2017-02-23.
Są sytuacje – szczególnie obecnie, gdy dotkliwie odczuwamy „polskie rozdarcie” – gdy Polska dzieli się na dwa przeciwne obozy, mówiące przy tym jakby dwoma różnymi językami. Te same słowa mają inne znaczenia. Fakty znajdują całkiem różne interpretacje. Inna percepcja rzeczywistości, inna jej ocena, narzucają odmienny rodzaj myślenia.Jak w takich warunkach można mówić o dialogu, jakimkolwiek porozumieniu?
Wydaje się, że to pytanie nie ma sensu… zwłaszcza, gdy jednej ze stron wcale nie zależy na dialogu.
Gdy obie strony reprezentują wykluczające się systemy wartości, to możliwy jest jedynie pozorny kompromis – rodzaj „zawieszenia broni” na jakiś czas.
Mamy zderzenie dwóch punktów widzenia.
- W ocenie obrońców demokracji (pluralistycznej) naruszony został fundament systemu równowagi w trójpodziale władzy, co miała gwarantować konstytucja – nie zagwarantowała.
- W ocenie zwolenników „dobrej zmiany” należy zmienić „elity” zmieniając system i robią to z rewolucyjnym zapałem.
Wadliwa demokracja
W świetle międzynarodowego wskaźnika demokracji lokowani jesteśmy od lat w piątej dziesiątce listy, w towarzystwie takich państw takich jak Panama, Jamajka, Brazylia, z etykietką „demokracji wadliwej” – państwa o chorej demokracji. W 2016 roku, dzięki staraniom partii rządzącej „awansowaliśmy” do szóstej dziesiątki.
Podstawową przyczyną takiej klasyfikacji jest niski poziom tzw. „kultury politycznej”, którą najkrócej można rozumieć jako brak odpowiednich dla systemu demokratycznego wzorców zachowań zarówno tzw. „klasy politycznej”, jak i ogółu społeczeństwa.
Zaledwie około połowa społeczeństwa zainteresowana jest uczestnictwem (czytaj: akceptuje udział) w demokratycznych wyborach!!! Aktywność obywatelska jest ledwo zauważalna. Gdy się już pojawia, znajduje licznych oponentów. Mamy poważne problemy z tworzeniem czytelnego prawa. Są podstawy sadzić, że źródłem tego jest zwykła niechęć do przejrzystości prawa, podyktowana partykularnymi interesami. W konsekwencji „nie potrafimy” tworzyć procedur jednoznacznie gwarantujących przestrzeganie zapisów konstytucyjnych. Przyjęte zaś procedury mamy w zwyczaju lekceważyć i dość swobodnie interpretować, w tym niestety również zapisy konstytucyjne.
Nasza demokracja ma wpisaną poważną wadę ukrytą. Tą wadą jest lekceważący stosunek do stanowionego prawa i w konsekwencji zwykłe niechlujstwo przy jego tworzeniu. To jest trochę tak, jakbyśmy do niej nie dorośli. Trudno ją jednak naprawić, gdy blisko połowa Polaków deklaruje głęboką niechęć do pluralizmu i zawierza swój los „mądrości swojego wybrańca” z woli wyboru mniejszości narodu, oddając mu przy okazji pełnię władzy nad państwem, godząc się na demolowanie kraju. Jest bardzo prawdopodobne, że większość z nich nie zdaje sobie do końca sprawy z konsekwencji… a może ich to w ogóle nie interesuje? Może też jest to kwestia wąskiego horyzontu czasowego w myśleniu, gdzie przede wszystkim liczy się to, co tu i teraz. Na naszych oczach wadliwa demokracja zamieniana jest na demokrację fasadową, jak w Rosji, Białorusi.
Okazuję się, że ogólna cicha zgoda (trwająca latami) na „wadliwą demokrację” była zgniłym kompromisem na czas określony. Zamiast doprowadzić do faktycznego rozdziału w tzw. trójpodziale władzy, poprzez odcięcie wpływów partii rządzących od możliwości jednoczesnego zawłaszczenia władzy ustawodawczej i wykonawczej, z jednoczesnym kreatywnym powiększaniem swoich wpływów na sądownictwo i inne organy kontrolne…utrwalaliśmy ten stan rzeczy, nic nie robiąc. W konsekwencji zadziałało prawo entropii – na naszych oczach stopień chaosu się pogłębia, prowadząc do rozpadu struktur, które miały stać na straży systemu.
Okazuje się również, że tylko pozornie tworzyliśmy jeden naród.
Konstytucyjny „Naród Polski” to w praktyce jakby dwa różne plemiona o odmiennych korzeniach kulturowych, o całkiem sprzecznych pryncypiach.
Współczesna koncepcja demokracji pluralistycznej wyrasta z dorobku cywilizacji zachodnioeuropejskiej. Demokracja fasadowa to raczej wynalazek kultury wschodniej.
Demokracja pluralistyczna w praktyce zakłada współuczestniczenie w budowie jednego państwa wielu subkultur, pod warunkiem purystycznego przestrzegania przez wszystkich uczestników fundamentalnych zasad (państwo świeckie, trójpodział władzy, nienaruszalność praw obywatelskich…), gwarantujących równowagę sił w państwie i wolność wyboru jednostki, w ramach pokojowego współistnienia i wzajemnego szacunku.
Tylko wtedy ma szansę pojawić się w życiu społecznym wartość dodana (zjawisko emergencji na wyższym poziomie złożoności budowanych struktur). Problem w tym, że tego zjawiska trzeba wcześniej indywidualnie doświadczyć… i je zrozumieć, by je cenić.
Musimy jednak sobie zdawać sprawę, że monokultury nie zawsze są w stanie tolerować pluralizmu – zwłaszcza, gdy opierają się na „jedynie słusznych” dogmatycznych podstawach – w takich przypadkach pojęcie kompromisu nie ma żadnego praktycznego zastosowania.
Inny sposób myślenia podporządkowany innym systemom wartości, to całkiem odmienne postrzeganie dobra i zła.
