2016–11–22

Młode pokolenie wychowane już po upadku PRL zapewne tego rytuału nie pamięta, zresztą wygasł on tak naprawdę znacznie wcześniej. Ostatnim przejawem obowiązkowej w KPZR samokrytyki był chyba tajny (ale przecież publiczny) referat Nikity Chruszczowa na XX Zjeździe Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego.
Życie w Polsce XXI stulecia odświeżyło zapomniany obyczaj. Dowodem jest obserwowana ostatnio publiczna aktywność prof. dr. hab. Kazimierza Kika, politologa z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, który mówił w TVP Info o dużych nadziejach związanych z rządem Beaty Szydło. – Rok 2015 w moim przekonaniu stanowił ogromny zwrot, czyli powstrzymanie tej negatywnej, trwającej 26 lat tendencji w polskiej gospodarce – nasycania jej kapitałem obcym, prywatyzowania, likwidowania przemysłu polskiego – powiedział.
Wskazał na zapowiedzianą przez rząd reindustrializację i repolonizację gospodarki polskiej. – Trump ma taki sam program, który można nazwać „Morawiecki bis”; mówi, że trzeba zwrócić Ameryce przemysł – dodał, nawiązując do sytuacji USA.
Było to chyba artyleryjskie przygotowanie do comming outu, którego dokonał w wywiadzie udzielonym Elizie Olczyk a opublikowanym w dodatku „Plus Minus” dziennika Rzeczpospolita 17 listopada. Tytuł mówi dużo, choć nie wszystko: „Wspierałem siły, które niszczyły kraj”. Nie będę komentować wątków autobiograficznych, szczególnie z okresu wczesnej młodości i studiów, choć są tam ciekawe momenty, jak np. ten:, „ale wstąpiłem do partii na studiach, na przekór kolegom z ZMS, którzy chcieli mnie wciągnąć do polityki”. Widać przynależność do partii komunistycznej zabezpieczała przed działalnością polityczną! To ci logiczny figielek!
Pomińmy jednak cały szmat życia naszego bohatera i zatrzymajmy się w czasach współczesnych. Konieczny jest tu obszerniejszy cytat:
– …dlaczego zaczął pan niespodziewanie flirtować z PO?
Tak nie było. W 2005 r. wszedłem do lokalnego komitetu poparcia Donalda Tuska w Kielcach. Ale to było działanie przeciwko PiS, a nie za PO. PiS nie było wówczas tak socjalne jak obecnie. Poza tym wyżej od działań prospołecznych stawiałem wówczas cywilizację europejską. Dlatego postanowiłem poprzeć liberalną część sceny politycznej. Ale to był epizod.
– Dlaczego pan zmienił zdanie w sprawie cywilizacji?
Zacząłem podsumowywać efekty rządów PO i wyszło mi, że albo jestem głupi, albo ślepy, bo popierałem władzę, która doprowadziła do wyemigrowania prawie 3 mln Polaków, do opanowania polskiej gospodarki przez obcy kapitał, do zubożenia ogromnej części społeczeństwa, do pojawienia się umów śmieciowych, do zablokowania młodzieży perspektyw rozwoju.
– O to wszystko oskarża pan rządy Platformy Obywatelskiej?
Nie tylko. Uważam, że wszystkie rządy po 1989 r. były liberalne, niezależnie od tego, czy nazywały się lewicą, czy prawicą, czy centrum, i wszystkie prowadziły nas na manowce. Przez wiele lat wspierałem siły, które niszczyły kraj. I gdyby utrzymały się one u władzy jeszcze przez 10–15 lat, doprowadziłyby do całkowitego upadku Polski. Skoro 80 proc. naszej młodzieży chce wyemigrować z kraju, skoro w szkołach pielęgniarskich na siłę uczą angielskiego, to za 15 lat w Polsce zostaliby tylko renciści, emeryci i nieuki, a cała nasza gospodarka wpadłaby w obce ręce. A do PO mam też bardziej konkretne zastrzeżenia.
– Jakie?
Bardzo źle wspominam kontakty z minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbarą Kudrycką. […] pani Kudrycka namówiła mnie, żebym […] żebym wszedł do grona jej doradców. Tyle, że gdy przyszło co do czego, zaproszenia nie dostałem. Sądzę, że po prostu chciała mnie zneutralizować[…]. A gdy Donald Tusk otwarcie powiedział, co myśli o politologach, a ja byłem dyrektorem Instytutu Nauk Politycznych na Uniwersytecie w Kielcach i nagle zacząłem tracić studentów, zawrzałem gniewem na PO.
