Alina Kwapisz-Kulińska: Kampania od stołu2 min czytania

I czegóż chcieć od tego Wani, toć jego winy nie ma w tym…”. Tak zaczyna się piosenka Bułata Okudżawy. Jest w niej akcent kulinarny: Wania na stół rzuca nowej ukochanej, „tamtej pani”, dla której zostawił dawna wybrankę, Marusię, „meduzy i w trzech smakach drób”.

Podobnej sytuacji doświadczyliśmy dzięki naszym Ulubionym Celebrytom Politycznym. „Tamtą panią” była Zyta Gilowska, odrzuconą Marusią – wypadła świeżo z łask Beata Szydło, Wanią – sam Prezes. Spotkanie Wani i „tamtej pani” odbyło się w świetle kamer, jak na celebrytów przystało. Nie odbyło się w zaciszu gabinetu, ale z fajerwerkami: w eleganckiej restauracji w centrum stolicy. Widać, że PiS-owi dobrze się dzieje w Polsce Tuska, jak kocha mówić, skoro stać go na opłacenie wysokich rachunków. Restauracja nie należy do najtańszych. Paparazzi nie czaili się za węgłem, media zaproszono do restauracyjnej sali. W końcu to czas kampanii. Można się zastanowić, do kogo był skierowany ten komunikat medialny. Czy zwolennikom PiS-u smakował posiłek spożyty ustami ich przedstawicieli? Czy niezdecydowanych skłoni do głosowania na partię smakoszy? Bo kuchnia tej nie najtańszej w stolicy restauracji Prezesowi odpowiada, bywa tu częściej.

Menu obiadu podano. Jako autorkę bloga kulinarnego mnie zaciekawiło. Wania rzucił ukochanej nie meduzy (nie dowieźli?), lecz ślimaki, za to „w trzech smakach drób” był dostępny. W karcie restauracji odnalazłam słynny już zestaw obiadowy. Pan prezes wybrał: Ślimaki owinięte bekonem, podane z sosem koniakowym i ziołowym masłem i Kaczkę po polsku z karmelizowanymi pomarańczami i wykwintnym malinowym sosem. „Tamta pani” zdradziła ciekawym mediom, że jadła tylko botwinkę i kluseczki z serem. Tak skromnych dań tu nie podają. Sprawdziłam, są wykwintniejsze: Chłodnik z młodej botwinki z jajkiem przepiórczym i cielęciną oraz Tagliatelle z oliwą truflową, parmezanem i świeżą bazylią.

Odpowiedź prezesa na słynne już pytanie zrozpaczonego rolnika: Jak żyć? – jest wyrazista. Żyć można nieźle, wśród sosu koniakowego i trufli. Obiad (bez napiwków i napitków) kosztował 156 zł: ślimaki – 35 zł, kaczka – 64 zł, botwinka – 22 zł, kluseczki – 35 zł. Dorzućmy wodę (Perrier?) i bukiet dla pięknej pani. Niezły kawałek niskiej pensji podawanej ze zgrozą w wyborczych spotach.

A może i tym razem Prezesowi chodziło o pokazanie, za jaką drożyznę odpowiada rząd PO. To się udało.

Alina Kwapisz-Kulińska

Enhanced by Zemanta
 

3 komentarze

  1. jacek2 28.08.2011
  2. narciarz2 28.08.2011
  3. Stefan 08.10.2011