Pamiętam wypowiedź medialną byłego dyplomaty rosyjskiego, pytanego o problem z korupcją w Rosji. To żaden problem – odpowiedział – korupcja jest elementem systemu.
Nie jest sprawą przypadku, że wg EIU Rosja jest klasyfikowana poza pierwszą setką państw na liście wskaźnika demokracji jako reżim totalitarny.
Jeżeli w obecnej sytuacji nie jest możliwy kompromis, to w grę wchodzi jedynie wygrana jednej ze stron… lub „rozstanie”.
Przy wykluczających się wizjach Polski „wygrana” może oznaczać podporządkowanie pozostałej części społeczeństwa rygorom prawnym obcego im mentalnie systemu.
To brzmi groźnie.
Czy można sobie wyobrazić sytuację, że system demokracji pluralistycznej narzucany jest blisko połowie społeczeństwa wbrew ich woli?
To jest poważny problem.
Przy tym nie wolno zapominać, że u zwolenników państwa totalitarnego narzucanie woli społeczeństwu przez silny ośrodek władzy nie rodzi żadnych dylematów etyczno-moralnych.
To jest inna moralność!
W takim kontekście mowa o możliwości „rozstania” na drodze referendalnych rozstrzygnięć, podobnie jak uczyniła to Czechosłowacja, nabiera cech rozsądnej alternatywy.
Obecnie obserwowany trend ożywienia ruchów nacjonalistycznych w Europie jest równie ważny jak tendencje separystyczne. To się dzieje równolegle. O niezależności myślą Szkoci, Flamandczycy, Katalończycy, Korsykanie.
W przypadku Polski może jednak taki pomysł zaskakiwać.
Wyrośliśmy w przekonaniu, że stanowimy jeden zwarty naród. Może to tylko mit, jaki był nam na jakiś czas potrzebny?
Przykład Czechosłowacji może nie jest dla nas najlepszy. Historia Czechów i Słowaków to w zasadzie dwie różne historie dwóch odrębnych narodów. Ważne jednak, że wynikał z uświadomionej potrzeby i dokonał się na drodze wzajemnego porozumienia.
Może warto wrócić do korzeni i pomyśleć o czymś w rodzaju Rzeczypospolitej Obojga „Plemion” w ramach jednego Narodu, nawiązując bezpośrednio do tradycji I Rzeczpospolitej.
Dzisiejszymi kontynuatorami idei wspólnotowej w ramach ustrojów państwowych o dojrzałej demokracji jest kilka wysokorozwiniętych państw, w tym nasi najbliżsi sąsiedzi – Niemcy, które funkcjonują jako państwo federacyjne wspólnoty mniejszych „krajów” (landów). Prawo federacyjne honoruje ograniczoną suwerenność landów z ich prawem do samostanowienia w zakresie dysponowania własnym rządami, własnym przepisami prawnymi, szkolnictwem. W konsekwencji w Niemczech nie występuje zjawisko ruchów separatystycznych, bo nie ma takiej potrzeby. Pluralizm jest faktem wpisanym w system, wykraczającym poza deklaratywne zapisy.
Ten problem wymaga głębszego namysłu.
Warto w takiej sytuacji się przyjrzeć się naszej historii.
Dwie Polski?
Rozłam Polski widoczny jest na mapce wyborów Polaków dokonanych w 2015 roku.
Obrys terenów zdominowanych przez zwolenników PiS niemal dokładnie pokrywa się z obszarem Królestwa Polskiego w ostatnim etapie swojego istnienia.
Królestwo Kongresowe przez ponad 100 lat (blisko 5 pokoleń) było intensywnie rusyfikowane, gdy w tym samym czasie Polacy zamieszkali na pozostałych terenach zaborów ulegali wpływom kultury zachodnioeuropejskiej. Mówimy o Polsce „dwóch prędkości”. Przez ponad sto lat podzieleni Polacy byli pod silnymi wpływami „dwóch różnych kierunków rozwoju kulturowego”.
Kulturę zachodnioeuropejską jako cywilizację o korzeniach łacińskich można przeciwstawiać cywilizacji turańskiej, do której klasyfikuje się kulturę rosyjską od czasu najazdu mongolskiego.
Dwie cywilizacje wg Konecznego…
Dla zrozumienia istoty tego rozróżnienia warto sięgnąć do poglądów polskiego historiozofa prof. Feliksa Konecznego (1862-1949), ukształtowanych ok. 80 lat temu! Przyjął on szczególną definicję cywilizacji jako „metody ustroju życia zbiorowego”, niezależną od poziomu rozwoju i zjawiska różnicowania się kultur jako odmian danej cywilizacji. Sformułował też „prawa cywilizacyjne” – prawa rządzące metodami ustroju życia zbiorowego.
Według Konecznego :
- mieszanki cywilizacyjne giną, bo brak spójności,
- nie można być cywilizowanym na dwa sposoby,
- cywilizacje na styku muszą się zwalczać,
- przy równouprawnieniu i braku walki zwycięża niższa,
- każda cywilizacja dąży do ucywilizowania sąsiadów na własną modłę.
Należy przy tym pamiętać, że autor Polskę przedrozbiorową zalicza jednoznacznie do cywilizacji łacińskiej, w której rodził się system demokracji pluralistycznej.
Źródeł cywilizacji łacińskiej Konieczny dopatruje się w greckiej filozofii, rzymskim prawie i etyce chrześcijańskiej.
Organizacja życia społecznego wyraźnie rozdziela ogólne prawo publiczne (państwowe) , będące domeną władców, od prawa prywatnego do swobody wyboru metod samoorganizacji życia na różnych szczeblach życia społecznego.
Jednostka w tym kręgu kulturowym, w przeciwieństwie do cywilizacji turańskiej, ma swoje nienaruszalne prawa.
W cywilizacji turańskiej jedynym źródłem prawa jest władca i jego kaprysy.
Warte głębszego namysłu jest przytoczone wyżej prawo, według którego w warunkach traktowania różnych cywilizacji jako równoprawnych zwycięża ta „niższa” jako oferująca prostsze rozwiązania organizacji życia społecznego, prostszą (= mniej złożoną) moralność.
