Stanisław Obirek: Obłuda polityków, wyrachowanie Kościoła6 min czytania

2017-12-23.

Może to nieładnie, że zacznę od siebie. Ale niech będzie.

Zadzwonił do mnie dziennikarz z radia włoskiego – pytając oczywiście, co myślę o wszczęciu procedury z art. 7.1 traktatu o UE w sprawie łamania praworządności w Polsce. Włoski dziennikarz nie był wcale zdumiony moją tezą, że obecne problemy mojego kraju, a zwłaszcza po roku 1989 są związane z tym, że świeckie nominalnie państwo robi wszystko, by zadowolić Kościół katolicki. Krótko mówiąc, przedstawiłem tezę, że polskie problemy z demokracją (a ściślej mówiąc z destrukcją tejże) są związane ze ścisłym związkiem partii o autorytarnych ciągotkach z religijną instytucją, która tych ciągotek się nigdy nie wyzbyła.

Z tym większym rozczarowaniem czytam komentarze, że brytyjska premier Theresa May, mimo tego, że jest pod presją mediów, by zająć stanowisko w sprawie środowej decyzji Komisji Europejskiej,  odpowiadając na pytania dziennikarzy, mówiła o tym bardzo ogólnie: – Kwestie konstytucyjne są i powinny być kwestią wewnętrzną danego kraju. W Europie jesteśmy przekonani co do tego, jak ważna jest praworządność. Cieszę się, że premier Morawiecki będzie rozmawiał z Komisją Europejską na ten temat.

Mówiąc językiem prostym, May zachowała się tak jak jej poprzednicy w latach 30., gdy trzeba było jasno określić stanowisko wobec bezczelnych roszczeń Hitlera. Wiemy, do czego to doprowadziło.

Włoscy dziennikarze, którzy dopytywali innych komentatorów, co sądzą o wszczęciu procedury z art. 7.1 traktatu o UE w sprawie łamania praworządności w Polsce, dowiedzieli się tylko jednego; dopuszczono w 2004 roku do struktur Unii Europejskiej kraje, które świeżo odeszły z reżimów totalitarnych nie były do tego przygotowane. Jedyne, co można zrobić teraz, co zamknąć przed nimi drzwi, by nie psuły demokracji krajów zachodnich.

Nie zgadzam się z tak radykalną diagnozą, gdyż uważam, że sojusz PiS-u z fundamentalistycznym skrzydłem w Kościele katolickim jest przejściowy. W rozmowie z dziennikarzem RAI dodałem, że bez Kościoła nie byłoby zwycięstwa PiS. To twardy fakt, że tylko jednoznaczna i bezkrytyczna propaganda PiS na poziomie parafii w skali ogólnopolskiej plus występowanie polityków tej formacji, i to kluczowych, jak Macierewicz, Ziobro, Szyszko, w mediach rydzykowych zapewniły zwycięstwo. Część Kościoła, ta konserwatywna, radykalnie fundamentalistyczna i wręcz ksenofobiczna, znalazła w PiS-ie oddanych zwolenników i odwrotnie.

Już bez odniesień do włoskiego radia warto przypomnieć, że Kościół po 1989 roku domagał się – najpierw nieśmiało – wprowadzenia bezpłatnej jakoby katechezy do szkół, organizując przed porozumieniami okrągłostołowymi specjalne rozmowy z rządem jeszcze przedsierpniowym. Później przybrało to kształt komisji państwowo-kościelnej ds. restytucji dóbr kościelnych zabranych Kościołowi w czasie PRL.

Od początku było wiadomo, że Kościół, z przyzwoleniem wszystkich rządów po 1989 roku, jest traktowany jako równiejszy, szczególnie uprzywilejowany. Nikt nigdy, łącznie z chwalonym dzisiaj za wyjątkowy wkład w demokratyzację księdzem Tischnerem, łącznie z żadnym z biskupów, nawet Janem Pawłem II, który jeszcze wtedy miał się dobrze i współrządził w Polsce, nie widział w tym nic dziwnego, że Kościół jest uprzywilejowanym członkiem społeczeństwa demokratycznego.

