Zakwestionowanie prze PiS liberalnej demokracji, brak poszanowania konstytucji oraz niezależności sądownictwa i trójpodziału władz oznacza wejście w otwarty spór z Unią Europejską, którą przedstawia się jako instytucję opresyjną i obcą siłę, a nie wspólnotę, do której wstąpiliśmy dobrowolnie.
Wobec narastającej w kręgach unijnych irytacji i uruchomienia procedury ochrony praworządności wobec Polski przez Komisję Europejską, władze sięgnęły po taktykę ze znanego refrenu: „nic się nie dzieje w ogródkach działkowych” i rozpoczęły dyplomatyczną ofensywę z zamiarem przekonywania, że krytyczna ocena sytuacji w naszym kraju wynika tylko „ z braku komunikacji” i „niezrozumienia istoty reform”.
Podczas wizyty na Węgrzech premier Mateusz Morawiecki mówił o przywiązaniu Polski i Węgier do europejskich wartości i wyraził poparcie dla mocnej Unii, budowanej na fundamencie silnych państw członkowskich. Polska, podobnie jak Węgry, widzi Unię Europejską jako Europę ojczyzn i, w ocenie polskiego premiera, działając w ramach swej suwerenności, ma prawo do reformowania systemu sprawiedliwości.
Z tego rodzi się polski sprzeciw wobec prób wprowadzenia zasady uzależniania unijnych funduszy od przestrzegania praworządności, jako że ta sfera działalności państwa, zgodnie z zasadą suwerenności, miałaby należeć do kategorii spraw wewnętrznych, nie podlegających zewnętrznym ocenom. Unia, jak to określiła b. premier, Beta Szydło, to przede wszystkim zniesienie między państwami członkowskimi przeszkód w swobodnym przepływie towarów, osób, usług i kapitału, co oznacza zredukowanie wspólnoty europejskiej do rynku wewnętrznego i zakwestionowanie wartości, na których zbudowana została europejska wspólnota, takich jak demokracja, państwo prawa, trójpodział władz i prawa mniejszości.
Do zestawu wartości europejskich akceptowanych przez PiS należą natomiast religia, patriotyzm, wspólnota narodowa i rodzina. Publicyści, związani z obozem zjednoczonej prawicy starają się przy tym wekslować oś sporu z Unią, którą jest zagrożenie dla praworządności i demokracji, na płaszczyznę obrony tradycyjnych wartości przed dewiacjami lewicowo-liberalnej ideologii brukselskich elit, genderyzmem, libertynizmem obyczajowym i kosmopolityzmem.
W miarę postępu „dobrej zmiany” publicyści, socjologowie, politolodzy, a nawet filozofowie coraz częściej próbują zdefiniować ustrój, w którym obecnie żyjemy.
Dla jednych jest to jeszcze okres przejściowy, a ustrój przybiera cechy hybrydy, łączącej w sobie elementy populizmu, etatystycznego socjalizmu i nacjonalizmu. Inni, w pisowskim państwie dostrzegają już finalny produkt w postaci neoautorytaryzmu, w którym jedna partia, kontrolująca sejm i sądy, skupia pełnię władzy.
Jednopartyjne rządy, zamach na trójpodział władzy i niezależność sądów , przejmowanie i upartyjnianie podstawowych sfer życia publicznego budzą często skojarzenia z PRL. PiS podobnie jak PRL, na co zwróciła uwagę Ewa Siedlecka, odwołuje się do zbiorowości, z tym, że miejsce klasy robotniczej i chłopskiej zajął obecnie enigmatyczny suweren.
O godności i pozycji jednostki decyduje przynależność do tej zbiorowości i czerpanie z różnie definiowanej jej heroicznej tradycji. Głównym mechanizmem budowania poparcia dla władzy stały się programy społeczne, zwłaszcza reforma rolna i udana walka z analfabetyzmem w Polsce Ludowej, a Program 500+ w państwie PiS.