Lekceważenie tego prawa można traktować jako potencjalną pułapkę dla rodzących się demokracji pluralistycznych, których mechanizmy zabezpieczające są jeszcze słabe, a pojęcie „równouprawnione” redukowane jest do znaczenia „równowartościowe”.
Taki stan rzeczy nie może być akceptowany przez zwolenników żadnej ze stron różnych cywilizacji.
System społecznego pluralizmu nie traktuje tych pojęć jako synonimy.
To jest istotne rozróżnienie.
Pluralizm w systemie demokratycznym poprzez równouprawnienie zakłada złożoną strukturę społeczną, w ramach której możliwe są różne doraźnie konfiguracje hierarchiczne, różne zmienne dominacje ideologiczne, zależnie od trendów ewolucyjnych życia społecznego, zabezpieczając jednocześnie – przynajmniej w założeniu – przed jakąkolwiek trwałą uzurpacją ideologiczną, która by mogła zagrozić nienaruszalnym prawom jednostki.
To jest system, który z jednej strony zapewnia stabilność, z drugiej zaś nie zamyka żadnych dróg rozwoju..
… dwa różne sposoby myślenia
Dla „modelowych” reprezentantów tzw.”cywilizacji turańskiej” – jeżeli tak można ująć – idea pluralizmu (przyjęta w systemach demokratycznych) jest często rozumiana jako propozycja zrównania ich systemu wartości z innymi – stanowi przez to bezpośrednie zagrożenie, czemu należy się stanowczo przeciwstawić i zwalczać.
To jest specyficzny rodzaj myślenia, bez marginesu na wątpliwości, jakiekolwiek dylematy moralne, ….przy tym wyrażane sądy nie muszą być spójne.
Produktem tego rodzaju myślenia jest dość popularne w Kościele katolickim pojęcie „cywilizacji śmierci”. Tak ostre sformułowanie jest próbą narzucenia innym jednoznacznej interpretacji moralnej, z precyzyjnym naznaczeniem granic między dobrem a złem. Działanie takie pozostaje w wyraźniej kolizji z wykładnią Katechizmu katolickiego (1992 r) cyt.:
„1782. Człowiek ma prawo działać zgodnie z sumieniem i wolnością, by osobiście podejmować decyzje moralne „Nie wolno go zmuszać, aby postępował wbrew swojemu sumieniu. Ale nie wolno mu też przeszkadzać w postępowaniu zgodnie z własnym sumieniem, zwłaszcza w dziedzinie religijnej””
wzmocnione zapisem cyt.:
„1778 Sumienie moralne jest sądem rozumu, (…) Człowiek we wszystkim tym, co mówi i co czyni, powinien iść wiernie za tym, o czym wie, że jest słuszne i prawe. Właśnie przez sąd swego sumienia postrzega i rozpoznaje nakazy prawa Bożego: (…) Sumienie jest pierwszym z namiestników Chrystusa”
Myśli uzurpujące sobie prawo nadrzędności, wyrażane ex cathedra, nie podlegają dyskusji… i – co może ważniejsze – nie nadają się do jakiejkolwiek dyskusji.
To jest główny powód konieczności rugowania agresywnego, zdogmatyzowanego języka z życia debaty publicznej w pluralistycznym społeczeństwie.
Pluralizm w kontekście tego rodzaju myślenia, podobnie jak wszelkiego rodzaju relatywizacja, są pojęciami identyfikowanymi ze ZŁEM. Oparte to jest na logice zero-jedynkowej, dwuwartościowej (dobre lub złe), którego źródłem i jednocześnie ograniczeniem, jest system przyjętych wierzeń.
Według Barbary Mazurkiewicz-Białęckiej (2014-04) cyt.:
„Jedną z głównych cech rosyjskiej tożsamości jest turański kult siły (…), przejawiający się zaufaniem i szacunkiem wobec władcy. Aby zyskać akceptację, musi on jednak spełniać kilka warunków. Przede wszystkim, nie może cechować go jakakolwiek słabość. W życiu cechy turańskie przejawiają się m.in. uporem w dążeniu do celu, brakiem rozwagi w działaniu, emocjonalnością, a nawet gwałtownością. Istotne jest tu pojęcie tzw. obłomowszczyzny, utożsamianej z rosyjską duchowością i przewagą pierwiastka uczuciowego nad racjonalnym. (…) Równie silną cechą składającą się na „rosyjskość” jest słowiańskość i pogaństwo, znajdujące odzwierciedlenie w otwartości i prostocie, bezpośredniości, niechęci do formalizmu, w tym także – nieufności do instytucji i prawa, funkcjonowaniu nieformalnych kodeksów etycznych, ale także niechęci do indywidualizmu.”
Czytając cytowany fragment trudno oprzeć się analogii do charakterystyki postaw jednej ze stron dzisiejszego sporu. To nas – na zdrowy rozum – nie powinno bulwersować.
Utożsamienie z cywilizacją turańską ukształtowo się wśród ludów ruskich w okresie rozbicia dzielnicowego, pod panowaniem Mongołów (w latach 1240-1480) w ciągu ok. 200 lat, przejmując wzorce organizacyjne ustroju życia zbiorowego najeźdźcy. W tym czasie ukształtowała się rosyjska państwowość i w tym cywilizacyjnym kształcie, podlegając powierzchownym zmianom wizerunkowym/kulturowym przetrwał do czasów obecnych. Organizacja życia społecznego z okresu Rosji Carskiej niewiele różniła się od Rosji Radzieckiej, jak i niewiele różni się od współczesnej Rosji. Zmieniały się tylko „dekoracje” modelu państwa totalitarnego.
Nie wolno nam też zapominać, że lud rosyjski ten model akceptuje, odbierając wpływy zachodnie jako bezpośrednie zagrożenie.
Dosyć przewrotnie Koneczny charakteryzuje Polaka zrusyfikowanego cyt.