To oczywiście zmieniało się w zależności od rządów, ale nawet za SLD i prezydenta Kwaśniewskiego, który wywodzi się z lewicowego ugrupowania, nikt nie wątpił w uprzywilejowaną pozycje Kościoła i jej nie kwestionował. W tym sensie podtrzymuję moją tezę, że Kościół w swej większości, a w szczególności biskupi, stanowiąc jego reprezentację z nuncjuszem i papieżem, tak naprawdę nie pomagają demokracji.

A co umożliwia uprzywilejowaną pozycję Kościoła katolickiego w Polsce? Na pewno jednym z powodów jest ciesząca się dziś dużym wzięciem polityka historyczna. Bardzo subiektywne, selektywne i manipulacyjne chwilami podejście do historii. Wydobywa się tylko to, co potwierdza z góry podjętą tezę, a teza jest właśnie ta, którą sformułował pod koniec XIX wieku najostrzej Roman Dmowski, dodajmy, sam nie będąc człowiekiem wierzącym. Uznawał, szczególnie w późniejszym swoim okresie, że katolicyzm jest bardzo skutecznym partnerem politycznym i nie ma powodu, żeby z niego rezygnować.

Uznał to, samemu nie będąc katolikiem. Znalazł, i słusznie, skutecznego sojusznika w Kościele. Ta wizja Dmowskiego i endecji plus niektórych bardzo radykalnych ugrupowań, jak ONR czy Falanga, że katolicyzm to ta siła, która umożliwi budowanie wyrazistej mocnej tożsamości, została w okresie II wojny światowej wyeliminowana, jak całe państwo.

PRL była zamrożona, ale po 1989 roku została wyjęta z zamrażarki i to przez ludzi, którzy dziś dystansują się do tej obecnej Polski, jak chociażby cała rodzina Giertychów, która bardzo skutecznie przywołała tradycję endecką po 1989 roku. Ale warto też sięgnąć do historii. Udział Kościoła katolickiego i biskupów w Targowicy, czyli w zamachu na modernizacyjny projekt wypracowany przez Konstytucję 3. Maja, potem kolaboracyjne doświadczenie tychże biskupów z zaborcami, niechęć biskupów i papiestwa do kolejnych powstań, to wszystko, co można by przypisać jako cień, niechlubną kartę katolicyzmowi rzymskiemu — zostały bardzo skuteczne usunięte z pamięci Polaków.

Dziś społeczeństwo pamięta Kościół jedynie jako ten narodowotwórczy i tożsamościotwórczy. Wydaje się, że nie ma innej alternatywy, ale tylko dlatego, że z pamięci kulturowej i religijnej społeczeństwa polskiego te elementy zostały wymazane. Nie ma woli ani politycznej, ani kulturowej, aby te alternatywy przywołać i włączyć je w debatę normalną, partnerską i demokratyczną w naszym kraju.

W tych dniach ogłoszono w Watykanie, że proces beatyfikacyjny kardynała Stefana Wyszyńskiego ruszył, a jednym z głównych argumentów był jego aktywizm w popularyzowaniu modlitwy różańcowej. Mniej się mówi o tym, że kardynał Wyszyński razem z sekretarzami był jednym z głównych czynników dyscyplinujących intelektualistów, by wspomnieć słynne kazanie Wyszyńskiego z 1976 roku, gdzie wypomniał właśnie obrazoburczą, niechętną Kościołowi w jego mniemaniu twórczość Jerzego Grotowskiego czy Tadeusza Różewicza.

W tym samym czasie cenzura państwowa nękała tych samych artystów.

Oczywiście wiadomości o tym możemy znaleźć w specjalistycznych opracowaniach Leszka Kolankiewicza czy innych historyków teatru, literatury, natomiast Kościół się tym nie chwali. Kartą martyrologiczną chętniej.

No cóż, polityka polityką, ale o faktach trzeba pamiętać. I to nie tych tworzonych na potrzeby doraźne, ale tych kształtujących naszą rzeczywistość.

[responsivevoice_button voice=”Polish Female” buttontext=”Czytaj na głos”]

 

Stanisław Obirek

Print Friendly, PDF & Email
 

7 komentarzy

  1. PIRS 23.12.2017
  2. hazelhard 23.12.2017
  3. jureg 23.12.2017
  4. sroka 23.12.2017
  5. koraszewski 23.12.2017
  6. j.Luk 25.12.2017
  7. Jacqmal 25.12.2017