Andrzej Koraszewski: Turcja; Świat wstrzymał oddech9 min czytania

2016-07-19.

Wszystkiego nie dowiemy się nigdy, ani gdzie powstał pomysł puczu, ani czego chcieli puczyści, poza obaleniem władzy Erdoğana. Oskarżenia kierowane przez Erdogana pod adresem jego byłego towarzysza modlitw, Fethullaha Gülena, raczej nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, chociaż mogą być przydatne podczas czystki. Bardziej prawdopodobne, że są wynikiem obsesji (jako, że każdy Stalin ma swojego Trockiego.)  Czy organizatorzy to byli zwolennicy świeckiej Turcji? Całkiem możliwe, ale na tym etapie są to tylko dość jałowe spekulacje.

W pierwszych godzinach świat zamarł, oczekując na wiadomości. Oczywiście w sieci posypały się teorie bazujące na pełnej niewiedzy. Pierwszą teorią, którą czytałem to podejrzenie, że to robota Putina. Z Moskwy natychmiast poszła wiadomość, że Erdoğan sam to zorganizował, żeby mieć pretekst do ostatecznej rozprawy z opozycją. Sam Erdoğan wyskoczył natychmiast z Gülenem, zdziwiłbym sie, gdyby nie było oskarżeń pod adresem Ameryki i oczywiście nie trzeba było długo na takie oskarżenia czekać.

Tureckie partie opozycyjne niemal natychmiast odcięły się od puczystów, a sama próba przewrotu wojskowego po kilku godzinach utraciła impet.

W jednej z analiz, jakie czytałem, opisano ten zamach jako świetnie przygotowaną operację w oparciu o podręczniki z lat 70. ubiegłego wieku. Skuteczność działań przekreśliła nowoczesna technika, a dokładniej telefonia komórkowa i media społecznościowe. Prezydenckie orędzie do narodu wygłoszone na smartphonie natychmiast dotarło do milionów. Zajęcie jednej rozgłośni telewizyjnej nie dało oczekiwanych rezultatów. Morale żołnierzy w jednostkach dowodzonych przez puczystów było bardzo niskie i jak opisywali to później dziennikarze, żołnierze mieli niepewność i strach w oczach.

Erdoğan i jego partia ma duże poparcie społeczne, opozycja jest nadal  dość silna, społeczna mobilizacja była jednak tylko po stronie rządowej, co jest w tym przypadku zupełnie zrozumiałe. Demokratyczna opozycja patrzyłaby podejrzliwie nawet na udany zamach wojskowy. Wśród demokratycznej opozycji również słychać wiele głosów, że prezydent sam przygotował ten pucz. Osobiście mam poważne wątpliwości, chociaż doskonale rozumiem rozpacz i przerażenie ludzi, którzy już wcześniej bezsilnie patrzyli, jak Erdogan krok po kroku przechodzi do pełnej dyktatury i likwiduje i tak słabe instytucje demokratyczne.

Partia Erdoğana jest odłamem Bractwa Muzułmańskiego, a więc (zgodnie z celami tej organizacji) dąży do supremacji islamu nad światem, do odbudowy kalifatu i podporządkowania całego życia społecznego religii. Współcześnie akceptuje dążenie do władzy przy użyciu metod demokratycznych, nie ukrywając jednak specjalnie, że na długą metę odrzucają demokrację jako system polityczny.

Poparcie dla Erdoğana i jego partii ma dwa źródła i trudno powiedzieć, które wpływa na zachowania społeczne silniej. Reformy gospodarcze nie są tak skuteczne jak w Chinach, ale wzrost gospodarczy jest widoczny. Drugim źródłem jest ideologia neoosmańska, wyraźne i jednoznaczne dążenie do odbudowy imperium. O ile Atatürk dążył do odbudowy dumy narodowej po klęsce w oparciu o czysto nacjonalistyczną politykę i modernizację kraju przez oddzielenie religii i państwa, Erdoğan daje wyraźnie do zrozumienia, że Turcja znów stanie się hegemonem sunnickiego islamu, a drogą do odbudowy imperium jest właśnie religia.

Demokratyczna opozycja zarzuca tureckiemu prezydentowi popieranie ruchów terrorystycznych. Finansowanie i polityczne popieranie Hamasu mogłoby wynikać z wspólnej przynależności do ruchu Bractwa Muzułmańskiego. Pytanie jak daleko sięga i czym jest motywowane poparcie dla Państwa Islamskiego? Niektórzy analitycy twierdzą, że głównym motywem jest walka z Kurdami i lęk przed niepodległościowymi aspiracjami Kurdów irackich, czasami pojawia się tu również domysł, że chaos i bankructwo krajów arabskich skłoni je do poszukiwania tureckiej opieki. Pozostaje jednak problem społecznego poparcia dla Państwa Islamskiego tak dla jego celów, jak i dla jego metod.