– Platforma po prostu uraziła pana miłość własną.
Możliwe. Ale fakty nie kłamią, z podsumowania efektów naszej transformacji wychodzi, że PO i jej poprzednicy to były rządy antynarodowe. Dopiero PiS ma jakąś sensowną ofertę. Założenia programowe rządu Beaty Szydło są świetne, zarówno jeżeli chodzi o politykę socjalną, jak i plan pobudzenia gospodarki wicepremiera Mateusza Morawieckiego. To nieważne, czy 500+ da nam więcej dzieci, ważne, że pojawił się rząd, który robi coś dla ludzi. Za doskonały uważam też pomysł powrotu do ośmioletniej podstawówki i czteroletniego liceum. W systemie trzyletniego gimnazjum i trzyletniego liceum nie ma miejsca na wychowanie młodzieży, które jest równie ważne jak program, a może nawet ważniejsze. Bo skoro nasze liberalne elity doprowadziły do sytuacji, że mamy państwo na niby, to przynajmniej obywatele powinni mieć solidny kręgosłup moralny. Tymczasem obecny system edukacji robi jedynie krzywdę dzieciom. […]
– A jeżeli całe to rozdawnictwo skończy się katastrofą finansów publicznych?
Nie sądzę. Z różnych źródeł wynika, że nasze rozlazłe państwo traci jedną trzecią PKB z tego powodu, że nie potrafi niczego skontrolować. Nawet gdybyśmy tracili tylko jedną piątą PKB, to i tak daje nam to 200 mln zł. Oczywiście nie da się całkowicie uszczelnić systemu, tak aby odzyskać wszystkie te pieniądze, ale na 500+ i na Mieszkanie+ wystarczy. Zgadzam się też z PiS, że trzeba zmienić mentalność polskiego urzędnika, żeby był dobrze wyedukowany i ideowy. W obecnym systemie szkolnym to jest niemożliwe. Teraz w szkołach nie ma nawet harcerstwa, bo wszystko, co społeczne, zostało wyrugowane. Naprawdę to, co się dzieje z państwem polskim, wymaga mocnego szarpnięcia cugli nawet kosztem demokracji.
– A co z naszą wolnością?
Byle jaka wolność nie ma wartości, a nawet staje się zagrożeniem.[wytłuszczenie moje – PR] – A konstytucja też nie ma wartości? Czy PiS, walcząc z Trybunałem Konstytucyjnym, nie zamachnął się na konstytucję?
Nic podobnego. Każda konstytucja jest umową społeczną. Tamta umowa została zawarta przez środowiska SLD, PSL, UW. Wtedy uznano, że Trybunał Konstytucyjny będzie wybierany przez zwykłą większość w Sejmie, a to oznaczało, że każda partia, która akurat miała władzę, wybierała swoich sędziów. Ponieważ PO rządziła osiem lat, sędziowie z jej wyboru zdominowali Trybunał. Tymczasem żeby wdrażać reformy, rządzący muszą mieć swój Trybunał.
– Nie wierzy pan w obiektywizm i apolityczność sędziów Trybunału?
Nie. Uważam, że w Trybunale wybranym przez PO nie przeszłaby żadna ustawa uchwalona przez nową władzę. Dlatego będę wzywał do zmiany konstytucji w zakresie sposobu wyłaniania sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Uważam, że powinno ich wybierać środowisko sędziowskie.
– Według pana sędziowie Trybunału świadomie sabotowaliby działania PiS?
Postępowanie prezesa Trybunału Andrzeja Rzeplińskiego sugeruje, że tak. Sędziowie stanęli po jednej ze stron politycznego sporu. Mówią, że chronią suwerenność instytucji i jej niezależność. Piękne słowa, ale jeśli spojrzy się na nie chłodno, widać, że jest to przekaz PO. Trybunał nie jest niezależny, a rząd musi pracować i to jest teraz najważniejsze. Temu podporządkowałbym wszystko, a nie opozycji, która nie może się pogodzić z utratą władzy. PiS ma szansę uzdrowić wiele rzeczy. Nie wiem, czy uda się to zrobić bez szoku społecznego. Być może niektóre rzeczy trzeba będzie zmieniać nawet siłą. Ale musimy przez to przejść. Byłoby lepiej, gdyby opór neoliberalnych elit był mniejszy, bo im większy opór, tym wyższa cena, którą płacimy. Ale to już nie zależy od PiS.