W rezultacie tych reform, duża część społeczeństwa, w znacznym stopniu zmarginalizowana i wykluczona, zyskała nie tylko poprawę bytu, ale też poczucie godności i podmiotowości, co nie oznacza jednak pełnej akceptacji zmian ustrojowych. Systemowe podobieństwa z PRL obecne władze starają się zanegować propagandowymi bataliami wymierzonymi w relikty komunizmu i podgrzewaniem nastrojów antyrosyjskich.
Jest to konieczne dla uwiarygodnienia polityki zwalczania III RP jako kontynuacji PRL i ugruntowania własnego wizerunku, jako siły ostatecznie rozprawiającej się z dawnym totalnym ustrojem. Mimo podobieństw mechanizmów rządzenia PRL i państwa PiS należy jednak mieć na uwadze istotne różnice: inną skalę represji i kontroli społeczeństwa, inny ustrój polityczny i gospodarczy, inne stosunki z Kościołem i inne zagraniczne sojusze. W rezultacie są to dwie różne rzeczywistości.
W przeciwieństwie do PRL, która w pisowskiej narracji zamieniana jest w czarną dziurę powojennej historii, obóz „dobrej zmiany” z sympatią nawiązuje do Polski międzywojennej, której wyidealizowany obraz przedstawiany jest jako matecznik i źródło inspiracji dla obecnej władzy.
Jednak przekaz o ciągłości tej tradycji jest nieprzejrzysty i chaotyczny. Mieści się tam i Dmowski i Piłsudski, ale w przypadku tego ostatniego nie jest jasne, czy chodzi o rządy sanacyjne, czy okres sprzed zamachu majowego. Nie wydaje się jednak, aby inspiracją dla bądź co bądź rządów cywilnych w Polsce miały być rządy pułkowników II RP, ani Bereza Kartuska jako model radzenia sobie z polityczną opozycją.
Uwolniona od szczegółowej analizy historia międzywojennej Polski dostarcza jednak silnej motywacji patriotycznej z uwagi na odzyskanie niepodległości po 123 latach rozbiorów – i zasługi, jakie w tym dziele mieli Józef Piłsudski i Roman Dmowski. Emocjonalne zaangażowanie społeczeństwa i żywa pamięć o tamtych wydarzeniach będą paliwem zwiększającym poparcie dla władzy, która sprawę niepodległości i suwerenności państwa umieściła wysoko na swych sztandarach.
Symbioza władz z Kościołem, wodzowski styl rządów i wrogi stosunek do ustroju liberalnej demokracji oraz akcenty socjalne w ustawodawstwie i praktyce politycznej skłaniają niekiedy do szukania analogii między ustrojem Polski a Hiszpanią gen. Franco. Frankizm charakteryzował się jednak nieporównywalnym poziomem represyjności rządów i eliminacją wszelkich przejawów opozycyjności – co podważa zasadność zrównywania obu systemów.
Być może wzorem są Chiny z ich modelem gospodarki rynkowej przy autorytarnym, jednopartyjnym systemie rządzenia. Osiągnięcie rozwoju gospodarczego w warunkach stabilności politycznej i społecznej było tam jednak możliwe w warunkach tradycyjnie ugruntowanej kultury zbiorowości, przeciwnej liberalnemu indywidualizmowi. Nie wydaje się, na co zwraca uwagę Ewa Siedlecka, aby silna w przeszłości, wolnościowa tradycja i przywiązanie do indywidualizmu stanowiły w Polsce podatny grunt dla takiego modelu rozwoju.
W opinii Ernesta Skalskiego w Polsce nastąpiła peronizacja społeczeństwa. Charakteryzują ją rozpowszechnione postawy roszczeniowe, które, wraz z ewentualnym pogorszeniem się sytuacji gospodarczej w przyszłości i niemożliwością zaspokojenia rozbudzonych oczekiwań społecznych, mogą się przekształcić w otwarty bunt prowadzący do otwarcia drogi do twardej dyktatury. Taki scenariusz spełnił się w Argentynie, gdzie w atmosferze kryzysu, wojsko obaliło populistyczne rządy gen. Perona i przejęło władzę, skazując ojca narodu na wieloletnią banicję. Ale czy taki scenariusz jest możliwy w Polsce? Czy w Polsce mamy peronizm?