Właśnie na przełomie wieku XIX i XX począł się pojawiać w Polsce typ nowy: Polaka o gorącym sercu polskim, gotowego do wszelakich ofiar, nawet do męczeństwa za Polskę, ale mającego… mózg zrusyfikowany. W literaturze polskiej wskazać można na bardzo głośne nazwiska autorów, którzy nie tylko przejęli fakturę literacką od Rosjan, ale szerzyli rosyjskie „nastroje”, a nawet wprost rosyjskie pojęcia o życiu prywatnym i publicznym – nienawidząc Rosję z całej duszy!
….. i przestrzega cyt.:
Syntezę Zachodu a Wschodu uważam za czczy frazes literacki, a widoczna obecnie w Polsce mieszanina cywilizacyjna jest w mych oczach świadectwem upadku cywilizacji. Cywilizacja albo jest czysta, albo jej nie ma; nie można być cywilizowanym na dwa sposoby. Upadła Polska dlatego, że poszukując niby syntezy Zachodu ze Wschodem, zrobiła z siebie karykaturę cywilizacyjną – i upadnie znowu.
Mówiąc o wcześniejszym upadku Polski autor ma na myśli okres zabiegów polskich o stworzenie unii polsko-rosyjskiej, żeby przeciwstawić się bezpośrednio zagrożeniom ze strony Imperium Osmańskiego, która niestety też miała wpływ na osłabienie naszego państwa, prowadząc w krótkim czasie do rozbiorów.
Paradoksalnie na teksty Konecznego powołują się tzw. narodowcy, myśląc redukcyjnie w duchu turańskim – redukując pojęcie cywilizacji do pojęcia wrogich sobie kultur narodowych – narodowych w klasycznym tego pojęcia rozumieniu, nie mieszczącym się w ramach definicji obowiązującej Konstytucji RP.
Możemy odwoływać się do tych samych źródeł, nadając im zupełnie odmienne interpretacje.
Gdy mamy do czynienia z różnymi sposobami myślenia, o innym stopniu złożoności, inaczej rozumiemy te same – wydawałoby się – pojęcia.
W tym kontekście należy brać pod uwagę, że myślenie w kategoriach realnego zagrożenia „cofnięciem cywilizacyjnym” w wyniku usilnych zabiegów obecnego rządu do zmiany ustroju w Polsce, jest zrozumiałe wyłącznie przez tych Polaków, którzy identyfikują się z myśleniem o społeczeństwie w kategoriach dorobku cywilizacji łacińskiej.
Jak widać pojęcie „dobra” i perspektyw „rozwoju Polski” można różnie rozumieć.
To nie musi być groźne, dopóki w ramach umowy społecznej przestrzegać będziemy zasady świeckich ram państwowości. To jest warunek konieczny pokojowego współegzystowania wyznawców różnych ideologii, w ramach dojrzałej demokracji pluralistycznej.
Innymi słowy: różnorodność kulturowa jest możliwa jedynie w sytuacji, gdy wszyscy jej uczestnicy, o różnych korzeniach ideologicznych, włączą na stałe do swojego światopoglądu/systemu wierzeń nadrzędność świeckości państwa, zyskując w ten sposób prawo do własnej odrębności subkulturowej.
U nas ten warunek zlekceważono.
W zasadzie można powiedzieć, że kulturowo ominęła nas epoka oświecenia. W Polsce przybrała charakter zaledwie oświecenia katolickiego. Nie odrobiliśmy tej lekcji do końca.
Typ zrusyfikowanego Polaka odżył w debacie publicznej za sprawą prof. Józefa Tischnera pod postacią pojęcia homo sovieticus (łac. człowieka radzieckiego), które autor identyfikuje z „osobą będącą tworem systemu totalitarnego” o specyficznej mentalności. Najczęściej cytowanym objaśnieniem tego typu mentalności jest charakterystyka Jerzego Turowicza cyt.: „Homo sovieticus to człowiek zniewolony, ubezwłasnowolniony, pozbawiony ducha inicjatywy, nieumiejący krytycznie myśleć”. Pozostała część opisu jest praktycznie rozwinięciem cech przytoczonych na wstępie.
Mamy tu do czynienia z cechami osób wzorcowo przystosowanych do życia w sprawnie funkcjonującym systemie totalitarnym… i nie dziwmy się, że właśnie o taki system się upominają.
Oczywiście, wyżej zaprezentowany tok myślowy to tylko jeden z możliwych aspektów postrzegania przyczyn obecnego stanu rzeczy w Polsce. Trudno go jednak pominąć. Aspektowe postrzeganie zawsze operuje pewnymi modelowymi uproszczeniami, z których koniecznie należy sobie zdawać sprawę. Jednak dzięki tym uproszczeniom pewne zjawiska jesteśmy w stanie dostrzec i lepiej zrozumieć. Czytelna ilustracja „podziału Polski” możliwa jest tylko dzięki kryterium „dominujących” na danym obszarze preferencji. Pamiętam pytanie : w jakim stopniu drzemie w każdym z nas uśpiony homo sovieticus? Trudno to pytanie zlekceważyć.
Obywatel RP
Nazwisko i adres znane redakcji
Bardzo dobry tekst. Wiele wyjaśnia i zakreśla obszary kulturowe w Polsce, o których w sumie dobrze wiemy. Życie to wprawdzie bardziej komplikuje, bo w takim postępowym i pluralistycznym Poznaniu, z którego pochodzę, mamy także sporo tych turańskich przejawów nie koniecznie tylko ze strony aparatczyków miejscowego PiS. Wytłumaczeniem tego jest podsumowanie autora, który każe nam spojrzeć krytycznie na siebie i ocenić ile w nas samych tego turańskiefo homo sovieticus… to bardzo ważne pytanie.
.
Pierwsza część wywodu autora nie nastraja optymistycznie. Wynika z niego, że mamy trwale podzielony naród gdzie jego zantagonizowane części stoją okopane w swojej odrębnej świadomości. Według mnie nie musi być aż tak źle. Dowodem na to był karnawał Solidarności 1980-1981 i ogólnonarodowe przyzwolenie na bolesne reformy 1989-1990 roku. To potwierdzenie znanej prawdy, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ostatnio teochę nam się polepszyło, i już wzięliśmy się za łby, z pewną pomocą turańskiego hegemona ze wschodu.
.