– A przez lata chciał pan przystąpić do tej neoliberalnej elity. Wielokrotnie po 1989 r. spointowała Eliza Olczyk.
To duża wolta Kazimierza Kika. W rozmowie z dziennikarką przyznaje się do popierania PO w 2005 roku. Jest to jednak pół prawdy, gdyż wywiadowany politolog skromnie pominął swoją recydywę członkostwa honorowego regionalnego komitetu Platformy Obywatelskiej także w czasie kampanii wyborczej do parlamentu w 2007 roku. Podczas prezentacji komitetu otrzymał gromkie brawa, czego autor niniejszego był świadkiem.
Był prof. Kik także gwałtownym krytykiem przywódcy Prawa i Sprawiedliwości: w 2012 roku mówił w wywiadzie dla Tokfm.pl:
„Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz dawno powinni siedzieć. Za sponiewieranie godności Rzeczypospolitej, za insynuacje polityczne, za niszczenie autorytetu najwyższych instytucji państwa polskiego, za przyczynianie się do utraty wiarygodności Polski w Europie. Nie jest nawet ważne, czy oni mają rację, czy nie. Tak długo, jak w Rzeczypospolitej będzie można rzucać bezkarnie kalumnie pod adresem najwyższych organów państwa polskiego, nie będzie rozwoju demokracji w Polsce. Pozwalamy sobie na zbyt wiele i stwarzamy atmosferę, że można pozwolić sobie na jeszcze więcej. Pytanie tylko, czy Rzeczpospolita to wytrzyma”.
Jak wiemy, tamto – wytrzymała.
A dziś? Sporą część rozmowy w Plusie–Minusie poświęcił przeciwnik bylejakiej wolności i antynarodowych rządów PO jednemu z najwyższych organów państwa ––Trybunałowi Konstytucyjnemu i jego sędziom. Jako politolog i nauczyciel akademicki winien wszakże posiadać elementarną umiejętność sięgania do źródeł. Dowiedziałby się wówczas, że – ponieważ sędziów Trybunału wybiera się wyłącznie na wakujące miejsca –– żadna partia, nawet rządząc 8 lat, nie jest w stanie wymienić pełnego garnituru składu sędziowskiego. I że za Platformy orzekało siedmioro sędziów wybranych „za PiS, LPR i Samoobrony”. I oni, i „platformowi” wielokrotnie wyrokowali nie po myśli rządzącej partii, która z tego powodu nie kierowała do Sejmu siedmiu (tyle w ciągu 12 ostatnich miesięcy skierowało PiS) haniebnych projektów ustawy o Trybunale, które miałyby wbrew duchowi, a nawet literze Konstytucji RP zmienić jego pozycję, zaś status sędziów radykalnie zredukować. I że to nie za Platformy powstał ruch społeczny w obronie Konstytucji i Trybunału.
I jeszcze drobny wątek gospodarczy, lub może raczej – arytmetyczny: PKB Polski wyniósł w 2015 r. prawie 1,8 bln zł. Zatem jedna piąta produktu krajowego brutto wyraża się kwotą blisko 360 miliardów zł, a nie 200 mln.
Wracając do samokrytyki, którą publicznie złożył w Rzeczpospolitej prof. Kik, trzeba przypomnieć, że nic w tym nowego, gdyż rytuał ten był zjawiskiem powszechnym w życiu politycznym i publicznym w krajach komunistycznych.
W I rozdziale statutu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego zatytułowanym „Obowiązki i prawa członka partii”, w ust. 2 podpunkt ż) czytamy, że członek partii jest zobowiązany
„rozwijać krytykę i samokrytykę, śmiało wskazywać słabości i starać się je wyeliminować, walczyć z ostentacją, zarozumialstwem, samozadowoleniem i zaściankowością, dawać decydujący odpór wszelkim próbom tłumienia krytyki, sprzeciwiać się wszelkim działaniom na szkodę partii i rządu, i informować o nich organy partyjne – [aż] do KC KPZR”.
Ale nie tylko partyjne: jeden z największych oprawców komunistycznych – krwawy karzeł Nikołaj Jeżow mówił 3 grudnia 1936 roku w referacie wygłoszonym na posiedzeniu Zarządu NKWD:
„My samokrytykę rozumiemy w sensie partyjnym. Ale taka samokrytyka pozwoli nam uciec od dzisiejszych zadań i dostarczy nowych wyzwań, bardzo realnych i wyraźnych.”
