Komitet Obrony Demokracji stanął w obliczu poważnego dylematu: Czy ograniczyć się do – wyrażanej demonstracjami i skakaniem na mrozie – pokojowej perswazji, aby obecna władza nie łamała demokratycznych standardów, czy zapobiegać widocznym już, mającym nastąpić niebawem i łatwym do przewidzenia skutkom owych poczynań?
Mówiąc obrazowo sytuacja rozwijała się tak. Na początku Jarosław Kaczyński i jego świta, za aprobatą prezydenta, zachowywali się jak przygotowujący skok włamywacze. Dorabiali klucz do tych pomieszczeń wspólnego domu, zwanego Polską, które zostały urządzone według konstytucyjnego projektu i miały konstytucyjny zamek. Nie ukrywali przy tym, że chcą je przemeblować i urządzić po swojemu Twierdzili, że obrabiarkę do dorabiania klucza otrzymali od większości członków spółdzielni mieszkaniowej. Fakt, że owa większość nie uczestniczyła w Walnym Zgromadzeniu, kompletnie ich nie interesował.
KOD starał się im się wyperswadować taką interpretację, ale oni perswazję mieli w głębokim poważaniu. Zaczęli przyklejać członkom KOD-u na czołach całą galerię nalepek: „ludzie gorszego sortu”, „komuniści”, „złodzieje”, „resortowe dzieci” „lemingi”. A gdy już pomysłów zabrakło. to dodali jeszcze: rowerzystów i wegetarian, przypisując – wzorem mistrzów radzieckiej propagandy – pojęciom z natury pozytywnym – konotacje negatywne.
W końcu ubrali wszystkich „koderów”- jak leci – w futra z norek. Uznali, że ciepło im i komfortowo, więc niech nie podskakują.
Klucza wprawdzie nie dorobili, bo ślusarze z nich kiepscy, wobec tego wyłamali zamek i zaczęli chałupę urządzać. Najpierw wyrzucili wielozakresowe radio, zastępując je „kołchoźnikiem”. Telewizor wyłączyli. Do ekranu podpięli DVD i zaczęli puszczać „słuszne ideowo” filmy ze swych zasobów. Psa – dotąd życzliwego praworządnym domownikom – uczą kąsać wszystkich, którzy rano i wieczorem nie odmówią pokornie obowiązkowego paciorka i wściekle ujadać na sąsiadów z lewa i z prawa.
Dobrali się do sejfu i wspólnych oszczędności. Z dumą oświadczyli, że zaciągną jeszcze pożyczki i urządzą jadłodajnię dla ubogich rodziców, którzy mają jedno dziecko i dla wszystkich, którzy postarali się o dwa, albo więcej. Z wyszynkiem oczywiście.
Uznali, że polskie sześciolatki nie są dostatecznie zdolne, aby gremialnie zaczęły czytać elementarz i uczyły się liczyć do stu. Więc – jeśli rodzice zechcą – to dzieci nie muszą.
Wcześniej pojechali do siedziby Centralnego Związku Spółdzielni Mieszkaniowych i z dumą oświadczyli, że u nas wszystko w porządku, nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Najlepiej, aby dali nam święty spokój i kasę na remont.
A co na to komitet domowników, zwany Komitetem Obrony Demokracji? Ano ma problem. Trwają dyskusje, czy nadal prosić, aby nie dorabiali klucza na obrabiarce, którą dostali w majestacie prawa, czy zrobić coś, aby przestali buszować po pomieszczeniach, do których się włamali.
Problem w tym, że buszować przestaną, gdy się ich wywali. A wywalić nie można, bo obrabiarka się im demokratycznie należy, wiec mogą sobie dorabiać, co chcą, Wszak nie można im tego zabronić w demokratyczny sposób, a Komitetowi inaczej nie wypada, bo jest przecie Demokratyczny.
Dyskusje są ożywione i mają tę zaletę, że pozwalają wyładować emocje mieszkańcom pozbawionym wielozakresowego radia, telewizora, oszkalowanym publicznie i pokąsanym przez psa.
Nie biorą w dyskusjach udziału tylko ukraińskie opiekunki sześciolatków, które idąc do szkoły. nie zdążyły do przedszkola. No, ale dzięki temu mamy z głowy problem syryjskich uchodźców. Wszak przyjęliśmy ukraińskich… i chwatit’.
Janusz Kotarski
Nie znam cię, ale już podziwiam. Końcówka może odrobinę przesunięta od rzeczywistości, bo Łesia Ukrainka opiekuje się u nas niewątpliwie częściej zamierającą babcią niż pączkującą wnusią. Sam się nieraz zastanawiam,jakie trwałe wpływy na mój sposób myślenia (i upodobania kulinarne) wywarła moja niańka (Pani Maria Urbańska, zmarła w wieku 100 lat), folwarczna chłopka z Pęcic.
P.S. Pani Urbańska awansowała tam, w Pęcicach, do pomocnicy kuchennej, więc nauczyłem się od niej, jako drobna dziecina, praktycznie wszystkich podstawowych czynności, które jako oczywiste pomija w swoim dziale tego portalu Pani Alina K-K. A nawet, jak robić różne “zasmażki” i co najmniej pięć rodzajów zupek (rosół był oczywiście najważniejszy, i nie do pobicia)