Co budzi nadzieję, to fakt, że nie całe społeczeństwo dało się podzielić. Ponieważ nowa władza opiera się nie na intelektualistach – jest otwarcie antyintelektualna (wykształciuchy), jak największy szkodnik ochrony polskiej przyrody – pan Szyszka. Ta nowa władza czerpie swoje siły kadrowe z tej polskiej biedoty intelektualnej, niestety w często w dosłownym tego słowa ekonomicznym znaczeniu. Stąd fasadowość, pazerna zachłanność, brak hamulców… dużo by tu wymieniać.
.
Podsumowując, jest szansa, że niezależnie od światopoglądowych czy krócej kulturowych różnic w narodzie zapewne niedługo przyjdzie czas na zmianę i odrzucenie tej ludzycznej wersji turańskich porządków, jak cała ta fasada IV RP budowana przez nieobliczalnych abnegatów u władzy zacznie zagrażać bezpośrednio kieszeni przeciętnych obywateli.
Podział jest faktem. Najwyższy czas się rozdzielić. Wielbiciele PiSu, Kaczelnika, biskupów, oraz zamordyzmu – na prawo. Ludzie o poglądach w miarę liberalnych – na lewo. Wykopać rów, postawić płot (można pożyczyć od Trumpa), i dać pięć lat na przesiedlenie. Biskupów przesiedlić przymusowo. Po pięciu latach rów napełnić wodą i podłączyć napięcie do płotu. Proste i jakże efektowne.
.
Po chwili namysłu sprawa nie wygląda tak prosto, ponieważ PiSowcy wcale nie chcą żyć po pisiemu. Oni chcą, żeby to inni żyli po pisiemu. Biskupi wcale nie chcą żyć po bożemu, tylko zmuszają do tego innych. Zamordyści nie chcą wziąć za mordę siebie, tylko tych, którzy się z nimi nie zgadzają. Można łatwo przewidzieć, ze w dziesięć lat po oddzieleniu Kaczystanu od Rzeczpospolitej, Kaczystan dokona zbrojnej agresji na Zachodnią Polskę, żeby ją z powrotem wcielić do macierzy.
Według mnie nie musi być aż tak źle. Dowodem na to był karnawał Solidarności 1980-1981
Jak to wielokrotnie tłumaczył j.Luk, Solidarność miała motywacje głownie ekonomiczne, zaś postulaty ustrojowe były doczepione przez ekspertów, którzy cały czas w związku pełnili funkcje raczej usługowe. Z kolei W.Kuczyński jest zdania (ja się z nim zgadzam) ze karnawał toczył się do radykalizacji i katastrofy, którą dało by się przewidzieć, gdyby myśleć racjonalnie. Na I-szym Zjeździe „S” tak zwane prawdziwki miały bardzo dużo do powiedzenia. PiSowska Polska już się wtedy rodziła, tylko niedługo potem została zatrzymana przez stan wojenny. Tak wiec historia karnawału bynajmniej nie potwierdza Pańskiego optymizmu.
.
i ogólnonarodowe przyzwolenie na bolesne reformy 1989-1990 roku.
Reformy zostały wprowadzone odgórnie przez światłe części opozycji i władzy. Zaraz po wyborach ’89 opozycja zamieniła się miejscami z władzą, ale sojusz reformatorów przetrwał te zamianę. Ale gdy tylko „suweren” się zorientował, to duża jego część zagłosowała na Tymińskiego. Wiec „ogólnonarodowe przyzwolenie” trwało tylko tak długo, jak długo naród nie bardzo wiedział, co się dzieje. A zaraz potem głowę podniósł Homo Sovieticus.
.
Podsumowując, Pański optymizm raczej nie świadczy o rzeczywistości, tylko o wybiorczej pamięci.
@Narciarz2: Chyba nie zrozumiał Pan fenomenu karnawału Solidarności i potem świadomego postawienia na reformy przez masowe poparcie polskiego społeczeństwa opozycji w 1989 r. Zatem wyłożę to co miałem na myśli w sposób zrozumiały dla Pana: karnawał solidarności był z góry skazany na niepowodzenie. Wtedy nie było innej alternatywy. Natomiast fakt, że 10 milionów Polaków go poparło świadczy jak najlepiej o tym homo sovieticus, który w momencie przełomu staje po właściwej stronie.
.
Podobnie było z pöłwolnymi wyborami w 1989 roku. Naród w swojej masie zagłosował jednoznacznie za zmianą ustroju. Nie umniejsza tego całkiem zrozumiała huśtawka wyborcza jaka następowała potem, gdy wyborcy raz wybierali polityków postsolidarności lub lewicy po PRLowskiej. To nirmalna reakcja. Ale w chwili przełomu nie było rozbicia, do jakiego doprowadził nie naród, któremu Pan ubliża utwierdzając w podziałach ale poseł Kaczyński, który celowo napuścił Polaków na siebie. I za ro niebawem odpowie.
.
Postulaty ekonomiczne są jak najbardziej podstawym czynnikiem zmian nastrojów wyborców i nie ma w tym nic złego. Cała ewolucja kapitalizmu opierała się na uleganiu wymogom ekonomicznym, dzięki którym poprawiał się byt klasy pracującej. Na tym opierw się kapitalistyczna teoria gier. Obecna ekipa niszczy podstawy ekonomiczne kraju i najprawdopodobniej to spowoduje odrzucenie PiSu prędzej czy później.
@Narciarz2: Zapewne niebawem zobaczymy jak tym narodem podxielonym bieodwołalnie jest, bo PiS jest już na kursie kolizyjnym, nie tylko ze zdrowym rozsądkiem.
PiS jest na kursie, który odpowiada jednej połowie i nie odpowiada drugiej połowie. Wiec kolizja będzie tylko z drugą polową. Ale ta druga jest dość bierna. KOD się już skończył. Trochę z winy manipulatorów, którzy go zawłaszczyli, ale przede wszystkim z powodu zatrucia umysłów tym sovieticusem także po jasnej stronie mocy. Ta jasna nie jest bardzo jasna, a tylko odrobinę jaśniejsza. Niech Pan popatrzy na pożal się Boże opozycję. A także na pożal się Boże społeczeństwo, które jedyną bron uczyniło z maszerowania.