Czyli – samokrytyka powinna być bogatym źródłem informacji dla organów bezpieczeństwa i sycić terror jeżowszczyzny.
Czy Kazimierzowi Kikowi, politologowi z Kielc, znane jest takie wynaturzenie –– i bez tego wątku odrażającej – samokrytyki?
Na koniec powtórzmy za nim: „Tak długo, jak w Rzeczypospolitej będzie można rzucać bezkarnie kalumnie pod adresem najwyższych organów państwa polskiego, nie będzie rozwoju demokracji w Polsce”.
Piotr Rachtan
Zawartość i treści prezentowane w serwisie Obserwator Konstytucyjny (skąd pochodzi ten artykuł) nie przedstawiają oficjalnego stanowiska Trybunału Konstytucyjnego.


Muszę powiedzieć, że jak słyszę nazwę „nauki” politologia — to mi się troszkę niedobrze robi. A jak słyszę o czołowym politologu Kielc, to mi się robi już całkiem niedobrze. A gdy czytam jego intelektualne wynurzenia, to… już nie nazwę tej czynności. Fuj, panie tzw. profesorze.
Przeczytałem życiorys pana Kika w Wikipedii. To raczej nie politolog, a polityk. Nieudany. Tzn. w latach 1970-1990 udany, bo w PZPR. Po 1990 nieudany, bo partii, w których był – całe mnóstwo. Jakaś PUS, potem UP, potem SLD, potem kręcenie się wokół PO, dalej nic mi niemówiące nazwy: Porozumienie dla Przyszłości oraz Krajowa Wspólnota Samorządowa. Nieudane próby zdobycia mandatów do różnych ciał politycznych. Więc teraz chce być udany bo lata lecą, czyli samokrytyka i być może w niedalekiej przyszłości akces do partii rządzącej, przypominającej PZPR, czyli PiS. Nie on pierwszy, nie ostatni.
Na temat dorobku naukowego nie wypowiadam się, bo nie znam.
Tak samo to widzę. Prof. chce się po tylu latach i daremnych próbach ustatkować, a wyszło mu, że PiS długo pozostanie przy władzy, więc wniosek jest jeden. A do tego PiS przypomni mu lata młodości.
Hipokryzja? Za delikatnie…
Koniunkturalizm? Mało…
Żałosna postać.. Chciałem napisać „gnida”, ale się rozmyśliłem…
Ciekaw jestem czy ten człowiek wierzy. Nie chodzi mi o jego przekonania metafizyczne w kwestii wieczności czy sprawiedliwości, ale czy wierzy w czas. W to, że szybciej niż zazwyczaj o tym myślimy przychodzi tzw. „przyszłość”. A chwilowa „teraźniejszość” już teraz zalegnie ciężkim kamieniem na jego ramionach. I tego ciężaru za parę lat nie zrzuci. Może liczyć na dość długie lata emerytury, ale już wkrótce zacznie je od zastanawiania się gdzie się schować, by nie być codziennym publicznym pośmiewiskiem.
Popieram całość rozumowania Pana Redaktora @BM. Kiedy dalej poprowadzić to myślenie nasuwa się samorzutnie trochę inne rozumienie słowa „politolog”. Ponieważ Pan KiK z równym zapałem popierał PZPR, potem SLD, PO a teraz PiS jego kwalifikacje politologiczne są imponujące pod warunkiem zmiany znaczenia nazwy tej pseudo specjalizacji. Jako niepraktykujący ale jednak chrześcijanin kieruję się wobec bliźnich przede wszystkim miłosierdziem. Stosując takie kryterium do tego konkretnego pana słowo „politolog” oznacza człowieka ze wszech miar godnego politowania.
Wygląda na to, że moi poprzednicy nie natknęli się wcześniej na publiczne wypowiedzi tego pana. Ja kilka razy w „Superstacji” ze zdziwieniem i niedowierzaniem wysłuchałem jego wywodów. Po tamtych doświadczeniach natychmiast zmieniam kanał. Ciekawi mnie tylko jedno: co muszą wygadywać jego studenci, by zdać egzamin?
Muszę się przyznać – bohater tej opowieści, prof Kik, to jedna z dwóch osób, które zainspirowały mnie do napisania aktualnie „wiszącego” na stronie SO tekstu o pożytecznych idiotach albo, co jeszcze gorsze, małych ludziach. Smutne…