Jak pisał w listopadzie 2015 roku Burak Bekdil.

„Nowe badanie Pew Research Center ujawnia, że 8% Turków ma przychylną opinie o Państwie Islamskim (ISIS), więcej niż na terytoriach palestyńskich, gdzie poparcie dla ISIS wynosi 6% i tylko o jeden procent mniej niż w Pakistanie. Dziewiętnaście procent Turków „nie wie” czy ma przychylną, czy nieprzychylną opinię o ISIS – co znaczy, że 27% Turków nie ma nieprzychylnej opinii o tej dżihadystycznej machinie śmierci. A to stanowi ponad 21 milionów ludzi! Z badanych krajów Liban miał w 100% nieprzychylną opinię o ISIS, a Jordania 94%. W Indonezji, najliczniejszym kraju muzułmańskim, 4% podało przychylną opinię o ISIS, połowa tego, co w Turcji.”

To poparcie związane jest z jednej strony z coraz silniejszym wpływem meczetu i radykalizacją imamów, z drugiej z retoryką rządowych polityków, która systematycznie wznieca niechęć do Zachodu, a wreszcie jest konsekwencją praktycznej współpracy między władzami tureckimi a Państwem Islamskim. Niemal cała ropa z Państwa Islamskiego trafia na rynek turecki i ten handel obsługują tysiące ludzi (istnieją poważne zarzuty, że w ten proceder zaangażowana jest rodzina Erdoğana), Państwo Islamskie ma swoje mniej lub bardziej oficjalne ośrodki na terenie Turcji, a opozycja udokumentowała dostawy broni idące przez granicę z Syrią.

Podczas oblężenia Kobane widzieliśmy więcej niż neutralność tureckiej armii (bojówkarze ISIS masowo publikowali swoje zdjęcia z żołnierzami tureckimi), kiedy Stany Zjednoczone nalegały na włączenie się Turcji w walkę z Państwem Islamskim, Turcja postawiła warunek uznania kurdyjskiej organizacji w Syrii za organizację terrorystyczną, Stany Zjednoczone ochoczo się na to zgodziły i Turcja natychmiast zaczęła bombardowanie pozycji kurdyjskich.

Być może o sile poparcia dla metod Państwa Islamskiego świadczyć może obcięcie głowy jednemu z żołnierzy, którzy brali udział w puczu. (Ta wiadomość nie jest oficjalnie potwierdzona, ale zdjęcia w mediach społecznościowych nie pozostawiają wiele wątpliwości.)

Neoosmańska polityka Erdoğana i jego partii nie jest w żaden sposób owijana w bawełnę.  Prezydent często mówi o celu jaki jest rok 2071, w roku 1071 Turcy seldżuccy zajęli Anatolię. Bitwę pod Manzikert w 1071 roku uważa się za narodziny Turcji i początek końca Bizancjum.

Rok 1071 jest bardzo specjalną datą dla prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana – i jego islamistycznych ideologów. Erdogan często mówi o swoim “celu 2071”, aluzji do jego wizji “Wielkiej Turcji” w tysięczną rocznicę bitwy, która utorowała drogę Turkom do miejsca, gdzie nadal żyją.

Oddajmy raz jeszcze głos tureckiemu publicyście. Burak Bekdil w połowie czerwca pisał:

„Erdoğan i jego towarzysze islamiści są zagorzałymi wielbicielami idei Turków muzułmańskich przechwytujących ziemie należące do innych cywilizacji, ponieważ, w tej mentalności, “podbój” oznacza szerzenie islamu. Nie jest to zaskakujące: polityczny islam ma wbudowaną tendencję do szerzenia się na nie-islamskie lub nie-muzułmańskie części świata. Ale sposób, w jaki Erdoğan broni „podboju” jeszcze w roku 2016, wygląda już zanadto absurdalnie.

4 czerwca Erdoğan przemawiał do studentów wydziału teologii. W przemówieniu powiedział:

Kiedy patrzymy na sposób, w jaki islam szerzył się na świecie, widzimy, że był to podbój ‘serc’, raczej niż podbój ‘mieczem’… Spójrzcie, teraz jest choroba islamofobii na Zachodzie… [Jej] celem jest powstrzymanie [dalszego szerzenia się islamu]. Ale to im się nie uda.