.
W tej chwili PiS mogłyby zmieść masowe protesty przechodzące w zamieszki. Ale nawet gdyby do nich doszło, to na czele zaraz stanie pan Kijowski, a tłum zaakceptuje tego hochsztaplera. Prezes coś tam obieca, tłum się rozejdzie, po czym prezes zrobi dokładnie przeciwnie, niż obiecał, i tłum nie wróci, żeby go rozliczyć. Tak naprawdę, to kryzys polityczny w Polsce może osłabnąć tylko wtedy, gdy problem prezesa rozwiąże biologia. Czyli za jakieś pięć do dziesięciu lat. Ale wtedy wiezienia będą już pełne.
@ NARCIARZ2: Co pana upoważnia do nazwania Mateusza Kijowskiego hochsztaplerem, czyli – słownikowo – oszustem, aferzystą na wielką skalę?
To pytanie zadałem wcześniej, ale umieściło się na końcu dyskusji. Może więc pojawi się dwa razy. Na wszelki wypadek przepraszam.
Pięknie opisany stan faktyczny i jego przyczyny. Ważna wydaje się odpowiedź na pytanie czy przedstawione modele cywilizacyjne ewoluują (to wydaje się pewne) a jeżeli tak to czy w drodze tej ewolucji oddalają się od siebie, zbliżają czy idą równolegle?
Zadumałem się nieco nad mapkami zamieszczonymi w tekście. Chodzi mi o tereny od stuleci nienależące do państwa polskiego, przydzielone nam w Jałcie. Jak sądzę – w możliwym do przyjęcia uproszczeniu – teraz zamieszkane przez ludzi wywodzących się z dawnych rubieży wschodnich, z niedużym udziałem pochodzących z centralnej Polski. Napływowa ludność nie przywlekła ze sobą pisowskiej mentalności. Jeden czarny piksel na północy mapy – może to gmina, gdzie kiełbasę wyborczą funduje posłanka Arciszewska – Mielewczyk? Może J.Luk da się namówić na komentarz? 🙂
Kiedyś wrzucałem na SO coś takiego
https://studioopinii.pl/jerzy-lukaszewski-ile-razy-mozna-popelniac-bledy-mlodosci/
Dziwne, ale wciąż trochę aktualne.
Autor zaprezentował historyczne uwarunkowania dzisiejszego stanu spraw publicznych w Polsce. Ten podział częściowo tłumaczy sytuację. Warto uzupełnić ten obraz uwarunkowaniami współczesnymi. Popularność ruchów populistyczno-autorytarnych w Europie i USA jest faktem. Wynika z wielu różnych powodów, do których należą miedzy innymi:
– protest przeciw nierównościom społecznym, na tle silnego rozwarstwienia dochodowo-majątkowego społeczeństwa,
– konserwatyzm natury ludzkiej na tle szybko pędzącego rozwoju technologicznego i cywilizacyjnego świata – lęki, obawy i opór przeciw skutkom tego procesu,
– słabość systemów edukacji utrwalającą coraz powszechniejsze nieuctwo, pseudo wiedzę, anty wiedzę, postprawdę czyli mieszaninę bredni z domieszką wiedzy racjonalnej,
– wieloaspektową frustrację części społeczeństw oznaczającą rozbudzenie najniższych instynktów – rasizmu, antysemityzmu, ksenofobii, nietolerancji, chamstwa, nienawiści i agresji, oraz umiejętne podsycanie wszystkich w/w/ zjawisk przez Rosję,
– brak mobilizacji elit społecznych w przeciwdziałaniu skutkom tych zjawisk i procesów,
– petryfikacja struktur i formuł demokracji liberalnej.
Dopiero kiedy nałoży się na siebie te dwa typy uwarunkowań sytuacja w Polsce staje się trochę lepiej zrozumiała.
*
Jest wszakże trzecia grupa uwarunkowań, która dopełnia obrazu. Można je nazwać ambicjonalnymi i kulturowymi. Charakteryzuje je postulat „ukształtowania nowych elit”. Celowo używam cudzysłowu, ponieważ postulat ten jest nieosiągalną mrzonką, opartą o złudzenia i chciejstwo. Za tym postulatem stoją ambicje pojedynczych ludzi oraz środowisk ludzi, które aspirują do wyparcia starych elit. Tym ludziom oraz środowiskom wydaje się, że proces kształtowania elit podlega prawu Kopernika-Greshama, według zasady, że „gorsze wypiera lepsze”. Te „nowe elity” widzimy w kancelarii prezydenta, w kancelarii premiera, Sejmie, Senacie, TK, poszczególnych ministerstwach, w tym zwłaszcza w ministerstwie kultury i MSZ, spółkach skarbu państwa, itp. Na czele tych ludzi stoi kaczelnik państwa sam nazywający siebie panem a swoje ugrupowanie panami. Dobrze, że sam tak się zdefiniował, bo bez tego nie domyślilibyśmy się, że ten nieudacznik, ćwierćinteligent z Żoliborza jest „panem”. Cóż to za rasa panów, którzy muszą wszystkim powtarzać, że są panami? Bez tej informacji mielibyśmy ich za pajaców, głuptasów, zawistników, nieudaczników, chamów, nienawistników, półgłówków i szkodników aby wymienić tylko bardziej pieszczotliwe określenia. Nie piszę tu jakichś obrazoburczych stwierdzeń, to powszechnie dostępne doświadczenia społeczne. Ci ludzie sami świetnie wiedzą, że są merytorycznie słabsi od elity i nigdy elitą nie będą. Elita to stan umiejętności i osiągnięć a nie urzędowe zapisanie kogoś do elity. Dziś widzimy jak te „elity” rujnują gospodarkę, politykę zagraniczną, kulturę, służbę zdrowia, administrację publiczną, parlamentaryzm, bezpieczeństwo wewnętrzne, armię oraz wiele innych obszarów. Suma działań tej „pseudo elity” oznacza w krótkim czasie katastrofę. To wszystko jest możliwe w wyniku łamania konstytucji przez partię, która większość parlamentarną traktuje jak własność kraju dążąc do autokracji. „Lider” tej partii dąży do modelu tak niefunkcjonalnego we współczesnym świecie, że współistnienie ze strukturami sieciowymi, organicznymi, niehierarchicznymi skazuje go nawet nie na porażkę a na śmieszność.
