższy niż my. U nas będzie to tylko kilka dni lata… Wykorzystajmy je z pożytkiem dla organizmu. A pożytkiem jest zawsze jedzenie warzyw. Poprawiają przemianę materii, a więc odtłuszczają nas i pozwalają zgubić parę… gramów, dostarczają witamin i mikroelementów. A teraz są i najzdrowsze, i smakują najbardziej.

Po przyjeździe z wakacji niełatwo wchodzi się w domowe tryby. Trzeba się rozpakować, uzupełnić zapasy, jakieś zaległości, no, wiadomo. A jeść trzeba. Idźmy więc na pobliski targ lub do warzywniaka i kupmy porcję sezonowych warzyw. Pomidory, papryka, cebula, czosnek, sałata, ogórki świeże lub małosolne (nie oparłam się i już je kiszę!), jakieś pęki zieleniny i świeżych ziół. Z nich przyrządzimy posiłek na tyle szybki, by nie zajmował nam czasu i nie zaprzątał głowy, a na tyle smaczny, aby pomógł nam pogodnie wejść w domowe obowiązki. Czy to możliwe? Tak. Zróbmy sałatkę. Aha, do warzyw dokupmy ser. No i pieczywo. Dodałam coś jeszcze: znalezioną w zamrażalniku porcyjkę krewetek. Ale ten dodatek nie jest niezbędny.

Sałatka szybka po mojemu

  • roszponka lub inna sałata
  • zielona papryka
  • bazylia
  • ser feta
  • ząbek czosnku
  • pieczywo pszenne na grzanki
  • oliwa
  • oregano suszone
  • kilka krewetek
  • sól morska, czarny pieprz z młynka

Roszponkę i bazylię umyć, osuszyć. Paprykę przekroić, oczyścić z błonek i pestek, pokroić w paski. Pieczywo pokroić na grzanki. Oliwę rozgrzać, włożyć ząbek czosnku, a gdy się zazłoci – wyjąć. Wsypać grzanki i oregano, mieszając podsmażyć. Odstawić do wystudzenia. Fetę pokroić w kostkę wielkości grzanek. Krewetki rozmrozić, zagotować w lekko osolonej wodzie, od razu odcedzić i ostudzić.

W salaterce układać na dnie paprykę, potem roszponkę, porwane listki bazylii. Dodać krewetki. Wszystko zasypać grzankami, razem z oliwą. Posolić, posypać pieprzem z młynka. Podawać od razu.

A może coś innego, troszkę bardziej pracochłonnego, a też orzeźwiającego? Pochodzi z Hiszpanii. Ma bogaty smak i jest wyjątkowo orzeźwiające. To coś to chłodnik hiszpański czyli gazpacho. Ma wiele odmian. W książce o kuchni Andaluzji jest ich osiem, a liczyłam tylko zupy o tej nazwie. Innych chłodników jest jeszcze więcej! No cóż, w klimacie wybrzeży Morza Śródziemnego trzeba się żywić tym, co pozwoli przetrwać największy skwar.

Tym razem przygotowałam gazpacho inne niż książkowe. Dopasowałam je do zawartości mojego zapasu warzyw. Ważne jedno: mają być warzywa. No, może jeszcze drugie: i dobra oliwa.

Gazpacho uproszczone po mojemu

  • papryki żółta i czerwona
  • 2–4 łodygi selera naciowego
  • 2 cebule słodkie
  • 2 ząbki czosnku
  • 2–4 pomidory świeże lub karton pomidorów krojonych
  • oliwa
  • gruba sól morska
  • czarny pieprz z młynka lub szczypta cayenne

Warzywa umyć, przygotować jak zwykle, pokroić w cząstki. Wrzucić do miksera paprykę, selery, cebulę i czosnek.

 

Zmiksować, dodając pomidory razem z sokiem. Gdyby warzywa były zbyt suche, można wlać nieco zimnej wody.

 

Nie przerywając miksowania dolewać oliwę.

 

Posolić i popieprzyć do smaku. Schłodzić w lodówce. Chłodnik podawać przybrany listkami selera.

Gazpacho można ucierać z dodatkiem miąższu pszennego chleba. Albo podawać je z grzankami usmażonymi jak te dodane do sałatki. Lecz pieczywo nie jest konieczne dla tych, którzy ograniczają węglowodany. Zresztą, bagietkę można podać oddzielnie, aby każdy ją łamał wedle potrzeby.

Jeszcze jedno: w tym chłodniku zabawnie wyglądają wrzucone przed podaniem kostki lodu. Zwłaszcza gdy podajemy go w wazie, glinianej misie lub garnku. Tak bowiem bezpretensjonalnie można podawać tę zupę o wiejskim rodowodzie. Bez ceremonii.

Na koniec ciekawe propozycje na upał pochodzące z wieku XIX. Spójrzmy, jakie nowoczesne! Pochodzą z ciekawego pisma, które ukazywało się przez pięć lat w Poznaniu. Redagowały je siostry Radońskie Teofila i Teresa. Nauczycielki, pisarki, no i redaktorki. A na pewno kobiety pracujące, utrzymujące się same, prekursorki wielu pań ze zubożałego ziemiaństwa (ojciec był powstańcem z lat 1830 i 1848,  finansowo wspierał powstanie styczniowe; majątek utracił), tworzące podwaliny polskiej inteligencji. „Inteligencji pracującej”, jak już przed wojną nazywała to pokolenie wspominana przez mnie wiele razy Elżbieta Kiewnarska.

„Dwutygodnik dla kobiet”, jak z podtytułu wynika, był pismem o zacięciu literackim. Ukazywało się w drukarni będącej poznańską kontynuacją słynnej drezdeńskiej drukarni Józefa I. Kraszewskiego. Kraszewskiego zmuszono, aby ją sprzedał z powodów politycznych. Odkupił ją Władysław Łebiński(1840–1907), powstaniec styczniowy, wielkopolski działacz na niwie oświaty i przemysłu, publicysta. Działał we Wrocławiu i Poznaniu, a więc w zaborze pruskim; nie uniknął brutalności zaborcy w więzieniu. Jak widać, kontynuował dzieło Kraszewskiego.

Pismo o ambicjach literackich nie stroniło także od szerzenia zasad higieny, a więc i… zdrowego odżywania. A jak ciekawe przepisy zamieszcza…

Pierwsza sałata to ni mniej, ni więcej gazpacho, prawda? Jeżeli dodamy do niego ocet, niech to będzie najlepszy ocet z wina; a może z sherry, czyli hiszpańskiego jerezu? Jeszcze jedno: w upały potrawy można solić nieco więcej niż zwykle, co, oczywiście, nie oznacza, że bez umiaru. Bez umiaru – no, prawie – można natomiast jeść warzywa. Jak miło się dowiedzieć, że propagowano tę wiedzę już w dziewiętnastowiecznym Poznaniu.

Alina Kwapisz-Kulińska

Print Friendly, PDF & Email