W przemówieniach prezydenta i jego świty pojawia sie nieustanna gloryfikacja podboju Konstantynopola, Jerozolimy i innych stolic obcych państw, powracająca retoryka „wyzwalania”.

We wrześniu 2015 roku – przypomina Bekdil – ówczesny premier Turcji, Ahmet Davutoglu, powiedział:

Z woli Allaha Jerozolima należy do Kurdów, Turków i Arabów i do wszystkich muzułmanów. I tak jak nasi przodkowie walczyli razem w Gallipoli, i tak samo jak nasi przodkowie poszli razem wyzwolić Jerozolimę z Saladynem, pomaszerujemy razem tą samą drogą [do wyzwolenia Jerozolimy].

Po zgnieceniu próby przewrotu wojskowego okazało się, że służby mają gotowe listy wojskowych, sędziów i działaczy, których należy aresztować. Ten fakt sam w sobie niczego nie dowodzi, anonimowy autor z Turcji porównuje jednak wcześniejsze tureckie przewroty wojskowe i pisze między innymi:

W poprzednich zamachach pierwszą rzeczą, która robili było aresztowanie czołowych polityków, to jest prezydenta i premiera. Tym razem Erdoğan, ich główny cel, siedział sobie w swojej letniej rezydencji do 2 w nocy i dopiero w godzinę po tym jak odleciał, wojsko zaatakowało jego rezydencję, zabijając dwóch policjantów.

Erdoğan zwrócił się do narodu ze swojej rezydencji o 11.30 wieczorem. Jeśli idzie o premiera Yıldırıma, był w swoim biurze. On również kontaktował się telefonicznie z jedną lub dwiema stacjami telewizyjnymi, zwracając się do społeczeństwa na żywo.

W poprzednich zamachach wielu ministrów, przywódców partii polityków było masowo aresztowanych. Nic takiego się nie stało. Ani  jedena osobistość świata polityki nie została aresztowana. Tylko szef sztabu, generał Akar, który był w swojej bazie w Ankarze. […]

Poprzednie zamachy rozpoczynały się o świcie, kiedy wszyscy jeszcze spali w swoich domach i było łatwo iść do ich domów i dokonać aresztowania. Nie jest trudno obezwładnić kilku strażników strzegących rezydencji. Tym razem tak się nie stało.

Dalej turecki autor opisuje sekwencję zdarzeń – między 9 a 10 wieczorem, kiedy ulice są pełne ludzi, nad miastem zaczynają nisko latać samoloty. Czołgi blokują ruch na dwóch mostach, odcinając europejską część Stambułu. Brak jakiegokolwiek powodu dla takiego manewru, ale to właśnie na tych mostach odbędą się walki z policją i zginie 161 osób.

W poprzednich zamachach pierwszą rzeczą było zajęcie ośrodków komunikacji (radia, telewizji, central telefonicznych). Nie tym razem. Wszystkie ośrodki pracowały i były aktywne. Otrzymywaliśmy niepotwierdzone i niekontrolowane wiadomości ze wszystkich miejsc od reporterów telewizji, radia i portali internetowych. Jedyna stacja telewizyjna w rękach wojska to była TRT, gdzie deklaracja została odczytana przez dziennikarza.

Autor przypomina, że podczas wszystkich wcześniejszych zamachów pierwszą rzeczą która docierała do społeczeństwa była deklaracja organizatorów puczu z informacją kto zamachem kieruje i jaki ma cel. Tym razem do tej chwili nie wiadomo, kto organizował pucz.

Prezydent Erdoğan natychmiast po wylądowaniu na lotnisku w Stambule powiedział, że “ten zamach był darem Allaha, gdyż pozwoli nam oczyścić armię z buntowników”.

Nie mamy i prawdopodobnie nie będziemy mieli murowanych dowodów na to, że to on właśnie był najbliższym współpracownikiem Allaha. Najważniejsze jest, że cały świat uwierzył w prawdziwy zamach stanu i że to nawet mogła być prawdziwa próba przewrotu wojskowego.

Na wiadomość o przewrocie wojskowym w Turcji świat wstrzymał oddech, a potem odetchnął z ulgą, że demokracja zwyciężyła. Nie można wykluczyć, że tylko o to chodziło.

Jest takie tureckie powiedzenie: Kuzuyu kurda emanet etmek (powierzyć owce wilkowi).

Andrzej Koraszewski

Print Friendly, PDF & Email
 

One Response

  1. slawek 21.07.2016