*
Reasumując uważam, że ten rodzaj kontrrewolucji populistycznej musimy przeżyć aby być zaszczepionym na chorobę „elit drugiej świeżości”. Państwo rządzone w imieniu nieudaczników i na rzecz nieudaczników przez jeszcze większych nieudaczników nie ma perspektyw w świecie współczesnym.
Chyba znalazłem analogię, z której można by wywieść nazywanie „panami”otoczenia prezesa. Na żylecie: „LEGIA pany”, to w Sejmie „PIS pany”.
Ale w chwili przełomu nie było rozbicia, do jakiego doprowadził nie naród, któremu Pan ubliża utwierdzając w podziałach
Ja ubliżam? A może wyrażam swoje zdanie? U Pana w tej Hameryce tez tak mają, ze jeśli ktoś się wypowie krytycznie, to ubliża, opluwa, i urąga? Myślałem, ze tylko w Polsce takie zwyczaje.
.
ale poseł Kaczyński, który celowo napuścił Polaków na siebie.
Nie napuścił, tylko wyzwolił narodowego ducha, który i bez niego jest obecny na mapce głosowania. Pan poseł tylko odbiera polskie miazmaty, bo ma bardzo wyczulone antenki. Byc może jest mrówką albo Marsjaninem.
.
I za to niebawem odpowie.
Pan zna jakieś przecieki na ten temat? Chętnie to zobaczę. Kiedy?
@ Narciarz2: myli Pan koniunkturalne wybory z deprecjonowaniem całej połowy narodu. To bzdura. Dla mnie to uwłacza Polakom. W tej chwili mamy populistów. Ich wpływ jest podobny na zachowanie marginesu jak wpływ Teumpa, który już wyzwolił napady choćby na synagogi a ten polski ma to za uszami od lat. Wina w tym wszystkich partii, nie narodu. Niech Pan naród zostawi w spokoju. Jak przyjdzie co do czego, da o sobie znać.
Ja nie wierze w naród. J.Luk nam tłumaczy, ze jest to pojecie nowe i propagandowe. Kontrprzyklad ma Pan w USA. Gdzie tu „naród”? USA to jest wspólnota obywateli zgadzających się na wspólny mianownik. Chciałem napisać „wspólne wartości”, ale to kolejny frazes. Zgadzamy się na normy i zwyczaje, których po przyjechaniu ja się musiałem uczyć przez co najmniej dziesięć lat. Kiedy już się nauczyłem, to mi się spodobały. Z tej perspektywy patrze na polska wspólnotę i przede wszystkim widzę brak umiejętności wspólnego działania. „Obywatel RP” bardzo to trafnie opisał. Ja się zgadzam i widzę ten brak na przykład w komentarzach „liderów” KODu. Patrząc wstecz, można dostrzec podobne objawy w czasie festiwalu. To nie ma nic wspólnego z narodem. Naród to wygodny mit dla narodowców i populistów. Oni uwielbiają robić rożne rzeczy „w imieniu narodu”, ale oczywiście nie dla pożytku narodu. Co to, to nie. „W imieniu” im najzupełniej wystarcza.
.
I wreszcie najważniejsze. Opis nikomu nie uwłacza. Opis to jest próba zrozumienia, po której następuje próba przewidywania. Rozumieć i przewidywać to nie znaczy „uwłaczać”. Moze w Polsce tak znaczy, ale Polska to nie jest normalny kraj. Ostatnio Polska coraz bardziej przypomina Świątynię Ludu. To jest bardzo ponura diagnoza.
.
Nie odpowiedział Pan na pytanie, gdzie stoją taczki, na których Pana zdaniem Naród będzie wywoził Kaczyńskiego. Oraz kiedy.
do STARY OUTSIDER
Jak tu nie wierzyć, że myśli krążą w powietrzu. Dziś rano z mężem przy kawie rozmawialiśmy o zjawisku na które zwrócił Pan uwagę w swoim komentarzu powyżej a mianowicie, że ludzie przesiedleni z Kresów Wschodnich na Ziemie Zachodnie jednak w swojej masie przejęli kulturę zastaną a nie narzucili przywiezioną a przecież nie było tam już „tubylców”, co stało się z ich „kulturą rosyjską” pod której wpływem byli przez tak długi czas. Nasze pokolenie wychowane na tamtych terenach w większości nie popiera PiS-u.
do J.LUK
Dziękuję za przypomnienie o artykule Pana Jerzego Łukaszewskiego z kwietnia 2014r. Ma Pan rację artykuł nic nie stracił na aktualności. Każdy poseł obecnej kadencji powinien go przeczytać.
To jeszcze Pani podpowiem fenomen Gdyni, bo on jest najłatwiejszy do wskazania, choć trudny do naukowego opracowania (co polecam serdecznie także Autorowi). To miasto zbudowali i zasiedlili ludzie w 90% spoza Pomorza. 90%! I dziś u nas PiS może liczyć na 2 – 4 miejsca w 28 osobowej Radzie Miasta.
Aż się dziwię, że żaden instytut się tym nie zajął. Oczywiście, mam swoje teorie, takie „po ludzku” opisujące sprawę, ale chętnie poczytałbym fachowe opracowania socjologów.
Nieprawdaż?