Podobna jest retoryka odwoływania się do woli ludu: w przypadku Argentyny byli to biedacy „descamisados”, w Polsce jest to zmitologizowany suweren. Wspólne jest przeciwstawianie biednych, skrzywdzonych i wykluczonych rządzącym wcześniej elitom i uprzywilejowanym, korporacyjnym kastom.
W jednym i drugim przypadku występuje charyzmatyczny przywódca, który sprawuje nieograniczone rządy i stanowi główny ośrodek politycznych decyzji. Jest jednak istotna różnica: w Polsce funkcja wodza przypadła zwykłemu posłowi, rządzącemu z tylnego siedzenia, zaś w Argentynie – prezydentowi państwa, który wyposażony był w konstytucyjne, najwyższe kompetencje wykonawcze.
W obu przypadkach dostrzegalne są elementy populizmu lewicowego i prawicowego: nacisk na kwestie społeczne wyrosłe z idei egalitaryzmu, ale także eksponowanie obrony tożsamości kulturowej, osadzonej na idei nacjonalizmu. W polskiej wersji jest jednak więcej elementów prawicowych, jak np. polityka antyimigrancka, zupełnie obca Argentynie, będącej krajem zaludnionym w głównej mierze przez imigrantów. Cechą peronizmu był też antyamerykanizm; w przypadku Polski miejsce Waszyngtonu zajęła Unia Europejska, a Stany Zjednoczone stały się naszym najważniejszym sojusznikiem.
Zgodnie z głoszona doktryną, peronizm miał być trzecią drogą między kapitalizmem a socjalizmem i szukał niezależności od dwóch skonfliktowanych bloków polityczno-wojskowych: wschodniego i zachodniego. W polityce rządzącego w Polsce obozu można raczej dostrzec poszukiwanie miejsca między demokracją a autorytaryzmem, co wydaje się mniej pociągającą alternatywą.
Oba nurty łączy pomnikomania: w każdej miejscowości figura przywódcy lub (i) jego ulica lub plac, w każdej szkole i urzędzie jego portret. Nie wspominam natomiast o charyzmatycznej Ewicie Peron, bo w tej kategorii nie zanotowaliśmy znaczącego sukcesu.
Obecny ustrój w Polsce nie jest więc wierną kopią żadnego ze znanych nam systemów, natomiast można w nim odnaleźć różne, charakterystyczne dla nich elementy, które składają się na hybrydową formę, będącą w okresie przejściowym od demokracji do bliżej nieokreślonej postaci autorytaryzmu.
Wiele będzie zależeć od najbliższych wyborów samorządowych i parlamentarnych oraz wyniku konfrontacji z Unią Europejską, ponieważ nie stosowanie się do unijnego prawa może się zakończyć rozstaniem z europejską wspólnotą i, w rezultacie, pogorszeniem szans rozwojowych, utratą swobody podróżowania i pozyskiwania pracy oraz przekleństwem ponownego, geopolitycznego osamotnienia. Trudno przewidzieć, jak zareaguje wtedy społeczeństwo, opowiadające się ciągle w zdecydowanej większości za przynależnością Polski do Unii.
Mimo chaotycznego obrazu i niezakończonego projektu zmian niepokojące jest nabieranie dystansu od zachodniej demokracji oraz wybór modelu ustroju opartego na wszechwładzy zwykłej większości i wodzowskim stylu kierowania państwem, co oddala Polskę od Zachodu i ponownie przesuwa nas w stronę wschodnich despocji.
[responsivevoice_button voice=”Polish Female” buttontext=”Czytaj na głos”]Eugeniusz Noworyta