Mnie dość często zdarza się przeczytać świetnie napisane teksty dziennikarzy czy publicystów, odzwierciedlające moje myśli i poglądy. Ale naprawdę raźniej na duszy robi się dopiero wtedy, gdy mam pewność, że podzielają je również inni czytelnicy. 🙂
@Narciarz2: Amerykanie są jak najbardziej narodem, choć niezwykle zróżnicowanym, jak kiedyś Polska Obojga Narodów, w której było ponad dwadzieścia nacji… ale Amerykanie obnoszą się ze swoim patriotyzmem i wywieszają amerykańską flagę na swoich domach gdy tylko się da. In Pluribus Unium
Czego Polacy migliby się od nich nauczyć, to szacunku do podporządkowania się przepisom prawa i wymiaru sprawiedliwości. Sędzia w Stanach to świętość. I nawet Trump – prezydent nie może z takim wygrać. Tu jest przepaść pomiędzy stosunkiem do prawa obywateli w Stanach i w Polsce. Cóż, amerykańska demokracja nie zaznała najeźdźców, okupantów, wynaradawiania i polowań na ludzi. To pozostawia piętno na każdym narodzie, który tych nieszczęść doświadcza.
.
Jak Pan chce, może Pan nazywać obywateli mieszkających pomiędzy Odrą i Bugiem jak Pan sobie życzy. Dla mnie to Polacy.
.
Polska w obecnym kształcie jest dość homogeniczna i choć na codzień nie obnosi się ze swoim patriotyzmem, wyraża go przede wszystkim w imprezach sportowych, masowo dopingując z polskimi flagami swoich sportowych idoli w wielu dziedzinach sportu. To miły przejaw nacjonalizmu, pod warunkiem, że nie zdominowany przez kibolską chołotę. Tej chołoty kibolskiej w Stanach nie uświadczymy. Ale to znowu efekt braku szacunku do prawa tak widoczny w polskim cwaniactwie o krótkich nogach.
.
Szanowny poseł K wprowadził do Polski szowinizm i anarchię. Quazi nazi pochody z pochodniami i polskimi flagami, które teraz (flagi) służą manifestacjom politycznym z każdej strony. Deprecjonuje prawo i zasady pokojowego współżycia obywateli. To choroba, jak rak niszcząca od ponad dekady polską demokrację. To wina wszystkich polskich polityków, że w porę nie powstrzymali tego uzurpatora. Teraz mamy tego skutki. Demontaż polskiej demokracji, zanim w pełni okrzepła. Powtarzam, to nie naród (przepraszam, obywatele zamieszkujący ziemie pomiędzy Odrą i Bugiem) jest winien. To tylko i wyłącznie wina wszystkich pozostałych partii politycznych w Polsce.
.
Naród się obroni. Jest w nim sporo szowinizmu i zwykłej głupoty, jak w każdym narodzie. Ale jest milcząca większość, o której ani autor artykułu @Obywatel RP nie wspomina, ani Pan nie chce dostrzec. Przejawem istenienia tej milczącej większości były pierwsze stracone manifestacje KOD czy czarny protest polskich kobiet.
.
Proszę mnie nie prowokować niepotrzebnie o podawanie timeline dla odsunięcia Kaczyńskiego od władzy. To nastąpi prędzej czy póżniej. Polska przekora, która jest ojcem wielu polskich kłopotów, prędzej czy później spowoduje odejście tych głupków od władzy. Nie wierzę, że trzeba będzie czekać tu na biologię.
.
Zatem zamiast deprecjonować Polaków w swojej masie, lepiej zabierzmy się za polską scenę polityczną. Brak tu LIDERÓW z prawdziwego zdarzenia!. To co mamy dziś uwłacza zdrowemu rozsądkowi. Nie widzę żadnego lidera ani formacji, która jest obecnie zdolna pociągnąć za sobą naród. Trzeba zatem myśleć o większym zjednoczeniu się całej opozycji jako o niezbędnej próbie naprawienia tych wszystkich zaniechań, które doprowadziły chołotę Kczayńskiego do władzy. Czas na działanie a nie to co widzimy na codzień, kunktatorstwo całej polskiej opozycji. Jeśli politycy nie wyciągną wniosków ze swoich błędów, czeka nas wybuch społeczny niekontrolowany. Liczenie na wybory to już dziś mrzonki.
lepiej zabierzmy się za polską scenę polityczną.
Juz się zabieram. Co Pan mi radzi zrobić w najbliższym tygodniu?
.
Trzeba zatem myśleć o większym zjednoczeniu się całej opozycji
Ta opozycja ma liderów, o których Pan napisał kilka slow prawdy. To oni maja się zjednoczyć? Zero plus zero to jest nadal zero. Co jeszcze Pan proponuje? Mi się wydaje, ze biologia zadziała zanim liderzy się zjednoczą. Czekanie na biologię jest realistyczne, w odróżnieniu od czekania na olej do głowy.
@ NARCIARZ2: Co pana upoważnia do nazwania Mateusza Kijowskiego hochsztaplerem, czyli – słownikowo – oszustem, aferzystą na wielką skalę?
Powszechnie dostępne informacje.
B. dobry tekst, ktory dzisiaj rano podparla moja zona cytatem z ksiazki mego sp wuja, Jana Podoskiego o poczatkach polskiej panstwowosci i scalaniu 3 zaborowych kawalkow.
Ksoazka ma tytul „Zbyt ciekawe czasy”, moze ktos ma lub czytal ?
Jak nie to wysile sie i skopiuje cytat.
Wynika z niego oraz z mapki wyzej ze Polacy zdecydowanie nie sa jednym narodem, tylko sobie z tego nie zdaja sprawy.
Naród – definicja
Według nich, a w myśl definicji Stalina, „naród to historycznie powstała trwała wspólnota ludzi, która się ułożyła na podstawie wspólnoty języka, terytorium, życia ekonomicznego i układu psychicznego, przejawiającego się w wspólnocie kulturowej”. Ważne jest również podkreślenie, iż „żadna ze wskazanych cech, wzięta oddzielnie, nie wystarcza do określenia narodu. Co więcej; wystarczy brak chociażby jednej z tych cech, ażeby naród przestał być narodem.” Według Stalina i jego naśladowców „Żydzi [.] nie stanowią jednego narodu”, ponieważ „są odosobnieni pod względem ekonomicznym, mieszkają na różnych terytoriach, mówią różnymi językami”.
………………….
Taka sobie stara definicja obecnie zrewidowana bo mamy państwo Izrael i urodzonych w nim Izraelczyków.
Czyli powstał po wiekach Naród.